I
Liczba słów: 2951
Childe's birthday*
Smukłe palce lewej dłoni stukały o biurko wysokiej jakości drewna ścinanego z samego Qingce. Druga ręka akurat była oparta o podbródek, a oczy koloru cor lapisu wpatrzone w nicość. Nawet nie zauważyły, że jego szefowa stoi naprzeciwko od dłuższego czasu.
— Halo! Ziemia do Zhongliego! — zawołała Hu Tao, a przy tym energicznie machała przed twarzą pracownika.
Mężczyzna kilka razy zamrugał, gdy poczuł dotyk na czole. Spojrzał się w górę, gdzie odnalazł nastolatkę, która trzymała swój palec w tym miejscu, prosząc o skupienie na niej.
— Tak? — odezwał się głęboki głosem, wyprostowując plecy i poprawiając się na krześle.
— Od rana chodzisz w głową chmurach... — Brunetka założyła ręce na piersi, kiedy udawała, że zaczyna myśleć. — Wiem! Przed pracą zobaczyłeś jakiś ładny wazon, który pochodził z skąd tam, ale był bardzo drogi, więc zastanawiasz się, jak wyciągnąć morę od Childe'a! — krzyknęła zadowolona.
Zhongli westchnął.
— Nie, ale... Jest to związane z Childem — wytłumaczył.
Nastolatka kucnęła przed biurkiem, opierając głowę o drewno. Nadymiła policzki z tego powodu, że brunet jej więcej nie powiedział.
— Jakiś problem w związku? Pokłóciliście się?
— Hu Tao, proszę, abyś nie mieszała się w życie dorosłych — skarcił dziewczynę dosyć ostrzej. Ta sytuacja już oddziaływała na Zhongliego negatywnie i powoli sam tracił cierpliwość.
— Przynosisz złą energię w moim zakładzie. Czemu mi nie ufasz... — jęknęła, wywracając oczami. — Chętnie posłucham o twoich problemach!
Mężczyzna już otworzył usta, aby ponownie odmówić, ale przyszedł kolejny pracownik, wołając dwójkę. Hu Tao, jak i Zhognli wstali ze swoich miejsc, aby kobieta zaprowadziła ich do nowego klienta.
***
Mężczyzna po pracy spacerował ulicami Liyue. Rozglądał się po porcie, podziwiając, jak przystań rozrosła się na przestrzeni kilku tysięcy lat. Sama infrastuktura i architektura robiła piękne wrażenie. Jednak nadal największy problem tkwił w jego głowie.
Zhongli nie rozumiał.
Childe od kilku dni stał się dosyć markotny. W czasie ich wspólnego czasu nie zadawał żadnych pytań na temat tradycji w Liyue, czy innych rozważaniach. Po prostu był, ale wydawało się, że z myślami jest gdzieś dalej. Jadł mniej, a nawet raz Zhongli pozwolił mu zamówić owoce morza, których nienawidzi, a natomiast Tartaglia niezbyt wielkim zachwytem zajadał się się mackami, ostrygami, czy innymi skorupiakami.
W dodatku, rano Childe jedynie wstał z łóżka, założył szybko bokserki oraz resztę ubrań, a przy tym nawet nie spojrzał się na bruneta. Za każdym razem przed wyjściem rudowłosy przebudzał swojego chłopaka i dawał mu całusa na pożegnanie, a teraz nic nie zrobił, tylko wyszedł, ignorując śpiącego partnera. A powiedzmy szczerze, że czułe początki dnia dodawały energii na kolejne godziny ich rozłąki.
— Zhongli! — Mężczyzna usłyszał, jak ktoś woła jego imię.
Bursztynowe oczy obróciły się w stronę głosu, a na twarzy bruneta pojawił się mały uśmiech. Jedyny pozytywny dzisiejszy aspekt.
— Aether? Od kiedy jesteś w Liyue? — zapytał się zdziwiony obecnością podróżnika. Zazwyczaj był rozproszony po całym Tevyat.
— Od niecałych trzech dni. Już załatwiłem wszystko w Fontaine, więc pomyślałem, że wrócę do Liyue na chwile — wyjaśnił na spokojnie blondyn.
— Czy widziałeś się z może Childem? — Zhongli wiedział, że Tartaglia i chłopak są blisko, a czasami wysyłają sobie listy, więc liczył, że coś od niego wyciągnie.
— Tak, wczoraj akurat walczyliśmy w Dolinie Tianqiu. W ramach treningu, oczywiście — dodał.
Mężczyzna podniósł brew. Dlaczego wieczorem nie wspomniał o tym, że się spotkali?
— A Childe mówił coś ciekawego?
— Zależy. — Wzruszył ramionami Aether.
— Childe od kilku dni dziwnie się zachowuje i nie wiem, co się z nim dzieje.
Podróżnik uważniej obserwował mężczyznę. Zagryzł wargę, zaczynając myśleć o wczorajszym spotkaniu. Zamyślił się i dopiero po kilku sekundach połączył fakty.
— Po walce mówił, że chciałby wrócić do Snezhnayi — odpowiedział.
Zhongli się wzdrygnął. Jego chłopak planował go opuścić. Jeszcze nie rozmawiali na temat dystansu, jaki dzieli Liyue z ojczyzną Tartagli.
— Chce... wrócić do Snezhnayi? — dopytał trochę zestresowany, a już oczami wyobraźni widział, jak Childe stoi na statku i mu macha na pożegnanie.
— Tak, bo ma jutro urodziny i-
— U-Urodziny? Który dzisiaj? — przerwał mu brunet.
— Dziewiętnasty lipca.
— Cholera... — syknął, przecierając oczy. Zapomniał o urodzinach swojego partnera. Nie nadaje się na związek, skoro nawet coś takiego ważnego znikło z jego pamięci. — Przepraszam cię, ale mam pewną sprawę do zrobienia.
***
Zhongli wygodnie półleżąco siedział na łóżku, opierając się o zagłówek. W ręce trzymał książkę, którą intensywnie czytał. Opowiadała ona o Sumeru i ich tradycjach. Jako archon miał nieraz okazje wstąpić na te ziemie, ale odkąd jest na emeryturze, został w Liyue. Chociaż czasami pojawiał się pomysł, aby wybrać się na małą wycieczkę wokół Tevyat. Sam już nie pamięta, jak wyglądają inne krainy
Rozkoszowanie się lekturą przeszkodziło mężczyźnie trzask wejściowych drzwi, a następnie kroki po schodach. Po krótszym czasie w jego sypialni pojawiła się drugą osoba, która zaczynała powoli rozbierać się ze swojego uniformu. Niebieskie oczy zerknęły w stronę łóżka i delikatnie się rozszerzyły na widok bruneta.
— Jeszcze nie śpisz? — zapytał się zdziwiony Tartaglia. — Czekałeś na mnie? Powtarzałem, że nie musisz, jeśli przychodzę późno.
— Zaczytałem się — odpowiedział spokojnie, odkładając książkę. — Jak minął twój dzień?
— Xiansheng... doskonale wiesz, że nie mogę mówić tobie, co się dzieje w Fatui — westchnął. — Pójdę się szybko wykąpać i zaraz przyjdę — rzucił, zanim wyszedł z pokoju. Oczywiście, czuł na swoich dwóch nagich pośladkach bursztynowe spojrzenie.
Zhongli wzdychnął donośnie. Podniósł głowę do góry, żeby spojrzeć się na bogato zdobiony żyrandol. Urodziny Childe'a wciąż tkwiły w jego umyśle. Po rozmowie z Aetherem poszedł zrobić to, co za słuszne, ale obawiał, że plan nie będą wystarczające dla rudowłosego.
Z rozmyśleń wytrącił go Tartaglia, wracając do pomieszczenia. Drugi mężczyzna szybko wziął swoje ciuchy, które przedtem porzucił na podłogę. Zhongli nie lubił, jak ktoś bałaganił, a Childe dobrze o tym wiedział. Następnie podszedł do łóżka, a brunet spostrzegł, że tak, jak zawsze rudowłosy będzie spał w bokserkach. Sam na sobie ma eleganckie, lecz specjalnie uszyte do spania jedwabne spodnie oraz koszule. Kiedyś wspominał Tartaglii, aby się ubierał mniej roznegliżowanie do snu, ale ten marudził, że w nocy jest gorąco.
Rudowłosy obrócił się plecami w stronę Zhongliego, a mężczyzna zagryzł wargę. Czy jego zachowanie wynika z jutrzejszych urodzin? A może w Snezhnayi nie obchodzi się urodzin?
— Spotkałem Aethera dzisiaj — rozpoczął rozmowę, chcąc nawiązać kontakt ze swoich chłopakiem.
— Widziałem go już dwa dni temu w Wangshu Inn.
— Co tam robiłeś? — Brak odpowiedzi. — Nieważne... Jutro jest piątek. Czy nasza co piątkowa kolacja jest aktualna? — zapytał, a przy tym bał się, że jego drżący zdradzi niespodziankę.
— Tak — potwierdził cicho. — Zgaś światła. Muszę jutro znowu wstać przed świtem, więc wolałbym już zasnąć.
— Dla ciebie wszystko...
Brunet zrobił to, o co poprosił Childe. Sam ułożył się leżąco na materacu, a poprzez lampy uliczne, które dawały delikatną jasność w pomieszczeniu, widział plecy rudowłosego. Z czasów archona potrafiłby widzieć lepiej w ciemności, ale nadal policzyłby piegi na skórze Tartagli.
Mężczyzna zamknął oczy, ale słyszał wciąż ciężki oddech swojego partnera wskazujący, że jeszcze nie zasnął. Chciałby z nim więcej porozmawiać, ale wiedział, że to bezsensu.
— Zhongli? — odezwał się po dłuższej chwili. — Czy mógłbyś mnie przytulić?
Zaskoczyło go to pytanie, ale natychmiastowo przesunął się bliżej Tartaglii, aż jego klatka piersiowa dotknęła wspomnianych pleców. Brunet zarzucił ramie, przyciągając do siebie Childe'a. Teraz dopiero zauważył, że odrobinę się trząsł rudowłosy. Zbity z tropu nie odzywał się, a tylko zostawił małego uspokajającego całusa na obojczyku partnera.
Zhongli nie zasnął, aż w końcu nie usłyszał zrelaksowanego i płytkiego oddechu Tartaglii.
***
Mężczyzna z przymkniętymi oczami wziął pierwszy łyk herbaty. Nadal była gorąca, ale przyzwyczaił się do tego. Odstawiając filiżankę, stwierdził, że smak faktycznie różni się od tutejszych odmian liści. W Liyue zazwyczaj wywar miał w sobie gorzkość oraz cierpkość, a ta jest jednak słodsza, zważając, że tkwią w niej suszone owocu, jak i konfitura.
Zhongli spojrzał się na stół. Trochę się obawiał, że coś przeoczył, ale ufał szefowi Mao i Xiangling. W sumie, prawdopodobnie wczoraj wyglądał na dosyć poważnego, gdy z nimi rozmawiał, więc wierzył, że się postarali.
— Przepraszam za spóźnienie! — Usłyszał głos, który doskonale znał. Bursztynowe oczy skierowały się w stronę drzwi, a w nich pojawił się jego partner. — Coś wypadło, ale już jestem. — Tartaglia ukazał brunetowi wymuszony uśmiech. Podszedł do stolika i zaintrygowany podniósł brew. — Co tutaj robią widelce, noże-
— Poczęstuj się herbatą najpierw, Childe. Jeszcze nie ostygła — przeszkodził mężczyzna.
Rudowłosy zdezorientowany zaczął ściągać rękawiczki do posiłku, aby później odłożyć je na wolne miejsce. Z lekką nieufnością podniósł filiżankę, zanim dmuchnął odrobinę na parujący wrzątek. Wziął łyk, a gdy znajomy smak pojawił się na języku, otworzył szeroko oczy, prawie wylewając herbatę.
— To z Snezhnayi!
— Tak — potwierdził Zhognli. Oparł podbródek o dłoń, obserwując swojego partnera. — Masz dzisiaj urodziny, prawda?
Tartaglia popatrzył się z szokiem na bruneta. Następnie brunet zauważył, jak zmarszczka z kilku dni na czole rudowłosego powoli zaczęła zanikać.
— Pamiętałeś... — Westchnął i starał się unikać wzroku drugiego mężczyzny.
— W Liyue jesteś już prawie rok. — Zhongli sięgnął po nagą dłoń Childe'a, aby ją zaplątać ze swoją. — Zdecydowałem, że może spróbuję ci przywrócić wspomnienia z ojczyzny, więc dzisiejsza kolacja będzie w stylu snezhnayskim. Właśnie na stole leżą... zakąski?
Rudowłosy przypatrzył się talerzom i dopiero teraz zauważył, że nie są stąd. Pojawiły się wędzone ryby, faszerowane jajka, czy inne sałatki, które pamiętał z dzieciństwa. Rozpoznał kiszone ogórki oraz kapustę, a obok nich leżał świeżo upieczony chleb. W jednym kącie była deska z owocami morza i małą miseczką z kawiorem.
— Nawet pirożki są! — zawołał zachwycony Childe, biorąc daną zakąskę. Zamoczył ją w musztardzie, która znajdowała się obok, a po chwili zaczął jeść bułeczek. Aż zamruczał z przyjemności, gdy poczuł farsz z kaszy z dodatkiem grzybów. — Brakuje tylko wódki — wymówił w trakcie przełykania.
Zhongli uśmiechnął się, kiedy zdał sobie sprawę, że udało mu się wyciągnąć prawdziwy, szczęśliwy uśmiech z tej pięknej twarzy.
— Nie udało mi się jej zdobyć — odpowiedział. — To się je palcami?
— Yhym... — mruknął Tartaglia, zapychając się jedzeniem. — A kto to robił?
— Oczywiście, szef Mao. — Zhongli sam ściągnął własne rękawiczki, żeby spróbować nieznanych dla jego języka smaków. Idąc śladami Childe'a, wziął pirożka, które aż takie rozemocjonowanie wywołało u rudowłosego. Rozerwał go na pół i jedną częścią nabrał w musztardzie. Brakowało mu pałeczek.
— Zna się na kuchni snezhnayskiej? — zapytał się zaciekawiony Tartaglia.
Mężczyzna popatrzył się na swojego partnera, zanim wziął gryza bułeczki. Cicho wzdychnął, gdy nietuzinkowy smak pojawił się na jego kupkach smakowych.
— Nie. Kiedy poszedłem do szefa Mao, powiedział, że niezbyt się zna na waszej kuchni — zaczął, zjadając drugą połówkę. — Jednak później dodał, że jakby miał przepisy i składniki, mógłby spróbować przyrządzić. Udałem się do Jifang i akurat miała na stanie książkę z waszymi przepisami, więc ją zakupiłem — wyjaśnił, a później sięgnął po kromkę chleba. Tylko, aby być daleko od tych skorupiaków...
— A składniki? Przecież takiej herbaty nie da się nabyć na miejscu. — Childe teraz smakował wędzonych śledzi, których już jako jedynych nie jadł. Szkoda, że nie są one w śmietanie.
— W porcie zacumowany jest statek handlowy z Snezhnayi. Kupiłem wszystko, co uważałem za słuszne.
— Na mój rachunek, prawda? — odparł figlarnie Tartaglia. Przyzwyczaił się do wydania jego mory przez Zhongliego, więc w tym pytaniu nie było ani grama zarzutu.
Zhongli planował z ukrytym wstydem potwierdzić, ale (na szczęście) przeszkodziła jemu kelnerka z zupą.
***
— Ale się najadłem! Ledwo, co się ruszam... — Westchnął Childe, trzymając niezajętą ręką brzuch.
— Prosiłeś o dokładkę każdego dania, więc co narzekasz? — Zaśmiał się drugi mężczyzna, a przy tym zataczał palcami na dłoni rudowłosego małe kółka.
Aktualnie przechadzali się ulicami Liyue skierowani w stronę portu. Na jednej z ich randek znaleźli jedno miejsce, gdzie można było na spokojnie usiąść, oglądać morze i porozmawiać, ponieważ rzadko tam statki się zatrzymywali. W dodatku, wieczorem większość ludzi siedzi w knajpach lub domach, więc nie robi się zbędny tłok i nikt im nie przeszkodzi. Zhongliemu podobało się też to, że mieli widok na Kamienny Las.
— Ale było to takie dobreeee... — zawołał wesoło Tartaglia, machając połączonymi rękami. Ich związek od prawie początku był publiczny z powodu chętnie okazującemu uczucia Childe'owi, więc mieszkańcy Liyue przyzwyczai się do tego, że ich porządny Zhongli chodzi z osobą, która kiedyś prawie zatopiła port.
— Lepsze, niż w Snezhnayi?
— Oczywiście, że nie! — odpowiedział natychmiastowo. — Szczi mało kwaskowate i powinno być więcej kapusty. Kulebiak miał za mało farszu. Ostroganow w porządku, chociaż zaoszczędzono na przyprawach, ale szarlotka natomiast bardzo smaczna! Brakowało mi jedynie kompotu, wareników i blinów. — Zhongli zanotował w pamięci.
Gdy usiedli na deskach pomostu, Childe oparł głowę o ramię bruneta, a ręce położył na swoim udzie. Drugi mężczyzna zauważył, że jaskrawe niebieskie spojrzenie utkwione było w jednym punkcie. Mięście twarzy Tartaglii stały się rozluźnione, ale zarazem napięte, jakby poczuł ból. Również w tamtą stronę się popatrzył i wszystko zrozumiał.
Na horyzoncie znajdował się statek w barwach ojczyzny Childe'a.
— Tęsknisz za Snezhnayą? — zapytał się Zhongli.
— Już nieraz stacjonowałem dłużej, niż rok w jednym miejscu, ale najgorsze są dni, gdy moja rodzina lub ja ma urodziny...
— Jak obchodzicie urodziny?
— Hucznie. Zazwyczaj cała wioska świętuję. Szczególnie, gdy się kończy pełną dziesiątke — odpowiedział rozmarzony. — A gdy kończy się osiemnaście lat... Wtedy dopiero jest impreza. — Zachichotał cicho rudowłosy.
— A ty... Ile kończysz dzisiaj lat?
Tartaglia umilkł. Podniósł głowę, żeby spojrzeć się na Zhongiego w poszukaniu oznak, że to żart.
Nie żartował.
— Nie mów, że nawet nie wiesz, ile mam lat... Jestem twoim chłopakiem, Xiansheng! — zawołał, waląc dokuczającą pięścią w pierś mężczyzny.
— Mam ponad sześć tysięcy lat, Childe. Przestałem zwracać uwagę na takie rzeczy, jak wiek. — Zniżył onieśmielony wzrok. — Zapomniałem też o twoich urodzinach. Aether mi o nich wczoraj powiedział — dodał szeptem na końcu.
Zhongli oczekiwał, że Tartaglia się na niego obrazi, ale... zaczął się śmiać i trzymać o brzuch. Dopiero po kilku solidnych minutach Childe się uspokoił.
— Starość nie radość? — podrażnił się z brunetem, ocierając udawaną łezkę w kącie oka.
— Przeprasza-
— Nie przepraszaj, Zhongli — przerwał mu rudowłosy. — Szczerze powiedziawszy, byłoby mi na rękę, jakbyś nic nie zrobił na moje urodziny. Wcześniej, jak nie mogłem być w domu w trakcie urodzin, po prostu udawałem, że ich nie mam i zajmowałem się pracą.
— Czy żałujesz, że jesteś teraz tutaj? — zadał pytanie z lekkim przerażeniem. Bał się odpowiedzi.
Childe popatrzył się na Zhongliego z rozczulający uśmiechem. Brunet zauważył, jak jego niebieskie oczy fascynująco pasowały do odcienia morza, a piegi na twarzy błyszczały, mimo powolnej nadchodzącej ciemności.
— Nie, ponieważ mam ciebie. — Starszy mężczyzna uciekł wzrokiem, a na jego policzkach pojawiły się jaskrawe rumieńce. Tartaglia ubóstwiał go zawstydzać. — Gdyby nie ty, byłbym już dawno w Snezhnayi lub w innym zakątku Tevyat — oznajmił, ponownie kładąc głowę na ramieniu partnera.
— Jak to? — Zhongli wstrzymał oddech.
— Kiedy oddałeś gnozę Signorze, byłem wściekły, ale o tym doskonale wiesz... Na drugi dzień już miałem odpłynąć do Snezhnayi. Jednak nie potrafiłem odejść od ciebie bez rozmowy, więc zostałem.
— I dlatego po kilku dniach przyszedłeś oraz pozwoliłeś mnie wysłuchać.
— Tak. — Przytaknął Childe. — A kiedy nas związek był świeży, poprosiłem Carycę, aby przedłużyć mój pobyt tutaj, bo chciałem z tobą być.
Zhongli nie skomentował tego. Myślał, że Tartaglia nadal był w Liyue z powodu rozkazów, a on jednak sam z siebie został. Nie spodziewał się tej wiadomości. Cieszył się, że rudowłosy jest obok. Myślał, że już nigdy się nie zakocha. Zawsze najważniejsze dla bruneta było Liyue, więc wcześniej nie zawracał głowy jakimiś związkami. Aczkolwiek teraz jako emerytowany archon może sobie na to pozwolić, prawda?
Jednak Zhongliego nie podobał się ton Childe'a. Gdy zauważył, jak Tartaglia wypuszcza ciężko powietrze, a ich ręce mocniej zacisnął, zrozumiał, że jest coś na rzeczy.
— Xiansheng, bo muszę ci coś powiedzieć — zaczął spięty rudowłosy.
— Zamieniam się w słuch — rzekł udawanie zrelaksowanym głosem mężczyzna, a przy tym ukrył swoją własną panikę, aby jeszcze bardziej nie stresować Childe'a.
— Kilka tygodni temu wysłałem Carycy prośbę o powrót do Snezhnayi. Teucer kończy za niecałe dwa miesiące dziesięć lat i obiecałem mu w listach, że do tego czasu będę w domu. — Przełknięcie śliny. — Dostałem odpowiedź od carycy i... za trzy tygodnie wracam.
Zhongliemu zrobiło się gorąco. Odsunął się od Tartaglii, a ten wystraszonym wzrokiem się na niego popatrzył. Za pewne myślał, że zaraz odejdzie.
Mężczyźnie ciężko było przetworzyć tę wiadomość. To wcale nie tak, że Snezhnaya leży po drugiej stronie Tevyat, a oni będą rozdzieli tysiące kilometrów. Powinien się tego spodziewać. Childe nie zostanie na zawsze w Liyue z nim.
— W porządku. Wszystko rozumiem.
— Nie dałeś mi dokończyć, Xiansheng. — Znowu niebieskie oczy rozejrzały się po otoczeniu, pragnąc się uspokoić. — Zastanawiałem się nad tym od dłuższego czasu i... czy chciałbyś ze mną wrócić do Snezhnayi? Skoro już nie jesteś geo archonem, możesz odejść, prawda? Chyba nic cię tu nie trzyma.
Nic cię tu nie trzyma.
Zhongli jest wolny. Od tysięcy lat miał obowiązek dbać i chronić Liyue, ale teraz nie jest Moraxem, Rex Lapisem. Jest zwykłym śmiertelnikiem, Zhonglim, który pracuje w domu pogrzebowym. Czy to mógłby nazwać wolnością?
Chyba musiałby zamienić słówka z Barbadosem na temat wolności...
Brunet popatrzył się na Childe'a, a niebiański oczekujący wzrok prawie że błagał o potwierdzenie. Mógłby poznać jego rodzinę, zwiedzić Snezhnaye, ale najważniejsze, że byłby przy Tartaglii, którego kocha. Propozycja wyszła niespodziewanie, ale to nie zmieniało, że odpowiedź jest prosta.
— Ja... naprawdę chciałbym, Childe.
Tyle wystarczyło, aby rudowłosy rozszerzył swój piękny uśmiech i wpadł w ramiona Zhongliego. Mężczyzna sam go silnie objął, martwiąc się, że zaraz spadnie do morza i będzie musiał go wyławiać. Tartaglii zdarza się być nieostrożny przez emocje, więc istnieje szansa, że coś takiego zrobiłby.
— Mów mi Ajax — mruknął cicho Childe.
— Ajax? — Zhongli ledwo zrozumiał słowa i myślał, że może się przesłyszał. Odsunął się odrobinę od Tartagli, a po chwili ujrzał rozświetloną przez szczęście twarz swojego partnera.
—Tak, to moje prawdziwe imię. Tartaglią jestem jako zwiastun w Fatui, a Childe to mój pseudonim. Ajaxem jestem dla najbliższych... — Zagryzł policzek na moment, a później dodał: — Ale nie nazywaj mnie tak przy obcych. Dla nich jestem Childem.
— Czyli kiedy mogę do ciebie tak mówić?
Rudowłosy podniósł kąciki ust, a ręka zawędrowała na klatkę piersiową Zhongliego. Brunet wstrzymał oddech, wiedząc, że jego chłopak już ma na myśli coś mniej czystego.
— Gdy jesteśmy sami lub... — Schylił się, aby szepnąć uwodzicielsko do ucha drugiego mężczyzny: — w łóżku.
Zanim Tartaglia się odsunął, szybko skradł całusa z ust Zhongliego, ale ten nie miał nic przeciwko. Też zapragnął zagrać w grę swojego chłopaka
— Możemy to zaraz sprawdzić w praktyce, Ajax — zaproponował czarującym głosem brunet, wstając z miejsca oraz sięgając dłonią po Childe'a. Rudowłosy z podniecającymi ognikami przyjął zaproszenie.
Zaczęli się kierować w stronę mieszkania Zhongliego, a w czasie drogi Ajax pośpieszał z niecierpliwością drugiego mężczyznę, żeby przyspieszył kroki.
***
Z oczywistych powodów zdecydowałam podmienić dzień pierwszy z ostatnim.
Wszystkiego najlepszego, rudzielcu! <33
Gdyby ktoś się zastanawiał, gdzie w ostatniej scenie siedzieli:
ZACZĘCAM DO DAWANIA GWIAZDEK I KOMENTARZY!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top