Rozdział 4
Wiecie jakie to uczucie kiedy, macie ochotę na zjedzenie ciastka, ale jesteście na diecie? Jak chcecie, ale nie możecie?
Ja wiem i jest to beznadziejne, bowiem idzie przede mną największa laska jaką w życiu widziałem, a ja nie mogę jej mieć. To, aż boli.
Dosłownie.
Ciężko jest chodzić. Bokserki mnie uwierają.
Ale muszę to jakoś przeżyć.
Idziemy jakieś dwie minuty. Aktualnie pocieram ręce, na których są odciśnięcia od sznura. Zdjąłem go bez problemu. Jak już mówiłem takie umiejętności to podstawa.
Panuje cisza, mącona jedynie naszymi krokami. Ona idzie z przodu, więc wykorzystując okazję rozglądam się po organizacji w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Czegoś co mogłoby mi pomóc w wywiązaniu się z misji.
Chyba nie myśleliście, że z niej zrezygnuje tylko dlatego, że Sakura tu jest? Co to, to nie. Kobiety to jedno, a misja to drugie. Dla mnie oba przypadki są ważne, ale bez obaw. Znajdę czas i na to i na to.
Rozglądam się i w pewnym momecie moja ręka wędruje na plecy w celu podrapania ich, a nie wyczuwając przy tym mojej Berty zaczynam panikować. Dopiero po chwili dociera do mnie, gdzie się znajduje.
- Emm panno Sakuro? - Panno?! Co mi strzeliło do głowy?!
Zatrzymuje się, odwraca i patrzy na mnie jak na idiotę.
- Wystarczy Sakura.
Jej głos jest łagodny. Zupełnie inny niż ten, którym mówiła u Eizo.
- Co chcesz? - Dodaje.
- Mogłabyś mi oddać moją Bertę?
- Co? Jaką Bertę?
- Mój pistolet.
- Mówisz o tym? - Wyjmuje zza paska broń i obraca ją zwinnie w dłoni. - Z napędem gazowym, kaliber sześć milimetrów, waga około tysiąc pięćset gramów i ABS. Podoba mi się.
Patrzę na nią jak zahipnotyzowany.
- Co się gapisz, jak szpak w pizdę?
Dopiero ta jakże miła wypowiedź, cuci mnie z letargu. Mam nadzieję, ze wyczuliście ten sarkazm?
- Stwierdziłaś to na podstawie kilku spojrzeń?
- Co w tym dziwnego? Pomyliłam się?
- Właśnie o to chodzi, że nie.. - mruczę. - Oddasz?
- Nie.
- Dzięki... Czekaj... Powiedziałaś nie?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo mi się podoba. Może kiedyś Ci go oddam.
- No ale... To mój ulubiony.
Jeju czy ja jestem jakimś dzieckiem? Mamo ale to moje ulubione!
- To masz pecha. Dam Ci jakiś mój, znaj moją litość.
Dobra. Może to, że mną rządzi i się wywyższa jest cholernie podniecające, ale jestem facetem i dla mnie takie zachowanie to hańba. Przyrzekłem sobie, że nigdy w życiu nie będę cipką pod pantoflem.
- Nie jestem Twoim pachołkiem, więc bądź łaskawa oddać mi go... - szepczę.
Podchodzę bliżej i wyciągam ręce z zamiarem zabrania jej Berty i przytrzymania, ale dzieje się coś niespodziewanego.
Cały czas idąc tyłem, łapie jedną moją rękę i przerzuca mnie przez bark, wynikiem czego ląduje boleśnie na podłoge. Potem z gracją, cały czas trzymając moją rękę obchodzi mnie tak, abym miał wykręcone ramię, po czym zgina je na moich plecach i klęka na nich, uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy obronne.
Dobra. Mój honor właśnie leży i kwiczy. Zostałem obezwładniony przez tą chudzinę. Bo czymże jest marzenie mężczyzny jak nie, zostanie zlanym przez kobietę? Uwaga! Pozwalam Wam nazywać mnie ciotą. Bo kim jestem jak nie nią?
Chociaż? Patrząc na to z innej strony to siedzi na mnie dziewczyna przez, którą mój koleszka jęczy i jest zbolały.
Jestem na jej łasce i gdyby ta sytuacja była odrobinę inna to nawet bym się z tego cieszył. Wiecie co mam na myśli? Mam nadzieję.
Czuję jej spocone i ciepłe ciało. Pachnie nieziemsko. Wiśnia i lawenda? Ciekawe połączenie. Zaczynam drżeć. Czy ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego jak na mnie działa?
Dla mnie to dziwne i ... nowe. Bo to zawsze kobiety drżały z podniecenia na mój widok, a teraz jest odwrotnie. Może i życie polega na zdobywaniu nowych doświadczeń, ale dla mnie to zbyt męczące. Zbyt dużo pierdolenia.
Z zadumy wyrywa mnie jej seksowny głos.
- Jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę to Ci ją obetne i wsadze w dupe, jasne?
Może jakby przerobić tą wypowiedź na jakąś propozycję, byłoby przyjemniej? Bo jak narazie to ta kobieta mnie przeraża.
- Nie podniosłem na Ciebie ręki. Chciałem zabrać Ci Bertę. Nie uderzyłbym Cię.
- Nie?
- Nie. Jaki miałbym w tym cel?
- Nie wiem... Przepraszam, ale ja nie... Nie ważne.
Czy ona się właśnie zająknęła?
- Co się stało?
- Powiedziałam nie ważne.
Zauważyliście to? Ten mały minimalny znak w jej oczach? Ten... żal? Ja widziałem i za cholerę nie wiem czym to jest wywołane. I czemu pomyślała, że chcę ją uderzyć?
Muszę się o niej czegoś więcej dowiedzieć. Jej osoba jest zbyt ciekawa i tajemnicza, żeby zostawić ją w kategorii ''zaliczona''.
Ale w końcu będę z nią mieszkał w jednym pokoju, więc może to ułatwi mi sprawę? Jest zimna jak lód, ale może to uda się jakoś zmienić?
Przecież to kobieta! Nie żadna pozaziemska istota czy superwoman... Chociaż co do tego czy ma jakieś super moce nie mam wątpliwości. Bo ona ma moc super - szybkości i oczy z tyłu głowy.
Bo jak inaczej by zauważyła, idąc do mnie tyłem, że wyciagam ręce po Bertę? Obezwładniła mnie nawet się nie odwracając.
Równam z nią krok i obrzucam spojrzeniem. Twarz zakrywają jej różowe włosy, a tak bardzo chciałbym dostrzec jej wyraz. Czy jest zły, czy może zmieszany?
Tracąc jakąkolwiek nadzieje na to, że na mnie spojrzy, przyglądam się jej ciału z bliska. I nagle... zamieram.
Gdzieniegdzie na brzuchu, plecach i rękach ma liczne blizny. I to nie są takie typowe blizny, jak na przykład pooperacyjne. Wyglądają jakby była... bita.
I wtedy coś do mnie dociera. Każdy jej ruch, jej wiedza na temat broni.. Wszystko jest perfekcyjne, dokładne. Ale ile ona musiała przejść, żeby się tego wszystkiego nauczyć?
Nie znam jej i może się mylę, może wysnuwam złe wnioski, ale moja teoria jest prawdopodobna. I ja się tego wszystkiego dowiem.
Ale jak narazie muszę zburzyć ten mur między nami.
- Twoją ksywką posługują się mafiozy, czy to taka prywatna? - Mówię.
- Pinki? Nie cierpię jej. Rukia mi ją wymyśliła i to wcale nie od koloru moich włosów.
- Nie? To od czego?
- Kojarzy się jej to z opiekuńczością, którą rzekomo ją darzę.
- Bo tak jest.. - mruczę, na wspomnienie jak Sakura protestowała u Eizo.
- Mowiłeś coś?
- Nie, a tak w ogóle to podobają mi się Twoje włosy. Dodają Ci oryginalności i kobiecości.
Staje i patrzy na mnie marszcząc brwi.
- Co jest?
- Masz coś z oczami? Moje włosy to przekleństwo.
- Mi się podobają.
- Więc tak to jest usłyszeć komplement... - marszczy brwi jeszcze bardziej i świdruje mnie enigmatycznym spojrzeniem.
- Nigdy Cię nikt nie komplementował?
- Nie - rzuca oschle i odwraca się, wznawiając wędrówkę.
Może i jestem typem podrywacza, ale kobieta też ma jakieś znaczenie. Przecież, co to za trudność powiedzieć jakiś komplement, skoro na niego, więcej niż zasługuje?
Ja zawsze komplementuje swoje kochanki, bo mimo tego, że to jednorazowa przygoda nie są jakimiś zabawkami. Chyba nie myśleliście, że jestem chujem, który traktuje kobietę jak przedmiot?
Sakura nigdy nie usłyszała komplementu i to jest dla mnie szok. No bo przecież... no przecież... cholera no nie mogę się wysłowić. Zresztą nie ważne. Jest piękna i będę jej to powtarzać.
- Tu jest pokój Rukii. Jak chcesz porozmawiać z kolegą to idź do niej.
Pokazuje mi masywne drewniane drzwi.
- A tu jest mój. To znaczy nasz... - wzdycha i wchodzi do pokoju na przeciwko.
- Mogę teraz do niego iść?
- Możesz, ale masz się nie oddalać.
- Jasne mamo - puszczam jej oczko, na co wzdycha i kręcąc głową zamyka drzwi. Czy ona nie wie co to uśmiech?
Pukam do pokoju Rukii i po chwili otwiera mi Ichigo.
- O stary jak dobrze, że jesteś!
Wpuszcza mnie do środka i wchodzimy w głąb. Pokojem tego nazwać nie można. Bardziej kawalerka. Znajduje się tam kuchnia, łazienka, salonik i jakiś pokój. Mieszkanko urządzone jest w ciepłych barwach. I po samym przekroczeniu progu, mozna uznać, że jest ono przytulne.
- Nie ma tej małej? - Pytam, rzucając sę na kanapę.
- Eizo ją wezwał.
- Dociera do Ciebie to, że Karin nie żyje?
- Mam ją gdzieś. Nigdy jej nie lubiłem.
- No ale... Chociaż w sumie.. Dobra koniec tematu. Jak Ci się tu podoba?
- Fajnie jest.
- Mhmm... A jak ona?
- Jest bardzo miła i ma rozbrajający uśmiech.
- Zupełne przeciwieństwo Sakury.
- Tej różowej?
- Tak. Ona zabija wzrokiem i nie wie co to uśmiech. Obezwładniła mnie dziś.
Ciężko mi to mówić, bo bycie pobitym przez kobietę to hańba. Ale Ichigo to w końcu mój najlepszy przyjaciel.
- Jak to?
- No normalnie. Game over. Nokaut. Przygniecenie do podłogi.
- To chuchro? Jesteś facetem.
- Oj no zrobiła to tak nagle.
- Ta yhym. Pewnie byłeś zbyt zajęty gapieniem sie na jej tyłek. Słabniesz w oczach brachu - śmieje sie.
- Możesz mi obiągnąć.
- Nie dzisiaj kochanie. Boli mnie głowa - kładzie teatralnie rękę na czole.
- Idiota - kwituję.
Ichi już otwiera gębę żeby mi sie odgryźć, ale przerywa mu odgłos otwieranych drzwi. Do salonu wchodzi Rukia z bananem na twarzy.
Jezu one są swoimi największymi przeciwiństwami. Mimo to się przyjaźnią. No tak. Przecież przeciwnieśtwa się przyciagają.
- Cześć. Ty jesteś Sasuke? - podaje mi rekę. - Truskaweczka mi o Tobie mówił.
- Truskaweczka? - Patrzę na niego, a on tylko uśmiecha się i wzrusza ramionami.
- Pasuje do niego - mówi Rukia.
Jej głos jest ciepły i kojarzy mi się z moją siotrą. Koni zawsze miała kojący głos. No chyba, że była zła. Wtedy lepiej było uciekać.
- To ja Was zostawię. Nie chcę się narażać Sakurze.
- Nie bój się jej. Może i wydaje się straszna, ale tak naprawdę to nigdy nie miała ciepła, dlatego jest taka oschła. Z czasem się przekonasz, że nie ocenia się książki po okładce.
- Mówisz?
- Tak. Wystarczy cierpliwość.
- Dzięki.
Puszczam jej oczko i wychodzę. Staję przed drzwiami do - teraz już - naszego pokoju i wacham się chwilę. Sakura nigdy nie miała ciepła... Ale w jakim sensie? Rodzinnego? Nigdy nie miała faceta? A moze przyjaciół? Jak ja mam to interpretować? Wystarczy cierpliwość. W sumie... nie zaszkodzi mi spróbować. Jakoś przecież muszę do niej dotrzeć.
Otwieram drzwi i całe moje opanowanowanie ucieka jak powietrze z przebietego materaca. Pożądanie powraca ze zdwojoną siłą.
Sakura stoi w samym ręczniku, a jej ciało jak i włosy są wilgotne.
Nie wytrzymuje i szybkim krokiem podchodzę i łapię ją jedną ręką w talii, a drugą za policzek po czym całuję namiętnie.
Ku mojemu zdziwieniu oddaje pocałunek, ale tylko przez - dokładnie - osiem sekund, a potem... Cóż potem dostaje sierpowego w brzuch, przez co ląduje na drugim końcu pokoju.
Ale to nie ważne.
Powiedzcie. Mieliście kiedyś w życiu taki moment, w którym wszystko się zmieniło? Taki, którym wydarzenia zostały podzielone na : przed i po?
Wiele osób tego nie widzi... lub nie chce widzieć. Ja tez wtedy tego nie zauważyłem.
Ale patrząc na to z perspektywy czasu. Był to mój pierwszy taki, pełen żaru i nieznanych mi emocji pocałunek. I nic po nim już nie będzie takie samo.
-----------------------------------
No to teraz 20 faktów o mnie dla Shoday-senpai.
1. Mam nierówno pod sufitem, co może potwierdzić Bebcio.
2. Jestem farbowana.
3. Lubię wkurzać ludzi.
4. Nie trawię homoseksualizmu.
5. Mam świra na punkcie paringu SasuSaku.
6. Jestem uzależniona od wattpada.
7. Lubię imprezować.
8. Uwielbiam wojenne filmy. Ogółem rozlew krwi.
9. Oglądam Comedy Central ^^
10. Obejrzałam całą brazylijską telenowelę.
11. Nie zasnę bez mojego kocyka.
12. Jestem akwarystką.
13. Ćwiczę z Chodakowską.
14. Kocham spaghetti.
15. Ryczałam 15 min po ostatnim odc Death Parade.
16. Nie przepadam z polskimi filmami.
17. Kocham jeść.
18. Co do tego wyżej to nie jestem spaślakiem jak coś ;)
19. Mam bardzo wyostrzony zmysł węchu, co może potwierdzić niebieska31.
20. Lubię ćwiczyć chwyty samoobronne.
I tyle. Dzięki ! :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top