Rozdział 24

Spakowane walizki stały już w korytarzu, jeszcze spakowałam tylko portfel, telefon i kosmetyki do torebki i zapytałam czy moi bliscy są gotowi do wyjścia. Do samolotu zostało nam jeszcze trzy godziny a na lotnisku zawsze trzeba być wcześniej.

Sprawdziłam czy wszystko jest wyłączone, gdy uznałam, że wszystko jest w porządku powiedziałam, że można wychodzić i jechać na lotnisko. Za kierownicą będzie mój brat, czyli droga na lotnisko będzie szybka. Gdy Kamil prowadzi to lepiej zapiąć pasy.

Dojechaliśmy i poszliśmy usiąść w poczekalni, nasz samolot miał mieć pół godziny opóźnienia, więc było jeszcze sporo czasu na kupienie kawy i czegoś do jedzenia, żeby zjeść na szybko przed lotem. Gdy tylko pomyślałam o jedzeniu jakie nas czeka w Japonii  uśmiechnęłam się, lubię azjatyckie potrawy i mam nadzieję, że Yuki i Sara dobrze gotują. Cały czas jestem ciekawa jak będzie nam się żyło w Japonii.

W samolocie zajęliśmy miejsca po środku, braliśmy pod uwagę wszystkie możliwe aspekty co może wydarzyć się podczas lotu, awaria, brak paliwa, nagłe ładowanie, katastrofa lotnicza. Więc lecieć dla mnie i dla Patrycji to był dramat. To była jedyna rzecz której się obawiałyśmy, ale oczywiście nie powiedziałyśmy o tym głośno, przecież nasi chłopcy by nas wyśmiali.

Minęły dopiero dwie godziny lotu, a my już powoli nie mogliśmy usiedzieć na miejscach, z nudów nawet zaczęliśmy grać w gry językowe, czy jak to się nazywa. Tata nawet zajął się nauką japońskiego, oczywiście razem z moim bratem. Kupili książki i właśnie je czytali. Ja akurat jeśli chodzi o język japoński miałam swojego prywatnego nauczyciela, mojego męża. Miałam tylko nadzieję, że dogadamy się bez problemu, czyli jak to zwykle ja pół po angielsku pół japońsku.

- Tato jak ci idzie? - zapytałam chowając telefon do torebki.

- Jozu - odpowiedział, a mój mąż tylko na niego spojrzał.

- Dobrze Ci tato idzie.

- Arigato Gozaimasu. - odpowiedział tata nie patrząc się na nas, tylko przeczytał wyrażenie z książki.

Muszę przyznać, że czytanie wychodzi mu świetnie teraz tylko musi się nauczyć to pisać, ale jak sam mówi, jest to wyższa szkoła jazdy. Nauka alfabetu to najprostsza rzecz.

Po kilku godzinach nasz samolot wylądował na lotnisku w Tokio, które było ogromne i całe oświetlone, co nie było zaskoczeniem, ponieważ była w Japonii późna godzina. Najtrudniejsze dla nas tutaj będzie to, że musimy przestawić się na tutejszą strefę czasową, która różni się ośmioma godzinami. Więc od razu postanowiłam przestawić zegarek, który nosiłam na ręce, Taku zrobił to samo, po czym napisał SMS-a do siostry, że jesteśmy na miejscu.

- Yuki i mama zaraz tutaj przyjdą, więc poczekamy na nie tam - powiedział Taku i wskazał palcem na plastikową ławkę.

Nie długo zajęło nam czekanie na nie, ponieważ już po piętnastu minutach ujrzałam dwie zbliżające się do nas Japonki. Już z daleka mam machały.

- Konichiwa - powiedziały równocześnie przytulając nas.

- Cześć dziewczyny - odpowiedzieliśmy im a następnie wzięliśmy swoje bagaże i udaliśmy się w stronę wyjścia z lotniska.

Szliśmy przez centrum miasta, wyglądało ono tak samo jak na tych wszystkich zdjęciach, które pokazują w internecie bądź telewizji. Idąc centrum Tokio nadal nie dowierzałam, że tu jestem, miałam wrażenie, że to bajka lub jakiś sen. Rozkojarzona oglądałam się dookoła, oczywiście mój brat z tatą tak samo. Widać było, że Patrycja nie do końca była zachwycona.

-Warszawa jest podobna - powiedziała moja przyjaciółka, w tym samym momencie zatrzymaliśmy się i wszyscy spojrzeliśmy w jej kierunku stukając się po głowie palcem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top