Modern AU
Przedstawiam crack fika, aka modern AU z bohaterami „Zbuntowanych smoków". Wpadłam na ten pomysł jeżdżąc na nartach siedem miesięcy temu, mam nadzieję, że się spodoba i nie umrzecie z cringe'u XD.
~*~
Myriah Dayne otworzyła drzwi do szkolnej biblioteki i powoli weszła do środka. Był to jej pierwszy dzień w liceum imienia Maestra Aemona w Królewskiej Przystani i do tej pory sam budynek przeraził ją swoim rozmiarem. Wcześniejsze liceum, do którego chodziła dwa miesiące, było o wiele mniejsze, nie miało też takiego prestiżu, ani poziomu. Choć miała dopiero dwie lekcje, profesor Bolton z matematyki boleśnie uświadomił jej jej braki w wiedzy, przetrzymując ją przed tablicą, a jej nowy wychowawca, Jorah Mormont, umówił z nią termin na zdawanie „Historii nienaturalnej".
Odgłosy przerwy ucichły za drzwiami biblioteki, a Myriah niepewnie weszła w głąb pomieszczenia. Dwa stanowiska za biórkiem były puste, ale za wysokimi regałami słyszała jakieś kroki.
– Halo? Jest tu kto?
– Tylko ja – odpowiedział jakiś głos zza regałów.
Za biurkiem stanął chłopak, nieco wyższy od niej. Valyrianin, pomyślała od razu. Choć nigdy nie była w Valyrii, nie dało się nie rozpoznać charakterystycznych cech jej mieszkańców, srebrnych włosów i fioletowych oczu.
– Chciałabym wypożyczyć „Historię nienaturalną" Bartha – powiedziała, podchodząc bliżej. – Ale widzę, że nie ma bibliotekarki, więc może poczekam.
– Jak chcesz, sam mogę ci ją odkliknąć – powiedział, podchodząc do komputera. – No, chyba że nie jesteś jeszcze wpisana w system, to wtedy faktycznie musimy poczekać.
Uniosła brwi. Jakim cudem zorientował się, że jestem nowa?
– Skąd wiesz, że dopiero się przeniosłam?
Chłopak uśmiechnął się lekko.
– Zdradziłaś się już na samym początku – stwierdził. – Nie mamy bibliotekarki, tylko bibliotekarza. Maestra Samwella Tarly'ego.
Zaśmiała się niezręcznie.
– O, to dobrze wiedzieć.
Myriah uścisnęła wyciągniętą w jej stronę dłoń.
– Tak w ogóle, to jestem Daeron.
– Myriah. – Uśmiechnęła się.
Potarł srebrne włosy dłonią.
– Mówisz, że masz do przeczytania „Historię nienaturalną" Bartha?
– Tak, mam to jako lekturę. – Kiwnęła głową.
Daeron przeszedł koło niej i wyciągnął książkę, która na oko miała z dwieście stron.
– Przyjemna książka – stwierdził. – Też to czytałem w pierwszej klasie.
Zeskanował kod kreskowy i podał Myriah. Z ciekawości zerknęła mu przed ramię na inne książki.
– Macie coś tutaj ciekawego do wyboru z fantasy?
– Całkiem sporo.
– Super. Przyznam, że w zasadzie czytam tylko to.
Chłopak teatralnie poruszył brwiami.
– Chcesz przez to powiedzieć, że lubisz fantasy?
Myriah niepewnie pokiwała głową. Daeron nagle zniknął za regałem, a ona podążyła za nim. Chłopak zatrzymał się przed półkami, śledząc szybko tytuły wzrokiem.
– Masz jakiegoś ulubionego autora? – zapytał, nie opuszczając wzroku.
– Eee... – zawiesiła się na chwilę. – Margaery Tyrell. Konkretnie „Królową cierni".
Daeron spojrzał na nią w szoku.
– Tylko to?
Przewróciła oczami.
– Wiem, że nie jest to ambitna literatura.
– Mogło być gorzej... choć to coś w stylu tego, co czyta moja siostra. – Daeron pokręcił głową. – Próbowałem jej polecić jakieś lepsze serie, ale nie, ona kupuje sobie dwudziestą książę Sansy Stark.
Myriah nie czytała jeszcze słynnego romansu z wilkołakami napisanego przez pisarkę z Północy, ale nawet z tego co słyszała, wnioskowała, że to jest jeszcze bardziej schematyczne od serii napisanej przez Margaery Tyrell.
– Masz więc coś do polecenia? – zapytała, sama zaczynając przeglądać tytuły.
– Na dobry początek? „Król Północy" Jona Snow. – Daeron sięgnął po grubą książkę i podał ją Myriah. – Świetna akcja, ciekawy rozwój bohatera. Równie dobrą serię napisała jego żona, Daenerys Stormborn.
– Matka Smoków? – zapytała nagle przypominając sobie tytuł, jaki dostała ta autorka. – Miałam iść do kina na ekranizację „Drogona".
– Najpierw przeczytaj książki. – Przeszedł koło niej i wyjął książkę z czarną okładką. – Po „Drogonie" jest „Viserion", a ostatnia część to „Rhaegal". Genialne zakończenie. – Spojrzał na książkę trzymaną w dłoni i uśmiechnął się szeroko. – Lubię to wydanie. Mam w domu jeszcze trzy inne, ale to jest najfajniejsze.
– Trzy wydania? – Zaśmiała się.
– Trzeba wspierać autora. – Stanął na palcach. – Chcesz jeszcze trzecią?
Zastanowiła się, czy warto sobie dokładać kolejną książkę do plecaka, gdy nie ma szafki, ale potem stwierdziła, że czemu by nie.
– Pewnie.
Ta książka była nieco cieńsza, ale miała twardą oprawę. Na białej okładce tytuł był napisany złotymi literami.
– „Złotoręki". Jaime Lannister – przeczytała.
– Słyszałaś, że autor jest nazywany Królobójcą? – Gdy pokręciła głową, Daeron kontynuował. – Został tak nazwany po tym jak zrzucił Aerysa Stormborna z pierwszego miejsca najlepszych pisarzy fantasy. Aerys zajmował to miejsce od jakiś dziesięciu lat i podobno spróbował się podpalić po tym, gdy się dowiedział. To dlatego wysłali go do psychiatryka. Tabloidy w Valyrii nazwały go Szalonym Królem.
– No nieźle. Zaraz, czy przypadkiem ta Daenerys też nie ma tego nazwiska?
– To jego córka. – Daeron wyjął telefon. – Patrz, tu ich zdjęcie.
Myriah nachyliła się nad ekranem. Rzeczywiście, widać było podobieństwo. Młoda kobieta stała obok swojego ojca na tle ścianki zdjęciowej uśmiechając się zniewalająco. Mężczyzna również się lekko uśmiechał i choć nie wyglądał na zbyt sympatycznego, zdecydowanie nie powiedziałaby, że jest chory psychicznie.
– Podobno początkowo „Drogon" miał być pojedynczą książką – wyjaśnił Daeron. – To jest zdjęcie z jego premiery. Ale potem wypadła ta sprawa z Aerysem i Daenerys musiała zarobić pieniądze na pobyt ojca w klinice, bo jak się okazało Szalony Król był na skraju bankructwa, był narkomanem, hazardzistą... no generalnie dziwne rzeczy działy się w tej rodzinie. Ale udało się jej, potem wyszła za Snowa i teraz piszą razem nową książkę. Chcą ją wydać pod pseudonimem Snowstorm. Ma się nazywać „Wichry zimy". Nie wiadomo ile im to zajmie, ale zaczęli pisać pięć lat temu, więc teraz pewnie już kończą.
Było coś czarującego w tym, jak opowiadał o książkach. Zdecydowanie widziała, że zainteresowanie Daerona sięga dalej niż samej treści.
– Widzę, że jesteś na bieżąco – stwierdziła.
– Można by tak powiedzieć.
Myriah usłyszała, że drzwi do biblioteki otwierają się, a następnie zamykają się z hukiem. Zanim którekolwiek z nich zdążyło zrobić choć krok, jakaś dziewczyna wyskoczyła zza regału. Burza srebrnych włosów otaczała jej twarz, a koszula była niedbale włożona do spodni.
– Hejka, Daeron! Dostanę od ciebie „Historię nienaturalną"?
– Daenerys Targaryen odwiedziła bibliotekę – powiedział ironicznie. – No nie wierzę.
– A weź spadaj. – Dziewczyna potrząsnęła swoimi długimi włosami i spojrzała na Myriah. – Co wy tu robicie?
– Polecałem Myriah parę dobrych książek.
Daenerys uniosła brwi.
– O nie! Myriah, jeszcze się nie znamy, jestem Daenerys. Przykro mi, że stałaś się ofiarą nerdowskich zboczeń mojego brata.
Myriah parsknęła śmiechem.
– Nic się nie stało. Cieszę się, że skorzystałam z okazji. – Przekrzywiła głowę. – Podobno jesteśmy razem w klasie.
Daenerys uśmiechnęła się szeroko.
– Naprawdę? O raju, będę miała z kim siedzieć w pierwszej ławce na paru lekcjach! Wszystkie pozostałe są już zajęte.
– Nie szkodzi, to mi nie przeszkadza. – Zmarszczyła brwi. – Czekaj, mieliśmy już matematykę, ale chyba cię nie było...
– Daenerys! Jak to nie było cię na lekcji?
Dziewczyna zaczęła się nerwowo śmiać, a Myriah zdała sobie sprawę z tego, że przez przypadek ją wydała. Ciężko jej było zdusić nerwowy śmiech z powodu winy i absurdu tej sytuacji.
– No wiesz ty co? – zapytała Daenerys. – Ja cię ratuję od mojego brata nerda, a ty tak mi się odwdzięczasz?
– Przepraszam. – Choć już uspokoiła śmiech, cały czas miała lekko uniesione kąciki ust. Ten pierwszy dzień wygląda bardzo ciekawie. – Powinnam cię chyba uprzedzić, że pisaliśmy niezapowiedzianą kartkówkę.
– Ty też? Bolton to psychopata.
Daeron pokręcił głową.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Daenerys. Wiesz, że ojciec będzie mi suszył głowę, jeśli nadal będziesz się zrywać z lekcji.
– Dobra, dobra. – Machnęła ręką. – Byłam na kwalifikacjach. I wiesz co? Daemon jest w kapitanem drużyny!
Daeron, Daemon... Myriah bolała głowa od tych valyriańskich imion.
– Kto to jest Daemon?
– Tępy typ z mojej klasy – stwierdził Daeron.
– Mój chłopak – powiedziała z dumą Daenerys.
– Aha, to wiele wyjaśnia.
Nie zamierzała się zagłębiać w tę rozmowę, ale oczy Daenerys zaświeciły się na wspomnienie o Daemonie, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
– On jest super, poznasz go na stołówce – zaczęła. – Nie ma dzisiaj treningu, więc będzie mógł usiąść razem z nami.
Daeron jęknął i pokręcił głową.
– Daenerys, zlituj się, jak ja mam jeść obiad patrząc na jego krzywy ryj?
– Ty się w ogóle nie znasz na urodzie! – Daenerys spojrzała na Myriah. – Nim mój brat zacznie ci nakładać głupot do głowy o moim kochanym chłopaku, pozwól, że ci go opiszę. Otóż Daemon jest niezwykle przystojny, mądry i pracowity...
– Próżny i głupi... – dodał Daeron, opierając się o regał.
– Pewny siebie...
– Arogancki.
– Elokwentny i czarujący...
– Zadufany w sobie i tępy.
Widząc, że rodzeństwo było gotowe kontynuować tę wymianę zdań, Myriah uniosła ręce do góry.
– Okej, okej, już rozumiem. Daemon jest niezwykle ciekawą osobą.
– Oczywiście, że tak! Jest też bardzo miły i kochany, na pewno go polubisz. – Nagle zamilkła. – A co będziesz jadła?
Wzruszyła ramionami. O co jej chodzi?
– Jeszcze nie wiem – stwierdziła. – Nie mam jakiejś specjalnej diety, więc mogę zjeść cokolwiek.
– No wiesz, generalnie wygląda to tak, że Daemon ma małego fioła na punkcie odżywiania się – powiedziała Daenerys. – I jeśli weźmiesz coś bardzo niezdrowego, to może rzucić jakiś komentarz.
– Bardzo niezdrowego, czytaj, posolisz sobie frytki – wyjaśnił Daeron. – To jest ten typ człowieka, co na śniadanie, obiad i kolacje żre białko oraz suplementy, a do tego wierzy, że coś to da.
– Przepraszam bardzo, teraz przesadzasz. Owszem, Daemon się suplementuje, ale to dlatego, że wychodzą mu niedobory w badaniach krwi. Konkretnie chodzi o jod, żelazo, cholinę i witaminę E...
– Tym dwóm ostatnim się nie dziwię, on wiecznie cierpi na uszkodzenie mózgu i otępienie umysłowe.
– Jesteś na biol-chemie? – zapytała Myriah, chcąc przerwać litanię Daenerys o Daemonie, który szczerze mówiąc w ogóle jej nie interesował.
– Nie, ale pamiętam wkuwanie witamin w pierwszej klasie. – Zerknął na zegar na ścianie. – Trzeba już spadać na lekcję. I błagam, jeśli możesz, to pilnuj Daenerys, by nie wyleciała przez okno, słysząc oddech Daemona na ulicy.
– Bardzo zabawne. – Dziewczyna przewróciła oczami. – Chodźmy. Valyriański mamy z Shierą, lepiej się nie spóźnić.
W trójkę wyszli z biblioteki i Daeron uśmiechnął się do Myriah na pożegnanie, a ona szybko uniosła dłoń w tym samym geście. Nigdy wcześniej nie spotkała się z Valyrianinem, więc srebrnozłote włosy Daerona i jego fioletowe oczy były dla niej zdecydowanie oszałamiające. Czekaj, on i Daenerys są rodzeństwem. Poczuła dziwny dreszcz. Wszyscy wiedzieli, że mieszkańcy Valyrii praktykują związki kazirodcze, ale Myriah miała okazję zobaczyć takie zdjęcia tylko w internecie. Nigdy nie spotkała na żywo takiej pary i teraz przez chwilę się zastanawiała, czy właśnie to nie był pierwszy raz, ale potem przypomniała sobie o tym całym Daemonie.
– Hej – zapytała niepewnie, patrząc kątem oka na Daenerys. – Ten Daemon... On i Daeron mają bardzo podobne imiona. Czy to jest twój... No wiesz...
– Brat? – Daenerys spojrzała na nią z ukosa. – Nie, kuzyn. Niestety, nie jesteśmy tak blisko spokrewnieni, ale to by było cudowne... – jęknęła. – Mogłabym z nim wtedy dzielić pokój i może rodzice pozwoliliby nam spać w jednym łóżku...
Myriah z trudnem powstrzymała się od skrzywienia się. Dobrze, nie rozstrząsaj tego, pomyślała. Nie myśl o tym, nie myśl. Nie mogła jednak powstrzymać dreszczu obrzydzenia. Choć sama nie miała rodzeństwa, nie potrafiła sobie wyobrazić bycia w związku z kimś tak bliskim w rodzinie.
– Daeron go raczej nie lubi – powiedziała jednak.
– Daeron przesadza, tak jak ojciec. Gdy tu przyjechałam, chciałam się wprowadzić do Daemona i mieszkać razem z nim i wujem Aegonem, ale nie, ojciec stwierdził, że nie pozwoliłby tam mieszkać nawet psu i tak trafiłam do jednego mieszkania z bratem.
– A, bo przyjechaliście tu tylko na jakiś czas? – Byłoby kiepsko, gdyby już za miesiąc jechali.
– Można tak powiedzieć. Wuj przeprowadził się tu z Daemonem na czas szkoły. Rodzice puścili mnie i Daerona samych, co im się chwali, ale mieszkamy dosyć blisko wuja Aegona, więc jak to stwierdził ojciec, w ostatecznej ostateczności możemy poprosić go o pomoc. Ja chcę skończyć tu szkołę, a potem razem z Daemonem spadam z powrotem do Valyrii, Daeron chce tu jeszcze studiować.
Prawie odetchnęła z ulgą. Do końca szkoły zostały im jeszcze trzy lata, to był długi czas. Czyli ta znajomość ma szansę potrwać dłużej.
Przed salą z valyriańskiego stała część ludzi z ich klasy. Dwójka dziewczyn chyba robiła zaległe zadanie domowe. Daenerys wyjęła telefon i skrolowała ekran. Myriah spojrzała przelotnie na ekran jej smartfona, po którym śmigały valyriańskie glify.
– Czego mogę się spodziewać po tej babce? – zapytała, opierając się o ścianę.
– Wredoty – stwierdziła Daenerys, chowając telefon. – Shiera potrafi być jędzowatą wiedźmą, ale spoko uczy, więc na większość rzeczy dyrektor przymyka oko.
– Nie tylko przez poziom jej zajęć – powiedziała jakaś różowowłosa dziewczyna, obracając się w ich stronę. – Wszyscy wiedzą, że ma romans z dyrektorem Bloodravenem.
– Który trwa z dziesięć lat i przez którego dyrektor chodzi z morderczym wyrazem twarzy – dokończyła Daenerys. – Generalnie polecam uważać na dyrka, jest przerażający.
To brzmiało jak zdecydowanie pomocna informacja na początek szkoły.
– Skąd będę wiedziała, że to on?
Nieznajoma zaśmiała się krótko.
– Uwierz, będziesz wiedzieć. Jest albinosem, ma długie włosy...
– Rohanne, nie spoileruj! – Daenerys przewróciła oczami, uśmiechając się pod nosem. – Niech Myriah sama się przekona.
Rohanne zreflektowała się i pokiwała głową.
– Fakt. W ogóle, warto byś zapamiętała pewne przysłowie: „Ile dyrektor Bloodraven ma oczu? Tysiąc i jedno oko". – Mrugnęła do niej.
– Aha... okej... – Myriah spróbowała zwizualizować sobie dyrektora w głowie. Obraz w jej myślach był nieco dziwny.
– Ale nie martw się na zapas – powiedziała nagle Daenerys. – Poza tym, na apelach bywa nawet śmieszny... to znaczy, sypie czarnym humorem i patrzy na nas jak na idiotów.
Zadzwonił dzwonek. Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić w stronę swoich sal, Myriah zobaczyła, że przed kimś się rozstępują.
– O, idzie Shiera. – Daenerys podniosła plecak z ziemi.
Myriah od razu pomyślała, że kobieta wygląda bardziej jak super modelka niż nauczycielka. Miała perfekcyjne rysy twarzy, długie srebrnozłote włosy, była również szczupła i wysoka. Ludzie ucichli na jej widok i w milczeniu zaczęli wchodzić do klasy.
– Zajmijcie miejsca – odezwała się śpiewnym głosem, a następnie spojrzała na nią. – Ty jesteś pewnie Myriah Dayne, prawda?
– Tak.
– W poprzedniej szkole nie miałaś zbyt wielu ocen z valyriańskiego.
– Nie. Z tej książki skończyliśmy dopiero pierwszy dział...
Shiera uśmiechnęła się pod nosem.
– Oj, ta klasa jest już na początku czwartego. Ale nic nie szkodzi, po prostu będziesz miała dopuszczający na koniec semestru.
Po prostu? Poczuła jak blednie. Musze się podciągnąć z valyriańskiego, pomyślała. Zdecydowanie muszę się podciągnąć z valyriańskiego.
Szybko zrozumiała, że z Shierą nie ma żartów, więc tak jak większość w ciszy skupiała się na robieniu notatek i słuchaniu nauczycielki... jednak Daenerys nie należała do większości. Myriah kątem oka widziała, że choć miała otwarty zeszyt, to za piórnikiem leżał jej telefon, na którym śmigały zdjęcia z Instagrama. Kiedy usłyszała, że kroki Shiery zatrzymują się przy ich ławce, nagle Myriah zrozumiała, że nie tylko ona zauważyła inne zajęcie Daenerys.
– Może panna Targaryen przeczyta nam zadanie domowe – powiedziała Shiera, spoglądając na ich ławkę.
Daenerys nagle poderwała głowę.
– Ale że ja?
– Tak, ty.
Myriah zerknęła na Daenerys, która gorączkowo otwarła zeszyt ćwiczeń.
– Która strona?
– Czterdziesta.
– Które zadanie?
– Drugie.
– A... który przykład?
Za ich plecami rozległ się śmiech.
– Skoro jesteś taka ciekawska, panno Targaryen, to poproszę o wszystkie.
W tym zadaniu trzeba było uzupełnić osiemnaście luk czasownikami w sześciu czasach. Myriah poczuła niepokój. Nie wyobrażała sobie znaleźć się teraz na miejscu dziewczyny. No i ma przerąbane. Daenerys zacięła się na chwilę, szybko przeglądając tekst, po czym wzięła wdech i zaczęła czytać. Ku jej zdziwieniu, ona z marszu zrobiła całe ćwiczenie, bez zawahania wszędzie używając poprawnych form.
No tak, przypomniała nagle Myriah. Daenerys jest przecież z Valyrii, a oni cały czas używają tam tego pokrętnego języka.
– Dlaczego w przykładzie piątym użyłaś czasu przeszłego prostego, a nie zaprzeszłego?
– Bo w zdaniu nie pojawiło się „gō", więc nie było takiego obowiązku – powiedziała po valyriańsku. – Zresztą, ludzie i tak w normalnej rozmowie nie używają tego czasu.
– Prawda. – Nauczycielka zastukała palcami o biurko. – Tak czy inaczej, oddaj mi telefon. Twoi rodzice będą mogli odebrać go w sekretariacie.
– Moi rodzice są na innym kontynencie!
– To w tym wypadku może to zrobić twój opiekun w Westeros. Tak ciężko było na to wpaść, panno Targaryen?
Daenerys opuściła głowę i Myriah widziała, że przez resztę lekcji schodziła nauczycielce z oczu.
Gdy nadszedł czas przerwy obiadowej, Myriah została zaciągnięta przez Daenerys na stołówkę. Gdy zlokalizowały wolny stolik, Daenerys ruszyła tam szybkim krokiem, tylko po to, by nagle się zatrzymać, słysząc donośny głos:
– Daenerys!
Na ustach Daenerys pojawił się szeroki uśmiech i dziewczyna obróciła się, by rzucić się wysokiemu blondynowi w ramiona.
– Daemon – powiedziała słodkim głosem. – Kotku, jak tam trening? Bardzo się zmęczyłeś?
– Nie. – Chłopak potrząsnął srebrnymi włosami i uśmiechnął się szeroko. – Daj mi plecak, Dany. Co będziesz nosić takie ciężary.
– Przyniosłam ci dzisiaj twoje zeszyty – powiedziała Daenerys, otwierając plecak. – Zrobiłam ci notatki.
Daemon uśmiechnął się szeroko i pocałował Dany w bok głowy.
– Jesteś najlepsza. A zrobisz mi zadanie z biologii?
– Jeśli ładnie poprosisz... – Nagle ruszyła głową. – A, kotku, prawie zapomniałam. Dasz mi swój telefon? Muszę zadzwonić do twojego ojca, by odzyskać swój.
Daemon westchnął.
– Dany, Dany, Dany, z tobą są wiecznie jakieś problemy.
– Problem jest raczej w tym, że z valyriańskim jako mój ojczysty język, muszę siedzieć na podstawowym, bo szkole się nie chciało pomyśleć o wrzuceniu innego języka obcego – burknęła. Zrobiła duże oczy. – To dostanę ten telefon?
– Proszę.
Daenerys kiwnęła w jej stronę głową. – O, w ogóle poznaj Myriah.
– Nowa znajoma z klasy? – zapytał. Gdy podniosła dłoń w powitalnym geście, przytaknął. – Siema, jestem Daemon. Mam nadzieję, że Dany nie naopowiadała o mnie samych okropieństw.
Myriah zwróciła uwagę, że oboje mieli koszulki ze słynnego serialu „Blackfyre". Daemon miał na bluzie napis „Król, Który Dzierży Miecz", a Daenerys t-shirt z napisem „Blackfyre Queen". Punktem wspólnym tych nadruków był czarny smok na czerwonym tle.
– Nie, spokojnie. – Pokręciła głową. – Koszulka z Blackfyre'ów?
– Oczywiście. – Przejechał włosy dłonią. – Oglądałaś?
– Skończyłam pierwszy sezon. – Mówiąc szczerze, na razie niezbyt polubiła główny ród, ale patrząc na to, że serial miał osiem sezonów, być może było jeszcze za wcześnie na osądy.
– O, no to dopiero się rozkręca. Sam chyba jeszcze raz się za to zabiorę.
– Kochanie, czyżbyś sugerował re-watch? – powiedziała słodko Daenerys i oparła o niego głowę.
– Kto wie. – Znów przyciągnął ją do siebie. – Widzę wolny stolik. Siadasz z nami, Myriah?
Trochę się obawiała, że będzie dla nich jak piąte koło u wozu, albo przyzwoitka, ale biorąc pod uwagę to, że na razie nie znała tu nikogo innego, głupio było odrzucać taką szansę.
– Pewnie.
Gdy zajęli miejsca, Myriah rozejrzała się po stołówce. Widziała sporo ludzi z różnych części Westeros, z Północy, Zachodu, Reach i Doliny, a nawet z Dorne. Obok nich przeszła grupka dziewczyn z Essos, które wyróżniały się z tłumu dzięki swoim kolorowym włosom, a za nimi zobaczyła Daerona, który ruszył w ich stronę już z pełną tacą.
– Polecam stanąć w kolejce po ciasto – stwierdził, odsuwając sobie krzesło nogą.
Daemon skrzywił się nieco.
– Jest jakieś bez tony lukru, cukru i czekolady?
– Chyba jest jedno marchewkowe.
– Jak zwykle – jęknął. – Dlaczego muszą dyskryminować tych, którzy chcą się po prostu zdrowo odżywiać?
– Możesz po prostu nie jeść ciasta – zauważył Daeron, niemal komicznie poważnie.
– A dlaczego to ja mam się ograniczać?
Bogowie, pomyślała Myriah, usiłując się nie skrzywić z zażenowania.
– Jeśli chcesz, to mogę ci oddać swoje ciastko owsiane, kotku – powiedziała Daenerys. – Ja i tak już nie dam rady go zjeść.
– Naprawdę? – Pocałował ją w policzek. – Jesteś kochana.
Przez przypadek Myriah napotkała wzrok Daerona, który nabił fasolkę na widelec.
– Idziemy po jedzenie? – zapytała, patrząc na Daenerys.
– Pewnie.
Szybko się okazało, że w stołówce mieli całkiem spory wybór. Myriah nałożyła sobie porcję dornijskiego leczo, a gdy po powąchaniu talerza nie poczuła się tak, jakby wypaliło jej węch, sięgnęła po smoczą paprzyczkę i pieprz żmijowy.
– Wow, odważnie – powiedziała Daenerys, zaglądając jej przez ramię.
– Lubię na ostro. – Wyciągnęła ku niej dłoń ze smoczą papryczką. – Słyszałam, że Valyrianie hodowali kiedyś smoki bojowe. Nie chcesz spróbować? Nie sparzysz się.
– Teraz smoki są dla nas zwierzątkami domowymi, ludzie kupują im ognioodporne kagańce. – Daenerys z rezerwą nałożyła sobie na talerz dwa kawałki. – Ale spróbuję.
– Zwierzątka domowe? – Uniosła brwi. – Serio?
– Ojciec ma jednego. Wcześniej należał do dziadka. Nazywa się Biały Rycerz, potem pokażę ci zdjęcie.
– Wow. – Rozszerzyła oczy. – A gdzie go trzymacie?
– W specjalnym kompleksie stajni. – Daenerys przekręciła biodra, by przejść pomiędzy krzesłami. – Płacimy za jego karmienie, mycie, sprzątanie... no i za ewentualne zniszczenia. Ostatnio ten wredny gad stopił kamienną ścianę w swoim boksie i ojciec musiał zapłacić za zamurowanie dziury.
– O kurde. Ale pewnie mogło być gorzej...
– Dziura miała z dwadzieścia metrów długości i dziesięć wysokości, dodatkowo zawalił się dach.
– O nie... – Nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
– A później ludzie się dziwią, że nikt nie chce przy tych smokach pracować.
Na miejscu spotkały się już z Daemonem, który jadł kurczaka z warzywami na parze i Daeronem, który pił zimną coca-colę z puszki. Daenerys usiadła obok swojego chłopaka i choć podczas jedzenia nie robili nic wielkiego, Myriah zauważyła ukradkowe spojrzenia rzucane w stronę ich stolika. Szybko zrozumiała, że Daeron, Daemon i Daenerys byli chyba jedynymi Valyrianami na stołówce.
– Z ciekawości – powiedziała, sięgając po makaron. – Jak to jest u was z tymi związkami w rodzinie? Cały czas jest to popularne?
– Tak – stwierdziła Daenerys i przełknęła pomidora. – Ale nie ma na to jakiegoś przymusu społecznego, przynajmniej w klasie średniej. W wyższej to nigdy nie wiadomo.
– Poza tym nie jest to tak proste jak kiedyś – dodał Daeron. – Teraz w Valyrii zaraz po urodzeniu robi się testy na obecność genu SmK.
– Genu Smoczej Krwi – wyjaśnił Daemon. – Jeśli u kogoś jest on nieaktywny, nie może żyć w związku z kimś z rodziny, z obawy o choroby genetyczne.
– A to jest jakoś kontrolowane? – zapytała. – Czy to po prostu martwy przepis?
– Pewnie, że jest kontrolowane. Wszystkie dzieci mają robione te testy – powiedziała Daenerys. – A przed zawarciem ślubu też trzeba ten test ponowić. Są bardzo wysokie kary za życie w związku z rodzeństwem, czy kimś z bliższej rodziny bez badań, nawet jeśli jest się „podobno" nieświadomym. Ostatnio była głośna afera z jedną parką, która tak sobie żyła na nielegalu dwanaście lat. Oboje trafili do więzienia i dostali jakieś wysokie wyroki.
– To byli ci cali bliźniacy z Belaerysów – dodał Daemon. – Aenar i Jaenara. Trąbili o nich non stop przez cały tydzień, były masowe zwolnienia w laboratoriach i urzędach, bo to gdzieś tam doszło do fałszerstwa.
– SmK jest recesywny. – Daeron zrobił łyk coli. – No i przez to liczba ludzi z nim jest ograniczona. Większość ludzi, którym dzieci rodzą się bez tego genu nic z tym nie robią... ale są tacy, którzy poddają je różnym terapiom genowym, by go obudzić. To dotyczy głównie tych z bardziej wpływowych rodzin, które mają fioła na punkcie czystości krwi. Belaerysowie należą do najstarszych valyriańskich rodów, jeszcze sprzed czasów Zagłady. Do tej pory mogli się pochwalić niemal najczystszą wersją SmK... ale jak się okazało, w poprzednim pokoleniu musiało dojść do jakiegoś romansu czy czegoś i nagle bliźniacy okazali się tego nie mieć. Jeśli po wyjściu ich rodzina cały czas będzie miała jakieś wpływy, a będą chcieli kontynuować główną linię, pewnie wyjdą za jakiś kuzynów, no ale i tak będą już mieli „brudniejszą krew". – Daeron pokręcił głową. – Przynajmniej dzieci z tego nie było, ale to była jedna z rzeczy, która ich wydała.
– Serio? – Uniosła brwi. – Wow. Wy wszyscy macie ten gen?
– My mamy – stwierdzili w jednym momencie Daemon i Daenerys.
– Ja nie mam. – Daeron wzruszył ramionami. – Dziadek próbował naciskać na rodziców, by mnie wysłali na jakąś terapię pobudzającą, ale oni stwierdzili, że takie coś do szczęścia nie jest potrzebne. Oni sami są rodzeństwem, ale najwidoczniej nie mieli parcia, byśmy tę tradycję kontynuowali.
– Ale my kontynuujemy. – Daenerys spojrzała rozmarzonym wzrokiem na Daemona. – Prawda, kotku?
– Oczywiście, skarbie.
Pocałowali się, a Daeron na boku udał odruch wymiotny, przez co Myriah prawie zakrztusiła się spaghetti ze śmiechu.
Po przerwie obiadowej ich klasa kończyła już lekcje, więc Myriah dodała Daenerys, Daerona i Daemona do znajomych na Facebooku. Na kolacji u wuja Arthura i cioci Elii pojawili się ich przyjaciele, Rhaegar Velaryon i jego żona Lyanna. Choć fajnie się z nimi rozmawiało, wszyscy byli od niej starsi o ponad dziesięć lat, więc gdy rozmowa zeszła na złorzeczenie na rząd premiera Tywina, Myriah uciekła do swojego pokoju. Po wykąpaniu się i przygotowaniu do snu, sięgnęła po „Króla Północy". Była to historia bękarciego chłopaka, który dołączył do Nocnej Straży strzeżącej Muru, historycznej budowli oddzielającej Północ od krainy wiecznej zimy. Gdy odłożyła książkę po przeczytaniu trzystu stron, już długo po pierwszej w nocy, zszokowana opadła na łóżko. Tego się nie spodziewałam, pomyślała, usilnie próbując zasnąć. Ale że jak ten Król Nocy jeszcze żyje?
Gdy następnego dnia wczołgała się do ubera – na autobus zaspała – ziewnęła ze zmęczenia. Wyjęła telefon i wybrała konwersację z Daeronem.
Myriah: Wisisz mi dwadzieścia srebrnych jeleni za Ubera.
Dodała zdjęcie z „Królem Północy" i godziną, o której przestała czytać.
Po paru minutach dostała nową wiadomość.
Daeron Targaryen: Sorry not sorry.
Uśmiechnęła się do siebie i schowała telefon. Gdy wyszła z samochodu, po zapłaceniu kierowcy, ruszyła w stronę szkoły. Przepychając się przez tłum ludzi, usłyszała głos za plecami:
– O, jesteś już.
Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Daeronem, który wchodził do środka z plecakiem zarzuconym na jedno ramię i dwoma kubkami kawy.
– Dobrze, że cię złapałem. – Wyciągnął w jej stronę kubek z kawą. – Mam nadzieję, że lubisz latte.
O kurde, pomyślała zaskoczona. Kawa. Kupił mi kawę.
– Jest w porządku – powiedziała zbita z tropu.
– To dobrze. Wygląda na to, że wiszę ci już tylko osiem jeleni.
Zrobiła łyk ciepłej kawy.
– Wiesz co? Myślę, że będziemy kwita, jeśli pójdziemy razem na "Drogona".
– Nie przeczytałaś jeszcze do końca "Króla Północy" – powiedział z uśmiechem. – Ani samego "Drogona".
Pociągnęła kolejny łyk.
– Daj mi tydzień.
Zrobili toast papierowymi kubkami, parę kropel kawy poleciało na ziemię, a oni zaśmiali się i ruszyli w stronę szatni.
~*~
Not gonna lie, pisanie tego było zabawne. Mam napisane jeszcze parę scen, tylko że z POVa Daenerys. Pewnie też je skończę, bo chyba wyszły całkiem śmiesznie... i pojawia się konkurencja dla Daemona ;).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top