Od teraz...
Hope
Poczułam wewnętrzną pustkę jakiej jeszcze nigdy nie czułam a wszystko przez to, że puścił mą dłoń. Czy to był powód mojego ataku paniki? Nie wiedziałam. Wiedziałam jednak, że muszę coś ze sobą zrobić. Od dłuższego czasu czułam się jak w pułapce, czterech ścianach które zwężają się zwężają aż znienacka mnie uduszą, ścisną śmiertelnie. Bałam się o to co będzie. Bałam się o jutro i nie wiedziałam co mam robić. Gdzie podziała się ta Hope, która tańczyła w deszczu? Dlaczego teraz chowam się pod parasolem?
-Pomóż mi Patrick... - szepnęłam unosząc na niego wzrok
Widziałam że się bał. Bał się tego co widział; bał się mnie.
-Wiem jak ci pomóc. Pokażę ci jak można żyć tylko pozwól mi sobie pomóc - powiedział pomagając mi wstać
Stojąc naprzeciw siebie, kiwnęłam głową na znak zgody. Podczas gdy ja czułam wewnątrz smutek i rozpacz, on uśmiechał się do mnie. To było dobre; miałam kogoś kto przyciągał mnie do siebie swoją radością, wyciągał mnie z tego obłędu w jakim żyję.
-Pamiętasz jak powiedziałem ci byś się ubrała bo wychodzimy? Krzyczałaś, że nigdzie nie pójdziesz. Masz dziesięć minut na przyszykowanie się chyba że chcesz bym ci pomógł - powiedział mrugając do mnie zawadiacko okiem
Zaśmiałam się na jego zachowanie. Był taki beztroski i radosny...zupełnie jak ja jeszcze nie tak dawno temu. Życie ze mnie szydziło w bezczelny sposób; Patrick i ja jakby zamieniliśmy się osobowościami. Ja byłam teraz tą pochmurną i pogrążoną w rozpaczy osobą a on - wesołym nastolatkiem. Patrzyłam jak wchodzi do domu a ja tuż za nim. Ruszył w kierunku schodów, zapewne do swego pokoju. Mimo protez poruszał się zwinnie i z gracją czego mu zazdrościłam, ponieważ mając swoje nogi nie potrafiłam zawrzeć w nich choć trochę elegancji a jemu przychodziło to tak naturalnie.
-To nie fair - oburzyłam się cicho
-Co jest nie fair?- zapytał a ja przeklnęłam pod nosem, sądziłam bowiem iż powiedziałam to na tyle cicho iż nie usłyszy. Jak widać - myliłam się.
-Bo chodzi o to, że... ymmm...bo wiesz masz protezy i chodzisz jak cholerna modelka a ja mam swoje nogi i nie potrafię poruszać nimi choć z połową takiej elegancji jaką ty masz w sobie. To jest nie fair - stanęłam na czubku schodów, patrząc na rozbawionego chłopaka.
-Co cię śmieszy? Moje nogi to dwie kłody - wskazałam na nie bezsilna
-Mnie się podobają twoje kłody - powiedział poważnie, patrząc na mnie na co nie dałam rady powstrzymać śmiechu. Po chwili Patrick dołączył do mnie, śmiejąc się do łez. Właściwie można by powiedzieć, że śmialiśmy się z niczego. Ale to było dobre - rozładowywaliśmy nagromadzony stres. Milknąc, łaknęłam powietrza leżąc na plecach obok chłopaka. Obracając głowę w lewo patrzyłam na niego. Wyglądał na zamyślonego i choć jego mimika twarzy wyrażała radość to w jego oczach stały nigdy nie ujrzane słońca dziennego łzy.
-Opowiedz mi o tym - poprosiłam cicho
Chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się. Widziałam że próbował grać by odwlec mnie od bólu jaki ukrywał wewnątrz siebie. Znałam tę taktykę; taktykę obronną.
-Nie graj Patrick. Oboje jesteśmy zbyt długo na scenie, oboje zbyt długo jesteśmy aktorami. Zdejmijmy maski i zapomnijmy o wyuczonych na pamięć scenariuszach pełnych happy endu. Oboje wiemy, że film to nie życie... - powiedziałam patrząc w sufit
-Moje życie było jak film... ba! Ono było niczym jedna z najpiękniejszych bajek. Mama kochająca matka, która dba o ciebie jak najlepiej potrafi. Tato, który zawsze obroni w potrzebie i wesprze w potrzebie. Tato, który nauczy różnych rzeczy. On tak wielu rzeczy mnie nauczył... zaraził mnie swoją pasją wiesz? Nauczył mnie jazdy figurowej. Po raz pierwszy zabrał mnie na lodowisko, gdy miałem trzy latka... - usłyszałam jak załamał mu się głos lecz mówił dalej nie zważając na spływające łzy - Wszystko było jak bajka; szczęśliwa rodzina, która ma czego zabraknie. Jednak okazało się, że i w tej bajce jest czarny bohater; los.
Nie płakałam. Nie współczułam mu, bo wiedziałam że to najgorsze co można zrobić dla cierpiącej osoby. Nie potrzebne jest współczucie ani litość, nie należy ranić zranionego swoim bólem jaki czuje się z jego przeszłości. Dlatego jedyne co zrobiłam to byłam przy nim, gdy płakał leżąc przy moim boku. Przybliżyłam się do niego przytulając go do siebie a on objął mnie w talii. Pozwoliłam mu płakać, pozwoliłam opowiedzieć mu o sobie. Zero kłamstw...
---------------------------------------------------------
Znów ta piosenka, ponieważ ją pokochałam. Wersja piano jest lepsza niż originalna :]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top