Rozdział 23

Ludzie mówią, że gdy ktoś umiera to całe życie przelatuje mu przed oczami. Ja nie umarłem, a właśnie mi przeleciało. Ale to mi. A jak musi czuć się teraz Ichigo, po otrzymaniu takiej nowiny? Kiedy teraz na niego patrzę, widzę małego chłopca w piaskownicy, potem napalonego nastolatka, później już dorosłego gangusa, szukającego w klubie łatwego seksu. A teraz? Teraz widzę dojrzałego faceta, który za jakieś dziewięć miesięcy na zawsze już się pożegna z wolnością i przespanymi nocami.

- Przepraszam Cię truskaweczko - szlocha Rukia. - Ja tego nie chciałam, zrozumiem jeśli nie będziesz nas chciał.

Ichigo słysząc ostatnie zdanie, otrząsa się. Do tej pory tępo wpatrywał się w ukochaną nie dając żadnego znaku życia. W końcu jednak łapie kontakt z rzeczywistością. Pada przed nią na kolana, po czym obejmuje brzuch, kładąc na nim przy okazji głowę.

- Co się stało to się nie odstanie... To przecież też moja wina - mruczy. - I nawet nie waż się myśleć, że Was nie chce. Kocham cię z dzieckiem czy bez. I nic tego nie zmieni.

Uśmiecham się patrząc na nich. Jestem szczęśliwy. Oni tworzą idealną parę i mam wrażenie, że to, że się spotkali było przeznaczeniem. Uzupełniają się i nie mogliby bez siebie egzystować. Czysta miłość. To... to naprawdę piękne. I na pewno sobie poradzą. Ja to wiem.

- Kochanie... - dołącza do nas Ulquiorra i zwraca się do żony. - Yoruichi i Urahara pytają czemu Byakuya nie przyszedł.

Z wypowiedzianym imieniem brata Rukii wybucha bomba. Ichigo wstaje gwałtownie i zaczyna biegać dookoła nas piszcząc jak dziewczyna. Wyobraźcie sobie to.

Z kolejnym wykonanym przez niego kółkiem, zaczyna mi się robić nie dobrze i każdy jak przypuszczam dostaje oczopląsu.

Mija jakieś pięć minut a on wciąż biega. W końcu jednak Sakura łapie porządny wkurw i gdy Ichigo ją mija ta łapie go za fraki i wymierza stalowego, prawego sierpowego, co całkowicie go nokautuje. Reszta wzdycha z ulgą i łapie się za głowę.

- Pinki! Nie musiałaś tak mocno!

- Inaczej by się nie ogarnął - masuje pięść.

- Ichigo kochanie - klepie go lekko, aby się ocucił. - Wstań.

- Co w Ciebie wstąpiło deklu? - Pytam, gdy widzę, że odzyskuje przytomność.

- On mnie zabije... Zabije mnie... - mruczy.

- O czym Ty mówisz?

- Gdy Byakuya się dowie, że jesteś w ciąży, wydrapie mi oczy i wepchnie mi je do gardła, żebym widział od środka jak szlachtuje mi brzuch - łapie się za włosy.

- Nie będzie tak źle - pocieszam go, choć wiem, że będzie dokładnie jak powiedział.

Miło było Cię poznać Ichigo.

***

- Ale kochasz mnie pławda? - Mówi Rudy.

Jest około szóstej nad ranem. Właśnie wracamy do siedziby. Wesele minęło w miarę przyjemnie. Po nowinie i ataku paniki, wróciliśmy na salę i bawiliśmy się do końca. Ichigo trochę przyszalał ale pomińmy to.

Zauważyliście też pewną rzecz? Otóż zawsze gdy jest nawalony zapomina jak się mówi ''r''.

- Powtarzam już dziesiąty raz, że tak - Rukia przewraca oczami.

- Przykło mi, że Twój błat mnie nie lubi - marudzi.

- Ehh daj już spokój.

- Powinienem być akceptowany przez szwagła.

- Co zrobić, żeby w końcu przestał gadać?

- Ja mogę pomóc - Sakura wystawia pięść.

- Nie nie. Nie będziemy go znowu bić.

- Szkoda...

- Muszę z nim poważnie połozmawiać... - Wzdycha Ichigo.

I to na szczęście są jego ostatnie słowa, bo dojeżdżamy na miejsce.

Pomagam Ichigo wejść do pokoju, bo nie jest w stanie ustać na nogach. Zostawiam go na łóżku. Zasypia w tempie natychmiastowym. Wow. Nigdy w swojej karierze nie widziałem go AŻ tak zalanego w trupa. Zdarzały się małe libacje ale nie do przesady.

Życzę Rukii powodzenia w dalszym oporządzaniu go, po czym opuszczam pokój. Gdy wracam do siebie Sakura już śpi. Bez zbędnych ceregieli, kładę się obok aby po chwili odpłynąć do krainy Morfeusza.

***

- Obudźcie go - słyszę zduszone głosy.

- Sama go obudź. On tego nie cierpi - to chyba Ichigo.

Niestety nie mogę jeszcze dobrze dosłyszeć i podnieść powiek, ani tym bardziej czegoś powiedzieć, ponieważ w moim gardle panuje susza, a w głowie szarżuje stado szerszeni.

Niestety tutaj nie istnieje takie coś jak podarowanie umierającemu chwili spokoju i wytchnienia. Kto tym razem? Ukochany Gangster, który z rozpędu wskoczył mi na brzuch i to jeszcze z taką siłą, że prawie zwróciłem wszystko z wczoraj.

- Jezu, niech mnie ktoś zabije - jęczę.

- Zaraz będzie tu Byakuya z Iness, więc gdy dorwie Ichigo i znajdziesz się w polu rażenia to Ciebie może też zaszlachtuje - mówi Sakura, oglądając swoje paznokcie.

- Nie chciałabyś tego. Źle by Ci było beze mnie - uśmiecham się konspiracyjnie.

Odwraca głowę w bok i mruczy coś niezrozumiałego pod nosem. Spoglądam na resztę. Rukia wygląda nieźle, ale ciąża daje po sobie znać. Widać, że wymiotowała i ma podkrążone oczy. Mimo to, doprowadziła się do porządku i ktoś kto jej nie zna nie mógł by powiedzieć, że coś jest nie tak. Ichigo w sumie też wygląda dobrze. Żadnego kaca za to zdenerwowanie, które w sumie można porównać do kaca. Widać też, że dużo myślał nad tym wszystkim. Ma zmęczone oczy i brak wyrazu na twarzy. Jest mi go naprawdę szkoda, bo mimo, że tego nie pokazuje, to on jest przerażony. Kocha Rukię i ja to wiem, ale mimo wszystko w jednym momencie całe jego życie wywróciło się do góry nogami. Dla niego już nic nie będzie takie samo i musi się z tym oswoić. Ale on da sobie radę. Z pomocą wszystkich. A szczególnie ukochanej jak i zakręconymi Masaki i Isshina.

A wracając, najlepiej z nas chyba wygląda Sakura. Stoi obok bez żadnych emocji. Po prostu stoi. A ja? Czuje się okropnie. Jest mi nie dobrze, za jasno mimo, że w pokoju panuje półmrok. Zdecydowanie za głośno. Po prostu okropnie.

Jeszcze głośniej robi się gdy do mieszkania wkracza przerażające małżeństwo. A wiecie co robię? Znak krzyża. Tak, dokładnie. Niech Bóg ma Cię w opiece Ichigo.

- Po co mnie wezwaliście?

- Usiądź bracie.

Byakuya z podejrzliwą miną siada obok mnie, a Iness na jego kolanach. Oglądam całą tą scenkę z boku.

- Więc, Byaku.... Bo ja... Bo Ichigo... Bo my...

Jak dotąd milcząca Sakura przewraca oczami i bezpardonowo rzuca:

- Rukia jest w ciąży.

- Że kurwa co?! - Byakuya gwałtownie się podnosi, a Ichigo chowa za Sakurę. - Zabiję Cię Rudzielcu!

I uwaga uwaga! Nagle do akcji wkracza nie kto inny jak Iness. Kładzie na ramieniu męża dłoń i niby dyskretnie ściska ją. Uśmiecha się jak psychopatka i mówi przez zęby:

- Nikt tu nikogo nie będzie zabijał, prawda kochanie?

- Tak tak kotku - Byakuya momentalnie się kurczy pod jej spojrzeniem i siada na poprzednie miejsce.

Możecie sobie wyobrazić naszą reakcję, prawda? Powinna teraz przyjść jakaś sprzątaczka i pozbierać nasze szczęki z podłogi. Kobiety mają jednak w sobie jakąś moc. To przerażające.

- Cieszymy się z tego powodu - Iness uśmiecha się. - Tylko co teraz macie zamiar zrobić?

Ichigo przełyka ślinę i patrzy z przerażeniem na ''szwagra''. Ten natomiast zbiera swoją godność, porozrzucaną po całym pomieszczeniu. Czy tylko mnie to bawi?

- Uciekniemy. Tutaj nie mamy teraz życia. Myślę, że najpierw pojedziemy do mojej rodziny, a potem gdzieś za granicę - wzdycha. - Możemy liczyć na Waszą pomoc?

- No pewnie! Tylko jak, kiedy i gdzie?

- Ja mam pomysł - odzywam się. - Może po prostu wyjdziecie i już nie wrócicie?

- Łał, aleś ty pomysłowy - Sakura znów przewraca oczami.

- Ale czekaj to nie jest głupie. Weźmiecie jakąś misję, pójdziecie na nią i kaputt. Nie ma was - mówi Iness.

- W sumie. Sakura załatwisz coś?

- Jasne i tak miałam iść do Eizo.

- Czyli ustalone. Dziękuję Wam bardzo - Ichigo i Rukia kłaniają się.

W sumie szybko poszło.

- W rodzinie trzeba sobie pomagać - Iness puszcza oczko zakochanym, po czym ciągnie męża do wyjścia. - Widzimy się później - i już ich nie ma.

Sakura również opuszcza pomieszczenie w celu udania się do Eizo. Zostajemy we trójkę.

- Rukia wie - mówi Ichigo, a ja marszczę brwi.

- O czym?

- O nas. O Akatsuki.

- Że co?! - Doznaję szoku.

-Nie martw się Sasuke. Nic nikomu nie powiem. Ja.. Ja Was rozumiem. Zniszczcie to chore miejsce.

- Co...?

- Jestem tutaj krótko. Potrzebowałam środków do życia, a ta ''praca'' zapewniała mi luksus. Odeszłabym stąd dawno temu, ale zostałam ze względu na moją Pinki. Dlatego teraz, gdy moja droga w tym miejscu się kończy, proszę Cię zabierz ją stąd, zaopiekuj się nią. Daj jej szczęście, którego tak potrzebuje. I... Zniszcz to miejsce. Niestety nie wiem nic, co mogłoby Wam pomóc, ale weź to - wręcza mi jakieś kluczyki. - Użyj go gdy będzie działo się tu piekło. To moje pierwsze dziecko i myślę, że może Ci się przydać.

- Ale co to jest?

- Dowiesz się w godzinie szczytu. Kluczyk ma wbudowany lokalizator. Po naciśnięciu zielonego przycisku, włączy się GPS, który Cię zaprowadzi do tajnego miejsca. Wiem o nim tylko ja.

- Dobrze, rozumiem.

- Ale i tak najważniejsze żebyś zajął się Pinki.

- O to nie musisz się martwić - uśmiecham się. - Przecież nie zostawiłbym ukochanej osoby.

- Ukochanej... - Powtarza Ichigo pod nosem, a po pięciu sekundach załapuje co powiedziałem. Wytrzeszcza oczy i łapie mnie za ramiona. - Mówiłem! Ciemna strona i Ciebie dopadła! Zakochałeś się!

- Tak, tak już. Zluzuj majty - próbuję go od siebie odsunąć. - Pozwalam Ci to powiedzieć.

- No w końcu - szczerzy się tryumfalnie. - A nie mówiłem?

- Oj Stary... Cie..

Nie kończę bo wraca Sakura z wieściami dla nas. Dowiadujemy się, że załatwiła im krótką misję, która polega na odebraniu haraczu, tylko szkoda, że to już dzisiaj...

***

- Jeśli jej się coś stanie - Byakuya grozi Ichigo. - To Cię znajdę i zakopie żywcem.

- Przysięgam na wszystko, że będę jej strzegł jak oka w głowie.

Siedzimy właśnie w szóstkę w pokoju i odbywamy - niestety - pożegnanie. Ichigo i Rukia wychodzą za dwadzieścia minut i to jest ostatni czas, który spędzamy razem.

Co do samej ucieczki, to postanowili iść na pieszo, a z umówionego miejsca zabierze ich Juugo. Tylko ja i oni o tym wiemy. A wszystkie ich rzeczy? Zostają tutaj, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Zabierają ze sobą tylko drobiazgi. Wszystko kupią na miejscu. Logiczne.

Czas niestety mija szybko i przychodzi moment rozstania. Wszyscy wstajemy. Sakura chowa się za mną, cały czas trzymając skrawek mojej koszulki. Jest przygnębiona i nie dziwię się jej. Rozstaje się własnie na nie wiadomo jak długo, ze swoją jedyną przyjaciółką. To dla niej naprawdę wielki cios.

- Pinki... Nie pożegnasz się ze mną?

Sakura wychyla zza moich pleców głowę i patrzy na Rukię smutnym wzrokiem.

- Idź maleńka - szepczę.

Spogląda na mnie nie pewnie, ale postanawia podejść. I dosłownie w momencie, gdy znajduje się przy Rukii, gwałtownie rzuca się na nią i zamyka w szczelnym uścisku. Ten moment ściska mi serce.

- Nie zapomnij o mnie... - mówi, a jej głos zaczyna się łamać.

- Przecież jeszcze się spotkamy kochanie - głaszcze ją po głowie. - Masz Sasuke. Zobaczysz będzie dobrze.

- Dziekuję Ci za wszystko Rukii.

Iness ociera łzy, a Byakuya spuszcza głowę. mnie też już zaczynają szczypać oczy.

- To co stary... Rozchodzimy się - Ichigo zwraca się do mnie.

- No... Jak się w przyszłości spotkamy to stawiasz mi piwo. No i... Chcę być chrzestnym.

- Masz to jak w banku - uśmiecha się. - No i... Uważaj na siebie...

- Ty też głupku - podchodzę i wymieniamy przyjacielski, niedźwiedzi uścisk.

To wszystko dzieje się w środowisku największych mafii na świecie, więc za nim ta sprawa ucichnie, może minąć nawet kilka lat. Zdrajcy szuka się długo. Dlatego właśnie... Nie wiem kiedy znowu się zobaczymy.

Gdy znikają za drzwiami, przypominam sobie momenty z mojego życia. W każdym z nich był Ichigo. Mój brat. I gdy teraz odchodzi... Gdy wyobrażam sobie, że przez ten długi czas będę musiał żyć bez jego wsparcia i braterskiej przyjaźni, gigantyczna gula podchodzi mi do gardła.

Na moment znów jestem małym chłopcem, który nie boi się łez.

Bo łzy, to nie jest słabość.

---------------------------------

Rozdział jakiś taki nijaki, ale dodaję bo obiecywałam, obiecywałam i wyszły obiecanki cacanki :/ No ale niestety, chciałabym z góry powiedzieć, że rozdziału nie będzie przez długi czas. W gimnazjum mogłam sobie pozwolić, ale technikum to nie przelewki i najzwyczajniej w świecie nie mam czasu. Nawet w weekendy :/ No nic... Pozdrawiam cieplutko i kocham Was :) ~Ciocia Asuncia <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top