Rozdział 7
- Może spędzimy dzisiejszy dzień razem? - zapytał Taku patrząc mi prosto w oczy.
- Co proponujesz? - zapytałam.
- To tak, mój plan na dziś brzmi - zaczął mówić, ale nie dane mu było skończyć.
- Dobry - powiedzieli jednocześnie Kamil z Patrycją - czyli widzę że można rozumieć że ty jesteś moim przeszłym szwagrem.
- No jeszcze nie, ale kto wie - powiedziałam uśmiechając się.
- Ojciec już na stówę wyrzuci cię z domu - powiedział wychodząc z pokoju - ale życzę wam szczęścia!!!! - krzyknął z korytarza.
Po części miał rację ojciec mnie zamorduje, nie zaakceptuje tego, że jesteśmy razem, w sumie nie wiadomo czy będzie na ślubie, yyy nie stop, przecież nie było pytania o to czy za niego wyjdę. Jak będzie to wtedy się będę zastanawiać co będzie, na chwilę obecną musimy ukrywać, że jesteśmy razem.
Po jakimś czasie doszliśmy do wniosku, że pójdziemy się przejść do pobliskiego parku, tam jest mało ludzi, nikt nas nie znajdzie.
Doszliśmy do wejścia do parku, przy którym ujrzałam kogoś kto wydawał mi się znajomy, podeszłam bliżej i wtedy ją poznałam, tak to była ona, moja matka, ewidentnie na kogoś czekała. Pewnie mnie nie poznała, bo nawet się nie spojrzała w naszą stronę. Usiedliśmy na ławce tak abym miała na nią dobry widok.
Obserwowałam ją jakiś czas, podszedł do niej jakiś mężczyzna. Na początku przypominał wyglądem jej byłego Mateusza, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to jednak nie jest on, tylko ktoś inny. Zauważyłam że dał jej 100 złotych, i zaczęli tak zwaną grę wstępną? Yy co się dzieje? Moja matka protytutką? Co jak co, ale to nie może być prawda.
- Emilia? - wyrwał mnie z moich zamyśleń Taku.
- Co? - zareagowałam przestraszona.
- Czemu się tak patrzyłaś na tą kobietę? - zapytał - Kim ona jest?
- Teraz to już nikim - powiedziałam ze spuszczoną głową, nie chcę, żeby wiedział, że to moja matka, a tym bardziej po tym co zauważyłam przed kilkoma minutami.
Siedzieliśmy potem w ciszy, trzymając się za ręce. Czułam dziwne uczucie, że robię coś nie legalnie, że nie powinnam teraz siedzieć w parku z Taku. Wiedziałam, że nikt znajomy nas nie dojrzy. Kamila z Patrycją się nie boję, matki też nie. Spojrzałam jeszcze na kobietę która szła z jakimś mężczyzną w podeszłym wieku za rękę, pomyślałam, że to pewnie jej kolejny klient. No tak my nie daliśmy jej pieniędzy to skądś musiała je wziąć.
Odwróciłam głowę z powrotem do mojego chłopaka, a on przybliżył się do mnie, spojrzeniem zmierzył okolice upewniając się, że nikt nas nie widzi, pocałował mnie, oczywiście to odwzajemniłam. Czułam latające motyle w moim brzuchu, od dawna nie odczuwałam tyle szczęścia.
- To było.. - zaczęłam.
- Cudowne. - Taku dokończył zdanie za mnie.
Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę, a później chłopak doprowadził mnie pod blok i jeszcze raz pocałował na pożegnanie.
Cała w skowronkach weszłam do mieszkania.
- Wróciłam. - powiedziałam odkładając klucze na szafkę.
Weszłam do kuchni w której siedział tata z poważną miną.
- Cześć tato, Nie spodziewałam się Ciebie tak wcześnie.
- Wytłumacz mi co Ty do cholery robiłaś z tym gnojkiem? -wycedził przez zęby.
- Ale z kim? - powiedziałam ze zdziwieniem, ale dobrze wiedziałam o co chodzi.
- Emilia, nie udawaj głupiej, ponieważ akurat masz pecha, no bo widziałem was przez okno - powiedział wskazując palcem na szybę. - Wszystko widziałem.
,,No świetnie", pomyślałam. Teraz będę miała przerąbane u taty, zabroni mi pewnie wychodzić z domu. W sumie może jeszcze nie wszystko stracone, ale po drugie co on w ogóle robił w domu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top