Rozdział 17

Od zawsze miałem taki dziwny dar, że potrafiłem obudzić się w na tyle dobrym momecie, żeby zwiać z domu kolejnej kochanki, a żeby ona się nawet nie zorientowała. Albo sobie to wyćwiczyłem? Oczywiście było to tylko wtedy gdy u jakiejś spałem. Bo ogółem nie można mnie dobudzić.

A wracając do tematu, wiem kiedy mam się obudzić, gdy śpię z dziewczyną. To znaczy wiedziałem. Bo właśnie tego ranka dar przestał działać. Mianowicie obudziłem się długo po Sakurze - o trzynastej. Nie chciałem zwiać co prawda, ale zauważcie, że spałem z dziewczyną. To też się liczy.

Podnoszę się z niezadowoleniem. Muszę przyznać, że mając ją przez całą noc w ramionach, czułem się naprawdę dobrze. A teraz gdy nie leży ze mną jest tak dziwnie pusto i zimno.

Przelatuję spojrzeniem po pokoju. Sakura siedzi przy stole i robi coś na laptopie. W potarganych włosach i za dużej koszuli wygląda cholernie seksownie. A to jak przygryza kciuk w zamyśleniu jeszcze bardziej mnie podnieca. Nieświadoma swojej urody seks bomba.

Podchodzę do stołu i siadam obok.

- Dzień dobry śliczna - uśmiecham się.

Patrzy na mnie z politowaniem, ale za chwilę również się uśmiecha. Coraz szczerzej.

- Dzień dobry.

- Co robisz?

- Przesyłam Ao dyspozycje. Eizo znowu gdzieś spieprzył z kochanką i muszę się zająć organizacją.

- Ty się wszystkim zajmujesz jak go nie ma?

- Tak. To znaczy ja wszystkim kieruje ale brudną robotę zlecam Ao. Beze mnie by to wszystko upadło.

- Rozumiem. Więc będziesz dziś zajęta?

- Nie. Już kończę. Jak Eizo wyjeżdża to teoretycznie mam wolne. Muszę tylko wydać te dyspozycje. Od misji mam spokój.

Widzicie ten wyszczerz? Sakura ma urlop, a ja większe pole do popisu. Oj się będzie działo!

- Z czego się cieszysz?

- Jak skończysz to przygotuj sobie jeansowy dół, najlepiej jakąś koszulę w kratę i kozaczki - puszczam jej oczko.

- Po co?

- Zabiorę Cię gdzieś - uśmiecham się jeszcze szerzej.

Kiwa głową. Widzę, że jest ciekawa co sprawia, że moje szczęście powiększa się. Jeszcze kilka takich wypadów a poczuje co to znaczy żyć i bawić się.

Idę do łazienki i szybko załatwiam co mam załatwić. Po około piętnastu minutach jestem już odświeżony i ubrany w luźne ciuchy "po domu". Sakura dalej pracuje, więc nie chcąc jej przeszkadzać biorę Gangstera i wychodzę do Ichigo i Rukii.

Pukam, ale otwarcie drzwi poprzedzone jest głośnym bieganiem po pokoju i nawet głuchym zdaniem ''Gdzie są moje spodnie?!". Chwilę później w drzwiach pojawia się rozczochrana Rukia z uroczymi rumieńcami na policzkach.

- Przepraszam, że przeszkodziłem. Przyjdę później - mówię, drapiąc się po karku. Czuję się trochę zażenowany.

- Nie, nie. Wszystko okej. Wchodź.

Kiwam głową po czym wchodzę do środka. W mieszkaniu panuje nieskalany porządek. Ichigo siedzi rozwalony na kanapie jak gdyby nigdy nic i uwaga - jest ubrany! Szkoda tylko, że ma nie zapięty rozporek i nie równo guziki przy koszuli. Zaczynam się śmiać. Przypuszczam, że już jestem martwy. Przerwałem mu - jeśli dobrze myślę - jego pierwszy raz z... miłości. Ciemna Strona go dopadła.

- Co chciałeś głupku? - Patrzy na mnie krzywo.

- Nie bocz się tak. Skąd miałem wiedzieć, że robiecie to w środku dnia.

- No dobra już już... - wzdycha. - To co chciałeś?

- Zabieram dziś Sakurę na potańcówkę do Country Clubu. Idziecie?

- Jasne! - Cieszy się Rukia. - Jak ja dawno nie byłam na żadnych tańcach.

- No chętnie. Potańcówki równa się piwo - mówi Ichigo. - Napiłbym się. Kiedy?

- Dziś koło siedemnastej.

Rukia ucieszona przytakuje po czym oznajmia nam, że idzie na chwilę do Sakury. Za nim wychodzi proszę ją, żeby nie mówiła jej gdzie wychodzimy. Chcę żeby to była niespodzianka.

Gdy zostajemy sami, pierwszy raz od pewnego czasu możemy normalnie pogadać, jak facet z facetem. Patrzę na niego znacząco a on chyba łapie o co mi chodzi.

- Tak to miał być pierwszy raz.

Czyta mi w myślach? Nie no co Wy. Tak po prostu działają przyjaciele. Rozumieją się bez słów.

- Przepraszam. Nie wiedziałem.

- Spokojnie stary. Nic się nie stało.

- Jak Ci się z nią żyje?

Uśmiecha się do siebie i mówi:

- Nie zamieniłbym tego na nic innego.

- Ciemna Strona Cię wciągnęła. Tylko ja zostałem na placu boju.

Ichigo unosi brew a ja swoje marszczę. O co mu chodzi?

- Nie wydaje mi się.

- Co masz na myśli?

- Ty też już przegrałeś tą walkę.

Brał coś?

- Że co?

- To widać, Sasuke. Nie tylko mnie wciagnęła Ciemna Strona.

- Wszystko dobrze z Twoim wzrokiem?

- Z moim tak. Ale z Twoim chyba nie bardzo.

- Ichigo o czym Ty myślisz?

- Spójrz prawdzie w oczy. Dobrze Ci przy Sakurze.

Cios prosto w moje męskie ego. Najgorsze jest to, że po części ma rację. Ale ja... Ja się nie zakochałem do cholery. To nie w moim stylu. No co tak na mnie patrzycie? Myślicie tak samo?

Jesteście tak samo walnięci jak Ichigo.

Wzdycham po czym spoglądam na niego. Jeśli już zaczęliśmy tą rozmowę na temat zakazany to wypadałoby ją skończyć. Mam pytanie, które dręczy mnie od jakiegoś czasu, ale ciężko mi je zadać. Wiem jednak, że jemu mogę. To pytanie zaprzecza wszystkiemu co do tej pory powiedziałem.

    Tak jestem jebanym hipokrytą.

- Ichigo... Właściwie to... Jak smakuje miłość?

Rudi uśmiecha się szeroko i mówi mi to takim językiem, żebym jak najlepiej to zrozumiał. Czyli;

- Miłość smakuje jak seks z osobą, która jest połączeniem wszystkiego co uwielbiasz.

- Dziwne, ale... Zrozumiałem.

- Widzisz? Jeszcze trochę i sam zobaczysz, że uciekaliśmy od czegoś co wcale nie jest straszne - klepie mnie po ramieniu.

- Nie zapędzaj sie tak brachu. Powiedziałem, że rozumiem, a nie, że zamierzam to praktykować.

- Jeszcze zobaczymy - uśmiecha się tajemniczo i temat jest zakończony, ponieważ do pokoju wchodzi Rukia.

Trochę zakłopotany wychodzę z pokoju a za mną drepta Gangster. Co mam o tym wszystkim myśleć? Jestem w totalnej kropce. Słowa Ichigo wywołały u mnie naprawdę duży szok, ponieważ on ma po części rację. A ja nie cierpię kiedy on ma rację. Zdarza się to naprawdę rzadko ale zawsze jest trafne... I to jest w tym wszystkim najgorsze.

Z przemyśleń wyrywa mnie Sakura, która stoi w drzwiach z ciepłym wyrazem twarzy. Nim zdążam zareagować podchodzi do mnie, łapie za rękę i zaczyna prowadzić do wyjścia.

- Gdzie idziemy?

- Muszę iść na chwilę do naszego snajpera.

- A po co tam ja?

- Bo... Chciałam, żebyś poszedł ze mną.

Nie widzę jej twarzy, ale wiem, że się rumieni. Nie wiem skąd ten nagły przypływ pewności siebie, ale podoba mi się. Czyżby Rukia coś zdziałała na tej krótkiej wizycie?

- Jak się nazywa ten snajper?

- Luke pseudonim Świnia. Błazen organizacji.

- Czemu błazen?

- Wystarczy, że spojrzysz na jego twarz.

Po chwili stoimy przed pokojem tego gościa. Sakura puka - co jest do niej nie podobne. Daje się usłyszeć kroki i w sekundę drzwi się otwierają. Staje w nich na oko dwudziestopięcio letni chłopak z wyszczerzem. Ma koński zgryz i żółte zęby, a twarz w lekkim trądziku. Wydaje się spoko i Sakura miała rację. Wystarczy spojrzeć na niego od razu chce się śmiać.

- Cześć. Jestem Luke. Ale możesz mi mówić Świnia - podaje mi rękę.

- Sasuke - uśmiecham się, odwzajemniając gest.

- Nie wiedziałem, że masz faceta Pinki - zwraca się do niej.

- Bo nie mam - kręci głową. - Masz tu wytyczne i zdjęcie. Zdejmnij gościa do dwudziestej - podaje mu jskieś kartki.

- Nie ma sprawy - macha ręką. - Sasuke musimy kiedyś iść na piwo, wydajesz się spoko.

Uśmiecham się i przytakuje. Kiedy już nie będzie tej organizacji, ściągne go do siebie.

Wracamy z Sakurą do pokoju i tam spędzamy czas, który pozostał nam do siedemnastej - kłócąc się i oglądając filmy.

*

- Ja chcę prowadzić! - Burzy się Rukia.

- A ja chcę żyć! - Odkrzykuje.

Kłócimy się o to już od dobrych dziesięciu minut. Przyrzekłem sobie, że nigdy nie wsiąde do auta jeśli ona będzie prowadzić. Życie mi miłe.

- Ja poprowadzę - mówi Ichigo uspokajającym głosem.

Z trudnością ale się zgadzamy. Posyłam Małej spojrzenie mówiące ''wojna się jeszcze nie skończyła", a ona ciska we mnie pioruny. Musi się przyzwyczajać, w końcu będę jej przyszywanym szwagrem jeśli coś z tego wyjdzie.

Jedziemy czarnym Garbusem. Sakura wzięła kluczyki na ślepo a trafiła idealnie, bo auto pasuje klimatem do miejsca gdzie się kierujemy.

Country Club znajduje się na obrzeżach miasta. Z zewnątrz jak i w środku jest drewniany. Taka typowa stodoła z kulą dyskotekową. Gdzieniegdzie pororzucane są snopy siana a wszystkie akcesoria typu: stoły i bar są ręcznie rzeźbione. Kiedyś tam tylko brakowało tego, żeby kelnerki nosiły piwo w cyckach, ale teraz już mi to nie potrzebne.

Dojeżdżamy na miejsce po dwudziestu minutach. Ichigo jest ubrany jak ja czyli w koszulę o jednolitym kolorze i jeansowe wytarte spodnie. A i oczywiście ma swój ukochany kowbojski kapelusz. Rukia za to przyodziała bufiastą spónicę z materiału al'a jeans i bluzkę na guziki, a Sakura jeansowe spodenki i koszulę w żółto - czarną kratę.

Gdy wchodzimy do środka, akurat większość gości zebrana jest na środku. Naśladują ruchy kobiety, stojącej na scenie. W tle leci piosenka Blake Shelton - Footloose. Ciągnę Sakurę na środek sali.

- O nie. Nie zrobię tego.

- Zrobisz. Patrz co robi ona - wskazuję na instruktorkę. - To łatwe. Będzie fajnie.

Kręci głową ze zrezygnowaniem, ale po chwili zaczyna powtarzać ruchy w rytm muzyki. Gdy wszyscy zaczynamy łapać kroki, taniec wygląda naprawdę fajnie, bo tańczymy równo.

Po drugim razie znamy cały układ, ponieważ kroki są bardzo łatwe. Dla początkujących. Patrzę na Sakurę. Tańczy i jest naprawdę szczęśliwa. Widać to po jej twarzy, widać, że się dobrze bami.

Z zadowoleniem odłączam nas od grupy, porywając Sakurę do tańca. Wirujemy wśród ludzi i nic w tym momencie się liczy. Widzę jej uśmiech. Jest piękniejszy od wszystkiego na świecie.

Jest mój.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top