Rozdział 14

Czy to normalne, że dorosły facet - czytaj ja - cieszy się do sufitu? Odpowiedź brzmi - nie. Otóż ja nigdy nie byłem normalny. Dlatego właśnie teraz o trzeciej nad ranem, zamiast spać, wspominam wydarzenia minionego dnia, szczerząc się przy tym jak głupi do sera.

Sakura... Tylko ona potrafi całować mnie, a po chwili tłuc jak wroga. Śmieję się cicho. Do tej pory miałem wrażenie, że mam poukładane życie. Do tej pory. Bo tak naprawdę w chwili gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, cały mój porządek poszedł w pizdu. Ale... Nie narzekam. Jest mi z tym dobrze i jeśli, jakiś dziadek z magicznym pilotem zaproponowałby mi cofnięcie się w czasie - nie skorzystałbym.

Teraz mam cel. Taki prawdziwy. Muszę pokazać Sakurze co straciła. A najbardziej z tego wszystkiego chciałbym zobaczyć jak się uśmiecha. Tak prawdziwie. Długa droga przede mną.

Wstaję i na palcach, kieruję się - już trzeci tej nocy raz - do jej pokoju. To taki wewnętrzy przymus. Dziwna potrzeba jej widoku.

Uchylam delikatnie drzwi, które na moje szczęście przeraźliwie nie skrzypią. Sakura leży zwinięta w kłębek. Nie dziwię się skoro kołdra jest na podłodze. Kręce głową, podnoszę nakrycie i przykrywam ją. Momentalnie rozluźnia się. Na moją twarz znowu wkrada się uśmiech. Nachylam się i składam szybkiego, delikatnego całusa na jej czole. Potem cichutko, z bijącym sercem, wychodzę.

*

Wielki Grill to rodzinna tradycja. Nie wiem kto ją wymyślił, ale mu gratuluję. Takie spotkania, na których zawsze pojawi się rodzina są wspaniałe. I mówiąc zawsze mam na myśli zawsze, zawsze. Bo to jest taki jedyny grill, na którym nie może nikogo zabraknąć. Jeśli nie przyszedłbym, mama by mnie chyba zabiła. No... właśnie tak. A powracając.

Urządzany jest w moim rodzinnym domu raz w roku przez moich rodziców Mikoto i Fugaku. Grono gości jest małe, bo to tylko najbliźsi. Zawsze jest masa jedzenia, od najzwyklejszych koreczków, po wymyślne dania z grilla. Siadamy przy ogrodowym stole i rozmawiamy o tym jak nam się w życiu układa czy po prostu śmiejemy się z głupich rzeczy.

Najpunktualniejsi zawsze są Itachi z żoną Izumi i Shiną. Konan i Yahiko zwykle się nie śpieszy. Przychodzą przeważnie ostatni. Rodzice Ichigo mieszkają w sąsiedztwie, więc w sumie oni są jeszcze przed moim bratem. No a ja i Rudi wyrabiamy się w czasie tak, żeby nasze matki nas nie skatowały. Co jak co, ale Wielki Grill traktują naprawdę poważnie.

Dziś jesteśmy z Ichigo zadziwiająco wcześnie. Przyjechaliśmy samochodem pożyczonym z organizacji. Oczywiście nie obyło się bez pytań co to za auto, kiedy je kupiłem czy tym podobne. Rodzice są strasznie ciekawscy.

Po przywitaniu się z rodzicami i bratową, zostaję zaciągnięty na bok przez brata.

- Jak Ci idzie? - Przechodzi do konkretów.

Wzdycham ciężko, bo tak naprawdę , mało co przez ten cały czas odkryłem.

- Pracuję nad tym.

- Nie mów mi, że nic nie masz - marszczy brwi.

- Jak na razie, tylko to, że nie mają żadnych zabezpieczeń od środka typu kamery i tym podobne, a Eizo co i rusz pakuje się w jakiś szajs.

- Co masz prze to na myśli?

- Podsłuchałem ostatnio rozmowę jakiś gówniarzy w organizacji i mówili, że szef ostatnio często ma kłopoty.

- Ciekawe... Dobra, rób co masz robić. A teraz chodźmy do reszty.

Kiwam głową i wracamy do gości.

W pewnym momencie podbiega do mnie Shina i z miną szczeniaka prosi:

- Wujku, chodźmy na plac zabaw!

- Kochanie zaraz przyjdzie reszta.. - Próbuję wybrnąć.

- Tylko na chwilę... Proszę.

Oczy kota ze Shreka robią swoje. Wzdycham i kiwam głową w geście zgody. Shina zaczyna biegać dookola, uradowana. Uśmiecham się na ten widok. Szczęście tego dzieciaka jest dla mnie jak jakaś nagroda.

Informując wczęśniej wszystkich o wyjściu, odciągam Ichigo od jedzenia i we trójkę idziemy na plac. Gdy dochodzimy na miejsce, czyli dwieście metrów dalej, Shina znika na drabinkach a ja wdaję się z Ichigo w rozmowę.

- Jak tam się sprawy u Was mają? - Pytam.

- O co Ci chodzi?

- No wiesz o Ciebie i Rukię. Jaka jest łóżku?

- To nie tak, Sasuke. Moim priorytetem nie jest zaciągnięcie jej do łóżka.

- Co masz na myśli? - Dziwię się.

- Z nią jest inaczej - uśmiecha się do siebie. - Rozmawiamy, wiesz? Uwielbiam słuchać jej głosu, czy tego jak się śmieje. I jakoś tak zawsze o niej myślę. A gdy wieczorem rozstajemy się żeby iść spać, nie mogę doczekać się rana, żeby znów móc z nią porozmawiać, zobaczyć. Wiesz o co mi chodzi, prawda?

Najgorsze jest to, że właśnie wiem o co mu chodzi.

- Stąpasz po cienkim lodzie stary. Widzisz przez co przechodzi Itachi i Yahiko. Są cipkami siedzącymi pod pantoflem - wzdycham bezradnie. - Ta ścieżka prowadzi na Ciemną Stronę. Przyrzekaliśmy sobie, że nasza noga tam nigdy nie postanie. Jesteś tego pewien?

Ichigo zakrywa ręką usta i głosem Dartha Vadera mówi:

- Nikt nie oprze się potędze Ciemnej Strony.

Śmieję się i kręce głową. Chyba muszę to zaakceptować. Skoro jest szczęśliwy to ja też.

*

Wracamy do domu jakieś dwadzieścia minut później, a gdy przechodzimy przez furtkę, nagle Ichigo staje dęba i zaczyna nasłuchiwać. Patrzę na niego jak na idiotę, ale po chwili już wiem o co mu chodzi.

Daje kroka w bok i dosłownie po sekundzie, na miejsce, w którym stał, z hukiem wpada jego ojciec Isshin. W sumie to nie wiem, czemu się dziwiłem. Zawsze się tłuką na powitanie.

- Ha i co staruchu! - Pokazuje na niego palcem. - Tracisz formę!

- Tak?! To patrz!

Isshin rzuca się na niego i rozpoczyna się wojna o godność. Nie trwa jednak długo, gdyż po chwili pojawia się pani Masaki - mama Ichigo - i rozdziela ich, łapiąc obu za uszy. To najbardziej rozkoszna kobieta jaką znam.

- Ile razy Wam mówiłam głupie dekle, że macie się nie napieprzać przy byle okazji! - Warczy.

Tak. Ona jest rozkoszna. Ale tylko wtedy gdy nie jest zła.

- Mamoooo puść - jęczy Ichigo.

Masaki wzdycha i puszcza obu, przez co z hukiem lądują na ziemie. Potem kompletnie ignorując te dwa zdechlaki podchodzi do mnie i jak przystało na ''cioteczkę'' całuje mnie i ściska policzki.

- Oh Sasuke jak Ty wyprzystojniałeś od ostatniego spotkania!

- Dziękuję ciociu - mówię z trudem.

Na szczęście odpuszcza sobie szybko, gdyż woła ją moja mama. Zbieram zwłoki z trawnika i kieruję się z nimi do ogrodu. Tam już czekają wszyscy. I wiecie co? Może i jestem gangsterem, ale to nie przekreśla mojej rodzinności. Kocham spędzać z nimi czas.

*

Zabawa trwa w najlepsze. Jakieś dwie godziny później wzywa mnie potrzeba i idę do łazienki, a gdy wyglądam przez tylne okno, żeby spojrzeć na wzgórze, które jest atrakcją tego miasteczka, na moją twarz sam wkrada się uśmiech. Na samymy szczycie - który nie jest jako tako wysoki - stoi Sakura. Za nią na masce czarnego kabrioletu siedzi Rukia. I właśnie w tym momencie wpada mi do głowy pewna myśl.

Po szybkim załatwieniu spraw, wybiegam z domu jak torpeda i ledwo hamuję przed stołem, przy którym rozmawiają goście. To powoduje, że wszystkie oczy zwracają się na mnie. O taki efekt mi chodziło.

- Emm rodzinko mam pytanie... - uśmiecham się. - Czy mielibyście coś przeciwko, gdyby dołączyły do nas dwie przyjaciółki? Moje i Ichigo - mrugam do niego.

- Dziewczyny? - Pyta mama. - Ale takie prawdziwe?

- No a niby jakie?

- Nie wiem. Nie sądziłam, że kiedyś mnie o to zapytasz - uśmiecha się szczerze. - Naturalnie! Zaraz przyniosę nakrycia!

Wstaje uradowana i zaczyna biegać od domu do ogrodu jak kurczak bez głowy. Tata dalej siedzi ze swoim firmowym uśmieszkiem, a reszta chyba dalej nie może uwierzyć w to co powiedziałem. No cóż. Znają mnie.

Wyciągam Ichigo od stołu i kierujemy się na wzgórze. Nic nie mówi, ale wiem, że jest szczęśliwy. No bo w końcu był całe dwie godziny bez Ruki! Rozumiecie?! Całe dwie godziny!

Gdy dochodzimy na miejsce, dziewczyny nie kryją zdziwienia.

- A Wy co tu robicie? - Pyta Sakura.

- Zabieramy Was na grilla - widzę jak marsczy brwi.

- Naprawdę? - Niedowierza Rukia. - Pinki chodźmy!

- Nie znamy tam nikogo - próbuje protestować.

- To poznasz! Nie ma marudzenia!

Łapię ją w talii i niosę do samochodu. Ichigo i Rukia śmieją się i również wsiadają. Siadam z kółkiem i ignorując protesty Sakury podjeżdżam pod moją bramę.

- Pożałujesz tego - mówi cicho, za nim wchodzimy do ogrodu.

Ichigo idzie z Rukią za rękę i gdy tylko jego rodzice to widzą, wstają gwałtownie i jestem pewiem, ze widze wokół nich jakies zbawienne światło. Tak jestem pojebem.

Za nim biedna Rukia zdąża się zorientować, już jest w ramionach państwa Kurosakich.

- Boże to ona! Ona jest wybrańcem! - Krzyczy Masaki.

- Jesteś tą jedyną! - Isshin całuje ją po rękach.

Więc nasza reakcja wygląda dokładnie tak; Sakurze oczy wychodzą z orbit, Ichigo próbuje wyrwać Rukię rodzicom, moja mama dalej biega, Yahiko dławi sie krewetką, a Konan próbuje wykonać chwyt Heimlicha. Itachi wylewa wino, a Izumi zaczyna panikować, ze nie da się tego sprać. A mój tata? Cóż, mój tata nadal je.

*

Gdy jakieś pół godziny później wszystko zostaje opanowane i wszyscy sobie przedstawieni, możemy zasiąść spokojnie do stołu. Sakura siada koło mnie, co nie umyka mojej mamie. Spogląda co chwila na nas z tym matczynym uśmieszkiem i błyskiem w oku. Eh dzięki mamo.

- Jak się tutaj czujesz kochanie? - Pyta łagodnie. - Smakuje Ci? Fugaku to naprawdę dobry kucharz.

Sakura jest zakłopotana i widać to gołym okiem. Nie przemyślałem tego do końca. Dawno nie była w takim towarzystwie i przy takiej okazji. Potem z nią porozmawiam.

Dla otuchy łapię ją za rękę pod stołem. Oddaje uścisk i odpowiada pewnie.

- Bardzo dobrze. Jedzenie jest pyszne. Dziękuję za zaproszenie.

- Oh ależ to drobiazg! - Cieszy się mama. - Wpadajcie kiedy chcecie. - Obejmuje ją.

I wtedy go widzę. Widzę jej uśmiech. Może nie jak banan, ale jest! I chociaż nie taki szeroki - to najpiękniejszy jaki widziałem.

Niech mnie ktoś uszczypnie.

Zaciskam mocno rękę na jej dłoni i wtedy coś się dzieje. Ni z tąd ni z owąd na kolanach u Sakury pojawia się mała Shina. Jestem zdumiony jej śmiałością. Zwykle bała się obcych.

- Czy jesteś dziewczyną wujka Sasuke? - Pyta odważnie.

Sakura otwiera szeroko oczy i spogląda na mnie.

- Jesteśmy przyjaciółmi - odpowiadam za nią, ale... nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedzieć. Jakby mi... czegoś brakowało.

- Aaa - smutnieje. - Szkoda. Jesteś naprawdę piękna. Bylibyście piękną parą.

Gdy te słowa opuszczają jej usta, podświadomie zaczynam sobie wyobrażać co by było gdyby. Przerażają mnie te myśli, ale nie mogę ich wyrzucić z głowy.

Sytuacja robi się niezręczna. Odwracam się szukając pomocy u Ichigo, ale ona jest zajęty Rukią, który z kolei bombardowana jest przez jego rodziców. Wzdycham bezradnie. Z pomocą jednak przychodzi żona Itachiego.

- Shi skarbie. Chodź na chwilę - woła ją Izumi.

Mała zawiedziona schodzi z kolan Sakury, a ta robi coś nie spodziewanego.

Nawet na mnie nie patrząc, przysuwa się i sama z własnej woli łapie mnie za rękę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top