Rozdział 16

W życiu każdego człowieka, pojawia się taki moment, taka chwila, która decyduje o wszystkim. Ja właśnie swoją przeżyłem. I ona uświadomiła mi, że Sakura jest dla mnie cholernie ważna i nie wiem co bym zrobił, gdyby wszystko potoczyło się dziś inaczej. Przupuszczam, że wpadłbym w depresję jak po śmierci Mii - mojej przyjaciółki, o której wspominałem. Miałem tylko znaleźć słaby punkt w tej organizacji, a znalazłem swój. Ją. Dlaczego tak się czuję?

Gdy tylko opuszcza broń, podbiegam do niej i przytulam, przelewając w ten uścisk wszystko co mną targa.

- Prawie dostałem zawału - mówię, mając twarz wtuloną w jej włosy.

- Prawie robi wielką różnicę - także mnie obejmuje.

- Jak... Jak udało Ci się...

- Przeżyć? - Dokańcza.

Odsuwam się lekko i kiwam głową na tak. Ona za to puszcza mnie i odchodzi na metr. Patrząc mi w oczy podwija do góry zwiewną białą bluzkę. Mogę się założyć, że moje oczy wygladają jak pięciozłotówki. Tego bym się nie spodziewał.

- Kamizelka kuloodporna?

- Co Cię tak dziwi? Myślisz, że to zdarza się pierwszy raz? Zawsze jestem przygotowana.

- Ja po prostu... Nigdy bym na to nie wpadł - uśmiecham się.

- Bo jesteś głupi.

- Chyba chciałaś powiedzieć przystojny.

- Hmm - udaje, że się zastanawia. - Nie. Wciąż głupi.

Robię nadąsaną minę, jak dziecko, które nie dostało upragionej zabawki i spoglądam na nią. Na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu. Po chwili spuszcza głowę i kręci nią. Czasem się zastanawiam o czym ona myśli w takich chwilach. Jest dla mnie chodzącą enigmą.

Nagle coś się dzieje. Sakura podchodzi do mnie, zarzuca ramiona na moją szyję i mówi:

- Nie obrażaj się... Chłopczyku.

Po wypowiedzeniu tych słów, składa na moich ustach delikatny i czuły pocałunek. A ja? Rozpływam się. Ona jest jak narkotyk. Nigdy ich nie brałem, ale teraz wiem co czują ludzie uzależnieni od nich.  Lubię na ostro , ale to co ona mi funduje, zastępuje wszystko. Mogę powoli, delikatnie i czule - byleby z nią.

Obejmuję ją w pasie i przyciagam do siebie, ale wtedy ona przestaje.

- No no. Nie zapędzaj się tak - puka mnie palcem w nos.

Składa jeszcze przelotnego buziaka na moich ustach, po czym kieruje się do samochodu. Co tu się kurde właśnie stało? Jeszcze trochę i nie wyrobię. Co ona ze mną wyprawia? Kto jej w ogóle na to pozwolił...? A no tak. Ja...

Dołączam do niej i zaczynamy kierować się do organizacji. Wpadam jednak na pewien pomysł.

- Sakuuuura?

- Czego?

- Jak zawsze miła.

- Mów co chcesz - mówi, z nutką rozbawienia.

- Zajedziemy do McDonald's?

- Nigdy tam nie byłam - stwierdza.

- Naprawdę? Nigdy?

- Przecież wiesz jak żyje... - smutnieje.

- Przepraszam... - łapię ją za rękę. - Więc to będzie Twój pierwszy raz. Pamiętasz co mi obiecałaś?

- Pamiętam.

- No i to rozumiem. Za trzy kilometry w lewo.

Kiwa głową na znak, że rozumie. Jedziemy w ciszy. Mam chwilę czasu na przemyślenie pewnych spraw. Dziwnie się ostatnio czuje. Nie znalazłem praktycznie nic, co mogło by mi pomóc w zadaniu, a na dodatek tego nie mam ochoty na klub. A może to dlatego, że od jakiegoś półtora tygodnia nie bzykałem? Może od tego pierdoli mi się we łbie? Chociaż... Kiedy ostatnio chciałem ze złości przelecieć tamtą babkę to stało się wtedy coś dziwnego. Raz, że nie miałem tak naprawdę ochoty na to, a dwa, że zobaczyłem Sakurę zamiast niej. Dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Chyba muszę z kimś o tym porozmawiać. Może Konan?

Nagle czuję mocny ból w ramieniu, a gdy odwracam się żeby zobaczyć od czego to, widzę Sakurę z uniesioną ręką:

- Za co to?

- Stoimy na miejscu od jakiś trzech minut, a do Ciebie nic nie dociera.

- Przepraszam, zamyśliłem się.

Kręci zrezygnowana głową. Wychodzimy z auta i kierujemy się do środka. Od razu na wejściu uderza nas zapach frytek i hamburgerów.

- Co byś chciała zjeść?

- Weź to samo co Ty. Nie wiem jak to wszystko smakuje.

- Jasne - uśmiecham się i ciągnę ją do kasy.

Tam patrzę na menu i po chwili zwracam się do kasjerki.

- Poprosimy dwa razy Mac Wrapa klasycznego, lody z karmelem i duże cole. A i Happy Meal z nuggetsami.

- Happy Meal z jaką zabawką?

- Hmm numer pięć.

Po zapłaceniu, stajemy w miejscu, gdzie odbiera się zamówienie.

- Bawisz się zabawkami? - Pyta rozbawiona.

- To dla Ichigo. Jedno z jego dziwnych hobby to właśnie kolekcjonowanie zabawek z Maca.

- A myślałam, że tylko Ty jesteś dziwny.

- Nie jestem dziwny, tylko oryginalny - wypinam dumnie pierś.

Na twarzy Sakury znowu widać cień uśmiechu i gdy już ma zamiar go pogłębić, pojawia się nasze zamówienie. Ehh.

Odbieramy tacę i idziemy do stolika. Tam odpakowuje Sakurze tortillę.

- I jak?

- Smaszne - mówi z pełną buzią.

Śmieję się i wyciągam rękę aby zabrać kawałek sałaty, która przyczepiła się jej do brody. Rozczula mnie ten widok.

- Jesteś urocza.

- Wcale nie.

- Wcale tak.

- Nie będę się z Tobą kłócić - gromi mnie wzrokiem.

- Ale i tak jesteś urocza - patrzę jej w oczy. I nagle dopada mnie pewna myśl. - Ej co ze zwłokami tego gościa?

- Nasi ludzie się nimi zajęli.

- Aaa to dobrze...

Wychodzimy po jakiejś godzinie. Przyznam, że świetnie się z nią bawiłem. Taki tam wypad na Maca po małym morderstwie. Ekstra co nie? Powiedzcie, że ekstra.

*

Aktualnie wchodzimy do organizacji. Zarządziłem, krótką wizytę u Ichigo i Rukii, a Sakura zgodziła się bez narzekania, twierdząc, że musi zobaczyć jak Rudi traktuje czarnowłosą. To głupie, bo każdy wie, że ją czci, ale ja już nic nie mówię.

Za nim zdążam wejść na korytarz Sakura już jest w ich mieszkaniu. Chyba nie tylko ja nie mam w nawyku pukania. Dołączam do nich.

- Siemka. Ichigo mam dla Ciebie Happy Meal.

- Byliście w Macu beze mnie?! Zdrajca - zabiera mi opakowanie i siada obok Rukii, czyli najdalej ode mnie.

Jest zły. Czy tylko mnie to śmieszy? Wiem, że Was też.

- Pinki, wiesz czego się dowiedziałam?! - Mówi entuzjastycznie.

- Nie, ale pewnie zaraz się dowiem.

- Pamiętasz Orihime? Inoue Orihime?

- Jak mogłabym nie?

- Oj tam - macha rękoma. - Dowiedziałam się, że wychodzi za mąż! I mamy zaproszenie! Już za dwa tygodnie!

- Nigdzie nie -

- A właśnie, że idziesz! - Przerywa jej. - Prawda Sasuke? Oboje idziecie - mierzy mnie groźnym wzrokiem.

Przełykam głośno ślinę i mówię:

- Jasne! Chętnie się przejdę. Będzie fajnie Sakura - uśmiecham się.

- Muszę to przemyśleć - wstaje.

I wiem, że to już koniec rozmowy. Wracamy do swojego pokoju uprzednio żegnając się z ''parką''. Tam w końcu bez skrempowania mogę z nią porozmawiać.

- Dlaczego nie chcesz iść?

Siada na kanapie i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

- Ja nigdy nie byłam na takiej uroczystości. Nie wiem jak się tam ubrać, jak się zachowywać. Nie mam zamiaru zrobić z siebie pośmiewiska.

- Martwisz się o głupoty. Przecież będę przy Tobie. We wszystkim Ci pomogę - siadam obok niej, a ona opiera się o mnie.

- Dlaczego to wszystko dla mnie robisz?

- Bo... - Kładę rękę na jej policzku. - Stałaś się dla mnie naprawdę ważna.

Patrzy na mnie zaskoczona. Uśmiecham się i składam na jej ustach pocałunek, a gdy ona chce go pogłębić, odsuwam się.

- Obejrzymy jakiś film?

- Ej!

- No co? - Udaje głupka, choć dobrze wiem o co jej chodzi.

- Nic - odwraca się i wiem, że się zarumieniła.

- To co z tym filmem?

- Możemy obejrzeć.

- Jakaś sugestia?

- ''Szkoła uczuć''?

- No nieeee. Ty też? Czemu wszystkie dziewczyny chcą to oglądać? - Jęczę.

- Bo to piękny film?

- Strasznie gejowski i naciągany.

- O boże. To Ty coś zaproponuj.

- Lubisz Mela Gibsona?

- Tak.

- Może ''Zabójcza broń''?

- Niech będzie.

Gdy udaje nam się dojść do kompromisu, Sakura idzie podłączyć laptopa pod telewizor, a ja rozkładam nam kanapę. Po chwili już leżymy oglądając film i zajadając się chipsami. Ale coś mi nie pasuje.

- Sakura.

- Co?

- Zbliż się. Coś Ci powiem.

Kiedy przysuwa się bliżej mnie, łapię ją mocno w talii, tak, że jest przytulona do mojego boku.

- Od razu lepiej.

Ku mojemu zdziwieniu nie protestuje, a sama wtula się jeszcze bardziej. I przyznaję bez bicia, że ten wieczór pobija wszystkie moje nocne bzykanka razem wzięte. Nic nie zastąpi tego wspaniałego uczucia, które teraz mi towarzyszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top