Rozdział 6

Z wielkim trudem uniósł swoje ciężkie powieki, które ponownie opadły. Jak na razie zbyt wielkim problemem, było dla niego utrzymanie otwartych oczu. Było mu zbyt wygodnie. Leżał na miękkim materacu, ktoś przyjemnie ciepły, był wtulony w jego ciało, a do jego nozdrzy dotarł zapach herbaty wymieszanego z zapachem pomarańczowego żelu pod prysznic i czymś, czym pachniała tylko jedna osoba - Louis. 
Ponowie uchylił swoje powieki, mrugając kilka razy i rozglądając się dookoła. Znajdował się w swoim pokoju. Ostateczni zatrzymał wzrok na twarzy śpiącego jeszcze szatyna. Wyglądał uroczo. Brązowe roztrzepane włosy, długie ciemne rzęsy, zaróżowione od snu policzki i lekko rozchylone usta, które aż kusiły, aby je pocałować.
W pierwszej chwili nie bardzo wiedział dlaczego śpią razem, ale później wszystkie wspomnienia wróciły. Po powrocie do domu Lou ponownie zwymiotował. Kiedy się uspokoił Harry pozwolił mu, aby umył zęby i wziął prysznic, następnie zajmując jego miejsce, kiedy szatyn zwolnił łazienkę. Wchodząc do swojego pokoju nie spodziewał się zastać tam chłopaka, który uparł się, aby spać tej nocy z nim, a kimże był Harry aby odmówić pijanemu, chichotającemu Louisowi, który w tamtej chwili był najbardziej uroczą osobą, jaką loczek kiedykolwiek widział. 
Styles próbował się wyswobodzić z objęć szatyna, chcąc iść do kuchni i przygotować śniadanie, jednak jego plan się nie powiódł. Louis tylko wzmocnił swój uścisk wokół jego tali, marszcząc nos i cicho mrucząc. Harry nie mógł powstrzymać chichotu, który wydostał się z jego ust. Brwi szatyna zostały ściągnięte, jego powieki zaczęły drgać i po chwili odsłonił piękne, zaspane, błękitne tęczówki. Od razu je zamknął, wydając z siebie cichy syk.
- Dzień dobry – zaśmiał się cicho loczek – Główka boli.
Lou nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową.
- Chodź – wyswobodził się z objęć szatyna – Dam ci coś na ból głowy i zjemy śniadanie.
Ponownie pokiwał głową, powoli podnosząc się z łóżka i podążył za Harrym. Pierwszą rzeczą, którą zrobił loczek po wejściu do kuchni, było podanie tabletek przeciwbólowych i szklanki wody, szatynowi, który już siedział przy kuchennym stole. 
- Co się wczoraj stało? – Lou odłożył pustą szklankę na stół i spojrzał na loczka, który przygotowywał jajecznicę.
- A co pamiętasz? – kątem oka zerknął na szatyna.
Zapadła chwila ciszy, podczas której Louis się zamyślił. Harry czekając aż chłopak się zastanowi, postawił wodę na herbatę i umieścił chleb w tosterze. 
- Hmmm – loczek wyobraził sobie jak Louis marszczy brwi – Ostatnią rzeczą, którą pamiętam jest taniec z Nickiem – jego głos zrobił się nagle cichszy i niepewny.
Harry odwrócił się na moment widząc jak na jego policzki wkrada się rumieniec.
- Pod wpływem alkoholu byłeś odważniejszy – zaśmiał się – Plus bardziej uroczy i ciągle chichotałeś – widział jak jego twarz robi się jeszcze bardziej czerwona.
- Powiesz mi co było później? – bąknął wpatrując się w swoje dłonie.
- No cóż…całowałeś się z Nickiem…
- Co? – przerwał mu wysoki pisk, którego Louis od razu pożałował.
- Później poszedłeś z nim do jego sypialni – twarz szatyna pobladła – Ale spokojnie w porę cię odnalazłem i zabrałem stamtąd. Do niczego nie doszło – położył na stole dwa talerze i kubki z herbatą. 
- To dobrze – odetchnął z ulgą – Dziękuję – posłał loczkowi nieśmiały uśmiech. 
- Myślałem, że podoba ci się Nick – droczył się z nim Styles.
- Nie – burknął, wbijając wzrok w swoje jedzenie.
- Hej – wyciągnął dłoń dotykając tej szatyna – Tylko żartowałem, też się cieszę, że do niczego pomiędzy wami nie doszło – czuł jak jego policzki robią się cieplejsze.
- Oh – wyrwało się ust Tomlinsona.
- Lou? Um…chciałbyś może gdzieś wyjść ze mną, dzisiaj? – spytał, mocniej chwytając dłoń szatyna. W końcu odważył się zadać to pytanie. W końcu zrozumiał co tak naprawdę czuje do tego uroczego chłopaka.
- Oczywiście – odpowiedział z uśmiechem.
- Um…Lou, chyba nie zrozumiałeś. Zapraszam cię na randkę – Harry czuł jak mocniej się rumieni.
- Oh – jego szeroko otwarte, błękitne tęczówki wpatrywały się w zdziwieniu w loczka.
- Nie, zapomnij to…
- Nie! – przerwał – To znaczy, tak. Chętnie z tobą pójdę – posłał Harry’emu szeroki uśmiech, który Styles odwzajemnił.
*****
Harry stał przed otwartą szafą zastanawiając się co powinien ubrać. Wiedział, że nie powinien się tym tak przejmować, Lou widział go już w różnych strojach, nawet nago. Zachichotał cicho pod nosem przypominając sobie ten moment, jednak po chwili się uspokoił ponownie zaglądając do szafy. Chciał dzisiaj wyglądać wyjątkowo dobrze dla Louisa. 
Spojrzał na zegarek, chcąc sprawdzić ile ma czasu. To co odkrył nie spodobało mu się, zostało mu 10 minut. Wyciągnął z szafy pierwsze lepsze ciuchy, w których powinien dobrze wyglądać i pognał do łazienki. Szybko założył je na siebie, umył zęby i równo o 18.00 zapukał do drzwi pokoju szatyna.
- Cześć – z wnętrza pomieszczenia wyłonił się drobny szatyn. 
Harry czuł jak jego serce przyspiesza, a w głowie panuje chaos. Nie potrafi z siebie wydusić słowa. Louis miał na sobie szary, lekko za duży sweter, który idealnie podkreślał jego błękitne, błyszczące tęczówki i odsłaniał obojczyki. Na nogach miał ciemne, idealnie przylegające dżinsy. Brązowe włosy były roztrzepane, usta układały się w nieśmiałym uśmiechu, a policzki zdobił drobny rumieniec. Jednym słowem wyglądał pięknie i cholernie gorąco.
- Harry – w głosie Louisa był lekki niepokój – Wszystko dobrze?
- Um…ja…tak – uśmiechnął się na potwierdzenie swoich słów – Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję – na jego twarz wkradł się większy rumieniec.
- Gotowy?
- Tak.
Loczek chwycił dłoń niższego, splatając ich palce i pociągnął w kierunku wyjścia.
*****
Weszli do niewielkiej, ale przytulnej i klimatycznej restauracji. Harry odkrył ją jakiś czas temu i do razu o niej pomyślał, kiedy zaprosił szatyna na randkę. Miał nadzieję, że mu się spodoba. Zajęli stolik w tyle pomieszczenia, gdzie mieli więcej prywatności. Loczek odsunął krzesło dla Louisa, który z rumieńcem na twarzy mu podziękował i zajął swoje miejsce. Od razy, gdy tylko Harry usiadł na swoim krześle, obok nich pojawił się kelner, wręczając menu i pytając się, czy podać coś do picia. Po chwili zniknął, a Harry spojrzał na swojego towarzysza. Widział jak rozgląda się dookoła z zainteresowaniem.
- Co myślisz? – spytał, przygryzając swoją wargę. Chciał, aby Louisowi się podobało.
- Ładnie tu – odpowiedział, kiedy ich oczy się spotkały, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Cieszę się – odpowiedział z ulgą, po czym otworzył swoją kartę, przeglądając proponowane dania.
Na początku pomiędzy nimi było lekko niezręcznie, jednak z czasem zaczęło to znikać, a ich rozmowy stały się takie jak dawniej. Pełne różnych opowieści, zarówno tych wesołych jak i mniej, które pozwalały im jeszcze lepiej siebie poznać. 
Harry nie potrafił oderwać wzroku od roześmianego Tomlinsona z lekkimi rumieńcami, dlatego nie zdziwił się, kiedy jego widelec zamiast trafić do ust, spotkał się z jego brodą, po czym kawałem pieczeni spadł na jego białą koszulkę brudząc ją. Cała sytuacja wywołała szczery śmiech szatyna. Harry uznał, że dla takiego widoku mógłby to powtórzyć.
Przy dobrej zabawie czas szybko mija. Chłopcy mieli wrażenie, że dopiero co weszli do restauracji, a teraz przed nimi stał już deser.
Louis zamówił ciasto czekoladowe bitą śmietaną na wierzchu, a Harry szarlotkę na ciepło z lodami. 
Gdy tylko kelner odszedł Harry wyciągnął swoją dłoń, zgarniając palcem trochę bitej śmietany z deseru szatyna i kierując go w stronę swoich ust, jednak zatrzymała go dłoń Louisa, która chwyciła jego nadgarstek.
- Ej, to moje – oburzył się.
Przysunął dłoń loczka do siebie i zassał lekko jego palec, zlizując z niego bitą śmietanę, a z jego ust wydostał się cichy pomruk zadowolenia. Harry nie spodziewał się takiego zachowania po Lou. Czuł jak robi mu się gorąco, a w jego ustach jest sucho. Obserwował jak różowe usta szatyna wypuszczają jego palec, a z nadgarstka znika jego dłoń. 
Louis spojrzał na loczka i widząc jego minę od razu do niego dotarło co zrobił i jak to wyglądało. Jego twarz zrobiła się cała czerwona.
- O boże – wydusił z siebie, zasłaniając twarz dłońmi – Tak bardzo cię przepraszam. J-ja nie chciałem.
- Hej, Lou – chwycił nadgarstki szatyna, odciągając dłonie od jego twarzy – Jest w porządku, naprawdę. Oboje wiemy, że nie zrobiłeś tego specjalnie. Po za tym to moja wina.
- A-ale ja…to wyglądało jak…ja n-nie chciałem, by tak w-wyszło – wyjąkał z zażenowaniem spoglądając na loczka.
- Wiem Lou i naprawdę jest w porządku – posłała mu uspokajający uśmiech – Lepiej jedz deser, bo chcę cię jeszcze gdzieś zabrać.
Tomlinson pokiwał niepewnie głową i wziął się za swoje ciastko. Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza, którą ostateczni postanowił przerwać Harry i na szczęście mu się udało. Już po chwili ponownie wesoło rozmawiali.
*****
- Gdzie idziemy? – Louis od 10 minut zadręczał Harry’ego tym pytaniem. Chłopak był jednak nieugięty i nie planował niczego zdradzać niższemu.
- Zobaczysz, już niedaleko – odpowiedział z tajemniczym uśmiechem.
Pociągnął szatyna, przyspieszając kroku. W pewnym momencie wpadł mu do głowy ciekawy pomysł, więc zatrzymał się gwałtownie, przez co Louis na niego wpadł.
- Oj – wyrwało się z ust Tommo – Stało się coś?
- Nie – odpowiedział rozwiązując bandamę ze swoich włosów i stając za starszym chłopakiem, zawiązał mu ją na oczach.
- Ej, co to ma być? – jęknął.
- Będzie lepsza niespodzianka – zaśmiał się loczek. 
Z powodu zawiązanych oczu Lou musieli iść wolniej, jednak w końcu, po około 20 minutach, dotarli na miejsce zatrzymując się. Louis cały czas zadawał pytania mając nadzieję, że dowie się gdzie są jednak jedyne co mógł stwierdzić to, to że stali w kolejce. Rozpoznał to po tym jak się powoli przesuwali. 
- Chodź, już prawie – Harry pociągnął Louisa, by w końcu na dłuższy czas się zatrzymać.
Lou domyślił się, że weszli do jakiegoś pomieszczenia, a po chwili poczuł lekkie szarpnięcie.
- Gotowy? – Harry stanął za niższym, rozwiązując chustkę.
- Tak – materiał całkiem zniknął, a jego oczom pokazał się wspaniały widok. Razem z Harrym znajdowali się w London Eye, a przed nimi rozpościerał się widok na Londyn i Tamizę. Było już ciemno, więc miasto mieniło się tysiącami świateł. Niektóre pochodziły z ulicznych latarni, inne z wnętrz domów, a jeszcze inne z reklam na telebimach. To było coś pięknego i magicznego jednocześnie. Widok naprawdę potrafił urzec i zaczarować.
- Harry, to jest… - szatynowi brakowało słów.
- Rozumiem, że się podoba – stwierdził z szerokim uśmiechem.
- Tak, bardzo – odwrócił się do loczka, zarzucając mu ręce na szyję i wtulając się w jego ciało – Dziękuje Harry.
- Dla ciebie wszystko Lou – odpowiedział, całując go w czubek głowy i zaciągając się przyjemnym zapachem chłopaka.
*****
Nieubłaganie nadszedł koniec ich randki. Louis i Harry stali na ganku, przed drzwiami. Żadnemu z nich nie śpieszyło się, aby wejść do środka.
- Dziękuję Harry, to była najlepsza i w sumie jedyna randka na której byłem – stali naprzeciwko siebie, nie potrafiąc oderwać wzroku od swoich oczu.
- Jeśli tylko mi pozwolisz zabiorę cię na więcej randek i o wiele lepszych – oznajmił z uśmiechem, a na twarzy Louisa pojawił się drobny rumieniec.
- Chętnie – uśmiechnął się nieśmiało.
Harry stał naprzeciwko szatyna, wpatrując się w niego i czując, że dłużej nie wytrzyma. Tak bardzo chciał to zrobić. Nie namyślając się dłużej przysunął się bardziej do chłopaka, nachylając się i łącząc ich usta w delikatnym pocałunku. Louis zaskoczony ruchem loczka zesztywniał, jednak po chwili się rozluźnił oddając pocałunek. Harry uśmiechnął się, obejmując niższego w tali i przyciągając bardziej do siebie. Polizał dolną wargę Louisa i po chwili otrzymał dostęp do wnętrza jego ust. Od razu zaatakował jego język i podniebienie. Słyszał jak ciche jęki wydostają się z gardła szatyna.
Tak długo na to czekał. Praktycznie od chwili gdy pierwszy raz zobaczył Tommo marzył, aby móc posmakować tych cudownych, wąskich, różowych ust.
Oderwali się od siebie, kiedy zaczęło im brakować powietrza.
- Teraz randkę można uznać za w 100% udaną – zaśmiał się loczek, składając całusa na zarumienionym policzku Lou.
Weszli do środka ściągając kurtki i buty, i ruszyli w głąb domu. Zauważyli, że w salonie świeci się światło. Zaskoczeni skierowali się w tamtym kierunku, nie spodziewając się tego co tam, a raczej kogo, zastaną.
Na kanapie, z kubkiem herbaty siedziała Jay, wściekłym wzrokiem wpatrując się w chłopaków. Jej brwi były ściągnięte, a usta tworzyły wąską linię. Harry słyszał jak Louis głośno przełyka ślinę i czuł jak jego ciało lekko drży.
- M-mamo – wyjąkał – C-co ty tu ro-robisz?
- Wróciłam wcześniej – powiedział ostrym tonem i nawet Harry poczuł jak przechodzi go nieprzyjemny dreszcz – Jak widać dobrze się złożyło. Nie posłuchaliście mnie. Louis miałeś zakaz wychodzenia z domy, z wyjątkiem zajęć.
- J-ja…
- Gdzie byliście? – z hukiem odłożyła kubek, wylewając jego zawartość na stolik.
- Przecież nic się nie stało – Harry próbował ich jakoś wybronić, załagodzić sytuację. 
- Gdzie byliście? – podniosła się z kanapy.
- W restauracji i…i na London Eye – odpowiedział Louis.
- Po co? – syknęła mrużąc oczy.
- Byliśmy na randce – poinformował ją Harry.
- S-słucham? – na twarzy kobiety pojawiło się zaskoczenie.
- Zaprosiłem Louisa na randkę, a on się zgodził. Właśnie z niej wróciliśmy – wytłumaczył. 
Zapanowała chwila ciszy, podczas której twarz kobiety odrobinę złagodniała. 
- Przykro mi Harry – westchnęła – Nie chciałam tego robić, ale nie mam wyjścia. Muszę cię prosić, abyś jak najszybciej się stąd wyprowadził.
- C-co? – płaczliwy głos Louisa i zaskoczony Harry połączyły się ze sobą.
Jay nie mogła go wyrzucić. Co prawda miał pracę i jakieś odłożone pieniądze, ale dalej nie było go stać na wynajem mieszkania. 
- Przepraszam, ale masz zły wpływ na Louisa. Nie mogę pozwolić, abyś demoralizował mojego syna. Musisz jak najszybciej się wynieść.
- Nie – zaprotestował szatyn ściągając na siebie zaskoczone spojrzenie matki i loczka – Harry się stąd nie wyprowadzi – w jego głosie dosłyszalna wyła stanowczość i gniew.
- Wyprowadzi się – oznajmiła twardo.
- Jeśli Harry się wyprowadzi to ja razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top