Rozdział 20
Karma wraca. Ona zawsze wraca. Nie wiem co zrobiłem ostatnio złego, ale i mnie dopadła. Właśnie stoję pod prysznicem i używam ręki, do zaspokojenia. Jestem niesamowicie wkurzony. Byłem tak blisko. Tak kurwa blisko. Ale jak zwykle coś musiało się stać. Spadła na mnie jakaś klątwa czy co? Jeśli to Ty Juugo, to wiedz, że Cię dorwę. Im dłużej nie mogę jej mieć, tym bardziej jej pragnę. I to jest denerwujące. Bo nawet gdyby ubrała golf i khaki i tak wyglądałaby pociągająco. Jest jakby to ująć... Wyjątkowa. Co jeszcze bardziej potęguje moje rządze.
Po kilku minutach wychodzę spod prysznica i wciąż rozjuszony, wycieram się, po czym nakładam piżamę. Spoglądając w lustro mam wrażenie, że z moich uszu wydobywa się para. Podniesione ciśnienie nie daje mi spokoju, dopóki wraca Sakura. Kiedy staje w drzwiach, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uspokajam się. Może nie całkiem, ale jednak. Jej widok jest w pewien sposób kojący. Wzdycham ciężko i przywołuje na twarz smutny uśmiech. Ona patrzy na mnie niezrozumiale z nutą troski. Niestety nie dane mi jest powiedzieć ani słowa bo po sekundzie z prędkością światła łapie swoje ciuchy i znika w łazience. O co chodziło? Zawstydziła się?
Opadam ociężale na łóżko. Oprócz tego, że jestem zły mam też takie, dziwne, złe samopoczucie. Uświadomiłem już sobie, że pewne rzeczy powoli zachodzą zbyt daleko. Przyjechaliśmy tu tylko spełnić zadanie a stało się to... Sakura... I sęk w tym, że ja nie potrafię. Choćbym zapierał się rękami i nogami, walczył ile sił i tak nie dam rady powstrzymać tej wewnętrzej potrzeby bliskości różowołosej piękności. Mój brat nie uznaje ludzi z wrogich organizacji. Właściwie to nikogo. Akatsuki to głównie rodzina i przyjaciele. I mimo surowych zasad brata w tej kwestii, jeśli już będzie po Zabimaru zabiorę Sakurę ze sobą. Nikt ani nic mi w tym nie przeszkodzi.
Z myśli wyrywa mnie obiekt moich rozterek. Jak zwykle do spania nałożyła podkoszulkę i spodenki. Jak zawsze wygląda seksownie.
Siada obok mnie i mówi zmęczonym głosem:
- Jutro wieczorem idziemy na bankiet.
- Bankiet?
- Tak. Musimy zabić jakiegoś gówniarza. Resztę omówimy jutro - przeciera oko.
- Dlaczego znowu my?
- Bo Eizo to idiota, krótko mówiąc. Kompletny idiota. Gdyby nie ja nie poradziłby sobie.
I nagle odpowiedź uderza we mnie jak grom z jasnego nieba. Miałem ją pod nosem. Cały czas była tak blisko. Jak mogłem nie zauważyć? Przecież miałem tyle podpowiedzi. To ona jest odpowiedzią! Sakura jest tym słabym punktem, o który chodziło Itachiemu! Teraz to ma sens, ale to oznacza... Że nie wypełnię tego zadania. Nigdy w życiu nie podniosę na nią ręki. Itachi to mój brat i muszę to jakoś z nim skonsultować i obgadać, ale na tą chwilę... Niech się wypcha.
Lekko drżącym głosem, mówię:
- Masz juz tego dosyć prawda?
- Nawet jeśli... To i tak nie mam nic do gadania - wstaje i posyła mi smutne spojrzenie. - Dobranoc, Sasuke - znika w sypialni.
Mija może dziesięć? Dwadzieścia minut? Nie wiem. Ale tym razem to ja mam problem. Jest mi tak dziwnie pusto. Ta kanapa jest za duża. Za zimna. Dlatego wstaję i niepewnym krokiem, wchodzę do jej sypialni i kładę się obok niej.
- Co Ty tu robisz? - Pyta cicho, odsuwając się lekko.
- Chcę spać z Tobą.
- A kto powiedział, że ja ch...
- Nie okłamuj sama siebie - mówię stanowczo i przyciągam ją blisko. Wzdycha po czym również się do mnie przytula. Czuję jak chowa twarz w mojej szyi.
- Na za dużo sobie pozwalasz Nigger.
Po tych słowach zapada cisza. Uśmiecham się mimowolnie. Tak. Ona zdecydowanie jest wyjątkowa.
Zasypiamy razem, napawając się swoją bliskością.
*
Rano czuję sie jak nowonarodzony. Jestem wypoczęty i zadowolony. Z uśmiechem wstaję z łóżka, jako pierwszy. Sakura jeszcze smacznie śpi i postanawiam jej narazie nie budzić. Przed wyjściem z pokoju, składam na jej czole pocałunek i zostawiam kartkę, że będę u Ichigo.
Po chwili stoję już pod ich drzwiami z Gangsterem przy nodze. Otwiera mi przyjaciel. Jest lekko wytraszony, ale kiedy zauważa, że to ja od razu się rozluźnia.
- Już myślałem, że to Byakuya - wzdycha.
- Spoko. Ja nie jestem taki straszny.
- Taa - mruczy.
Uderzam go lekko w ramię z uśmiechem. To idiota ale wciąż mój najlepszy przyjaciel. Wchodzimy do środka. Rukii chwilowo nie ma. Siadam na kanapie i wzdycham smutno. Musimy porozmawiać.
- Co jest? -Siada na fotelu obok i mierzy mnie troskliwym wzrokiem.
- Nie zrealizujemy zadania, tak jak Itachi tego chciał - przechodzę od razu do sedna.
- A to czemu? - Marszczy brwi.
- Bo kazał uderzyć w ich słaby punkt... A ja nie mam zamiary zranić Sakury.
- Że co?
- To ona. To Sakura jest tym słabym punktem. Bez niej nie było by tej pieprzonej organizacji. Nie wiem już co mam robić... - Chowam twarz w dłonie. - Ten szajs mnie zaczyna przerastać.
Słyszę jak Ichigo wstaje, a po chwili kanapa ugina się obok pod drugim ciężarem. Czuję jak kładzie mi rekę na ramieniu.
- Nie załamuj się stary. Pomyśl logicznie.
- Jak ja mam myśleć logicznie, skoro cały czas siedzi mi w głowie ona? Postradałem już chyba wszystkie zmysły.
Wzrok Ichigo mówi to słynne ''A nie mówiłem?''. Uśmiecha się z satysfakcją, ale nie dobija mnie jeszcze bardziej, tylko podejmuje kroki w celu pomocy.
- Itachiemu możesz wcisnąć bajeczkę o tym, że na przykład tym słabym punktem jest Ao. Sakurę zabierzemy do nas, a kiedy jej nie będzie nikt nie zwróci uwagi na to, że w rzeczywistości ona nim była, bo organizacja tak czy siak upadnie. Nikt się o niczym nie dowie, a Ty będziesz mógł z nią być.
- A skąd wiesz, że...
- Bo Cię znam - przerywa mi i choć nie dokończyłem on doskonale wiedział, co mam zamiar powiedzieć. - Zależy Ci na niej bardziej niż na wszystkim innym. Okłamuj sobie kogo chcesz. Nawet siebie. Ale ja wiem kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz.
- Ale...
- Nie ma ale. Idź do niej. Ciesz się spokojem, póki możesz. Zbliża się kataklizm. Wojna mafii to nie przelewki.
Kiwam głową. On... On ma cholerną rację. Jak nie cierpię kiedy on ma rację. Muszę w końcu zacząć trzeźwo myśleć i przyznać przed samym sobą, że zaczynam coś czuć. I to jest takie intensywne coś.
Uwaga powiem Wam to pierwszy i ostatni raz.
Boję się.
*
Kiedy z bijącym sercem i burzą myśli wchodzę do mieszkania, Sakura akurat stoi i czyta mój liścik. Próbuję nie patrzeć na nią, bo wygląda niesamowicie seksownie jak jest roztrzepana, ale mój wzrok samowolnie wędruje na nią.
- Jak tam u nich ? - Pyta.
- Ichigo wciaz jest wystraszony - śmieję się. - Bał się, że to Byakuya.
- Nie dziwię mu się. Byaku potrafi być przerażający. Nawet dla mnie.
- Rozumiem... Ładnie dziś jest. Może przejdziemy się na spacer? - Pytam niepewnie.
Sakura patrzy najpierw na Gangstera potem na mnie, po czym uśmiecha się lekko i przytakuje. Chwilę później znika w łazience, a ja czekam aż się ogarnie. Patrząc na to wszystko w z perspektywy czasu, nigdy przenigdy nie byłem z dziewczyną na niedzielnym spacerze. Ale to, że idę z nią podoba mi się. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Po jakiś pół godziny juz jesteśmy poza organizacją. Ja prowadzę Gangstera, który naszczęście nie szarpie się do wszystkiego co napotka. Sakura trzyma mnie za rękę co uwaga - było jej inicjatywą. Cieszy mnie to cholernie.
Niestety zabierając ją na ten spacer nie przemyślałem do końca konsekwncji jakie mogą z tego wyniknąć. Domyślacie się o co chodzi? No właśnie. I tak oto spotykamy członka Akatsuki - Deidarę. Wspominałem o nim na początku. Koleś od wybuchów.
A, że pierwszy raz ma przed sobą taki widok, ze mną w roli, jego reakcja wygląda następująco:
- Osz kurwa! To jest dziewczyna! - Krzyczy wskazując na Sakurę.
Po cześci mu się nie dziwię, bo to niespotykany widok i sam bym nie uwierzył w to co widzę, ale też nie powinien zachowywać się jak niezrównoważony idiota.
Wzdycham ze zrezygnowaniem i odpowiadam:
- No kto jak nie dziewczyna?
Sakura w ogóle się nie odzywa.
- To jest w ogóle nierealne. Mam zwidy? Boże muszę iść to przyswoić... - Mruczy. - Najlepiej przy piwie.
I odchodzi. A ja poraz kolejny przepraszam ją za zachowanie moich bliskich. Nie gniewa się. Później jeszcze chodzimy około godziny, a potem wracamy do domu.
*
- Nie cierpię garniturów - warczę, siłując się z krawatem.
Mam na sobie czarną uszytą na miarę marynarkę i spodnie, wylakierowane buty, białą koszulę i ten cholerny krawat. Nigdy nie potrafiłem tego zawiązać.
- Kurwa no! - Krzyczę.
- Co znowu?
Do pokoju wchodzi Sakura. Wygląda jeszcze ładniej niż zwykle. Nieziemsko. Włosy ma pofalowane, a na twarzy mocny, podkreślający oczy makijaż. Ubrana jest w czarną, obcisłą, długą suknię z dużym dekoltem i odkrytymi plecami. A fakt, że ten anioł jest mój napełnia mnie ogromną dumą.
- Zawiążesz go?
- Daj - podchodzi i gdy skupia się na krawacie, mam chwilę aby bezkarnie popatrzeć się w jej cycki. No co? Mogę.
Gdy już jesteśmy całkowicie gotowi, wychodzimy i kierujemy się do czarnej limuzyny na podjeździe. Tam Sakura objaśnia mi plan działania.
- Musimy zabić jakiegoś gówniarza. Ma na imię Hiro i jest dziany. Eizo powiedział, że ma słabość do kobiet, więc uwiodę go jakoś i wyprowadzę na zewnątrz. Wtedy się go pozbędziemy.
- Rozumiem.
Krótko i zwięźle. Jedziemy w niezmąconej ciszy, a na miejscu jesteśmy niecałe dwadzieścia minut później.
Bankiet jest w jakiś budynku al'a Dom Kultury tylko bardziej bogatszy. Panuje tu przepych. Wszystkie rzeczy, akcesoria wyglądają na cholernie drogie. Samo towarzystwo, które sie tutaj znajduje, wydaje się jakby nigdy nie widziało snopu siana. W środku gra spokojna muzyka, na całej sali wyłożony jest czerowny dywan, a oświetlenie dają kryształowe żyrandole. Kompletnie tu nie pasuję.
- Tam jest.
Wiodę wzrokiem za spojrzeniem Sakury i napotykam młodego chłopaka, otoczonego tabunem kobiet. Ma rude włosy i krzywe, brązowe spojrzenie. Jest ubrany w biały garnitur. Niestety ani troche nie wygląda dobrze. Widać, że te laski lecą tylko na kasę.
- Idę.
Sakura seksownym krokiem rusza w jego stronę, a ja się zbliżam. Miałem iść na zewnątrz, tylko, że coś mnie podkusiło do zostania. Biorę od kelnera lampkę szampana i przyglądam się grze aktorkiej Sakury, która jest z kolei cholernie dobra.
Ze słodkim uśmieszkiem coś do niego mówi, obejmując jego szyje. On za to kładzie rękę, na jej biodro i uśmiecha się przebiegle, co podnosi mi ciśnienie. Nie mogę na to patrzeć. Chyba pójdę na ten dwór. Ostatni raz spoglądam na nich i akurat Sakura szepcze mu coś do ucha, na co ten rozpogadza się i zaczyna ją ciągnąć do wyjścia.
Niestety nie dane jest im przekroczyć drzwi, gdyż napotyka ich przeszkoda. Nie pewnie na ich splecione dłonie, opada czyjaś ręka, nakazując Hiro puszczenie Sakury. Tak też się dzieje. I naprawdę pogratulowałbym temu komuś, zwłaszcza, że ten gówniarz nie jest kimś odpowiednim dla jej towarzystwa, tylko, że jest mały problem. Problem, który niszczy wszystko.
Ta ręka... Należy do mnie.
_________________________
Przepraszam, że tak marnie, ale zaczęłam nową szkołę i już mam od cholery nauki. Brak czasu i wieczne zmęczenie. W następny weekend postaram się coś dodać. Chciałabym też ogłosić, że prócz rozdziału pojawi się w najbliższym czasie one - shot w normalnym życiu. Pozdrawiam :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top