Rozdział 9
Kopnął Was kiedyś koń? Mnie też nie. Ale teraz doskonale wiem jakie to uczucie.
Ona... Płacze. Twarda, zimna Sakura płacze. A mnie na ten widok boli serce. Nie sądziłem, że kiedykolwiek dane mi będzie to zobaczyć...
Siedzi tam skulona, tyłem do mnie a ja stoję. Stoję jak kołek. Nie wiem co mam zrobić, co powiedzieć... A może po prostu boję się jej reakcji na mój widok? Czuję jakby moje nogi wrosły w ziemię. A całe ciało doznało paraliżu...
Lecz nagle... Nagle coś się dzieje. Moja ręka drga, a po chwili unosi się do góry. Tylko w jakim celu? Nie kontroluję się... Dzielą nas dwa kroki, a mimo to dalej nie mogę się ruszyć.
Wypuszczam powietrze ze świstem i w tym samym momencie Sakura unosi głowę. Nie mija sekunda jak łapie mnie za rękę, zapewne chcąc wykonać atak, ale widząc, że to ja, wraca na miejsce.
Patrzymy sobie w oczy, a ona cały czas klęczy trzymając moją dłoń. Ma mokre policzki a zielone, przeszklone oczy błyszczą jak gwiazdy. Ten widok cholernie boli. Nie wiem czemu. Znam ją tak krótko, ale przecież kto lubi patrzeć na cierpienie? A ona teraz wygląda jak mała, przestraszona dziewczynka.
Źle ją wcześniej oceniłem. Nawet ktoś taki jak ona ma prawo do uczuć. I wiem, że przy mnie okazywanie ich przychodzi jej z wielkim trudem.
Pociąga nosem, spuszcza głowę i mówi:
- Po co tu przyszedłeś?
Łapię ją za podbródek i zmuszam do uniesienia głowy. Wyprostowanie powoduje spłynięcie pojedynczej łzy z jej oka.
Klękam przed nią i delikatnie przyciągam do siebie, zamykając w uścisku. Nie opiera się. Wręcz przeciwnie. Wtula głowę w zagłębienie na mojej szyi a rękę zaciska na koszulce.
Obejmuję ją jeszcze mocniej i całuję w głowę. Dlaczego płacze? Czy to wszystko jest związane z tym spalonym domem? Jej brutalna przeszłość?
Mija trochę czasu, a ja wciąż ją tulę i głaszczę po plecach. Jej płacz w końcu ustaje, więc postanawiam w końcu zacząć rozmowę.
- Co to za miejsce? Czemu tu przyszłaś? - Pytam łagodnie.
- To mój dom.
Co...? Rozszerzam oczy. Ta informacja mnie szokuje. Jej dom? Te zgliszcza? A ale, jak to?
Odsuwam ją lekko od siebie, abym móc spojrzeć w oczy, po czym kładę rękę na jej policzku i mówię:
- Powiedz mi o sobie. Proszę...
Kiwa głową.
- Co chcesz wiedzieć? - Mówi cicho.
- Wszystko. Ale najpierw chodź do domu.
Potakuje i zbliża się do mnie. A ja uznaję to za znak albo prośbę? Obejmuje ją więc, a ona nie protestuje. Cieszę się z takiego obrotu spraw. Kolejne cegiełki z dzielącego nas muru zostały zburzone? Chyba tak. I jestem szczęśliwy z tego powodu.
Razem, obok siebie przemierzamy miasto. Dziesięć minut dzieli mnie od poznania całej prawdy. Prawdy, którą tak bardzo pragnę poznać.
*
Po cichu wchodzimy do siedziby. Panuje mrok i cisza. Cały budynek pogrążony jest we śnie, a już na wejściu można usłyszeć chrapanie Ichigo. Biedna Rukia...
Gdy tylko przekraczamy próg mieszkania zostaję znokautowany przez Gangstera. A już po chwili zalizany.
- Zostaw go - mówi Sakura. Głos ma cichy i ciepły.
Pies złazi ze mnie a ja zamykam drzwi. Siadamy na kanapie. Odchrząkam:
- Chcesz coś do picia?
- W barku jest Wermut, nalej mi trochę - mówi i to jedyne co się w niej dzisiaj nie zmienia. Nadal nie używa ''magicznych'' słów i chce dominować.
A co do tego picia to miałem bardziej na myśli herbatę albo sok. Ale skoro chce alkohol to ja nie mam nic przeciwko. Sam chyba sobie naleję.
Idę do barku, zabieram z niego Maritini, dwa kieliszki i wracam do niej. Nalewam po trochu i podaję jej jeden. Nadchodzi ten moment.
- Powiesz mi? - Przysuwam się.
- Co chcesz wiedzieć?
- Jak masz na nazwisko? Jak się tu znalazłaś? Czemu ten dom się spalił?
- Nie mam nazwiska. Ono dla mnie nie istnieje. Już od dawna.
- Ale jak to?
- Po prostu. Nigdy go nie poznasz. Ani mi, ani Tobie nie jest potrzebne...
- No dobrze... Mów dalej...
Wzdycha. Widać, że to dla niej trudne. Obejmuje kolana ramionami i patrzy na Gangstera, który leży sobie koło kanapy. Momentalnie z jej ust wydobywa się potok słów.
- Wtedy... W ten dzień... Były moje jedenaste urodziny. Siedziałam w domu z całą rodziną. Byłam tam jedynym dzieckiem, co mnie trochę smuciło bo nigdy nie miałam się z kim bawić... - Wzdycha. - Tego dnia... Pamiętam, że mama kroiła tort, tata walczył z korkiem od szampana, a ja zachwycałam się prezentem, czyli szczeniaczkiem, który teraz jest większy ode mnie - śmieje się niemo. -Panowała rodzinna i miła atmosfera. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej tragedii - przerywa bo jej głos zaczyna się łamać.
Trochę się boję. Boję się tego co mogę usłyszeć. Tragedia... Samo to słowo brzmi przerażająco. A jak bardzo straszne jest to co się stało tego feralnego dnia? Co tak bardzo ją zniszczyło?
Łapię ją za rękę, chcąc dodać otuchy. Peszy się ale postanawia mówić dalej.
-Wtedy nagle zgasło światło, a jedno z okien zostało rozbite. Mama szybko wepchnęła mnie do szafy i powiedziała, że pod żadnym pozorem mam nie wychodzić i , że razem z tatą mnie kochają. Bałam się - pociąga nosem, a ja wzmacniam uścisk na jej dłoni. - Ledwo zdążyła odejść od mojej kryjówki, gdy do domu drzwiami i oknami zaczęli wbiegać zamaskowani i uzbrojeni ludzie. Rozległy się strzały i krzyk rodziny. A ja... Jedenastoletnia dziewczynka patrzyłam na to... Widziałam tą rzeź przez małą szczelinę... Widziałam jak moi rodzice konają i nic nie mogłam zrobić... Potem poczułam dym... Dom stanął w płomieniach, a ja byłam w nim uwięziona... Dlatego właśnie boję się ognia. Gdy wczoraj zaproponowałeś użycie go, wszystkie wspomnienia odżyły... Poszłam w tamto miejsce pierwszy raz od dziesięciu lat.
Czuję jak moje serce i oddech przyspieszają. Mięknę. Mięknę całkowicie. I mówię to ja Sasuke Uchiha. Nigdy. Powtarzam nigdy w życiu mnie nic tak nie poruszyło jak ta historia. Jestem rozczulony i mam wrażenie jakby ktoś wbił mi w serce tysiące igieł.Ale... Jednocześnie też jestem zły. Nie... Wręcz wściekły. Mam ochotę pozabijać wszystkich, którzy przyczynili się do jej cierpienia. Ona na to nie zasłużyła..
- Pamiętam... - kontynuuje. - Pamiętam, że zakrztusiłam się dymem i zemdlałam, a gdy się obudziłam, byłam już tutaj. Przywitał mnie Eizo. Powiedział, że to on mnie uratował, a winnymi tej rzezi są ludzie z organizacji Akatsuki. Od tamtej pory moim celem jest zemsta. Wybicie ich co do jednego. Lider o tym wie, dlatego zapytał mnie o zdanie, gdy Was rekrutował. Skoro odeszliście z Akatsuki, jesteś skarbnicą wiedzy, której ja potrzebuję. Moja rodzina nie była niczemu winna...
To wszystko mnie szokuje. Moja organizacja... Zabiła wszystkich , których Sakura kochała? To niemożliwe... To nie jest prawda. Musiała nastąpić jakaś pomyłka! Mój brat nie zabija ludzi bez powodu! Coś mi tu nie pasuje. Będę musiał się potem skonsultować z Itachim. Ale jak na razie... Muszę być przy niej
- Jesteś... Jesteś pewna, że to Akatsuki?
- Tak. Dlatego trenuję od dziesięciu lat. Poświęciłam każdy dzień tej dekady aby doskonalić swoje umiejętności. Moja praca nie pójdzie na marne. Zapłacą mi z-za za zabicie moich...
Nie kończy już. To dla niej zbyt ciężkie. Widzę jak po jej rozpalonym policzku spływa łza. Ocieram ją kciukiem, a moje lodowe, wychowane w kryminale serce boli.
- Sakura... Tak mi...
- Nie! - Przerywa. - Nie rozczulaj się nade mną. Nie chcę litości.
- Myślisz, że robię to z litości? Przestań w końcu widzieć we mnie same wady. Chcę Ci tylko pomóc... Nie lituję się nad Tobą.
Podnosi wzrok i może się powtórzę, ale nic, kompletnie nic, nie może równać się z pięknem jej oczu. Z jej pięknem. Gdy nie jest wredna, a jej twarz wyraża więcej niż tylko wkurwienie i irytację, można ujrzeć piękną kobietę zranioną przez świat...
Chciałbym... W sumie to nawet nie wiem czemu, ale chciałbym, aby czuła się przy mnie dobrze, bezpiecznie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego mam taką potrzebę. Tak już po prostu jest...To takie dziwne uczucie, ale o dziwo nie przeszkadza mi.
Przez zamyślenie , nie zauważam nawet kiedy uwiesza mi się na szyi. Ona... Przytula mnie. I to z własnej woli. Oczy prawie wychodzą mi z orbit, a serce wylatuje z klatki piersiowej.
W końcu jednak się otrząsam i obejmuję ją. Jedną rękę kładę na jej głowę a drugą na plecy i mocno przyciskam do siebie. Nie poluźnia uścisku a sama go jeszcze pogłębia.
I właśnie wtedy słyszę coś, co całkowicie mnie nokautuje:
- Dziękuję, Sasuke.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top