taste of your love

genre: fluff, some suggestive content (it is not a smut tho), blind au, married life au, angst

word count: 3.2 k

warnings: kissing scenes, hickeys, heavy make out (?)

(adding only because i am super proud of this piece. If it bothers you or you think it harms bang chan in any way, please tell me and I will remove it straight away)


Ciemność.

Wiecznie przenikająca duszę. Chłodna. Nieodkryta. Nieustannie wywołująca lęk, od którego nie da się uciec. Oh jak byłoby prosto otworzyć oczy i zapalić nocną lampkę, aby pozbyć się problemu szponów ciemności, które boleśnie wbijały się w twoją duszę i uświadamiały, jak słabą istotą jesteś.

Twoje oczy nie działały tak, jak inne. Nie projektowały w twoim umyśle kolorowego odbicia rzeczywistości, nie widziały żywych barw, nie były dla ciebie zwierciadłem piękna kwitnącego co roku na wiosnę. Twoi rodzice zawsze ci powtarzali, że to czyni cię tylko jeszcze bardziej wyjątkową - że dzięki temu potrafisz dostrzec prawdziwe piękno człowieka, nie skupiając się na jego zewnętrznej aparycji, często tak zwodnej i kłamliwej. Chciałaś w to uwierzyć, Bóg wie jak mocno, ale nie potrafiłaś się przekonać do jakiejkolwiek zalety bycia niewidomym.

Bycie ślepym to nie życie. To nieustająca walka z własnymi demonami, straszącymi w ciemności, której choćby nie wiem co, nie da się uniknąć.

Pewnie gdybyś powiedziała to swojemu lekarzowi, wyśmiałby by cię w myślach i bez wahania przepisał silniejszą dawkę leków przeciwlękowych (niech skonam, już brałaś garściami te puste prochy bez żadnych widocznych efektów działania). Ty jednak wiedziałaś swoje. Wciąż będąc nieuleczalnie ślepą, udało ci się raz ujrzeć światło - niezbyt jaskrawe; takie, które dodaje otuchy w ciemną noc i pozwala lepiej zasnąć, nie będąc już nękanym upiornymi marami. Twoje światło miało na imię Bang Chan i, ku twojemu nieustannemu zdziwieniu, wciąż świeciło u twojego boku.

Zawsze wyobrażałaś go sobie jako ucieleśnienie czystości - jasna, wręcz blada skóra, blond, lekko kręcone przy karku włosy i ten uśmiech, który rozjaśniał nawet najciemniejszy mrok. Poznałaś go w bibliotece. Będąc niebiańsko wysokim, Chan z łatwością sięgnął po książkę i podał ci ją z rosnącym na ustach uśmiechem.

- Zawsze się zastanawiałem, jakie książki czytają niewidomi - przejechał delikatnie opuszkami palców po twojej ręce, wręczając ci książkę, na co całe twoje ciało zareagowało istną kakofonią uczuć, od zimnych dreszczy wstrząsających wszystkie członki, po piskliwy dźwięk, który niespodziewanie zalał twoje uszy. Będąc wyczuloną na każdą najmniejszą zmianę w swoim organiżmie, z wstydem musiałaś przyznać, że i twoje policzki postanowiły dać pokaz swoim umiejętności i oblać się najjaskrawszym szkarłatem, jaki miały w swojej palecie. - Czy potrzebujesz, abym cię dokądś podprowadził?

Słyszałaś tę propozycję pomocy już tysiąc razy w ciągu swojej marnej egzystencji, ale tylko ten jeden raz wydała ci się ona tak szczera i pozbawiona pragnienia, abyś jednak odmówiła. On nie pytał z grzeczności, czy moralnego podszeptu, doradzającego, że wypada pomóc tej ślepej kurze. On chciał pomóc, jako jedyny zrozumiawszy, że masz już dosyć udawania silnej i samowystarczalnej, podczas gdy każdy bliższy kontakt z rozszalałą ulicą, wywoływał u ciebie zawroty głowy.

- Chciałam jeszcze podejść do działu audiowizualnego. Spytać, czy mają audiobooki dzieł Dostojewskiego - wyznałaś nieśmiało, po chwili czując, jak chłopak oplata sobie twoją rękę wokół swojego przedramienia i powoli prowadzi, prawdopodobnie w kierunku windy.

- W porządku. Najpierw do audiowizualnego, a potem do tej małej kawiarni na rogu. I nie próbuj mi odmawiać, musisz spróbować tamtejszych bułeczek cynamonowych - odrzekł pewnie, a jego uroczy chichot momentalnie wypełnił całą bibliotekę, zwracając na was uwagę pomarszczonej bibliotekarki, wyznającej ciszę, niczym religię.

Od tej chwili jasność zawsze miała dla ciebie zapach cynamonu i parzonej kawy.

*

- Gdzie mnie prowadzisz? - naciskałaś na Chana, nie przepadając za wycieczkami w nowe miejsca. Przyzwyczajona do wydeptanych ścieżek i stałego układu przedmiotów w domu, czy mieszkaniu Chana, wpadałaś w panikę, kiedy nie wiedziałaś, co cię otacza, a wszystkie dobiegające zewsząd odgłosy i zapachy uderzały ze zdwojoną siłą i intensywnością. Niczym pies w nowym parku.

- W miejsce, które na pewno ci się spodoba - odpowiedział z całą pewnością siebie i ponownie skupił się na jeździe. Usłyszałaś jak skóra, którą była pokryta kierownica lekko skrzypi pod jego mocnym uściskiem, a wnętrze samochodu wypełnia cicha melodia jego śpiewu, który momentalnie wprowadzał cię w niekontrolowany stan odrętwienia. Uwielbiałaś tę piosenkę, a on dobrze o tym wiedział. Niejednokrotnie już utulał cię do snu zaledwie kilkoma zwrotkami, które w magiczne sposób sprawiały, że twoje oczy zaczynały się kleić niczym posmarowane gęstym miodem.

Znając go już tyle lat, wiedziałaś, że po nim nie można się niczego spodziewać. Chris miał tysiąc pomysłów na sekundę, więc żadne z waszych spotkań nie sprowadzało się do zwykłego zasypiania przy włączonym telewizorze. Po "spontanicznym" wypadzie do Dubaju, nauczyłaś się, żeby nigdy nie przeceniać jego możliwości. Ten chłopak byłby w stanie zabrać cię nawet na księżyc.

- Trzymasz się mocno? - upewnił się, wciąż nie zmniejszając uścisku wokół twoich nóg, które prawie nie zmiażdżyły mu klatki piersiowej. Nic nie odpowiedziałaś, wciąż wystarczająco zła na Chana, że tak bez uprzedzenia poderwał cię z ziemi i posadził sobie na plecach, aby nie robić mu tej łaski i odpowiadać na jego pytania. Wiedział, że nie lubisz niespodzianek, a mimo to usilnie chciał ci jedną sprawić w tej chwili. - Oj nie bocz, się tak, ______. Obiecuję ci, że za chwilę cię postawię z powrotem.

Fuknęłaś jedynie pod nosem i wtuliłaś mocniej w jego plecy, nie widząc żadnego innego wyjścia, poza cierpliwym czekaniem na tą niecierpiącą zwłoki niespodziankę. Twoje uszy zalał donośny wrzask rybitw, a do nosa dotarł słony zapach morskiej wody i suchego piasku.

Byliście... na plaży?

- Już wiesz, gdzie jesteśmy? - zaśmiał się wesoło, na co jedynie kiwnęłaś głową, wciąż niemo zachwycając się nowym miejscem, które atakowało cię z każdej strony nowymi zapachami i odgłosami. Byłaś tak podekscytowana, że ledwo się powstrzymałaś od wbicia paznokci w śródręcze dłoni, które już zdążyły pokryć się cienką warstwą potu. 

Ile byś dała, aby móc zobaczyć na własne oczy, jaki kolor mają chłodne fale oceanu i ile ziarenek piasku leży na jednej plaży; żeby mieć możliwość ujrzenia uśmiechu Chana, spokojnie wpatrującego się w twoją rozemocjonowaną osobę i w duszy radującego się, że mógł sprawić ci tyle szczęścia jedną wizytą na tej gigantycznej piaskownicy.

Kilka kroków dalej i Chris stał już po kolana w przezroczystej wodzie, która cudownie koiła zmęczone długą jazdą ciało i uparcie namawiała do zanurzenia się w całości, aby móc poczuć tę ulgę całym sobą. Wciąż czując mocny ścisk wokół bioder, chłopak powoli puścił twoje nogi, dając ci znak, że już możesz zejść. Szybko jednak chwycił cię w pasie, wiedząc dobrze, że twój entuzjazm szybko mógłby cię sprowadzić do odmętów tego morza i skończyć się mokrym ubraniem klejącym do każdej cześci zmarzniętego ciała. Słusznie przewidział, bo gdy tylko poczułaś pod palcami miękką strukturę wody, podskoczyłaś w zaskoczeniu i wydałaś z siebie przeraźliwie uroczy chichot.

- Channie! Jesteśmy w wodzie! - zachwycałaś się niczym dziecko, którym nagle się poczułaś. Nigdy wcześniej nie byłaś na plaży, więc twoja radość była tym większa, że to tutaj postanowił zabrać cię Chan. To było nawet lepsze od podróży na księżyc w poszukiwaniu sera Wensleydale razem z Wallecem i Gromitem. - To jest ta niespodzianka?

- Tak po prawdzie, to tak - podrapał się po karku, bojąc się, że za chwilę ujrzy twoją rozczarowaną minę, która świadczyłaby o tym, że spodziewałaś się czegoś lepszego niż zwykłej sadzawki z mokrym piachem dookoła. Szybko jednak uświadomił sobie, że niepotrzebnie się martwił. Określenie, że byłaś w siódmym niebie było zbyt dużym niedopowiedzeniem. - Chciałem, żebyś się znalazław jakimś miłym miejscu, kiedy będę chciał cię o to zapytać.

Zmarszczyłaś nos na jego odpowiedź, nie lubiąc kiedy mówił do ciebie w tak tajemniczy sposób - zawsze miał wtedy coś na sumieniu i potem przez tydzień się do niego nie odzywałaś, mając mu za złe, że ukrywał przed tobą prawdę. Jednak tym razem miałaś wrażenie, że nie chodziło o jakieś zgubienie twojego ulubionego breloczka, czy zbicie szklanki z sokiem na twoim dywanie. Nigdy wcześniej nie czułaś, aby ciało Bang Chana było tak spięte.

Co to za pytanie?

Chan zaśmiał się nerwowo i mogłabyś przysiąc, że złapał za nasadę nosa, co czynił zawsze, gdy stres mieszał mu się z krwią. Chłopak wziął kilka głębokich oddechów, wypełniając płuca jodowym powietrzem, całkowicie pewien, że nie znajdzie lepszej okazji. Musiał wiedzieć teraz.

- Chciałem wiedzieć, czy... - zawahał się, czując jak serce boleśnie rozrywa mu klatkę piersiową, jakby zmuszając do szybszego wyznania prawdy. Dalej głupcze! Pytaj! - czyzostanieszmojądziewczynąmoże?

Powietrze zmieniło zapach na delikatną woń cynamonu zmieszaną z świeżo paloną kawą z delikatnym aromatem jodu, który sprawiał, że cała mieszanka była jeszcze przyjemniejsza do nieustannego wdychania.

Nie odpowiedziałaś. Sięgnęłaś dłonią do jego twarzy i zahaczywszy parę razy o jego idealnie uwydatnione usta, stanęłaś na palcach i musnęłaś je kilka razy, licząc, że ta odpowiedź będzie dla niego wystarczająco wymowna.

*

Zawsze się zastanawiałaś jak smakuje miłość? Słony popcorn i przesłodzona cola obecna na każdej kinowej randce? Smażony ryż i kimchi zamawiane za każdym razem w pobliskiej restauracji, całodobowo obleganej przez zakochane pary? A może cynamonowe ślimaczki, które jakimś cudem każdego poranka leżały u progu twoich drzwi?

Nie. To zbyt pospolite. Prawdziwy smak miłości musi się poznawać wtedy, gdy nie kosztujemy żadnej potrawy, ale siebie nawzajem. Gdy zmysły szaleją w eksplozji doznań, a usta mdleją od łapczywych pocałunków.

Chris nigdy nie naciskał. Nawet, gdy sam cierpiał z pożądania i świadomości, że czujesz się niewystarczająco dla niego dobra, aby przeżyć z nim i twój i jego pierwszy raz. Czekał, aż sama tego zapragniesz i pewnego dnia przyjdziesz do niego z lśniącymi oczami i prośbą "Channie, proszę zajmij się mną", aby móc wziąć cię w ramiona i pokryć pocałunkami każdy najmniejszy skrawek twojego idealnego ciała.

Zrobiłabyś to. Nawet w samą noc poślubną, kiedy obrączki wciąż nie zdążyły dopasować się do waszych palców, a zmysły wciąż szalały w obecności drugiej osoby. Gdyby nie to, że nie mogłaś nawet zachwycić się jego widokiem. Nacieszyć oczu obrazem jego jasności, jeszcze bardziej świetlistej od blasku palącego skórę słońca. Czułaś się taka wybrakowana - niczym lalka bez ręki, której nikt nie chce kupić w sklepie i która ostatecznie ginie w stercie innych śmieci na wysypisku. Wciąż nie mogłaś zrozumieć, dlaczego Chan wybrał zabawkę z tak wielkim ubytkiem. Znałaś wszystkie jego znajome - wszystkie nieziemsko piękne z idealnie ostrym zmysłem wzroku. Co więc widział w tej ślepej i słabej istocie, jaką niezaprzeczalnie byłaś?

Myśląc o sobie, widziałaś jedynie niczym niewyróżniającą się dziewczynę, której nieczynne oczy spowijała czarna przepaska ciemności. Gdy Chris na ciebie patrzył, widział bohaterkę. Dziewczynę tak silną, że nie tylko sama wciąż tryskała optymizmem, pomimo wrodzonej nieuleczalnego defektu, ale zarażała też tą radością każdego, kto stanął w promieniu kilku metrów od niej. Widział ______, która pokazała mu co znaczy delikatność, pozwalając jedynie przejechać opuszkami palców po jej skórze. Widział ______, która całkowicie mu zaufała i pozwoliła na ślepo poprowadzić siebie przez życie.

Ty nie widziałaś nic. On widział tylko ciebie.

Wiedział, że nie powinien, ale nie mógł nic poradzić na to, że co noc marzył, aby móc zobaczyć cię w całej okazałości. Nieskrępowaną żadnymi ubraniami. Jedynie ty spowita w cienką warstwę jego miłości. Szczęśliwą w jego ramionach, na które powoli spływałyby pojedyncze pasma twoich karmelowo brązowych włosów. Uśmiechnietą od rosnącej dawki rozkoszy, której ci dostarczał z każdym najmniejszym ruchem. Szeptającą jego imię w słodkich komplemantach... Aż cały drżał, wyobrażając sobie to wszystko. Jak mogłaś nie widzieć, że dla niego byłaś idealna? Że dla niego każda twoja niedoskonałość była perfekcją?

Serce mu pekało w agonalnym bólu za każdym razem, kiedy zawstydzona odsuwałaś się od niego, bojąc się nawet najmniejszego zainicjonowanego przez niego dotyku. Nie chciałaś pocałunków skradanych przedtem przed pójściem do pracy, przytulasów tak ciepłych, że cała fabuła filmu od razu przestawała mieć znaczenie, uchwytu dłoni, który wcześniej zawsze dodawał ci otuchy, gdy cały świat zdawał się wirować zbyt szybko. Chłopak czuł, jak stopniowo się od siebie oddalacie, a wcześniejsze zaufanie gaśnie niczym płomień ognia, do którego nikt nie dołożył drewna.

W końcu zdał sobie sprawę, że ty nigdy nie przyjdziesz sama, bo nie wiesz, którą ścieżką podążać.

*

Poczułaś silny zapach kwiatów, który z każdym krokiem zbliżającym cię do salonu coraz bardziej się nasilał, w końcu do takiego stopnia, że miałaś wrażenie, że całe wasze mieszkanie zamieniło się w gigantyczną szklarnię. Błagam, żeby Chan nie wpadł znowu na jakiś genialny pomysł założenia kwiaciarni, zawołałaś w duchu.

- Tu jesteś - usłyszałaś za plecami, a chwilę później poczułaś, jak ramiona Chrisa oplatające się wokół twojej talii. Do twoich nozdrzy dobiegł wyrazisty zapach jego płynu do kąpieli, świadczący o tym, że dopiero wyszedł spod prysznica, a całe jego ciało nie zdążyło jeszcze porządnie wyschnąć. Zadrgałaś, kiedy sobie uświadomiłaś, jak blisko się ciebie znalazł, prawdopodobnie najbliżej od dobrych kilku miesięcy. - Chodź, przygotowałem dla ciebie coś ciekawego.

Nie czekając nawet na twoją odpowiedź zaprowadził was do salonu i usiadł na kanapie, ciebie usadzając sobie na kolanach. Zakasłałaś nerwowo, kompletnie nie pojmując zachowania Chana, który jednego dnia postanowił przekroczyć wszystkie dzielące was bariery fizyczne. To nie było coś, na co mogli sobie pozwolić... małżonkowie? Przecież już dawno nie byliście zwykłymi przyjaciółmi, dzielącymi sie jedynie wstydliwymi usmiechami.

- Chciałbym ci dzisiaj coś pokazać, skarbie - zaczął powoli, delikatnie odsuwając ci włosy z twarzy, które jako jedyne dotychczas zasłaniały twoje szkarłatne do bólu policzki. Chłopak zachichotał uroczo na twoje zakłopotanie, które sprawiło, że jego serce skurczyło się w jeszcze większym zachwycie nad twoją osobą. - Coś, co dla nas obojga jest nowe.

Wciąż zaciskając spocone palce wokół materiału jego koszulki, nie ruszyłaś sie ani na krok, kiedy poczułaś, jak jego miękkie wargi dotykają skóry twojej twarzy. Delikatne niczym dwa piórka usta muskały ją w najczystszej fascynacji, zostawiając tu i ówdzie lekko lepkie ślady jego balsamu do ust. Po kilku dłuższych całusach w końcu zrozumiałaś - Chris traktował tą rozkoszą każde najmniejsze znamię na twojej twarz, każdemu chcąc okazać tyle samo uwagi i miłości.

Kiedy skończyły mu się pieprzyki, które mógłby jeszcze ucałować, z wielkim entuzjazmem przerzucił się na twoje usta, idealnie przylegające do jego warg i napełniające go jesze większą ekstazą.

- Channie - wyszeptałaś, w końcu odsunąwszy się na tyle, że chłopak nie mógł dosięgnąć cię swoimi ustami. - C-Czy ty chcesz "to" zrobić?

Poczułaś, jak twój mąż poprawia się na sofie i mocniej oplata palcami twoje biodra, na których spodziewałaś się jutro ujrzeć kilka sporych rozmiarów siniaków.

- Tylko, jeśli ty tego pragniesz, słońce - odparł mocno zachrypniętym już z pożądania głosem, który wywołał jeszcze większe ciarki na twoim ciele. Wstrzymałaś na krótko oddech, czując jak całe twoje ciało wręcz rwie się do bliższego spotkania z podnieconym Chanem, mimo że zachowawczy rozum wciąż rozważał wszystkie za i przeciw, jakbyście byli nastolatkami przed pierwszym razem.

Tylko że wy już nie mieliście osiemnastu lat i głowy pełnej głupich pomysłów, nie zawsze kończących się tym, czego byśmy chcieli. Wiedziałaś, że nie możesz przedłużać tego w nieskończoność. On chciał tego, a ty z czystym sercem musiałaś przyznać, że pragnęłaś go równie mocno.

- Chcę. Bardziej niż możesz to sobie wyobrazić - szepnęłaś przez ściśnięte z podekscytowania gardło, czując jak chłopak powoli rozluźnia się pod tobą na tą wiadomość. Nie czekając już dłużej, ułożył twoje ręce na brzegu swojej koszulki, wskazując ci, że teraz twoja kolej, by przejąć kontrolę. Z coraz gorętszymi wypiekami na twarzy ( czym się tak stresowałaś? I tak byś niczego nie zobaczyła, głuptasku ;) ), pociągnełaś za materiał, który bez większego oporu przeszedł przez jego głowę i ukazał jego wyrzeźbiony tors, do którego od razu przyłożył twoje dłonie. Przejechałaś delikatnie opuszkami palców po jego miękkiej skórze, która zdawała się rozpuszczać pod twoim ciepłym dotykiem. Chłopak wstrzymał oddech, czując jak cały tężeje przez ten niewysłowienie przyjemny kontakt, którego tak mu brakowało od dnia, kiedy po raz pierwszy go pocałowałaś.

Nie mogąc znieść rosnącego między wami napięcia, przeniósł twoją rekę w okolicę swojego serca i przytrzymał ją przez chwilę w tym miejscu. Cała zadrgałaś, czując pod palcami jego bijące z kosmiczną predkością serce.

- Widzisz, co ze mną robisz? - szepnął cicho i przyciągnął cię do siebie, by znów móc nacieszyć się strukturą twoich ust, które to były zbyt wielką pokusą, by z nich po prostu zrezygnować. Objął je wargami i najwolniej jak potrafił musnął, czując na języku smak twojej śliny. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Podniósł cię lekko i mocno ścisnął w pasie, nie potrafiąc powstrzymać rosnącego w nim podekscytowania.

W końcu będzie miał cię na wyłączność.

Napawając się nową dawką odwagi, wsunął język między twoje wargi, lekko przejeżdżając po nich koniuszkiem, dając ci znak, że wystarczy tych ugrzecznionych pocałunków, które nie zadowalały już żadnego z was. Poczułaś, jak jego usta otaczają twoją górną wargę i powoli obdarzają ją najdelikatniejszymi całusami, jakie kiedykolwiek było dane ci doświadczyć. Nie mogłaś uwierzyć, jaki Chris był w tym wszystkim opanowany i łagodny. Wcześniejsze obawy i wątpliwości prysnęły niczym bańka mydlana, zostawiając cię jedynie z pełnym przeświadczeniem, że przy Chanie jesteś najbardziej bezpieczna.

Chciałaś mu pokazać, że nie musi się tak bać, że cię skrzywdzi, więc sama ułożyłaś jego ręce na guzikach swojej koszuli, którą on zaczął niespiesznie rozpinać, doprowadzając cię tym do istnego odejścia od zmysłów.

- C-Channie, szybciej - jęknęłaś, przerwawszy na chwilę pocałunek, do których szybko znowu powróciłaś, uświadomiwszy sobie, że łatwo się od nich uzależniłaś. Nie sądziłaś, że jego waniliowy balsam do ust sprawi, że cały ten narkotyk stanie się jeszcze trudniejszy do zignorowania. 

- Widzę, że ktoś się tutaj niecierpliwi - mruknął do twojego ucha, na co pokiwałaś twierdząco głową. Chłopak zaśmiał się na widok twoich spuchnietych ust, wciąż przeżywających niekończącą się sesję pocałunków i od razu pomyślał, że na twoim ciele brakuje więcej śladów jego obecności tutaj. Ku twojemu rozczarowaniu, zostawił twoje usta, przerzucając się z pocałunkami na twoją doskonale już odłonietą szyję. Z trudem mogłaś powstrzymać rosnące w twoim gardle westchnięcia, które uparcie jednak opuszczały twoje usta, wywołując u Chana jeszcze większe zadowolenie. Nie zwracając uwagi na resztę świata, skupił się wyłącznie na delikatnej strukturze twojej szyi, na której do jeszcze lepiej mogłaś poczuć jego miękkie usta. Powoli muskał ustami każdy najmniejszy skrawek twojej skóry, w niektórych miejscach zostawiając trudne do ukrycia ślady i blizny po ugryzieniach. Nie wińcie go, nie mógł się powstrzymać. Twój głos tak pięknie brzmiał w jego uszach, kiedy krzyczałaś jego imię.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będziesz dla mnie tą pierwszą - szepnął, w końcu oderwawszy się od twojej szyi, dostatecznie pokrytej już brunatno czerwonymi malinkami. - Czekałem na to całe życie.

Uśmiechnęłaś się niewinnie na jego słowa. Ty też byłaś wdzięczna, że to on miał ci pokazać to wszystko; że to z nim miałaś odkryć te wszystkie kolory miłości. Nie potrzebowałaś widzieć, aby wszystkie je dostrzec. To on był dla ciebie całą paletą najżywszych barw.

Chłopak zjechał dłońmi na twoje uda, obdarzając je kilkoma szczypnięciami, aby znów powrócić do twojej mocno już nabrzmiałej od wiecznego ucisku talii. Jednym ruchem wziął cię w silne ramiona i zaczął prowadzić do waszej sypialni, która już czekała, skąpana na całej stercie różnokolorowych płatków róż.

Chwyciłaś się mocnej jego szyi, zaskoczona tą nagłą zmianą pozycji i jednocześnie przstraszona, ze zrobiłaś coś złego i to dlatego Chan tak nagle przerwał.

- Spokojnie, najdroższa - wyszeptał prosto do twojego ucha, muskając go delikatnie wargami. Poczułaś jak całe twoje ciało zalewa przyjemne ciepło. - Trzymam cię.

Wtuliłaś się mocniej w jego ramiona, mając wrażenie, że stanowią one twój własny prywatny azyl, gotowy uchronić cię przed każdym złem tego świata. Mogłaś stracić wszystkie zmysły, a i tak czułabyś, że nic ci nie grozi, mając wokół siebie te silne ręce.

- I już nigdy cię nie puszczę - dodał cicho i wszedł do sypialni, gdzie po raz pierwszy zobaczyłaś wszystkie kolory tęczy skąpane w cudownie złocistej poświecie jego osoby.

Powietrze zapchniało orzeźwiającym jodem, a ty poczułaś w ustach cynamonowy posmak zmieszany z gorzkim aromatem kawy, od dzisiaj stale w towarzystwie waniliowego balsamu do ust.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top