Rozdział 5

Następnego dnia, kiedy Harry się obudził, szatyna przy nim nie było. Louis praktycznie w ogóle się nie odzywał. Na pytania odpowiadał cichymi mruknięciami i praktycznie cały czas chodził z pochyloną głową.
Harry też nie miał humoru, co łatwo zauważył jeden z jego przyjaciół.
- Harry – Liam podszedł do kontuaru i oparł się na nim. Loczek siedział w pracy – w recepcji siłowni – grając w pasjansa, aby zabić nudę.
- Hmmm? – mruknął, ciągle wpatrując się w ekran komputera i klikając myszką.
- Wszystko dobrze? 
- Tak – westchnął, przenosząc w końcu wzrok na swojego przyjaciela. 
- Na pewno? Nie wydaje mi się?
- Eh, Jay się wczoraj wściekła – wytłumaczył posyłając mu smutne spojrzenie.
- Co? Czemu? – Payne był zaskoczony.
- Mieliśmy wczoraj wrócić najpóźniej o 19.00. Nie pilnowaliśmy czasu i byliśmy o 20.00. Dodatkowo żaden z nas nie odebrał jej telefonu. 
- Było aż tak źle?
- Powiedziała mi, że ją zawiodłem i już nigdy więcej nie pozwoli Louisowi wyjść z domu.
- Jak Louis na to zareagował?
- Źle. Przy Jay się nie odezwał, jedynie spuścił głowę. Jednak na górze…popłakał się. A dzisiaj prawie w ogóle się nie odzywał i nie patrzył na nas.
- I co teraz? – Liam spojrzał z wyczekiwaniem na loczka – Pozwolisz, aby Lou znowu był trzymany pod kloszem.
- Nie – odpowiedział pewnie – Na razie odpuszczę, dopóki sytuacja się nie uspokoi, a później postaram się z nią ponownie porozmawiać.
- Myślisz, że się uda?
- Mam nadzieję. Chcę mu pomóc – westchnął.
- Lubisz go - stwierdził Payne.
- Oczywiście, że go lubię – Harry zmarszczył brwi. Nie rozumiał czemu jago przyjaciel to powiedział. 
- Nie o to mi chodziło. Podoba ci się.
- Co? – czemu poczuł jak jego serce przyspiesza, kiedy to usłyszał? – Nie jestem w nim zakochany.
- Ja tego nie powiedziałem. Powiedziałem, że Louis ci się podoba, ale skoro sam to zasugerowałeś, to coś musi w tym być – zaśmiał się.
Harry już przygotowywał się aby coś odpowiedzieć, kiedy do kontuaru podszedł klient, tym samym przerywając ich rozmowę.
*****
Minął miesiąc, podczas którego Louis na powrót się w sobie zamykał. Harry razem z trójką przyjaciół próbowali to powstrzymać. Liam każdą przerwę pomiędzy zajęciami spędzał z szatynem, czasami dołączali do nich również Harry, Zayn i Niall. Kilka razy odprowadzili Tommo do domu. Niestety nie wiele to dawało. Louis rzadko się odzywał, często wydawał się być nieobecny. Nawet kiedy loczek przychodził do niego do pokoju Louisa, siedzieli w milczeniu lub mówił tylko on.
W końcu, uznając, że minęła już wystarczająca ilość czasu, Harry ponownie postanowił porozmawiać z kobietą.
Jay znajdowała się w salonie, siedziała na kanapie. W dłoniach trzymała książkę, a na stoliku przed nią stał kubek z parującą jeszcze herbatą. 
Styles niepewnie wszedł do środka, posyłając kobiecie lekki uśmiech, kiedy ta na niego spojrzała. Odwzajemniła go i ponownie wróciła do lektury.
Loczek podszedł do fotela zajmując na nim miejsce i cicho odchrząknął, chcąc ponowie zwrócić na siebie uwagę. 
- Coś się stało Harry? – spojrzała na zielonookiego.
- Chciałbym porozmawiać – odpowiedział. Widział jak kobieta na moment się napina, jednak po chwili ponownie się rozluźniła – Chodzi o Louisa.
- Nie! – odpowiedziała.
- Ale…
- Nie Harry, wtedy powiedziałam to pod wpływem emocji. Byłam zła, jednak zdania nie zmienię. Nie pozwolę więcej Lou wyjść.
- Przecież nic się niestało. Owszem spóźniliśmy się godzinę, ale Louisowi nic nie dolegało, wręcz przeciwnie był szczęśliwy. Bawił się, poznał nowe osoby, zaczął się powoli otwierać, ale teraz ponownie się w sobie zamyka.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Harry czuł jak skręca go w żołądku i pocą mu się ręce ze zdenerwowania, kiedy czekał na reakcję kobiety.
- Nie Harry, zdania nie zmienię – ułożyła się wygodniej na kanapie i wróciła do czytania. Dała tym znać, że to koniec ich rozmowy.
Czuł jak jego serce coś ściska, a do oczu napływając łzy. Jednak nie podda się, będzie dalej próbował.
*****
Tak jak postanowił, nie odpuścił. Jeszcze lika razy starał się porozmawiać z Jay i ją przekonać, niestety bez skutków. Twardo trzymała się swojego zdania i nie miała zamiaru go zmienić. 
Harry starał się również przekonać Louisa , aby to on spróbował porozmawiać ze swoją matką. On jednak odmawiał. Już dawno stracił nadzieję, że Jay zmieni kiedyś zdanie. 
Wydawałoby się, że Lou już nigdy nie wyjdzie z domu, jednak w końcu nadarzyła się okazja. Nie wykorzystanie jej byłoby grzechem.
Harry właśnie wszedł do domu. Dzisiejsza praca go wykończyła, mieli bardzo duży ruch na siłowni i prawie cały czas pojawiał się jakiś klient. Dodatkowo Liam namówił go, aby po pracy został i jeszcze chwilę z nim poćwiczył. 
Teraz był spocony, obolały i zmęczony. Marzył o prysznicy, ciepłej kolacji i miękkim łóżku.
- Harry? – usłyszał kobiecy głos, dochodzący z salonu.
- Tak – wszedł do środka lekko się uśmiechając, kiedy zauważył, że obok Jay siedzi Louis.
- Dobrze, że już wróciłeś. Usiądź na chwilę muszę z wami porozmawiać – uśmiechnęła się delikatnie.
Posłusznie wykonał jej polecenie siadając na najbliższym fotelu.
- Jutro wyjeżdżam – zaczęła, kiedy tylko loczek zajął swoje miejsce – Wysyłają mnie na tygodniowe szkolenie. Wracam za tydzień w niedzielę. To, że mnie tu nie będzie nie znaczy, że Louis może wychodzić z domu, po za zajęciami. Siedzisz cały czas tutaj – zwróciła się do syna – Nie ruszasz się stąd.
- Dobrze – pokiwał smutno głową.
- Harry nawet nie próbuj go namawiać, aby wyszedł z domu – teraz spojrzała na zielonookiego.
- Dobrze – odpowiedział, chociaż wiedział, że i tak nie posłucha. Ma zamiar wykorzystać ten tydzień, aby znowu wyciągnąć stąd Louisa.
*****
- Lou, Louis! – Harry biegł za szatynem, który zmierzał w stronę wyjścia z terenu uczelni. Chłopak słysząc swoje imię zatrzymał się i odwrócił. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, kiedy zobaczył loczka.
- Stało się coś? – zapytał, gdy tylko Styles się przy nim zatrzymał.
- Nie – uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje dołeczki – Po prostu idziemy z chłopakami coś zjeść. Może pójdziesz z nami?
- Nie Harry – jęknął – Już mówiłem Liamowi, że nie mogę.
- Louis…
- Wiesz co powiedziała mama, nie mogę – loczek widział jak w jego oczach szklą się łzy.
- Lou, twojej mamy tu nie ma. Nie dowie się, bo nie będzie miała jak. Przecież kiedy zadzwoni, nie będzie wiedzieć, że nie ma cię w domu.
Widział jak w niebieskich tęczówkach pojawia się niezdecydowanie. Widział jak walczy sam ze sobą.
- Dobrze – skinął w końcu głową.
Harry szeroko się uśmiechnął, chwytając dłoń szatyna i pociągnął go w stronę Liama, Niall i Zayna, którzy czekali na nich kilka metrów dalej.
*****
Siedzieli w jednym z okolicznych fast foodów. Pomiędzy nimi toczyła się wesoła rozmowa, nawet Louis w niej uczestniczył, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Harry widział jak w jego oczach pojawia się blask, który ostatni raz widział gdy zabrał szatyna na kręgle. Cieszył się, że chłopak zgodził się z nimi iść. Także pozostała trójka była szczęśliwa, że Louis tutaj był.
- Hej – piątka przyjaciół odwróciła głowy słysząc, który nie należał do żadnego z nich.
Obok ich stolika pojawiło się dwóch chłopaków, których Harry dobrze znał.
- Aiden, Nick – zawołał wesoło Liam.
- Możemy się przysiąść? – zapytał się Nick.
- Jasne – Harry przesunął się bliżej okna, przysuwając do siebie Louisa i robiąc miejsce dla Aidena. W tym samym czasie Nick przysunął sobie krzesło do ich stolika.
- Hej, jesteś Louis? – Aiden zwrócił się do szatyna, wyciągając w jego stronę dłoń – Aiden – przedstawił się.
- Tak – pokiwał głową, ściskając jego dłoń.
- To mój kuzyn Nick – wskazał na chłopaka, który siedział obok niego.
Louis spojrzał na niego i po chwili spłonął rumieńcem, kiedy Nick puścił do niego oczko. Harry zmarszczy brwi, widząc to. Nie podobało mu się to. Nieświadomie owinął ramię dookoła Tommo.
- Znasz Louisa? – Niall spojrzał na Aidena.
- Tak, z liceum. Byliśmy na tym samym roku, ale w różnych klasach. Kiedyś próbowałem zaprosić go na randkę, ale uciekł nie dając mi odpowiedzi – zaśmiał się.
Zayn słysząc to wybuchł śmiechem, z kolei Harry zacisnął swój uścisk dookoła szatyna, przyciągając go do siebie. Nie podobało mu się, że kolejna osoba próbowała poderwać Louisa. Nie rozumiał swojego zachowania, przecież jego i Tommo nic nie łączyło, ale nie podobało mu się to. 
Widział jak chłopak się czerwieni i bąka ciche przeprosiny.
- Louis ile razy to się wydarzyło? – zapytał ze śmiechem Liam.
- Um…nie wiem, nigdy nie liczyłem. 
- Czyli więcej niż te dwa razy?
Louis w ramach odpowiedzi pokiwał głową, a jego twarz w tym momencie przypominała dorodnego pomidora.
Więcej niż dwa razy? To pokazywało loczkowi jak bardzo Louis był atrakcyjny. Oczywiście nigdy w to nie wątpił, już podczas pierwszego spotkania uznał, że Lou był piękny, ale nigdy nie przypuszczał, że tak bardzo nieśmiała i skryta osoba może mieć tak duże powodzenie.
- Może teraz się zgodzisz?
- A może umówisz się ze mną? – zza pleców Aidena doszedł głos Nicka. 
Louis spłonął rumieńcem, spuszczając głowę i przysuwając się jeszcze bardziej do Harry’ego, który teraz siedział ze ściągniętymi brwiami i mocno zaciśniętymi ustami. Czuł jak jego sympatia do Aidena i Nicka zaczyna maleć. Nie chciał, aby Louis się umówił z którymkolwiek z nich.
- Spokojnie, tylko żartowaliśmy – zaśmiał się Aiden.
- Harry wyluzuj – Nick zwrócił się do loczka – Nie odbijemy ci chłopaka.
- Oni nie są parą – wyjaśnił Liam.
- Przynajmniej oni tak twierdzą – zaśmiał się Malik.
Harry posłał swoim przyjaciołom mordercze spojrzenie. Dobrze wiedzieli, że on i Lou nie byli parą. No właśnie nie byli i dobrze o tym wiedział. Więc czemu był tak bardzo zaborczy w stosunku do Lou. Przecież lubił go tylko jako przyjaciela, prawda? Prawda?!
- Macie plany na piątek? – z zamyślenia wyrwał go głos Nicka.
- Raczej nie – odezwał się Zayn – Jakieś propozycje?
- Robimy z Aidenem imprezę. Zapraszamy was – odpowiedział wesoło, a jego oczy zatrzymały się na Louisie.
- Jasne, że przyjdziemy – wykrzyknął wesoło Niall.
- Louis – Harry szepnął tak, aby tylko szatyn go usłyszał – Pójdziesz tam ze mną?
- Um…ja nie wiem – dwie błękitne tęczówki spojrzały na loczka – Co jeśli mama się dowie.
- Niby jak? Nie ma jej, a nikt jej na pewno nie powie. Chciałbym, żebyś tam poszedł.
- Dobrze – pokiwał głową nieśmiało się uśmiechając.
*****
- Harry, wracasz do domu? – Louis spojrzał na loczka, naciągając na uszy beanie, kiedy opuścili bar.
- Mam pracę – wytłumaczył.
- Och – widział jak na twarzy chłopaka pojawia się zawód.
- Jeśli chcesz możesz pójść z nami.
- Nie, nie chcę przeszkadzać.
- Nie będziesz, ja i tak przez większość czasu się nudzę – posłał mu zachęcający uśmiech.
- A co na to twój szef? Nie będzie zły?
- Mark? Daj spokój, na pewno nie będzie miał nic przeciwko. Prawda Liam? – spojrzał na chłopaka, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Jasne, że nie – uśmiechnął się szeroko – Chodź z nami, nie będziesz przecież siedział sam w domu.
- Zgoda.
*****
Harry siedział przy biurku nie potrafiąc się na niczym skupić. Gdy tylko dotarli na siłownię, Louis siedział z Harrym przy kontuarze nudząc się niemiłosiernie. Loczek miał kilka spraw do załatwienia, więc nie mógł dotrzymać towarzystwa szatynowi. Mark widząc to zaproponował Lou, aby pomógł na sali ćwiczeń, jeśli ma ochotę. Mógłby podawać wodę lub ręczniki, jeśli ktoś by go o to poprosił. Zgodził się i teraz Harry ze swojego miejsca obserwował jak wiele osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet, flirtowało z Louisem. On oczywiście za każdym razem wściekle się rumienił spuszczając głowę i mówiąc coś cicho, ale z czasem zauważył, że szatyn stał się odrobinę odważniejszy i wdawał się z nimi w dłuższe dyskusje.
- Przestaniesz się znęcać nad długopisem, czy mam powiedzieć Louisowi, żeby to wrócił – spojrzał w bok, gdzie zauważył Marka. Stał oparty o kontuar, a na jego twarzy widoczny był złośliwy uśmieszek.
- Co? – spytał nieprzytomnie.
- Zaraz w dłoni rozwalisz długopis – dopiero teraz spojrzał na swoją dłoń w której trzymał czarny długopis, jego uścisk był bardzo silny. Poluźnił go odkładając przedmiot na biurko – Jesteś zazdrosny?
- Nie wiem o czym mówisz – burknął. Przecież nie jest zazdrosny, prawda? Prawda?
- Oszukuj siebie dalej – zaśmiał się mężczyzna odchodząc od chłopaka.
Po chwili na krześle obok loczka pojawił się Lou. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, a oczy błyszczały.
- Hej, Mark powiedział, że się nudzisz i żebym ci dotrzymał towarzystwa, więc jestem – powiedział wesoło, wywołując tym u Harry’ego szeroki uśmiech.
*****
Dni szybko leciały. Praktycznie każdy wyglądał tak samo. Rano zajęcia, następnie szli coś zjeść, praca do której Lou chodził z Harrym i wspólny powrót do domu. 
Piątek szybko nadszedł. Louis przez cały dzień był strasznie podekscytowany. Przed wyjściem szatyn co chwilę przybiegał do pokoju loczka, aby ten doradził mu co powinien ubrać, jak się ma na miejscu zachowywać i ogólnie, aby mu opowiedział jak wyglądają takie imprezy. Harry jeszcze nigdy nie wiedział go w takim stanie. 
*****
Weszli do zaciemnionego domu. Głośna muzyka sączyła się z głośników, a w powietrzy unosił się odór alkoholu i spoconych ciał. Impreza trwała w najlepsze.
- Louis, Harry – odwrócili się słysząc jak ktoś ich woła. W ich stronę zmierzał Aiden. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech – Cieszę się, że przyszliście. Zayn, Niall i Liam już tutaj są – dodał idąc przywitać kolejnych gości.
Weszli w głąb domu, odnajdując salon, który w głównej mierze służył za parkiet. Na środku pomieszczenia znajdowała się plątanina ciał, które poruszały się w takt muzyki. Harry ujął dłoń Louisa i pociągnął go do kuchni, gdzie do plastikowych kubków nalał im alkoholu.
- Piłeś kiedyś? – spytał, podając szatynowi kubek.
- Nie – odpowiedział, wąchając zawartość i marszcząc przy tym nos. Upił odrobinę i skrzywił się lekko. Loczek miał ochotę się zaśmiać widząc minę chłopaka.
- Poczekaj – sięgnął po sok i dolał do kubka niebieskookiego. Ten od razu spróbował – Lepiej?
- Tak – pokiwał głową, uśmiechając się.
Ruszyli dalej, po chwili odnajdując swoich przyjaciół. Powoli pili zawartość swoich kubków wesoło rozmawiając. Harry widział jak na policzkach Lou pojawiają się rumieńce, od wypitego alkoholu, a oczy błyszczą jeszcze bardziej. Przybywało mu również odwagi.
W pewnym momencie Harry wyciągnął go na parkiet. Chłopak nie stawiał oporów, wręcz przeciwnie chętnie poddał się muzyce. Tańczyli blisko, co chwilę się o siebie ocierając. Był zaskoczony ruchami szatyna, tym jak pewny siebie był w tej chwili. Jednak skłamałby gdyby powiedział, że mu się to nie podobało. Położył dłonie na jego biodrach, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
Po kilku piosenkach ponownie wrócili do kuchni, gdzie cały siedzieli ich przyjaciele.
- Hej! – wesoły głos rozbrzmiał obok nich. Przy Louisie pojawił się Nick, zarzucając mu rękę na ramię – Harry nie będziesz miał nic przeciwko jeśli porwę Louisa ze sobą? Co ty na to Lou? – przeniósł wzrok na niższego.
Loczek spojrzał niepewnie na szatyna, z nadzieję, że jego reakcja będzie taka jak zawsze. Spłonie rumieńcem odsuwając się od Nicka. Jednak szatyn tylko zachichotał kiwając głową. No tak, chłopak był już wstawiony. Alkohol go otworzył, sprawił, że stał się odważniejszy i pewniejszy ciebie.
- Jasne – siłą powstrzymał się, aby nie zabrzmiało to jak warkniecie.
Nie chciał, aby Lou szedł gdziekolwiek z Grmichawem, ale nie miał prawa mu zabronić, skoro sam chciał.
- Świetnie – sięgnął po dwa kubki, nalewając do nich alkoholu i podając jeden Tommo, po czym pociągnął go w stronę wyjścia.
Harry stał przy blacie posyłając sztylety z oczu w kierunku Nicka. Miał ochotę podbiec zabierając od niego szatyna i wyjść z tej imprezy.
- Stary uważaj – krzyk Lima przywrócił go na ziemię.
Spojrzał na swoją dłoń w której spoczywał zgnieciony kubek, a resztki alkoholu spływały po jego ręce. 
- Jeśli nie chcesz, aby Louis był z Nickiem to idź go zabierz.
- Co? – spojrzał na trójkę swoich przyjaciół.
- Widać, że jesteś zazdrosny – Niall położył mu dłoń na ramieniu – I nie zaprzeczaj – dodał szybko widząc, że chce zaprzeczyć.
- Nie jestem zazdrosny – trwał przy swoim zdaniu.
- Skoro tak, to przestań zabijać wzrokiem każdego kto próbuje poderwać Louisa i idź się zabaw i kogoś zalicz. Może się odrobinę uspokoisz.
- Zrobię to – odpowiedział, wychodząc z kuchni.
Nie musiał długo szukać, już po chwili tańczył na środku parkietu z drobną, rudowłosą dziewczyną. Była naprawdę piękna, jednak nie potrafiła sprawić, aby zapomniał o Louisie. Mimo wszystko dobrze się bawił, do czasu. W pewnym momencie jego wzrok spoczął na drugim końcu pokoju. Widział jak ciało Louisa jest mocno przyciśnięte do Nicka. Obejmowali się w tańcu. Dłonie Grimchawa zjechały na pośladki szatyna mocno je ściskając. Lou ciągle chichotał, a jego rumieńce były większe niż wcześniej. Louis był w tym momencie kompletnie pijany i chyba nie do końca był świadomy tego co się dzieje.
Harry widział jak Nick schyla się i całuje niższego chłopaka, a ten to oddaje. Czuł jak jego serce na moment zamiera, a żołądek nieprzyjemnie się skręca. Spuścił wzrok spoglądając na dziewczynę przed sobą. Widział jak zalotnie się do niego uśmiech i mruga. Nie namyślając się długo pocałował ją, jednak to nie było to czego oczekiwał. To nie były te usta, które chciał całować. To nie była ta osoba, którą w tej chwili chciał trzymać w ramionach.
Oderwał się od dziewczyny spoglądając w miejsce gdzie powinien stać Louis i Nick, jednak ich już tam nie było. Poczuł jak jego żołądek zacieśnia się jeszcze bardziej. Nie podobało mu się to, miał złe przeczucia.
Odsunął się od dziewczyny posyłając jej przepraszające spojrzenie i odszedł. Musiał zabrać stąd Louisa. Chłopcy mieli rację, był zazdrosny. Louis mu się podoba i nie chce, aby inni się obok niego kręcili. W końcu postanowił się sam przed sobą przyznać. 
Wszedł do kuchni, jednak nie znalazł tam nikogo znajomego. Z mocno bijącym sercem ruszył na dalsze poszukiwania. Na tarasie znalazł Liama, zarywającego do jakiejś dziewczyny. Zastanawiał się jak mogą siedzieć w taki ziąb na zewnątrz, przecież jest grudzień. Podszedł do niego, nie przejmując się tym, że może im przeszkodzić.
- Liam, widziałeś Louisa?
- Ostatni raz jak tańczył z Nickiem.
Przyjaciel niewiele mu pomógł. Rzucając ciche „dzięki” ruszył dalej. W holu stała grupka ludzi pijąc alkohol i rozmawiając. 
- Widzieliście Louisa? – podszedł do nich.
- Kogo?
No tak, powinien inaczej to pytanie zadać. Zważając na to jak wyglądało do tej pory życie Lou, mogli go nie kojarzyć.
- A widzieliście Nicka Grimshawa? – poprawił pytanie.
- Jakiś czas temu widziałam jak szedł z jakimś chłopakiem na górę – odezwała się jedyna dziewczyna w tym gronie.
Pokiwał głową w ramach podziękowania i ruszył w stronę schodów. Już po chwili przechodził przez korytarz otwierając drzwi z nadzieją, że to za nimi znajdzie Louisa. Nie przejmował się parami, które wrzeszczały gdy im przeszkadzał. Miał to gdzieś, w tej chwili chciał znaleźć szatyna i go stąd zabrać.
Podszedł do kolejnych drzwi, powoli je otwierając i wszedł do środka. Bingo! Louis stał przyciśnięty do ściany całując się z Nickiem. Brakowało mu koszulki, a długie palce Grimshawa majstrowały przy zamku chłopaka.
Nie namyślając się podszedł do nich, odpychając go od Louisa. Nick wylądował na ziemi, z zaskoczeniem wpatrując się w Harry’ego. Uwagę loczka przykuł jednak chichoczący Lou.
- Co jest? – warknął, a na jego twarzy pojawiła się złość. 
Styles nie odpowiedział, zamiast tego podszedł do szatyna podając mu jego koszulkę.
- Cześć Harry – zachichotał odbierając swoja część garderoby i próbując ją ubrać. Loczek uznałby to za urocze, gdyby nie to w jakiej sytuacji teraz się znajdowali.
Widząc jak chłopak się męczy pomógł mu się ubrać i wyprowadził go z pokoju.
- Co z tobą, nie miałeś nic przeciwko! – słyszał za sobą krzyki Nicka, który za nimi szedł – Harry, daj spokój! Przecież nie chciałem nic złego.
Styles mając tego dość, zatrzymał się i odwrócił wymierzając cios Grimshawowi, który ponownie upadł. Wywołało to głośniejszy chichot u niebieskookiego. 
Chwycił dłoń szatyna i wyprowadził na zewnątrz, biorąc po drodze ich kurtki. Przed domem uderzyło w nich zimne do powietrze.
- Zimno mi – odezwał się Louis.
Harry objął go ramieniem przyciągając go do siebie. Niższemu plątały się nogi i się potykał, co wywoływało u niego kolejne salwy chichotu. 
- Harry – spojrzał na szatyna, widząc jego wesołą twarz. Błyszczące, błękitne tęczówki wpatrywały się w niego – Lubię cię. Uwielbiam twoje oczy – powiedział z szerokim uśmiecham – twój uśmiech i dołeczki – wtulił się w loczka – Podobasz mi się – wymruczał wtulając twarz w jego kurtkę.
Harry czuł jak jego serce na moment zamiera, aby po chwili zaczęło bić jak szalone. Louis powiedział właśnie, że loczek się mu podoba. Uśmiechnął się szeroko, chcąc odpowiedzieć, kiedy szatyn ponownie uniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Lou, co jest?
- Chyba będę wymiotował – powiedział cicho, odwracając się tyłem do Styles i zwracając zawartość swojego żołądka na trawnik. Do ich nozdrzy dotarł nieprzyjemny, kwaśny zapach. Mimo to Harry podszedł do Louisa odgarniając mu włosy z twarzy i gładząc po plecach.
- Lepiej – spytał, kiedy chłopak się uspokoił.
- Trochę – mruknął.
- Możemy iść?
Louis pokiwał głową, prostując się i mrucząc ciche przeprosiny. Styles posłał mu uspokajający uśmiech i chwytając za dłoń, wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top