Rozdział 2
Minęły dwa tygodnie odkąd Harry zamieszkał z rodziną Tomlinson. Przez cały ten czas uważnie obserwował szatyna, a szczególnie jego relację z Jay.
Pomimo tego, że była ona bardzo dobra i widać było jak się kochają, coś było nie tak. Codziennie rano przed wyjściem Jay przypominała Louisowi, aby wracał prosto do domy. To było dziwne, przecież nie możliwe, aby kobieta codziennie robiła coś co wymagało pomocy syna. Niebieskooki nigdy nie wychodził wieczorami, ani w weekendy. Większość czasu spędzał w swoim pokoju czytając książki. Rzadko kiedy oglądał telewizor i na ogół były to wiadomości, a z komputera korzystał tylko jeśli musiał przygotować się do zajęć.
Próbował go również obserwować na uczelni, jednak rzadko kiedy spotykał go, a jeśli już to się zdarzało, szatyn siedział sam na ławce z nosem w książce. Nigdy nie widział go z przyjaciółmi, czasami zastanawiał się czy chłopak w ogóle jakichś posiada.
Nie raz próbował porozmawiać z szatynem, ale ten albo uciekał, albo go zbywał krótkimi odpowiedziami. Nie wiedział czemu go tak unikał, przecież nic mu nie zrobił.
*****
- W sobotę robię imprezę wpadniesz? – spytał mulat zaciągając się papierosem i wypuszczając dym z ust - Możesz kogoś zaprosić.
Harry stał ze swoi przyjacielem na dziedzińcu i czekali na chłopaka i kuzyna bruneta.
- Jasne – odpowiedział z uśmiechem. Nie wiedział czemu, ale kiedy chłopak zaproponował mu, aby kogoś ze sobą zabrał od razu pomyślał o Louisie. Nie miał pewności, że chłopak się zgodzi, ale bardzo chciał, aby poszedł z nim.
- Zayn! – usłyszeli za sobą mocny, irlandzki akcent. Odwrócili się i zobaczyli jak w ich stronę biegnie uśmiechnięty blondyn, wesoło machając, a kilka metrów za nim idzie kuzyn Malika – Cześć skarbie – Niall rzucił się na szyję bruneta, krótko całując – Cześć Harry – odwrócił się do loczka, który uśmiechnął się do Horana.
- Cześć chłopaki – w końcu dołączył do nich Liam – Jakie palny?
- Myśleliśmy z Zaynem, aby iść do pizzerii za rogiem. Co wy na to? – zaproponował Harry.
- Nieee – jęknął Niall – byliśmy tam przedwczoraj. Chodźmy do Nandos. Proszę – spojrzał na swojego chłopaka robiąc maślane oczka – Proszę Zi.
- Niall, ale to nie zależy tylko ode mnie – odpowiedział. Wszyscy wiedzieli, że mulatowi już dawno przejadło się Nandos.
- Proszę – blondyn wtulił się w ciało chłopaka – Skarbie, proszę.
Liam i Harry widzieli jak Malik zaczyna wymiękać. Zawsze miał słabość do Irlandczyka i mu ulegał.
- Co wy na to chłopaki – spojrzał na przyjaciela i kuzyna, z nadzieję, że go uratują. Oni jednak nie planowali tego zrobić.
- Ja nie mam nic przeciwko – odpowiedział Styles.
- Ja też – dołączył się Liam.
- No to idziemy do Nandos – odparł zrezygnowany.
Horan pisnął szczęśliwy i nagrodził swojego chłopaka pocałunkiem w policzek.
Zielonooki przyglądał się temu widokowi z szerokim uśmiechem. Nie ukrywał, że sam chciałby posiadać swoją drugą połówkę. Kogoś, kogo mógłby przytulić, pocałować i wyznać miłość.
Czwórka przyjaciół odwróciła się w stronę wyjścia z terenu uniwersytetu, kiedy przed oczami loczka mignęła postać szatyna, który ostatnimi czasy zajmował jego myśli.
Nie namyślając się długo ruszył w kierunku chłopaka, rzucając do przyjaciół przez ramię, aby chwilę zaczekali. Czuł na sobie ich czujne spojrzenia.
- Louis, Lou! – wołał za Tomlinsonem, biegnąc w jego stronę. Widział jak szatyn się zatrzymuje, ale nie odwraca. Jego głowa jest pochylona, a wzrok wbity w asfalt. Harry zatrzymał się przy nim kładąc dłoń, na jego ramieniu i odwracając w swoją stronę.
- Hej Lou – uśmiechnął się szeroko, do chłopaka, kiedy zauważył, że para błękitnych tęczówek wpatruje się w niego.
- Cześć – odpowiedział cicho, lekko się uśmiechając.
- Wracasz do domu?
- Tak.
- A może miałbyś ochotę iść ze mną i chłopakami do Nandos? – spytał, wskazując ręką na niewielką grupkę, stojącą nieopodal, która uważnie im się przyglądała.
- Um… - widział jak szatyn lekko się wychyla i niepewnie spogląda na przyjaciół loczka – Nie mogę. Muszę wracać do domu. Do zobaczenia – posłał mu słaby uśmiech i odwracając się pośpiesznie odszedł od Harry’ego.
Styles westchnął, wpatrując się w oddalającą sylwetkę Louisa. Gdy tylko zniknął za murem, odwrócił się i wrócił do przyjaciół.
- Idziemy? – spytał, kiedy dołączył do grupy i nie czekając na ich reakcję, ruszył w kierunku wyjścia.
*****
Siedzieli w Nandos, na ich stole leżało pełno jedzenia, które i tak w większości należało do Nialla. Pomiędzy nimi toczyła się rozmowa na temat imprezy, którą organizuje Zayn. W końcu trzeba wszystko przygotować. Harry jednak jako jedyny nie brał w tym udziału.
Głowę zielonookiego cały czas zaprzątał Louis Tomlinson. Ten chłopak i jego relacje z matką były dla niego zagadką. O co chodzi? Dlaczego Jay ciągle kazała mu wracać po zajęciach do domu, dlaczego Louis nie chce nigdzie wyjść? Co z nim nie tak? Przecież chyba nic by się nie stało, gdyby przyszedł z nimi do Nandos i wrócił do domu 2 godziny później.
- Harry – usłyszał jak ktoś go woła, a po chwili poczuł jak czyjś łokieć wbija się w jego żebra.
- Co? – spojrzał na przyjaciół, którzy uważnie się mu przyglądali.
- Co z tobą? Jesteś dziwnie cichy i nieobecny odkąd rozmawiałeś z tym dziwakiem – odezwał się Niall, zarabiając od Zayna uderzenie w tył głowy.
- Dziwakiem?
- Z Louisem Tomlinsonem – wyjaśnił Liam.
- Znacie go? – spytał.
- Tak. Byliśmy w tym samym liceum, dodatkowo Liam jest z nim teraz na roku – powiedział Zayn – A ty skąd go znasz?
- Um…jego matka jest dalszą kuzynką mojego ojca i zgodziła się, żebym u nich zamieszkał, kiedy będę tu studiować. Louis zawsze taki był?
- Taki?
- Cichy, nieśmiały, w pewnym sensie jakby wycofany.
- Tak – odpowiedział Payne – Nigdy z nikim się nie zaprzyjaźnił. Zawsze jak ktoś chciał z nim porozmawiać odpowiadał szybko na zadane pytania i uciekał. Zawsze odmawiał, kiedy się go gdzieś zapraszało. Każdą przerwę spędza sam.
- Kiedyś próbowałem się z nim umówić, ale nawet nie zdążyłem skończyć mówić, kiedy zrobił się cały czerwony i uciekł nie udzielając mi odpowiedzi – wtrącił się Zayn. Harry poczuł jak coś ściska go w piersi, nie specjalnie podobała mu się świadomość, że Zayn i Louis mogliby byś parą.
- Słucham? – Niall spojrzał z oburzeniem na swojego chłopaka – Kiedy to było? Podoba ci się?
- W liceum, zanim dołączyłeś do mojej klasy – wytłumaczył brunet.
- Podoba ci się dalej? – drążył temat, wpatrując się w chłopaka i mrużąc przy tym oczy.
- Jest śliczny i ma świetny tyłek, ALE to ciebie kocham i nie widzę świata po za tobą – wyjaśnił Malik i pocałował blondyna, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Podobno – zaczął Liam, a Harry przeniósł na niego wzrok – to jego mama go tak ogranicza. Oczywiście nie wiem, czy to prawda. Równie dobrze, może to być plotka. Może coś wiesz? W końcu mieszkasz z nim.
- Wydają się mieć bardzo dobre relacje, ale faktycznie mam wrażenie, że Jay za bardzo kontroluje Louisa. Jednak Lou zachowuje się jakby mu to wcale nie przeszkadzało, więc nie wiem, czy faktycznie tak jest. W końcu jaki 20 lat pozwoli aby rodzice kontrolowali jego życie. Sam już nie wiem. Próbowałem zbliżyć się do niego, aby móc się czegoś dowiedzieć, ale on ucieka.
- Może zmuś go do mówienie – zaproponował Niall.
- Boję się, że jak to zrobię to całkiem zamknie się w sobie i nie odpowie nawet na moje pytania.
- Musisz być przy tym delikatny.
*****
Podczas powrotu do domu Harry postanowił, spróbować dowiedzieć się, czy Jay faktycznie „więzi” Louisa, dlaczego tak jest i pomóc Lou dowiedzieć się jak powinno wyglądać życie w wieku 20 lat.
Wszedł do domu, ściągając buty i od razu skierował się do kuchni gdzie znajdowała się Jay, która przygotowywała kolację.
- Cześć Harry – uśmiechnęła się do chłopaka – Jak było na zajęciach?
- Dobrze – podszedł do lodówki z której wyjął sok i nalał do pustej szklani.
- Jesteś głodny? Mogę ci coś zrobić, do kolacji jeszcze trochę czasu – zaproponowała, kątem oka obserwując jak chłopak siada przy stole w kuchni.
- Nie trzeba. Byłem z przyjaciółmi w Nandos. Spotkałem Louis i zaproponowałem mu, aby poszedł z nami, ale odmówił mówiąc, że musi wracać do domu.
- Tak skarbie, Louis musi wracać do domu po zajęciach – odpowiedziała, jakby dla niej to nie było nic dziwnego, że 20 latek musi wracać do domu, kiedy jego mama tak zarządzi.
- Trzeba ci w czymś pomóc? Jeśli tak, to też mogę wracać prosto z zajęć – zaproponował.
- Nie trzeba, nie potrzebuję na razie przy niczym pomocy, ale jeśli się to zmieni to na pewno dam ci znać – obserwował jak kobieta podchodzi do lodówki, wyjmując z niej miskę, w której jak podejrzewał Harry znajdowało się mięso na kolację.
- Mój przyjaciel Zayn zaprosił mnie na imprezę w sobotę – wypalił nagle loczek. Postanowił spróbować i spytać się, czy Louis mógłby z nim tam iść.
- Cieszę się, że masz już przyjaciół – odpowiedziała – Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
Harry nie odpowiedział tylko pokiwał głową.
- Zaproponował mi, abym kogoś zaprosił. Myślałem, że może Louis miałby ochotę pójść tam ze mną.
- Przykro mi Harry, ale Lou nie może nocą wychodzić z domu. Niestety nie będzie mógł z tobą pójść – oznajmiła.
- Och, szkoda – odpowiedział wstając ze swojego miejsca – Idę do siebie.
Postanowił na razie nie ciągnąć tej rozmowy i nie wypytywać Jay. Najpierw chciał porozmawiać z Louisem, z nadzieję, że w końcu uda mu się wyciągnąć o co chodzi, dlaczego jego matka jest taka.
Udał się do swojego pokoju, zostawiając tam plecak i od razu z niego wyszedł kierując się do pokoju szatyna. Zatrzymał się przed drzwiami pukając i czekając, aż usłyszy zaproszenie. Zza drzwi nie doszedł żaden dźwięk. Zapukał jeszcze raz, ale dalej nie uzyskał odpowiedzi. Nacisnął klamkę, pchając drzwi i wsunął się do pokoju. Louis leżał na łóżku. Nie zareagował na wtargnięcie Harry’ego. Jego oczy były zamknięta, a klata piersiowa unosiła się w stałym rytmie. Chłopak spał.
Zbliżył się, przysiadając na skraju łóżka i obserwując spokojną twarz Tomlinsona. Jego błękitne tęczówki były ukryte pod powiekami. Długie rzęsy rzucały cień na jego policzki, a wąskie, lekko zaróżowione usta były rozchylone. Harry musiał przyznać, że w tym momencie wyglądał niezwykle pięknie. Wyciągnął rękę odgarniając kilka zbłąkanych kosmyków opadających na jego czoło.
Louis poruszył się niespokojnie, marszcząc brwi. Styles natychmiast cofnął rękę. Powieki szatyna zaczęły drgać by ostatecznie odsłonić jego oczy. Przez kilka chwil, nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w sufit, po czym przeniósł go na Harry’ego. Jego oczy natychmiast stały się większy, a na policzkach pojawił się rumieniec.
- Hej – loczek uśmiechnął się delikatnie – Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- W porządku – odpowiedział cicho, siadając na materacu i uciekając wzrokiem w bok – Coś się stało?
- Nie, chciałem tylko porozmawiać – zauważył, że kiedy to powiedział ciało szatyna się spięło.
- Um…o czym?
- O tobie i twojej mamie.
- To znaczy? – niepewnie zerknął na zielonookiego.
- Widzę, że coś tu jest nie tak. Lou masz 20 lat, a mam wrażenie, że twoja mama traktuje cię jak 5 latka. Musisz wracać do domu od razu po zajęciach. Jeśli ona cię nie poprosi byś poszedł gdzieś, to nigdzie nie wychodzisz. Zaproponowałem, że zabiorę cię w sobotę na imprezę do Zayna, ale powiedziała, że nie wolno ci być w nocy po za domem. Louis o co tu chodzi? Dlaczego cię tak „więzi”?
- To nic. Po prostu bardzo mnie kocha i nie chce, aby coś mi się stało – starał się być jak najbardziej obojętny, jednak nie bardzo mu to wyszło.
- A ty? Tobie to nie przeszkadza? Nie chciałbyś czasami wyjść gdzieś ze znajomymi, wrócić później do domu, poznać nowych ludzi, zakochać się.
- N-nie – zająknął.
- Nie kłam – Harry nie dał się oszukać.
- Nie kła…
- Louis – powiedział ostro.
Szatyn westchnął głośno, przymykając oczy. Na chwilę w pokoju zapanowała cisza. Louis cały czas siedział z zamkniętymi oczami, a Styles uważnie mu się przyglądał.
- Nie mogę jej tego zrobić. Ona tak bardzo mnie kocha i martwi się o mnie. Całe życie poświęciła mi. Kiedy mój ojciec dowiedział się, że mama jest w ciąży, odszedł. Mama musiała sobie sama poradzić. Podczas porodu nastąpiły komplikacje i cudem przeżyłem. Kilka miesięcy spędziłem w szpitalu. Dlatego jest taka nadopiekuńcza, tak się o mnie troszczy. Kocha mnie, wychowała mnie sama nie zważając na własne zachcianki. Nie chcę jej zamartwiać, dlatego robię wszystko o co mnie poprosi.
- Lou - westchnął - to naprawdę wspaniale, ale nie możesz wiecznie siedzieć tutaj jak w więzieniu. Musisz zacząć wychodzić i zachowywać się jak 20 latek.
- Chciałbym, ale prawda jest taka, że nie bardzo wiem jak wygląda życie 20 latka. Może nie zauważyłeś, ale nie mam znajomych, rzadko oglądam telewizor i na ogół są to wiadomości, a z komputera korzystam tylko gdy muszę się przygotować na zajęcia. Po za tym jak już mówiłem to ważne dla mojej mamy, abym był bezpieczny.
- Oh, daj spokój – Harry sam nie wiedział czemu, ale czuł się lekko zirytowany – W domu też może ci się coś stać. Przecież to nie jest tak, że wrócisz później do domu lub wyjdziesz gdzieś w weekend i coś ci się stanie. Prawdopodobieństwo czegoś takiego jest niewielkie.
- Ale… - próbował protestować, ale loczek znowu mu przerwał.
- Nie ma żadnego ale Louis. Masz 20 lat i twoja mama musi to zrozumieć. Kiedyś jej zabraknie i co wtedy? Będziesz sam, zagubiony i przestraszony nie wiedząc co powinieneś zrobić. Mam zamiar ci pomóc i pokazać to co straciłeś i mogłeś stracić. Nie musimy rzucać się od razu na głęboką wodę, aby nie wystraszyć twojej mamy. Zaczniemy powoli. Co byś chciał zobaczyć, gdzie byś chciał się udać?
- Um… - Harry widział jak szatyn znowu się rumieni – Może to głupie, ale nigdy nie byłem w wesołym miasteczku. Chciałbym się kiedyś tam wybrać.
- Nigdy? – zdziwił się Styles.
Louis pokręcił przecząco głową.
- Mama uważa, że jest tam zbyt wielkie ryzyko i mogłoby mi się coś stać. Nigdy mnie tam nie zabrała.
- Ok, może to nie to co miałem na myśli i co robią 20 latkowie na co dzień, ale zabiorę cię tam.
- Naprawdę? – widział jak niebieskie oczy rozbłysnęły podekscytowaniem, ale po chwili przygasły – Ale co z mamą?
- Zostaw to mi - posłał mu szeroki uśmiech, chwytając dłoń szatyna i lekko ją ściskając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top