Prawda
Hope
Jako dzieciom mawiano nam, żeby zawsze i mimo wszystko mówic prawdę, lecz nikt owej prawdy nigdy nie mówi. Dzieci zastanawiają się "dlaczego mawia się coś, czego nie praktykuje się w życiu codziennym?". Żaden dorosły nie potrafił udzielić na to pytanie odpowiedzi. Dorosłem. Teraz sam wiem, dlaczego wtedy moi rodzice milczeli. Nie chcieli burzyć świata jakie dziecko widzi; usłanego dobrem i niewinnością, gdzie nie ma miejsca na zło. Rodzice chcieli bym wierzył, że istnieje prawda i że trzeba ją mówić. Nie chcieli jednak mówić, że to co trzeba niekoniecznie uchodzi z tym czego wymaga dana sytuacja. Czasami należy skłamać by uczynić dobro.
Wchodząc z dziewczyną do domu, ujrzałem matkę z kieliszkiem wina w dłoni, która spojrzała na mnie a ja już wiedziałem co się dzieje.
-Hope, proszę idź do swojego pokoju.- poprosiłem cicho
Zauważyłem po minie dziewczyny, że nie spodobało jej się to iż jej rozkazuję ale gdy uniosła na mnie wzrok, uczyniła to o co poprosiłem bez zbędnych ceregieli za co byłem jej wdzięczny. Matka paradowała w krótkiej bluzce i bieliźnie z czerwonym winem stojąc oparta o ścianę. Podchodząc do rodzicielki, zapytałem cicho z wyrzutem;
-Co ty odwalasz? Przecież skończyłaś z tym pół toku temu, dlaczego wracasz do...tego? - wskazałem na dwie butelki z czego jedną do połowy opróżnioną. Matka spojrzała na mnie znad kieliszka z uśmiechem na ustach choć w jej oczach widziałem łzy. Czułem jak życie wymyka mi się z rąk.
-To i tak bez różnicy kochanie - machnęła lekceważąco dłonią.
-Co jest bez różnicy? To, że masz czterdzieści dwa lata i chcesz się upić na śmierć czy to, że niecałe pół roku temu udało ci się zwalczyć nałóg do którego znowu wracasz!? - uniosłem się nie wiedząc jak do niej dotrzeć
Matka stanęła na środku kuchni piorunując mnie wzrokiem.
-Słuchaj mnie uważnie; udało mi się postawić cię na nogi, odżyłeś dzięki Hope. Trzymaj się niej a będzie dobrze. Mną się nie martw. Jestem dużą dziewczynką - odparła zanosząc się pijackim śmiechem. Nie miałem zamiaru tak tego zostawić. Podchodząc do matki, zrobiłem zamach zwalając wszystkoe butelki wraz z kieliszkiem na podłogę, robiąc przez to niesamowity rumor.
-Coś ty zrobił!? - krzyknęła zrozpaczona
-Stawiam cię na nogi tak, jak ty postawiłaś mnie; uporem i dyscypliną. A teraz usiądź i powiedz co się naprawdę stało, mamo.
Jednak rodzicielka pozostawała niewzruszona na moje słowa jak niegdyś ja. Chyba upór jest rodzinny.
-Idź do niej - machnęła ręką dopijając wino z kieliszka - Poza tym twoja poranna kawa ze ściany. Masz ją posprzątać razem z winem zanim zagnieżdżą się tu robaki i inne żyjątka.
Patrzyłem jak odchodzi od stołu nawet na mnie nie patrząc. Mierząc wzrokiem ogrom bałaganu z którym będę walczył zrobiło mi się niedobrze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top