Rozdział 13
Kobiety są bardzo skomplikowane. Nie uważacie? A Sakura to już szczególnie. Raz mówi, że mnie nienawidzi i odpycha na każdym kroku, a teraz całuje jakby świat miał się zaraz skończyć.
Nie to żeby mi to przeszkadzało. Jest naprawdę cudownie i nawet jeśli trzeba było, oddałbym mój plakat z Rockim za drugi raz. Sakura nie jest doświadczona i to jest w tym najlepsze. Mogę być jej przewodnikiem, nauczycielem. Dla faceta być tym pierwszym to największy zaszczyt.
Przyciągam ją jeszcze bliżej do siebie, wczepiam jedną rękę w jej włosy, a drugą kładę na talii. Ona za to oplata rękoma moją szyję. Moje kolana miękną samoistnie, a serce bije niemiłosiernie szybko. Mam wrażenie, że zaraz mi wyskoczy. W głowie panuje istny chaos. Napada mnie dziwne uczucie gorąca i łaskotanie w brzuchu. Co to takiego?
Mógłbym ją tak całować bez przerwy... Ale nic niestety nie trwa wiecznie. Gdy braknie nam tchu, odrywamy się od siebie, ale nie puszczam jej, tylko opieram nasze czoła o siebie.
- Nawet nie próbuj kazać mi o tym zapomnieć - mówię.
- Nie próbuję. Ja też tego nie zapomnę.
Kiedy wypowiada te słowa, spływa na mnie jeszcze większe szczęście i nagle przychodzi do głowy pewien pomysł. Jebać zadanie. Ichigo i Rukia tu są, więc my możemy na chwilę zniknąć. Nikt nawet nie zauważy.
- Chodź - łapię ją za rękę.
Przepychamy się przez tańczące pary i wychodzimy na zewnątrz. Potem ciągnę ją na metalowe schody przytwierdzone do bocznej ściany budynku i prowadzę po nich na samą górę. Na dach.
Widok jest oszałamiający. Gwieździste niebo kontrastujące z miastem nocą.
- Wow - słyszę.
Takiej reakcji się spodziewałem. Rośnie we mnie satysfakcja i duma.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Chciałem porozmawiać... - mówię niepewnie.
- O czym? - Odwraca do mnie wzrok, a jej zielone oczy mienią się w świetle gwiazd. Jest taka piękna.
- Czy jak wrócimy... To znowu będziesz taka zimna? To wszystko co dziś miało miejsce nic dla Ciebie nie znaczy?
Wzdycha i spuszcza głowę - toczy ze sobą walkę.
- Nie wiem. To nie takie łatwe.
- Dlaczego nie łatwe? - Pytam łagodnie i podchodzę do niej.
Proszę... Proszę otwórz się przede mną.
- To wszystko jest dla mnie trudne... Od dziecka jestem w organizacji. Od dziecka jestem uczona jak zabijać, nie ufać ludziom. A gdy Ty tak nagle wparowałeś w moje życie i pokazałeś mi coś nowego... Nowe rzeczy... - Wzdycha. -Patrzyłam na Rukię jaka jest szczęśliwa przy Ichigo... Jak się razem bawią, całują... I nagle sama chciałam tego spróbować... Ale ciężko jest zmienić coś co było wpajane od tylu lat.
Mówi to wszystko patrząc mi głęboko w oczy. A ja stoję... Jestem oszołomiony tym co mi powiedziała... Tym, że w ogóle mi powiedziała... To wszystko jest dla niej nowe. Ona nigdy się nie bawiła. Nigdy nie poznała smaku pocałunku. Straciła tyle czasu. Wtedy gdy ja przeżywałem swoje pierwsze razy, miałem bunt młodzieńczy, piłem z kolegami - ona zabijała. Gdy próbuję wyobrazić sobie jakie katusze musiała przejść, pęka mi serce.
Wyciągam rękę i gładzę jej policzek.
- Cieszę się, że mi powiedziałaś. Naprawdę dużo to dla mnie znaczy... Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć wszystko. Nie bój się mi zaufać.
Zamyka oczy i wtula twarz w moją dłoń, która cały czas spoczywa na jej policzku. Ja - światowy gangster - mięknę całkowicie.
- Nigg... To znaczy Sasuke.
- Możesz mówić na mnie czarnuch jeśli tak Ci łatwiej - uśmiecham się.
- Nie... Wolę Sasuke.
- Więc co chciałaś?
- Czy... Mógłbyś... Mógłbyś mnie przytulić?
Mówi cicho i nie śmiało, a ja dostaje palpitacji serca. Dosłownie. Nokautuje mnie tym pytaniem. Nigdy nie sądziłem, że mnie o to poprosi. Bez chwili zastanowienia łapię ją w ramiona i tulę mocno do serca.
Pamiętam jak Rukia mi kiedyś powiedziała, że Sakura nie miała ciepła. Teraz sobie uświadomiłem jakiego. Ciepła drugiej osoby. Ona aż lgnie do tego. Potrzebuje tego i ja jej to ciepło zapewnię.
I nagle jak grom z jasnego nieba wpada mi do głowy pomysł. Sakura powiedziała, że jej życie od dziecka toczy się wokół organizacji. Nie poznała smaku życia. I ja mam zamiar to wszystko zmienić. Zabiorę ją w miejsca, w których jeszcze nie była. Najprostsze miejsca, gdzie zwykły nastolatek był przynajmniej raz w życiu. Pokażę jej co straciła. Pokażę jej życie.
- Sakura?
- Mhm?
- Wiem, że zemsta jest dla Ciebie najważniejsza, ale chciałbym zmienić Twoje podejście do świata. Czy mogłabyś powierzyć mi siebie i zaufać mi? Proszę. Chciałbym pokazać Ci, co straciłaś.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- Bo... Coś poczułem i stałaś się dla mnie ważna. Chciałbym sam odkryć co mną od jakiegoś czasu targa, ale także pokazać Ci trochę świata. Boli mnie to, że nie mogłaś poczuć smaku życia.
- No nie wiem...
- Proszę... Zapewniam, że nie pożałujesz.
- A Ty? Co masz na myśli mówiąc ''coś poczułem''?
- Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, bo sam nie wiem co to. Jestem za to pewny, że odkryję to, tylko przy Tobie. Spędzając z Tobą czas. Skorzystamy oboje - uśmiecham się zachęcająco.
- No dobrze. Niech będzie...
Uśmiecham się najszczerzej jak potrafię i składam na jej ustach przelotnego całusa. Ona za to patrzy na mnie tymi wielkimi oczami i walczy z mięśniami twarzy - próbuje się uśmiechnąć.
- Wiem, że to dla Ciebie trudne. Nie martw się. Z czasem i szczerego uśmiechu się nauczysz. Obiecuję.
Kiwa głową i całuje mnie w policzek, po czym dostaję mocnego kuksańca w brzuch. Mocnego dosłownie - zginam się w pół.
- A to za co? - Jęczę.
- Za to, że mnie łapałeś za tyłek podczas tańca - przymyka oczy.
- Ahh to...
Nie będzie łatwo, ale dam radę. Pokażę jej świat, pokażę jej też siebie. Nie gangstera. Siebie. Prawdziwego. A i wiem, że to trochę nie na miejscu, ale mam też cichutką nadzieję, że po pewnym czasie, pozwoli mi też pokazać jej co to znaczy dotknąć nieba - w łóżku. Ale wszystko w swoim czasie. Na razie najważniejsza jest ona i nauczenie jej, że świat nie jest taki zły.
*
Nie sądziłem, że to wszystko tak genialnie się potoczy! Właśnie wracamy z dachu do Ichigo i Rukii, a z mojej twarzy nie może zejść banan. Suszę ząbki - Skipper byłby dumny.
Wchodzimy do klubu i gdy tylko pojawiamy się w zasięgu wzroku naszej ''pary'', Ichigo zrywa się z kanapy i podbiega do mnie, a po chwili jestem ciągnięty znów na zewnątrz.
- Sasuke! - Krzyczy mi do ucha, gdy już jesteśmy na dworze.
- Coooo?
- Widziałem! Gratulacje!
- O co Ci chodzi?
- No Ciebie i Sakurę! Byliście królami parkietu i się całowaliście! Od początku wiedziałem, że Wam się uda!
Czy to nie on ostatnio mówił, że nie porucham? Ehh... Kobieta zmienną jest.
- Ej nie podniecaj się tak... Chociaż nie, czekaj... Podniecaj się dalej, nie mogę podniecać się sam - stwierdzam.
- Od czego są przyjaciele? - Kładzie mi rękę na ramieniu, udając płacz.
Śmiejemy się z naszej głupoty. Po chwili Ichigo zastyga i patrzy na mnie z przerażeniem.
- Co jest?
- Jutro Wielki Grill! Matka mnie zabije jak nie przyjdę!
- No tak... Obiecałem Shinie, że przyjdziemy - drapię się w głowę.
- Pozwolą nam iść?
- Myślę, że tak.
- Mam nadzieję. Dobra chodźmy.
Przytakuję i ruszamy z powrotem do klubu. Cały czas mam to dziwne wrażenie, że to miejsce - już - nie jest dla mnie. Cholernie mnie to przeraża.
Rukia i Sakura siedzą na kanapie i rozmawiają. Podchodzimy do nich i różowowłosa od razu marszczy gniewnie brwi, gdy Rudi obejmuję małą. Siadam obok niej i szepczę na ucho, aby się uspokoiła. Wzdycha ciężko i zadziwiająco szybko rozluźnia się. To dziwne, że moje słowa tak na nią działają. Mimo to, jestem zajebiście szczęśliwy.
*
Nie pamiętam kiedy ostatnio pobyt w klubie mnie tak zmęczył... Co ja gadam. Nigdy tak nie było. Zawsze wracałem świeży, a tym razem czuję się taki przytłoczony. Dupne uczucie.
Właśnie wchodzimy do naszego pokoju. Około pierwszej ukończyliśmy zadanie. Odstawiliśmy tancerkę bezpiecznie do domu, pozbywając się wcześniej około pięciu nieproszonych gości. W sumie poszło szybko, ale i tak czas mi się strasznie dłużył. No nic.
Rzucam się ociężale na kanapę, a Gangster zaraz za mną. Ostatnio często ze mną śpi. Trochę ciasno, ale przynajmniej jest mi ciepło.
- Sakura?
- Mhm?
- Jutro moja rodzina urządza corocznego grilla. Myślisz, że Eizo nie będzie miał nic przeciwko jak wyjdę?
- Pewnie nie. To idiota. Nie obchodzi go co robisz, póki jesteś wierny naszej organizacji.
- Rozumiem... Jutro do niego pójdę.
- Teraz idę zdać raport. Jeśli chcesz mogę go zapytać.
- Naprawdę? Poproszę - uśmiecham się.
Przytakuje i wychodzi. Patrzę w sufit i szczerzę się jak głupi do sera. Gangsterowi chyba udziela się mój humor, bo zaczyna wesoło ujadać i biegać dookoła. Po chwili znika gdzieś w pokoju, a gdy wraca ma w pysku smycz. W sumie czemu nie?
- Idziemy się przejść?
Znowu zaczyna biegać jakby najadł się szaleju. Jeju ile ten pies ma energii!
- Gangster! Siad!
Jak na zawołanie pojawia się przede mną i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki siada przed moimi nogami. Wow. Kiedyś za gówniarza miałem psa, który umiał tylko puszczać bąki na zawołanie. Ciekawe ile trwa szkolenie takiego pupila?
Zaczepiam Gangsterowi smycz i wychodzimy z pokoju, zostawiając wcześniej Sakurze kartkę. Nie wiem za bardzo gdzie się kierować, więc wchodzę w pierwszy lepszy zakręt. Okazuje się to dobry wybór, bo kawałek przede mną za ścianą toczy się rozmowa, w której często pada imię Sakura. Zbliżam się odrobinę.
- Szef znowu miał ostatnio kłopoty!
- Naprawdę? To drugi raz w tym miesiącu!
- Wiem, powoli zaczyna tracić kontrolę nad wszystkim. Dobrze, ze mamy Sakurę. Ona wszystko ratuje.
- No to prawda. Może jest straszna, ale bez niej byśmy zginęli.
- Właśnie. Dobra stary ja spadam, bo Ao zaraz robi obchód i się pewnie czepnie.
- Ok.
Słysząc to rozglądam się gorączkowo i szybko wskakuję w boczny korytarz. Po chwili widzę przechodzącego chłopaka. Widać, że jest młody. Ten idiota Eizo, nie ma już w czym wybierać, że przyjmuje tu takich gówniarzy?
Wzdycham i zastanawiając się nad rozmową tych dwóch wracam do pokoju.
- Przepraszam stary, ale dziś nie pójdziemy na dwór. Nie chcę podpaść.
Pies chyba rozumie co mówię, bo spuszcza głowę. W ciszy kierujemy się do pokoju. Zastanawiam się co ci faceci mieli na myśli, mówiąc o tym, że bez Sakury by długo nie pociągnęli. Chyba muszę tu trochę powęszyć. Może uda mi się choć trochę zbliżyć do końca zadania?
Gdy wchodzimy do mieszkania, na mojej zamyślonej twarzy od razu pojawia się uśmiech. Sakura śpi na ''mojej'' kanapie. Wygląda spokojnie i uroczo. Kręcę głową, podchodzę do niej i biorę na ręce. Jest taka lekka. Jak piórko.
Kieruję swoje kroki do pokoju, a kiedy próbuje położyć ją na łóżku okazuje się, że zakleszczyła dłoń na mojej koszulce. I chociaż próbuje - ma stalowy uścisk.
Wzdycham i mówię cicho;
- Sakura... Sakura puść.
Ta coś mamrocze, obraca się i ciągnie mnie za koszulkę tak, że opadam prosto na nią. Dopiero wtedy, pod wpływem mojego ciężaru, otwiera oczy.
- C co Ty robisz? - Pyta ze zdenerwowaniem.
- To nie tak jak myślisz - mówię ostrożnie. - Spójrz - pokazuję na jej rękę.
- A wybacz - puszcza mnie i okrywa się kołdrą.
- Nic się nie stało - uśmiecham się. - Pytałaś Eizo?
- Tak. Możecie iść, ale pod warunkiem, że ja i Rukia będziemy się tam kręcić.
- Rozumiem. Dziękuję.
Kiwa głową i znów robi coś niespodziewanego. Po chwili zawahania, nachyla się i składa szybkiego, delikatnego całusa na moim policzku. I tak dla Waszej wiadomości, wcale mi nie stoi... Wiem, że o tym pomyśleliście.
- Dobranoc - szepcze.
- Dobranoc.
Wychodzę szybko, żeby nie zobaczyła co się ze mną dzieje, kiedy robi takie rzeczy. Po zamknięciu drzwi, opieram się i trzymając rękę na sercu, zjeżdżam po nich plecami. Hej ! A może Wy do jasnej cholery mi powiecie, co powoduje takie uczucie? Ja... Nigdy się tak nie czułem...
- Co Ty ze mną wyprawiasz kobieto?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top