Rozdział 25

Chciałbym zacząć od jakiejś ciekawostki, cytatu czy przysłowia ale moja głowa, mój umysł jest w takie chwili zajęty kłębiącymi się w nim myślami. Wydarzenia minionych dni męczą moją głowę niczym stado wściekłych szerszeni.

Po "wtrąceniu mnie do lochu" i rozmowie z Sakurą minęło dwa dni. Po tym czasie, Eizo łaskawie postanowił odstąpić od kary i pozwolił zabrać mnie Sakurze do mieszkania, odgrażając się przy okazji, że stracił do nas całe zaufanie a Rukię i Ichigo tak czy siak znajdzie. Jednak sądząc po jego niezbyt dużym intelekcie i wąskich horyzontach, uważam, że nigdy mu się to nie uda zwłaszcza, że w ich ucieczkę zaangażował się mój brat i całe Akatsuki. Jest to więc jedyna sprawa, o którą nie muszę się martwić.

Myślę teraz o czymś zupełnie innym. To coś ma różowe włosy i najpiękniejsze oczy na całym świecie.

Kiedy wyznaliśmy sobie miłość te dwa dni temu, czas jakby stanął w miejscu. Nie istniały wtedy żadne zagrożenia, mafie, byliśmy tylko my. Ale teraz gdy minęło trochę czasu, gdy pierwsze emocje opadły... Teraz gdy siedzę sam na kanapie, dopadają mnie wszystkie brutalne myśli, których do tej pory nie dopuszczałem. Dostałem się na teren wroga tylko i wyłącznie po to żeby poznać jego zwyczaje, poznać słaby punkt aby finalnie uderzyć i zetrzeć Zabimaru na proch. Kiedy podejmowałem się tego zadania nie sądziłem, że wszystko może potoczyć się w ten sposób. Że dwóch największych podrywaczy, zakocha się bez pamięci w poznanych tutaj kobietach, że jeden za ponad pół roku zostanie ojcem a drugi...

A drugi nie ważne jaką decyzje podejmie, straci swoją ukochaną.

Poczułem na własnej skórze, że karma wraca. Wszystkie moje złe uczynki, wszystko czego do tej pory się dopuściłem, odbija się teraz na mnie.

Co ja mam zrobić? Odejść bez słowa? Powiedzieć jej prawdę i liczyć, że jakimś cudem to zrozumie i ze mną zostanie?

To niemożliwe, ja to wiem i Wy też to doskonale wiecie.

Sakura chciałaby zrobić z Akatsuki to samo co ja z Zabimaru. Nienawidzi mojej rodzinnej organizacji, a co za tym idzie, znienawidzi mnie, za to, że wszystkich okłamywałem. Pierwszy raz od bardzo dawna chce mi się płakać. Jestem kompletnie bezsilny. Przecież obiecałem, że nigdy jej nie skrzywdzę. Kiedyś... Kiedyś w takiej sytuacji moja głowa wypełniła by się pomysłami, planami ale teraz... Nie wiem co mam robić.

Kocham ją nad życie i nie mogę jej stracić, to jest jedna, jedyna myśl, która wstrzymuje mnie od całkowitego popadnięcia w histerię. Co by w tej sytuacji zrobił William Wallace? Przecież to oczywiste - walczyłby o to co kocha i na czym mu zależy.

Wzdycham. Głowa mnie boli coraz bardziej. Swoją drogą - Gdzie jest Sakura? Zajęła się mną i jakieś półtorej godziny temu wyszła bez słowa.

Wzdycham po raz kolejny. Co jest ze mną nie tak? Weź się w garść Sasuke. Na pewno coś wymyślisz.

Wstaję i ociężale kieruje się do lodówki w celu nalania sobie czegoś orzeźwiającego. Gangster chodzi za mną krok w krok. Nie spuszcza ze mnie wzroku, jakby wyczuwał, że czuję się fatalnie. Dobre z niego psisko. Ma to chyba po Pani.

A wracając do samopoczucia, jak to jest, że Sakura po tym wszystkim doszła do siebie w mgnieniu oka a ja użalam się nad sobą? Po feralnych wydarzeniach zostały tylko strupki na jej pięknej buzi.

Wzdycham chyba po raz setny tego dnia i kieruję się pod prysznic. Może chłodna woda trochę mnie otrzeźwi i poprawi samopoczucie.

Gdy dziesięć minut później wychodzę z łazienki, rzeczywiście jest mi lepiej. Idąc w stronę łóżka z zamiarem pooglądania jakichś głupot w telewizji, spoglądam na zegar wiszący na ścianie. Jest już osiemnasta, a Sakury jak nie było tak nie ma. Martwię się, a co jak ten kretyn Eizo, zmienił zdanie i postanowił się jeszcze nad nią poznęcać? Chciałbym pójść jej poszukać ale dostałem surowe wytyczne, między innymi, sam nie mogę wychodzić z pokoju. Wiem, że zasady są po to aby je łamać ale nie chcę narobić nam jeszcze większych kłopotów. Poza tym, po co ja sobie wmawiam takie rzeczy? Uspokój się w końcu Sasuke, bo chyba zaczynasz popadać w paranoję. Mija kolejne dziesięć minut, a program który włączyłem okazał się tak nudny, że w końcu zasypiam.

***

Budzę się z przyjemnym i dobrze mi znanym ciężarem na ramieniu. Kiedy wróciła? Nawet nie słyszałem ujadania psa, a zawsze to robi na jej widok. Przyglądam jej się. Śpi spokojnie, założyła moją koszulkę i jakieś luźne spodenki. Głaszczę ją po policzku i dociera do mnie, że to może być już ostatni raz kiedy jestem przy niej, głaszczę ją, po prostu kocham.

Układam głowę tak, że stykamy się czołami i przyciągam ją ostrożnie bliżej siebie. Nie budzi się. Uśmiecha tylko delikatnie przez sen, ściskając ręką kawałek mojej koszulki. Ta kobieta z różowymi włosami sprawiła, że z groźnego gangstera przeobraziłem się w łagodną owieczkę, pozbawiła nie raz męskiej godności a przede wszystkim zrobiła coś czego sama nie potrafiła - nauczyła mnie kochać. I teraz gdy moje oczy zachodzą łzami - już ich nie powstrzymuje. Może one dadzą mi ukojenie.

Nie dane jest mi jednak upajać się tą chwilą, ponieważ rozlega się donośne i uporczywe pukanie. Ocieram łzy i podnoszę się, odsuwając delikatnie i tak budzącą się powoli Sakurę. Za drzwiami stoi Ao z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Za dziesięć minut w Sali - burczy i nie dając mi nawet dojść do słowa odchodzi.

Przechodzi mnie jakiś dziwny dreszcz a w środku pojawia się niepokój. Spoglądam na łóżko, Sakura już całkiem się rozbudziła.

- Musimy iść - mówię niepewnie.

- Wiem, słyszałam.

Ubieramy się szybko i wychodzimy z mieszkania. Mój niepokój z każdym krokiem coraz bardziej narasta. Coś jest nie tak, więc gdy dochodzimy do głównych drzwi, zatrzymuję na chwilę Sakurę i mówię.

- Nie ważne co się wydarzy, pamiętaj, że bardzo Cię kocham.

Powiedziałem to, bo moje złe przeczucia zwykle mnie nie zawodzą. Chce żeby wrazie nieprzewidzianych zdarzeń o tym pamiętała.

- Ja Ciebie też kocham ale co tak nagle? - Pyta z delikatnym uśmiechem. Chyba tylko ja mam złe przeczucia.

- Tak po prostu - całują ją w czoło.

Po wymianie tej małej czułości wchodzimy do sali. Sakura przyodziewa maskę pogardy i obojętności. Zupełnie jakby przechodząc przez te drzwi zmieniła się rzeczywistość. W pomieszczeniu panuje napięta atmosfera i jest tutaj więcej ludzi niż zwykle. Szef jak zwykle siedzi na swoim tronie, na twarzy ma chytry uśmieszek. Przechodzi mnie dreszcz.

- O co tu chodzi? - Sakura warczy.

- Może zapytaj swojego kochasia? - Eizo wskazuje na mnie.

Mimo kłębiących się we mnie złych myśli, unoszę podbródek i patrząc mu wyzywająco w oczy, mówię:

- Może jaśniej?

Sakura patrzy to na mnie to na Eizo.

- Nie wiesz? Chętnie Cię uświadomię, chociaż może bardziej uświadomię Pinki - styka czubki palców i zaczyna mówić - Kiedy Rukia i Rudy zniknęli, zaczęło wydawać mi się dziwnie, że zrobili to tak niepostrzeżenie i skutecznie. Zacząłem węszyć, wydałem mnóstwo pieniędzy na najlepszych szpiegów i po kilku dniach dostałem kilka bardzo ciekawych informacji.

Staram się zachować spokój ale wiem, że to co zaraz powie Eizo zniszczy wszystko co do tej pory udało mi się zbudować. Zniszczy Sakurę.

- Czy wiedziałaś moja droga - patrzy teraz na nią. - Czy wiedziałaś, że Twój kochaś jest bratem szefa Akatsuki i jednocześnie współwłaścicielem organizacji, której tak nienawidzisz?

Prawda spada na nią brutalnie. Patrzy się na Eizo. Widzę jej wyraz twarzy, oczy ma szeroko otwarte. Widzę wściekłość ale i żal. Powoli przenosi na mnie wzrok pełen rozgoryczenia. Nie odzywa się, po prostu patrzy a mi pęka serce.

- Czego tu właściwie szukałeś? - Eizo pyta beznamiętnie.

- A jakie to ma znaczenie? Nie ważne co powiem i tak mi nie uwierzysz.

- W sumie racja - ogląda swoje paznokcie. - Myślałem o tym co mam z Tobą zrobić. Nie zabiję Cię, bo teoretycznie nie wyrządziłeś żadnych szkód a nawet powiem, że przydałeś się w misjach. Nie chcę też narażać się na gniew Twojego brata.

Tchórz, myślę. Powinien od razu mnie zabić. Zrobi wszystko byleby bronić swój tyłek.

- To po co ta cała szopka? - pytam wściekle. - Nie mogłeś po prostu mnie wyrzucić?!

- Zrezygnowanie z zabicia Cię wymagało ode mnie poświęcenia ale wynagrodzi mi to co Pinki z Tobą zrobi po tym co tutaj usłyszała - uśmiecha się szyderczo.

Wstaje ze swojego pseudotronu i podchodzi do mojej ukochanej, której oczy momentalnie napełniają się nienawiścią. Nienawiścią do mnie.

- Tak jak wspomniałem, możesz zrobić z nim co chcesz ale miej na uwadze to, że jest właścicielem organizacji, która wybiła co do nogi Twoją ukochaną rodzinę - spogląda na mnie z pogardliwym uśmieszkiem - A ty kiedy już Pinki z Tobą skończy, nie pokazuj mi się na oczy bo następnym razem nie będę taki łaskawy.

Po tych słowach wychodzi a z nim cała jego horda. Zostaję z Sakurą sam. Zbieram się na odwagę i wyciągam rękę, żeby złapać jej dłoń.

- Nie dotykaj mnie - cedzi przez zęby i odsuwa się ode mnie.

- Sakura, ja... - zacinam się.

- Co ty, co ty?! - w końcu wybucha, w jej oczach mienią się łzy. - Oddałam Ci całą siebie, pokochałam Cię a Ty przez ten cały czas odstawiałeś jakieś przedstawienie?!

- To nie tak. Sakura, kochanie... Chciałem Ci wszystko wyznać. Na początku naprawdę byłem tylko szpiegiem ale wtedy pojawiłaś się Ty i całkowicie straciłem dla Ciebie głowę. Zakochałem się. Wszystko inne przestało mieć dla mnie znaczenie - raz jeszcze podejmuje próbę złapania ją za rękę.

- Nie wierzę w żadne Twoje słowo - szlocha. Po twardej Sakurze nie zostaje nawet ślad.

- Sakura ja nie wiedziałem o Twojej rodzinie, nie pamiętam żadnego takiego wydarzenia a już na pewno nie mam z nim żadnych powiązań ! Akatsuki nie zabija Bogu ducha winnych ludzi bez powodu. Poza tym czy gdybym powiedział Ci, że władam Akatsuki to chciałabyś ze mną rozmawiać?

- Nie - spuszcza wzrok. - Znowu kłamiesz, w nic Ci już nie uwierzę.

Łapię ją w ramiona. Zaczyna się miotać.

- Sakura, kocham Cię! Wiem, że jesteś wściekła ale pomyśl o wszystkich pięknych chwilach, które przeżyliśmy. Czy szpieg, któremu nie zależy, bawiłby się w takie rzeczy? Przypomnij sobie jak śpiewałem z Tobą na karaoke, nigdy bym tego nie zrobił z własnej woli ale dla Ciebie jestem w stanie zrobić wszystko. Jesteś moim życiem i udowodnię Ci, że nie mamy nic wspólnego ze śmiercią Twojej rodziny.

Przez chwilę widzę wahanie, przez chwilę wraca do mnie nadzieja, że może jednak przejrzy na oczy i uwierzy, ze naprawdę ją kocham. Jednak nadzieja matką głupich. Sakura potrząsa głową jakby chciała pozbyć się z głowy chęci zostania ze mną, po czym szepcze:

- Wynoś się stąd...

- Udowodnię Ci...

Wyrywa mi się z rąk, rzuca ostatnie mokre od łez spojrzenie i wybiega z sali a na jej miejsce pojawia się dwóch osiłków. Moje serce właśnie pękło na miliony kawałków, nie mam już siły walczyć, więc gdy łapią mnie za ramiona, już się nawet nie opieram. Chcę zapaść się pod ziemię. Albo nie, wolę od razu umrzeć.

Prowadzą mnie do wyjścia a gdy jesteśmy już na miejscu, bezceremonialnie wypychają mnie na deszcz.

Spoglądam w niebo, na moją twarz padają ciepłe krople. Niebo płacze.

A ja płaczę razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top