Dobry

 Ten shot napisałam już w wakacje, ale chciałam przeczekać, aż będziemy przed rozdziałem „Synowie" w Zbuntowanych smokach, ponieważ w pierwszej wersji miała być to krótka retrospekcja Daerona (potem się okazało, że nie aż taka krótka). Tak się złożyło, że ten termin „przed" wypada na końcówkę grudnia, więc zdecydowałam się wstawić go w Sylwestra, bo tak się składa, że Daeron ma dzisiaj urodziny XD

Jest to też już ostatni raz, gdy publikuję coś w 2021, więc od razu życzę Wam szczęśliwego nowego roku!

~*~

Daeron zacisnął zęby, czując kolejne uderzenie w tarczę. Siła ciosu rozniosła się po jego ramionach, które i tak bolały go już w każdym miejscu. Wyjrzał zza tarczy i widząc zbliżający się w jego stronę miecz, pokracznie zasłonił się swoim, zaciskając oczy i opuszczając głowę. Jak się okazało, to był błąd. Ostrze klepnęło go płazem w bok. Nie był to mocny cios, ale lekko się skrzywił. No i nie żyję.

– Dalej, Daeron. Przed chwilą jeszcze dobrze ci szło. – W głosie wuja słyszał narastające znużenie.

Daeron westchnął, zirytowany brakiem postępu. Walczę tak samo źle jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Nic.

– Szczęście głupiego. – Czuł narastającą złość na siebie. – Marnujemy jedynie czas, wuju.

– Nie mów tak. Wiesz, że ludzie na dworze zastanawiają się, kiedy w końcu zostaniesz pasowany.

Nigdy. Ręce mu ciążyły, ale zrezygnowany poprawił miecz i tarczę.

– Raczej się tego nie doczekają. Ale kontynuujmy.

Wuj zakręcił mieczem treningowym i cofnął się parę kroków.

– Podstawy masz opanowane. Potrafisz robić te wszystkie kroki na sucho. Jedyne co musisz teraz zrobić, to zastosować teorię w praktyce... i dołożyć do tego ruchy mieczem. To nie jest takie trudne. Musisz jedynie pomyśleć logicznie.

By jeszcze w tym co robię była jakaś logika. Wpatrywał się w miecz wuja. Ustawił się w odpowiedniej pozycji i gdy tylko został zaatakowany, napiął ramię, by przygotować się na sparowanie ciosu. Włożył w to jednak za mało siły i miecz wypadł mu z ręki. Przez chwilę stał w bez ruchu i patrzył się na miecz leżący na ziemi. Gdy podniósł wzrok na wuja, widział niepokój w jego oczach.

– Daeron...

– Lepiej nic nie mów, wuju. Wiem, że jestem beznadziejny. – Miał ochotę kopnąć miecz, który leżał u jego stóp. – We wszystkim.

Wuj potrząsnął głową.

– Może nie jesteś dobry w szermierkę, to fakt, ale nie mów tak. Słyszałem od maestra, że w ciągu tygodnia opanowałeś materiał do nauki, który miałeś mieć rozłożony na miesiąc. Myślisz, że ja albo twój ojciec dalibyśmy radę to zrobić?

Ale wy umiecie walczyć. Ja nie. Miał już dość tego, że wuj próbował go pocieszać. Że mówił do niego tym tonem. Nigdy nie będę w tym dobry. Nigdy. Czuł, że wszystkich zawodzi. Był przecież jedynym księciem ze swojego pokolenia, powinien więc być dobrym rycerzem, by wygrywać kolejne turnieje, ku chwale rodu Targaryenów, pokazać, że jest w stanie udźwignąć dziedzictwo rodu założonego przez samego Aegona Zdobywcę, udowodnić że jest godnym posiadaczem krwi Starej Valyrii, krwi smoka. On natomiast miał za mało siły, by porządnie zamachnąć się głupim mieczem treningowym.

– Po prostu to przyznaj. – Odetchnął. – Ojciec ma rację. Do niczego się nie nadaję.

Wuj zmarszczył brwi i pokręcił głową, a następnie odezwał się ze złością.

– Ostatnie czego potrzebujesz, to słuchać się swojego ojca. Chodź, spróbujemy ostatni raz.

Gdy podniósł miecz z ziemi i się wyprostował, obaj z wujem usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Daeron odwrócił się i krew zaczęła płynąć mu szybciej w żyłach, gdy zobaczył ojca.

– Proszę, proszę – rzucił Aegon, schodząc po paru schodkach na taras. – Jak naszemu księciu idą treningi?

– Dobrze – powiedział bez wahania wuj. – Na dzisiaj już kończymy. Daeron, daj mi miecz.

Wyciągnął miecz w stronę wuja, lecz ojciec złapał go za przedramię.

– O nie. Nie odmówisz mi chyba, bracie, możliwości potrenowania z moim synem?

Błagam, tylko nie to. Ten dzień jest już wystarczająco zły. Wuj Aemon mierzył chwilę swojego brata wzrokiem.

– Myślę, że to nie jest konieczne. Zresztą, ja już go trenuję. Ty masz pewnie ważniejsze rzeczy do roboty.

Na przykład gnębienie mojej matki, przechadzanie się z kobietami po dworze, picie, odwiedzanie burdelów na Jedwabnej. Wiedział jednak, że jego ojciec na pewno znajdzie na to czas. Zbyt dobrze go znam.

– Co może być ważniejszego od mojego jedynego syna? Za to wiem, że ty masz coś istotniejszego do zrobienia, Aemon. Nasz ojciec chce się z tobą spotkać. – Zerknął w stronę Daerona. – Chce przedyskutować postępy naszego utalentowanego księcia.

Słysząc drwinę w głosie ojca, opuścił wzrok. Kiedyś się jeszcze cieszyłeś z tego, że jestem mądry i chwaliłeś mnie, że odziedziczyłem po tobie intelekt. Czasy, w których dostawał pochwały od ojca minęły jednak już wtedy, gdy okazało się, jak bardzo jest tragiczny w walce na miecze – czyli dawno temu. Daeron spojrzał na wuja, jednak wiedział, że nie znajdzie tam ratunku. Wuj Aemon bez słowa przypiął sobie biały płaszcz, zgarnął hełm z trójgłowym smokiem i kiwnął głową w ich stronę, patrząc na niego przepraszającym wzrokiem. Potem odwrócił się i wyszedł, a Daeron został sam z ojcem. Atmosfera natychmiast się zmieniła i taras wypełniła ciężka cisza. Ze ściśniętym gardłem czekał na polecenie ojca, który uśmiechnął się szeroko, mrużąc blade fioletowe oczy.

– Szykuj się, chłopcze. – Aegon sięgnął po miecz treningowy. – Czas się zmierzyć ze smokiem.

Najchętniej poddałby się od razu, by uniknąć walki. Nie mógł jednak wyjść na tchórza, poza tym wiedział, że ojciec nie da mu spokoju. Poprawił więc miecz w dłoni i przybrał pozę, którą robił już dziesiątki razy, mając nadzieję, że przynajmniej tym razem nie zrobi jej źle.

Jak się szybko okazało i tym razem nic nie szło mu dobrze. Po chwili wszystko zaczęło iść wręcz tragicznie. Ojciec atakował go z lekceważącym uśmiechem na twarzy, a on w każdej kolejnej sekundzie czuł narastający strach. W jednej chwili zapomniał wszystkie kroki i ruchy, jakie powinien wykonać, więc jedyne co robił, to panicznie próbował blokować ciosy ojca. Gdy miecz miał uderzyć go w bok głowy, nie zrobił uniku, ani nie zasłonił się prawą dłonią, choć już to byłoby fatalnym rozwiązaniem. On zrobił coś jeszcze gorszego – zasłonił się tarczą, zakrywając sobie całe pole widzenia i odsłaniając tors. Nic dziwnego, że sekundę później dostał kopa w brzuch. Oczywiście, mogłem się spodziewać, że nie będzie tego markował. Daeronowi zabrakło tchu i upadł na plecy, uderzając głową o kamienną posadzkę. Przez chwilę widział mroczki przed oczami, czuł też chropowatość zimnego kamienia pod swoim policzkiem, gdy z jękiem przewrócił się na brzuch.

– Bogowie, jesteś jeszcze gorzej niż beznadziejny. Podnoś się, nie czołgaj się po ziemi! Co z ciebie za smok?

Daeron złapał za miecz, choć miał już dość. Chciał wrócić do swoich pokoi, poczytać książkę albo i dwie na raz, iść do ogrodów, cokolwiek, byleby uniknąć kolejnej walki. Byleby oddalić się od ojca. Ledwo co złapał za miecz i wstał na klęczki, ojciec zaatakował jeszcze raz, uderzając go w głowę tak mocno, ze aż odskoczyła mu na bok. Daeron wydał z siebie dziwy dźwięk i upadł na podłogę. Czując pieczenie na wardze, potarł usta dłonią. Na palcach zobaczył smugę krwi, czuł też pulsowanie w żuchwie. Przynajmniej mam jeszcze wszystkie zęby. Powoli podniósł się na nogi. Nie wiedział co było gorsze – wstyd, ból czy wściekłość ojca. Powoli wstał. Drżały mu nogi i ciężko mu było zachować wyprostowaną postawę.

– Nawet moje kuzynki siedzące w wieży walczyłyby lepiej niż ty. I pomyśleć, że dałem ci imię po Młodym Smoku. Nie zasługujesz na nie. Jesteś beznadziejny.

Nic nie powiedział, bo co miał zrobić? Ja i tak to wszystko wiem. Bez słowa kolejny raz sięgnął po miecz, czując zalewającą go falę bólu, wstydu i upokorzenia.

– Nie powinienem się jednak dziwić – kontynuował Aegon. – Jesteś w końcu tak słaby jak twoja matka. Ona w twoim wieku ledwo co potrafiła wejść po schodach bez mdlenia po drodze – nie żeby teraz potrafiła coś więcej – więc powinienem był się cieszyć, że nie jesteś stale przykuty do łóżka.

– Mógłbyś sobie chociaż raz odpuścić komentarz o matce? – powiedział Daeron, nie umiejąc się powstrzymać. Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić. – Nie żartuj z jej zdrowia, wiesz, że źle się czuje.

Ojciec prychnął.

– A kiedy ona by się źle nie czuła? Przynajmniej te jej choroby raz się przydadzą i mamy ją z głowy. Chodź, nie mogę nawet patrzeć jak trzymasz ten miecz. Jesteś żałosny.

Spuścił głowę i zacisnął pięści. Oczy zaczęły go piec, czuł też jak ma mocno zaciśnięte gardło. Nie mógł sobie pozwolić na łzy. Nie zapomniałby mi tego do końca życia. Było to jednak bardzo trudne, bo wiedział, że ojciec miał rację.

Po cichu odłożył miecz i tarczę na bok, krzywiąc się na dźwięk brzęku stali o podłogę i zmusił się, by nie patrzeć w buty, tylko w oczy ojca. Drgnął gdy poczuł klepnięcie w ramię, oczywiście w to, które pękało mu z bólu.

– Masz czternaście lat, Daeron, i to jest piękny wiek.

Wiedział, że ojciec nie zaczyna tak tematu bez powodu, szczególnie takim wesołym głosem. Coś planuje.

– I co w związku z tym? – W myślach przygotowywał się na przemowę o tym, jak to Daeron Młody Smok podbił Dorne w wieku czternastu lat, o tym jakim był utalentowanym dowódcą i szermierzem. O tym, że powinien być jak on. Ale ja nie jestem Młodym Smokiem i nigdy nim nie będę, pomyślał przygnębiony. Jestem sobą.

– Dalej, nie musisz być taki, możesz porozmawiać ze mną jak syn z ojcem. Nie ma tu twojej cnotliwej matki czy jeszcze gorszego w tym temacie króla, nie musisz się bać. – Ojciec zaśmiał się głośno. – Znalazłeś już sobie jakąś szlachetną pannę i zaciągnąłeś do łóżka? – Zamilkł, wpatrując się w Daerona, który pod wpływem wzroku ojca opuścił głowę. – Mogłem się domyślić. Cholera, jakim cudem ty jesteś moim synem? W twoim wieku już planowałem zabawianie się z Faleną Stokeworth.

Z zażenowania Daeron nie wiedział co powiedzieć. Jaka dziewczyna w ogóle by mnie chciała? Nawet jako książę zostałbym odrzucony i wyśmiany. Poza tym, z twarzy bardziej przypominam dziewczynę niż mężczyznę. Wiedział, że to nie była czyjakolwiek wina, ale nie cierpiał tego, że odziedziczył delikatne rysy matki, a nie ostre ojca. Gdyby był bardziej podobny do niego, jego życie byłoby prostsze.

– Wolałbym czegoś takiego uniknąć. Jestem zaręczony z księżniczką Myriah, a jeśli zakocham się w innej dziewczynie...

Ojciec przewrócił oczami i Daeron widział, że popełnił błąd. Powinienem wiedzieć, że przy nim nie mówi się o uczuciach.

– Dornijki to niezaspokojone kurwy i ta twoja księżniczka cię wyśmieje, gdy o tym usłyszy. Zresztą, nie rozumiem co by ci przeszkodziło zakochać się w jakieś ładnej dziewce. Jeśli po ślubie z Myriah cały czas będziesz zakochany – co uwierz, szybko może się zmienić – to zatrzymasz sobie dziewczynę jako swoją metresę. Proste? Proste. Nie rozumiem z czym masz problem.

Widział już wystarczająco dużo, by wiedzieć, że branie kochanki nie było dobrym pomysłem. Daeron miał niby tylko czternaście lat, ale nie był ślepy. Widział jak ojciec bierze sobie jedną kochankę za drugą, widział cierpienie i smutek swojej matki, złość wuja, dezaprobatę dziadka. Widział to wszystko i zamierzał zrobić wszystko, by w przyszłości nie stać się takim samym człowiekiem jak ojciec, by nie sprawić takiego bólu rodzinie jak on.

– Nie chcę mieć metresy. Skoro będę mieć żonę, nie będę jej potrzebował.

– A skąd możesz to wiedzieć? Ta Myriah równie dobrze może być tak beznadziejna w łóżku jak twoja matka.

– Przed chwilą mówiłeś, że Dornijki to „niezaspokojone kurwy", a moja matka kurwą nie jest. Ze wszystkich ludzi powinieneś wiedzieć to najlepiej, ojcze.

Ojciec patrzył na niego z coraz większym zdenerwowaniem. Daeron widział, jak jego skóra robi się coraz bardziej czerwona i jak z oczu tryska gniew. Nie bał się jednak. Nie mam już ośmiu lat, co może mi zrobić? Mogę mówić to co chcę.

– Cholera, gdybym wiedział, co z ciebie wyrośnie, zadbałbym o to, byś dostawał regularne mocne lanie za dzieciaka. Ja to bym cię nauczył szacunku. – Machnął ręką. – Naerys i Aemon rozpieścili cię, gdy nie patrzyłem i co? Nie mam z ciebie żadnego pożytku.

Wydaje mi się, że wyszło mi to na dobre. Przeczuwał jednak, że za takie słowa ojciec pokroiłby go na kawałki mieczem treningowym, dlatego trzymał język za zębami. Nie opuścił jednak wzroku, co spowodowało nagłą zmianę nastroju u Aegona.

– Dobrze, kończmy to. Idziesz razem ze mną do burdelu, trzeba w końcu zrobić z ciebie mężczyznę.

– Do burdelu? – Czy ja dobrze usłyszałem?

– Tak, oczywiście, że tak. – Ojciec położył mu dłoń na plecach i popchnął w stronę wyjścia. – W twoim wieku znajdą się tam same nietknięte dziewice, jednak ty będziesz potrzebował jakiejś profesjonalistki. Nie bój się, będę mógł ci doradzić. Co prawda większość z tych dziewczyn jest starsza od ciebie o jakieś dziesięć lat, ale to nie powinno być problemem. Jak tam będziemy, zaliczę piątkę swoich ulubionych i wskażę ci, która według mnie byłaby dla ciebie najlepszym wyborem.

To, co usłyszał było tak obrzydliwe, że poczuł jak ściska mu się żołądek.

– Miałbym zrobić to z kobietą, którą ty przed chwilą miałeś w łożu?

– Nie no, coś ty, jakie przed chwilą. W tamtym domu rozkoszy kurwy myją się pomiędzy klientami.

– I to ma mnie zachęcić? – Spojrzał na niego z oburzeniem.

Ojciec patrzył na niego chwilę, po czym zaśmiał się głośno.

– Ty się nawet na żartach nie znasz. Nie dość, że kaleka, to jeszcze idiota.

Zwykle nie powiedziałby nic i zignorował słowa ojca, ale teraz... teraz w końcu coś w nim pękło. Zacisnął zęby, czekając aż ojciec przestanie się śmiać.

– Nie idę tam.

Aegon zmarszczył brwi, a jego głos zmienił się drastycznie.

– Mój syn by tak nie powiedział.

Bogowie, co by było, gdybym był taki jak on? Usłyszał już dzisiaj zbyt wiele. Miał dość bycia traktowanym jak największy nieudacznik przez ojca. To, że w większości rzeczy naprawdę jestem beznadziejny, nie zmienia faktu, że nie musi mi o tym przypominać.

– Jestem twoim synem, czy tego chcesz czy nie. – Odetchnął. – Rzucam też treningi. Miecze są zbyt ciężkie i ostre jak na mój gust i mam ich dość na całe życie. – Bogowie, powiedziałem to. Naprawdę to powiedziałem.

Dzięki bogom, ojciec przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć.

– Trenuj w walce swoich naturalnych synów, z pewnością jakichś masz. Ja nie zamierzam ucieleśniać twoich niespełnionych ambicji, ojcze.

Zanim ojciec zdążył zareagować, ruszył szybko przed siebie, chcąc przez chwilę uciec od konsekwencji tego, co właśnie powiedział. Chciał mieć spokój, choć na chwilę.

– Daeron.

Podniósł głowę i spojrzał na swojego dziadka, Viserysa.

– Namiestniku. – Skłonił się lekko.

– Twój wuj powiedział mi, że twoje treningi nie idą zbyt dobrze.

– Nie idą – powiedział bez wahania. – Szczerze wątpię, że kiedyś będzie lepiej.

Dziadek nie wyglądał na zaskoczonego.

– Przedstawiłem twojemu wujowi pewien pomysł. Zaaprobował go.

– Jaki?

– Od kolejnego tygodnia będziesz uczestniczył razem z nami na zebraniu Małej Rady.

Przez chwilę nie umiał dobrać słów. Siedzenie w Małej Radzie... Robili to najpotężniejsi ludzie w królestwie. Ci, których zdanie faktycznie się liczyło. Ci, którzy faktycznie rządzili państwem.

– Naprawdę? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Naprawdę. – Dziadek lustrował go wzrokiem. – Nie musisz też kontynuować treningów, chyba że tego chcesz.

– Nie, nie chcę – powiedział szybko. Nie kłamał, gdy mówił ojcu, że ma dość. Stokrotnie wolał robić inne rzeczy niż walczyć. Poezja, książki, nauka – to było coś co lubił. W czym ich znajomość jest gorsza od umiejętności machania mieczem?

W tym, że nimi nie udowodnisz, że jesteś silny, szepnął głos w jego głowie. Władca musi być chociaż trochę dobry w walce, by wzbudzić szacunek wśród lordów i dać pewność, że będzie w stanie stać w obronie państwa. Odegnał myśli. Co mnie to obchodzi. I tak nigdy nie będę królem. Może król Baelor zmieni swoje nastawienie i ożeni się, albo ciotka Daena zasiądzie na tronie po jego śmierci, w końcu jest najstarszą córką króla Aegona Trzeciego. Zresztą, bym mógł zostać królem, najpierw mój ojciec musiałby nim być. To była jednak niedorzeczna myśl. Ojciec królem? Chyba burdelu.

– Dobrze. – Viserys pokiwał głową. – Pamiętaj jednak, że to nie będzie jednorazowy przywilej. To będzie twój obowiązek. Będziesz musiał się stawiać na każde zebranie, czy ci się chce czy nie. Na każdym będziesz musiał uważać, na każdym będziesz musiał być skupiony. Będziesz tam pytany o zdanie jak inni dorośli ludzie, jak twój wuj. Rozumiesz?

– Tak. – To wszystko było tak piękne, że nie mogło być prawdziwe. Będę w Małej Radzie, pomyślał. Dopiero teraz do niego dotarło to, co to oznaczało. Koniec z treningami. Koniec!

– Dobrze. Idź na razie odpocząć, Daeron. A i jeszcze jedno. Daruj sobie dzisiaj odwiedziny u matki, jeszcze pomyśli, że ktoś cię skatował.

– Rozumiem. – Ciągle czuł, że ma opuchniętą twarz, więc pewnie wyglądał tak źle jak się czuł. Ma rację, matka jedynie niepotrzebnie by się martwiła. To i tak już nie ma znaczenia. To koniec.

– Poślę po ciebie pierwszego dnia następnego tygodnia. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

Nie zamierzał go zawieść. Szedł, a właściwie prawie biegł do swojej komnaty, z ulgą oddalając się od ojca i mieczy, ciesząc się, że już niedługo będzie mógł zajmować się czymś, o czym marzył. Czymś, w czym mógł być dobry.

~*~

Mam nadzieję, że shot się podobał :D Niestety w Dobrych smokach nie było zbyt wiele o młodym Daeronie, więc teraz to trochę nadrabiam XD (jeśli kiedyś zdecyduję się na napisanie Smoków od nowa – na co się nie zanosi – to pewnie to naprawię).

Tym shotem chciałam też znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego Daeron w ogóle nie walczył – w końcu nie licząc Baelora, wszyscy poprzedni królowie, nawet Aenys, byli wojownikami i wszyscy potrafili się posługiwać mieczami. Widziałam, że niektórzy wyjaśniali to poprzez wady fizyczne Daerona – np. czytałam ff, w którym miał skoliozę – ale dla mnie wygląda to jak zbytnia kalka z relacji Tywin&Tyrion, więc postawiłam na winę Aegona, tym bardziej, że bardzo podobna scena zdarzyła się już w OiK, tylko tam Alyssa trenowała ze swoim bratem Vaegonem i by go zmusić do trenignu, „upokorzyła" go parę razy na oczach innych trenujących, po czym Vaegon już nigdy więcej nie wrócił na plac treningowy (no ale tamto wydarzenie jak dla mnie ma trochę inną dynamikę niż ta scena, którą napisałam).

Swoją drogą, trudno nie zauważyć powiązań pomiędzy Lannisterami, a Targaryenami z tego okresu – Viserys II to taki Tywin, Aemon to Jaime, a Naerys to Cersei (przepraszam, Naerys). W takim razie wychodzi na to, że Tyrionem w tej rodzinie jest Aegon XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top