Rozdział 10
Można tylko rozmawiać i tym nieświadomie ranić...
Hope
Ganiąc chłopaka do łazienki, postanowiłam zająć się czymś produktywnym. Miałam plan zejść na dół i zrobić śniadanie. Dzięki młodszemu bratu zawzięłam się w sobie by zwalczyć strach i spojrzeć na tę rodzinę indywidualnie. Xav patrzył na tych ludzi pełen nadziei podczas gdy ja widziałam w nich poprzednią rodzinę zastępczą. Nie rozumiałam skąd mój brat miał tyle optymizmu by wciąż wierzyć, wierzyć w lepsze jutro. Postanowiłam jednak zawalczyć o to jutro dla niego. Czy się bałam? Bardzo. Przechodząc korytarzem, minęłam drzwi pokoju chłopaka i miałam dziwne uczucie śledzenia. Schodząc po schodach, podeszłam do lodówki skąd wzięłam między innymi jajka i mleko. W szafce odnalazłam mąkę i zabrałam się za robienie naleśników. Moja mama kiedyś je robiła. Pamiętam recepturę bo gdy byłam nieco starsza pozwalała mi w tym uczestniczyć.
-Całe pokolenie je zapamięta - mawiała
Mieszając ciasto, otarłam łzę z oka.
-Teraz szczypta magii - mówiła dodając cynamonu a ja powtarzałam to teraz pod nosem, wspomnieniami będąc w dziecięcym wieku.
-Do kogo mówisz? - usłyszałam za plecami męski głos
Ocierając szybko łzy, odwróciłam się widząc Patricka. Zobaczyłam po jego minie, że widział iż płakałam.
Uśmiechając się smutno, odparłam;
-Stare dzieje - machając olewająco dłonią jakby to nic nie znaczyło
-Stare dzieje są ciekawe. Co tam majsterkujesz? - pytał stając naprzeciw mnie, że dzieliła nas niewielka odległość.
-Naleśniki z przepisu mojej mamy - szepnęłam cicho wracając do pracy mimo odczuwalnego oddechu chłopaka na mojej szyi
-Zaproś ją do nas. Zobaczymy co powie na twoje naleśniki. Czasami uczeń pobija mistrza - usłyszałam.
Poczułam że ogarnia mnie złość a jednocześnie nadchodzi fala płaczu. Musiałam jak najszybciej stąd wyjść. Nie mogłam tu zostać. Czułam się tak jakbym się dusiła, brakowało mi tlenu.
-Przepraszam - powiedziałam wybiegając z kuchni do "mojego" pokoju. Po drodze minęłam zdziwionego brata, który pytał czy ze mną wszystko w porządku. Po raz pierwszy nie zwróciłam na niego uwagi. Zatrzasnęłam za sobą drzwi chowając się pod kołdrę. Wtedy odkryłam wadę tego domu. Wszystko co ktoś mówił, było słychać w każdym pomieszczeniu. Dlatego chcąc nie chcąc słyszałam rozmowę Xaviera z Patrickiem.
-Co jej zrobiłeś? - usłyszałam zły głos Xaviera. Rzadko a praktycznie w ogóle nie podnosił tonu.
-Nic - odparł chłodno
-Jak nic, nie widziałem jej takiej odkąd...!
Wiedziałam co miał na myśli Xav. Znał mnie jak samego siebie co potwierdziły jego słowa pełne złości a zarazem zdziwienia.
-Wspomniałeś o rodzicach...
-Robiła naleśniki, powiedziała że z jej receptury. Chciałem by zaprosiła ją do nas. Co zrobiłem źle?
Patrick był widocznie skonfudowany.
-Nasza matka nie żyje - usłyszałam chłodny głos brata i dźwięk odgłosu wbiegania po schodach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top