Rozdział 4

- Cos ty psez caly dzen tafi sceslify? – Harry spojrzał na Niall, który z ustami pełnymi jedzenia zagadnął do niego. Loczek zrobił zniesmaczoną minę i sięgnął po swoją szklankę z colą.

Jak zwykle po zajęciach czwórka przyjaciół postanowiła gdzieś wyjść, aby wspólnie coś zjeść. Tym razem nie wygrał Niall i jego Nandos, więc skończyli w pobliskiej pizzerii.

- Udało mi się wczoraj wyciągnąć Louisa z domu – odpowiedział wesoło, odgryzając kawałek pizzy.

- Co? – trójka chłopaków wpatrywała się w niego z lekkim szokiem. Dobrze wiedzieli jak wygląda sytuacja Louisa.

- Jak tego dokonałeś? – zainteresował się Liam.

- Porozmawiałem z Louisem. Na początku nie był zbyt entuzjastyczny, bojąc się co powie jego mama, ale ostatecznie się zgodził. Później poprosiłem Jay. Najpierw nie chciała się zgodzić, ale ostatecznie uległa moim namowom.
- I gdzie go zabrałeś?

- Lou zawsze chciał odwiedzić wesołe miasteczko, więc go tam zabrałem. Później byliśmy w kinie i poszliśmy na pizze – wzruszył ramionami i sięgnął po swoją szklankę.

- Czyli taka jakby randka? – usta Zayna wygięły się w złośliwym uśmiechu.

Harry słysząc słowa przyjaciela zakrztusił się własnym napojem.

- Co? – wychrypiał – Nie!

- Nie? Cały dzień spędziliście sami, byliście w wesołym miasteczku, poszliście do kina i na pizze. Jak to inaczej nazwiesz? – Zayn posłał mu złośliwy uśmiech.

- Randka – wyśpiewał Niall

- Nie, wyjście dwójki przyjaciół – zaprotestował loczek, czując jak się rumieni.

- Kto płacił? – zapytał mulat.

- Ja.

- Trzymaliście się za ręce?

- Czasami. Skąd wiedziałeś?

- Strzelałem – wzruszył ramionami.

- Randka – ponownie wyśpiewał blondyn.

- Liam, może stanąłbyś po mojej stronie – burknął zakładając ręce na piersi.

- Sorry kolego, ale zgadzam się z nimi. To była randka – odpowiedział, wzruszając ramionami.

- Dzięki, taki z ciebie przyjaciel – burknął obrażony.

- Jestem świetnym przyjacielem, który załatwił ci pracę – odpowiedział.

- Co? – z zaskoczeniem spojrzał na Payna.

- Mój szef poszukuje pracownika.

- Miałbym pracować na siłowni? Przecież nie znam się na tym.

- Spokojnie nie będziesz trenerem, potrzebny jest ktoś do recepcji. Co ty na to? Nieźle płaci i będziesz mieć darmowy wstęp na siłownię.

- W takim razie biorę ją – powiedział z szerokim uśmiechem – Dzięki Liam.

- Spoko, jutro po zajęciach możesz tam ze mną pójść. Dogadasz się z Markiem.

- Świetnie.

- Trzeba to uczcić – zaśmiał się Niall.

- Ze znalezienia pracy? – spojrzał na blondyna z powątpiewaniem.

- A czemu nie? – wzruszył ramionami.

- Ty i bez powodu byś mógł świętować – skomentował Zayn, jednak Horan nie zwrócił na to w ogóle uwagi.

- To co, kręgle w piątek po zajęciach? – zaproponował, na co reszta mu przytaknęła – Mógłbyś zabrać Louisa. Chętne go poznamy – dodał.

- Jasne, czemu nie. Jeśli tylko on i Jay nie będą mieć nic przeciwko.

Musiał przyznać, że to był dobry pomysł. Kolejny krok, aby pomóc chłopakowi się uniezależnić od swojej rodzicielki. Przy okazji Lou ma szanse zdobyć przyjaciół.

*****

- Jak ci minął dzień? – Jay spojrzała na Harry’ego. Razem z Louisem siedzieli przy kuchennym stole jedząc kolację.

- Całkiem dobrze. Byłem dzisiaj na rozmowie o pracę i dostałem ją – odpowiedział wesoło i włożył do ust widelec z kawałkiem zapiekanki.

- To cudownie – odpowiedział z uśmiechem.

Odwzajemnił go i przeniósł wzrok na Louis, zobaczył na jego twarzy nieśmiały uśmiech, który posyłał w jego kierunku.

- Gdzie będziesz pracować?

- Na siłowni, potrzebują kogoś do recepcji. Liam mi ją załatwił.

- To wspaniałe, że masz takich przyjaciół.

- Tak – pokiwał głową – W piątek po zajęciach idziemy na kręgle, aby to uczcić. Pomyślałem sobie, że może Lou poszedłby z nami. Chłopcy chcieliby go poznać.

Ciało Louisa zesztywniało, a jego oczy powędrowały w kierunku Jay. Kobieta siedziała wpatrując się w Harry’ego. Jej usta były ściśnięte, a w oczach widoczna była niepewność z odrobiną gniewu. Zapewne nie podobało jej się to, że Styles ponownie chciał go gdzieś wyciągnąć.

- Mamo? Chciałbym iść – niepewny głos Louisa rozniósł się po kuchni, kiedy Jay przez dłuższy czas się nie odezwała.

- Lou… - spojrzała na swojego syna.

- Mamo proszę, mam 20 lat i chciałbym móc czasami gdzieś wyjść. Nic się nie stanie, będę z Harrym – próbował ją przekonać.

- No dobrze – westchnęła – Macie być w domu najpóźniej o 19.00.

- Dobrze – Harry uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje dołeczki.

- Dziękuje mamo – również uśmiechnął się do swojej rodzicielki i przesunął wzrok na loczka.

*****

Stał na dziedzińcu uczelni z trójką swoich przyjaciół. Czekali na Louisa, aby móc wspólnie się udać do kręgielni. Harry w ostatniej chwili jeszcze ich instruował jak mają się zachowywać. Nie chciał, aby Louis źle się czuł.

- Żadnych głupich tekstów, które mogłoby go zawstydzać, żadnych rozmów na temat jego relacji z Jay, szczególnie jeśli mają dotyczyć jego wychodzenia z domu i żadnego śmiania się z niego.

- Jezu, Harry – westchnął Niall przewracając oczami – nie jesteśmy dziećmi i wiemy jak się zachować.

- Czasami mam co do tego wątpliwości, więc wol…

- Zamknij się, twój chłopak idzie – przerwał mu Malik.

- Co? – zerknął przez ramię i zauważył jak Louis zmierza w ich kierunku. Miał spuszczoną głowę, a jego kroki były bardzo powolne, wiedział, że chłopak się stresuje – To nie jest mój chłopak – warknął i ruszył w kierunku szatyna.

Kiedy był kilka kroków od niego, chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się lekko, spoglądając na loczka.

- Cześć Lou – zatrzymał się naprzeciwko niego.

- Hej.

- Denerwujesz się?

- Trochę – odpowiedział, wychylając się lekko i spoglądając na trójkę chłopaków stojących kilka metrów dalej.

- Nie masz o co – stanął obok, kładąc dłoń na jego plecach i prowadząc w kierunku przyjaciół – Będzie dobrze. Polubisz ich – uśmiechnął się szeroko, spoglądając w oczy Tommo.

Gdy tylko zatrzymali się przy trójce chłopaków, Louis od razu wbił swój wzrok w buty, jakby były najciekawszym obiektem jaki kiedykolwiek widział. Harry dostrzegając to i chcąc dodać mu otuchy, chwycił jego dłoń i lekko ścisnął.

- Lou – zwrócił się do szatyna i kiedy chłopak na niego spojrzał, kontynuował – To są moi przyjaciele. Zayn, Niall i Liam, którego powinieneś kojarzyć z zajęć – błękitne tęczówki nieśmiało przesunęły się na nich.

- Cześć Louis – zawołali wesoło, szeroko się do niego uśmiechając.

- Cześć – niepewnie odpowiedział, rumieniąc się.

- To co, idziemy – zarządził loczek i całą piątką wyszli po za teren uczelni.

*****

Siedzieli w kręgielni, nie zważając na czas. Louis szybko polubił trójkę nowopoznanych chłopaków i powoli się przed nimi otwierał. Również przyjaciele loczka szybko z chęcią spędzali czas z szatynem.

Grali w kręgle, które – ku zaskoczeniu wszystkich – wygrał Louis. Podczas zabawy było wiele śmiechów i żartów, a w nagrodę Louis mógł wybrać miejsce, do którego mieli pójść coś zjeść.

Od razu został zaatakowany przez Niall i jego minę szczeniaczka, błagającego, aby iść do Nandos. Ku niezadowoleniu reszty, Lou przystał na propozycję, twierdząc, że jeszcze nigdy tam nie był. Dzięki temu zarobił szeroki uśmiech i mocny uścisk od blondyna.

- I jak? – usłyszał cichy głos Harry’ego, kiedy opuszczali kręgielnie.

- Jest niesamowicie – spojrzał w zielone tęczówki loczka, a na jego twarz wstąpił uśmiech – Dziękuję, naprawdę wspaniale się bawię, a chłopcy są cudowni.

- Ej gołąbeczki, idziemy – zawołał Zayn, który stał kilka metrów przed nimi razem z pozostałą dwójką.

Louis od razu się zarumienił, spuszczając głowę, a Styles posłał przyjacielowi mordercze spojrzenie.

W Nandos dalej towarzyszył im wesoły nastrój. Byli bardzo głośni, przez co klienci posyłali im zdegustowane spojrzenia, a raz nawet przyszedł do nich pracownik, prosząc, aby byli ciszej.

W pewnym momencie Zayn się zapomniał i przypomniał Louisowi o tym, jak próbował go w liceum poderwać. Speszony szatyn spuścił głowę, rumieniąc się i bąkając przeprosiny. Z kolei Harry i Niall posłali mulatowi mordercze spojrzenia.

Mimo wszystko ta sytuacja nie zniszczyła atmosfery i już po chwili zachowywali się jakby w ogóle nie było tematu.

Wszyscy rozstali w wyśmienitych humorach i rozeszli do swoich domów.

*****

- To był naprawdę cudowny dzień – Louis spojrzał na loczka, kiedy zatrzymali się na ganku, przed drzwiami.

- Cieszę się, że ci się podobało – odpowiedział, również spoglądając na Louisa.

- Dziękuję – zbliżył się do Harry’ego całując jego policzek – Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz.

Podszedł do drzwi otwierając się i razem z loczkiem wchodząc do środka. W holu od razu pojawiła się Jay, a po jej minie można było stwierdzić, że jest wściekła.

- O której to się wraca – syknęła przez zęby.

Założyła ręce na piersi i zaczęła stukać stopą o podłogę. Jej brwi były ściągnięte, a usta mocno zaciśnięte.

- Um…przecież jest – Louis spojrzał na zegar, który wisiał nad lustrem – 20.00?! – wykrzyknął zaskoczony.

- No właśnie, 20.00 – warknęła – Mieliście najpóźniej wrócić o 19.00. Wiecie jak się martwiłam? Dzwoniłam do was, ale żaden nie był łaskaw odebrać.

- Um…przepraszam, ale mój telefon się rozładował – wytłumaczył Harry.

- Ja…ja – zaczął Lou, kiedy wzrok matki przeniósł się na niego – Mam wyciszony telefon w torbie. Przepraszam mamo, to się więc…

- Masz rację, to się więcej nie powtórzy. Ponieważ już nigdy, nigdzie cię nie puszczę. Koniec! – zarządziła.

Louis spuścił głowę, kiwając nią na zgodę, a Harry miał wrażenie, że w jego błękitnych tęczówkach dostrzegł łzy.

- Ale… - zaczął loczek, chcąc się jakoś dogadać.

- Nie Harry – spiorunowała chłopaka wzrokiem – Nigdy więcej mnie nie proś, abyś mógł zabrać gdzieś Lou. Nie zgadzam się. Zawiodłam się na tobie Harry, zaufałam ci, a ty mnie zawiodłeś – kończąc swoją przemowę zniknęła za drzwiami salonu.

Dwójka chłopaków, w ciszy, powoli skierowała się na piętro, kiedy byli już obok swoich pokoi, Harry dostrzegł jak ciało szatyna drży. Od razu do niego podszedł, mocno do siebie przytulając. Z ust Louisa wydobył się cichy szloch.

- Ciii, przykro mi Lou – zaczął gładzić jego plecy – Ale nie zostawię tego tak, obiecuję, że coś wymyślę.

Szatyn nie odpowiedział, tylko jeszcze głośniej zapłakał, mocząc koszulkę wyższego.

- Chcesz dzisiaj ze mną zostać? Chcesz spać u mnie?

Tommo pokiwał głową, a loczek – nie wypuszczając chłopaka ze swoich objęć – poprowadził go do swojego pokoju.

Położyli się na łóżku, przytuleni do siebie. Louis płakał, dopóki nie zmorzył go sen. Harry przez cały ten czas gładził jego plecy i szeptał, uspokajające słowa. Nie pozwoli, aby Louis ponownie był przetrzymywany w domu. Musi mu pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top