48 | Walentynki cz. 2

UWAGA: rozdział zawiera scenę aktu seksualnego, która wiekowo jest przeznaczona dla osób minimum 16+. Spokojnie można ten rozdział pominąć, jeśli nie lubisz tego typu scen. To mój pierwszy raz z tego typu sceną i mam nadzieję, że nie najecie się cringu. Starałam się.

●●●

Zdobyłam dla Reggiego babeczki z kwaskowatym musem malinowym oraz pysznym kremem z białej czekolady. Na białych grzybkach dodatkowo osiadała słodko-pierdząca posypka w kolorach tęczy. One idealnie nas obrazowały. Ja byłam słodka jak krem, a Reggie zawsze miał kwaśną minę. Posypką mógł być Archie, bo to w końcu on nas pogodził.

Był już wieczór. Regulus nie określił się co do godziny, więc tak naprawdę mógł już czekać na mnie w Pokoju Życzeń. Czas szturchał mnie w głowę, podczas gdy ja wciąż nie opuściłam dormitorium!

Do tej pory zdążyłam się wykąpać, wysmarować, wypsikać czym popadnie, wyszorować zęby i wszystko inne, co się zaczynało na wy-. (Wygolić się też zdążyłam). Wcisnęłam się nawet w tą durną bieliznę kupioną z Archiem. Jej widok na moim ciele w odbiciu lustra zawstydził mnie na tyle, że musiałam się owinąć ręcznikiem.

Na samą myśl, że to Reggie miał mnie w niej zobaczyć, praktycznie mdlałam.

Dormitorium było puste. Dora spędzała Walentynki ze swoim chłopakiem, za to Clara na pewno znalazła sobie jakiegoś fagasa na ten wieczór. Nie wiedziałam tylko, gdzie wsiąknęła Nancy, ale była dużą dziewczynką i jeszcze się nią nie przejmowałam.

Z zamyśloną miną przerzucałam wieszaki z ubraniami w szafie, gdy nagle ktoś otworzył drzwi. Spanikowana zakryłam się pierwszą lepszą kiecką i odwróciłam.

Znalazła się zguba. To była Nancy. Obie miałyśmy rozwarte szeroko oczy. I obie w tym samym momencie zjechałyśmy się spojrzeniem.

Wyglądała... inaczej. Nancy zawsze była śliczna, ale nie robiła nic, aby to podkreślić. Nie używała kosmetyków ani nie ubierała się jak diwa. O wiele bardziej jarała ją wieść o najnowszym modelu miotły niż o najświeższym trendzie modowym. Jej ulubioną melodią był szum wiatru podczas lotu, ulubionym zapachem drewniany trzon swojej miotły, a ulubionym smakiem — zwycięstwo w barwach swojego domu. Rozczochrana, spocona oraz brudna nie prezentowała się najpiękniej, ale to właśnie w takich chwilach była najszczęśliwsza.

Tym razem jednak się pomalowała. Może to nie był poziom Clary Morris, ale dla Nancy i tak był wysoki. Policzki mieniły się różem i delikatnym połyskiem, a usta miała podkreślone kolorem. Włosy splotła w grube warkocze, które opadały na odkryte ramiona, bo nie sięgał do nich sweter. Obcisły sweter.

Gęba mi opadła. Chyba zakochałam się we własnej przyjaciółce.

— Co ty masz na sobie? — wypaliłyśmy w tym samym czasie.

Wtedy dotarło do mnie, że na sobie miałam wyłącznie ręcznik, spod którego wystawały jedynie cienkie paseczki biegnące po ramionach.

Potem zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie.

Czerwona od szyi po linię włosów, rozszerzyłam gwałtownie oczy i zakryłam się rękami. Puściłam ręcznik.

A ręcznik co?

No spadł.

Spadł na podłogę, odkrywając mnie całą.

Tym razem oczy Nancy urosły do wielkości złotych zniczy i przez błysk, który się w nich pojawił, pomyślałam, że przybrały nawet taki sam kolor co on. Prędko kucnęłam i owinęłam się z powrotem, żałując, że to nie była peleryna niewidka. Chciałam zniknąć.

Szczególnie, że chwilę później za Nancy stanął Archie. Zagwizdał.

— Fiu, fiu, fiuuuuu — powachlował się dłonią. — Czy tylko mi zrobiło się gorąco?

— Co ty tu robisz, idioto?! Wyłaź stąd! — obudziła się blondynka. Zmarszczyła groźnie brwi i próbowała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale Puchon się nie dał. Szybko czmychnął do środka. — Jak ty w ogóle wlazłeś po schodach? Są dla bab!

Archie otrzepał kurz z ramion. Spojrzał na Nancy z wysoko zadartą głową.

— Ma się swoje sposoby — mruknął. — A tak poza tym, to i tak widziałem Wills w tym wydaniu. I to jako pierwszy! Pierwszy najlepszy. Tylko nie mówcie Regusiowi. Będzie mu smutno.

I wypchnie cię z siódmego piętra, pomyślałam przy okazji.

— Jak to? — przyjaciółka zmarszczyła brwi.

Uśmiechnęłam się niewinnie na jej spojrzenie. To było strasznie niezręczne, stać tak przed nimi w wykrojonych gaciach.

Archie dumnie wypiął pierś.

— To ja jej to kupiłem.

— Wcale nie. Sama zapłaciłam.

— To ja jej wybrałem, co ma kupić.

— Niby po co... — urwała, nagle doznając olśnienia. Jej usta utworzyły literkę o, by moment później przybrać kształt cwanego uśmiechu, gdy ta rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. Cmoknęła. — No-no, już wiem po co.

— Wiadomo, idzie pracować jako skrzat. Wszystkie chodzą tak skąpo ubrane — zarechotał Archie z własnego żartu, który wcale nie był śmieszny. — Ale czemu ty tu jeszcze jesteś? Czemu każesz mu tak długo czekać? Chcesz, żeby facet tam wybuchł?!

Na jego oskarżycielski ton wyrzuciłam ręce w górę, oglądając się sfrustrowana na otwartą szafę.

— Nie wiem co ubrać.

— Przecież już jesteś ubrana.

— Archie, kretynie!

— No ale po co więcej? To tylko dokładanie roboty Regusiowi.

Posłałam bezradny wzrok Nancy, która patrzyła na Puchona jak na debila. Właściwie zawsze tak na niego patrzyła, ale tego razu było intensywniej. Musiała coś wyczytać z moich oczu, bo wyprostowała wskazujący palec.

— Pozwól, że ja to zrobię — odchrząknęła.

Następnie zamachnęła się i strzeliła chłopakowi w łeb. Tak mocno, że aż się pochylił. Stała tuż obok niego, więc nie musiała nawet ruszać się z miejsca. Archie zawył z bólu, gorzej niż Remus podczas pełni, podczas gdy blondynka wycierała dłoń o spodnie, jakby właśnie dotknęła coś paskudnego.

— Tak właśnie mi się dziękuję za pomoc — zawołał płaczliwie. Po sekundzie jego ból widocznie minął, bo znalazł się przy mojej szafie w ułamek chwili, jakby się teleportował. — Suwaj się. Ja ci coś wybiorę.

Skrzywiłam się.

— Nie wiem czy chcę, patrząc na to, że wybrałeś też to — pociągnęłam za jeden z paseczków ramiączka. Nie przemyślałam tego i syknęłam, gdy ten walnął o moją nagą skórę.

Archie tylko prychnął.

— No duh, to idealny dowód, że w wybieraniu ciuchów jestem zajebisty.

Kilka minut oraz przymiarek później na moim ciele znalazła się prosta czarna sukienka na grubszych ramiączkach, która opinała każdy mój atut. Nie było takiego miejsca, w którym nie czułabym materiału ciasno przylegającego do mojej skóry. Na plecach czułam łaskotki z powodu włosów, bo miała tam pokaźne wycięcie. Oraz przede wszystkim była zapinana na suwak, a nie na guziki czy na inne sposoby, co dla Archiego było priorytetem. Miała być seksowna i łatwo się zdejmować. Tym się kierował w poszukiwaniach.

Musiałam mu jednak przyznać rację. Wyglądałam w niej bardzo dobrze, co potwierdzili moi przyjaciele zachwytem na swoich twarzach.

— Wyglądasz bombowo — pochwaliła Nancy. Zerknęła kątem oka na babeczki. — Przykro mi to mówić, bo wyglądają smacznie, ale Black raczej będzie miał chrapkę na kogoś innego.

Mój poziom zawstydzenia osiągnął swój limit, a najbardziej... wymagająca część wieczoru była przecież przede mną.

— No i co tu jeszcze robisz? — Nancy wcisnęła mi babeczki oraz pudełeczko ze sygnetem w ręce. — Leć!

— Chwilunia — zaparłam się, gdy próbowała mnie wypchnąć. — Jeszcze musisz powiedzieć, gdzie ty się wybierasz.

Nancy przymknęła powieki i przeklęła pod nosem. Stojący za nią Archie zmarszczył brwi, potem przyglądając się jej zmrużonymi oczami.

— Idę... gdzieś.

— Gdzie?

— Polatać.

— Po ciemku?

— Adrenalina jest większa.

— Po co?

— Bo mam ochotę.

— Pomalowałaś się dla miotły?

— Jak widać.

— Ta miotła nazywa się Evan?

— Nie.

— Rosier?

— Wcale nie.

— Na gacie Merlina, Evan Rosier! Idziesz polatać po ciemku z Evanem Rosierem!

Zdradziły ją jej oczy. Tajemniczy błysk przeszył taflę wody, gdy padło jego imię.

Nancy westchnęła pokonana. Archie za to patrzył na mnie rozwartymi jak szeroko gałami, nagradzając mnie brawami. Potem znów zjechał Bones spojrzeniem, cmokając z niezadowoleniem.

— Idziesz na randkę i się nie chwalisz?

— To nie randka — warknęła zirytowana. — Zwykłe spotkanie. I może krótki spacer.

— Spacer pod gwiazdami! — zawołałam podekscytowana i rozmarzona. Wskazałam na nią palcem. — Później musisz mi wszystko opowiedzieć. Ze szczegółami.

— Myślę, że ty będziesz miała ciekawsze rzeczy do powiedzenia. Ze szczegółami.

I znów. Rumieńce miałam nawet pod pachami. Nie zaglądałam, ale czułam.

— Nie no, tak nie można — fuknął Archie. — Trzeba cię ubrać!

— Jestem ubrana.

— Wyglądasz jak menel. Ale zaraz przemienimy cię w sex-bombę — obwieścił szatyn, odwracając się tanecznym krokiem do szafy. — Stylista bierze się do pracy! Z tobą będzie gorzej niż z Blackową — przypomniawszy sobie o mnie, obrzucił mnie ponaglającym spojrzeniem. — A ty Blackowa co tu jeszcze robisz? Wywalaj mi stąd.

Jak powiedział, tak zrobiłam. Opuściłam dormitorium, żegnana przed błagalny wzrok Nancy oraz narzekanie Archiego, że już on miał seksowniejsze ciuchy niż my dwie.

●●●

Stałam przed mosiężnymi drzwiami Pokoju Życzeń przez długie minuty. Gapiłam się na klamkę, prowadząc w głowie debatę na temat tego, czy za nią chwycić i popchnąć, czy też odwrócić się i uciec. Przewodniczył jej stres, który zamknął moje serce w metalowej klatce i co chwilę raził prądem.

Przełknęłam gulę w gardle. To chyba był mój żołądek.

— Dobra Willow, nie bądź pipą — szepnęłam, powstrzymując się przed spoliczkowaniem samej siebie.

Z obawy, że mój przypływ odwagi jest tylko chwilowy, zdecydowanie złapałam za klamkę. Odniosłam wrażenie, że parzyła moją skórę, ale nie dałam się odstraszyć. To tylko mój umysł płatał mi figle.

Wreszcie weszłam do środka.

Ekscytacja rozsadzała mnie od środka.

Uśmiech sam pchał się na usta.

Oczy zapewne błyszczały, rozglądając się dookoła.

A rozczarowanie nieco ścięło mnie z nóg, gdy nic nie dostrzegłam.

Trafiłam do przytulnej, aczkolwiek najzwyklejszej nawet jak na świat magii sypialni. Zdecydowanie dominowało w niej ciemne drewno, z którego były ściany, podłoga oraz meble, a także rama wielgachnego łoża na chyba pięć osób zwieńczonego kremowym baldachimem. Pomiędzy drewnianymi wstawkami ściany były koloru głębokiej zieleni, a jedną z nich zajmował gigantyczny regał od podłogi do sufitu oraz od rogu do rogu przepełniony książkami. Nie było tam okien, więc za oświetlenie całkowicie odpowiadały niewielkie lampki stojące na stolikach nocnych. Ich pożółkłe światło nie docierało do wszystkich zakamarków pokoju, nie dając rady całkiem przegnać ciemność. Do czytania było tam zdecydowanie za ciemno. Ale miało to swój urzekający klimat. Szczególnie, że po prześwitującym baldachimie również spływały światełka, które przypominały nieruchome świetliki. Pościel była koloru lasu z poduszkami jak nadmorski piasek, a narzucony dodatkowo na nią koc był bardzo podobny do brązowego dywanu pod moimi nogami.

I nigdzie nie widziałam Regulusa.

To oznaczało, że dotarłam jako pierwsza.

Natomiast to z kolei oznaczało, że Pokój Życzeń przybrał formę mojego aktualnie najsilniejszego pragnienia.

Moim okazała się sypialnia z wielkim łóżkiem.

Sy-pial-nia.

Gdy dotarło do mnie, jak bardzo miałam poryte we łbie, odwróciłam się natychmiast z zamiarem ucieczki, aby znów pogapić się na drzwi z nadzieją, że pokój się przebranżuje.

Niestety zamarłam w miejscu, widząc zamykającego drzwi Regulusa. W dłoniach trzymał uroczą doniczkę fiołków oraz torebkę, z której wystawała szyjka szampana.

Reggie rozejrzał się pobieżnie dookoła, nim skupił wzrok na mnie. Uśmiech jak u łobuza, którym przecież był, rozciągnął jego usta.

— Cóż, to dobrze, że mamy podobne plany na ten wieczór.

Zgromiłam go spojrzeniem, jednocześnie płonąc z upokorzenia. Po raz kolejny doceniłam przygaszone światło, dzięki któremu może nie wyglądałam jak godło Gryffindoru.

Wtedy Reggie na pewno nie chciałby mieć ze mną nic do czynienia, bo nie lubił czerwonego. Wciąż pamiętałam jego reakcję na moją sukienkę, kiedy przyszłam do niego w wieczór jego urodzin. To dlatego tak przejmowałam się tym, co miałam pod sukienką. Szmatławiec był nie tylko ubogi, a dodatkowo w złym kolorze! Zapomniałam wspomnieć o tym Archiemu.

Kiedy ja popadałam w paranoję, Regulus zdążył zmierzyć mnie spojrzeniem. Zrobił to powoli. Zmysłowo. Z takim żarem, jakby moją skórę lizał płomień. Poczułam ścisk w żołądku. Brunet zbliżył się do mnie, a z każdym jego krokiem ubywał mi dech. Wyglądał niesamowicie w czarnej koszuli z trzema odpiętymi guzikami przy szyi oraz podwiniętymi rękawami do łokci i tego samego koloru spodniach.

Kiedy wreszcie przede mną stanął, jego oczy się zmieniły. Wciąż płonęły, ale pojawiło się w nich zdenerwowanie. Reggie nagle się spiął.

Zerknął niepewnie na fiołki.

— Ja... nie jestem w to dobry... — zmieszał się. Uśmiechnęłam się urzeczona. — ...chciałbym, żebyś wiedziała... — uniósł na mnie wzrok. Westchnął zirytowany sam sobą. — Bardzo mi na tobie zależy, Willie. Nie tylko w Walentynki, ale każdego dnia. I to jest dla ciebie. Żebyś nie zapomniała.

Próbując się nie rozryczeć, przyjęłam fiołki oraz torebkę. Wcześniej wyjął z niej szampana, więc musiało być wspólne. Z radością przyglądałam się lawendowym kwiatom z białymi przebarwieniami na końcówkach płatków.

— Takie same rosną dookoła mojej huśtawki w domu. Moje ulubione. Skąd wiedziałeś?

Reggie wzruszył ramionami z tajemniczą miną.

— Mam swoje źródła — zmrużyłam podejrzliwie oczy. Głową kiwnął na pakunek. — Otwórz.

Widziałam, że tą częścią prezentu znacznie bardziej się stresował, więc aby go dłużej nie męczyć, zajrzałam do torebki. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z zawieszką serduszka. Kamień pięknie połyskiwał mimo słabego światła.

Rozdziawiłam usta jak ryba.

— Jest śliczna — szepnęłam.

— Daj rękę.

Podsunęłam mu nadgarstek i Reggie bez problemu mi ją zapiął. Praktycznie od razu po zetknięciu się kamienia z moją skórą zmienił swoją barwę z mlecznobiałej na pudrowo-zieloną.

Musiało wymsknąć mi się zaskoczone wow, bo Reggie parsknął śmiechem.

— Kolory dopasowują się do twojego nastroju. Teraz musisz być szczęśliwa.

Spojrzałam na niego z uśmiechem.

— Bo naprawdę jestem. Dziękuję, Reggie.

Kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, dźwignęłam się na palcach i połączyłam nasze usta. Po sekundzie przypomniałam sobie jednak, że ja też coś dla niego miałam, więc szybko się odsunęłam. Reggie burknął niezadowolony.

— Przestań. Też mam dla ciebie prezent!

— Twoje usta by wystarczyły.

Przewróciłam oczami, zanim podniosłam tackę z babeczkami oraz szkatułkę z materaca. Oczy chłopaka rozbłysły na widok słodkości. Wiedziałam czym go kupić.

— Upiekłam sama. No dobra, skrzaty trochę pomagały. Jeszcze parę godzin temu miałam ochotę dać ci w ryj, a teraz daję babeczki, więc ciesz się z tej zmiany.

Posłał mi pobłażliwe spojrzenie, mamrocząc coś w stylu uroczo.

— Ah, no i jeszcze to.

Drżącą ręką podałam mu pudełeczko, które od razu otworzył. Przez kilka następnych sekund po prostu wpatrywał się w sygnet. Pożerana od środka przez stres gibałam się na piętach, wyczekując jakiejś reakcji. Prawie przegryzłam wargę do krwi. Może mu się nie podobał?

— Em... jeśli przekręcisz tą obręcz w... prawo... — musiałam się zastanowić która strona to prawo. — ...to zobaczysz niespodziankę.

Idąc za moją radą, Reggie przekręcił ostrożnie obręcz otaczającą kamień. Chwilę później ponad matową czerń wybiło się nasze wspólne zdjęcie, jakby wypłynęło z głębin jeziora na powierzchnię.

I znów cisza.

Kiedy już miałam się odezwać, że może przyjmują zwroty, brunet stanowczo przyciągnął mnie do siebie i pocałował, wysysając całe powietrze z moich płuc. Tym razem nie pozwolił mi się odsunąć tak szybko. Zrobił to sam. Całe szczęście, bo prawie mdlałam z niedotlenienia, choć całowanie go było tego warte.

— Jest piękny, Willie. Dziękuję.

— Ty też jesteś dla mnie ważny, Reggie — mruknęłam. — Chciałam żebyś wiedział, że w tej ciemności, która cię otacza, nie jesteś już sam. Masz mnie. Zawsze będę obok ciebie, żeby ci pomóc i cię wspierać. Łatwo się mnie nie pozbędziesz, więc lepiej się z tym pogódź. Jestem i już.

Regulus uśmiechnął się. Bez ironii. Bez kpiny. Tak po prostu. Pięknie.

— Jesteś i będziesz. Nigdzie cię nie puszczę.

Uśmiechnęłam się i już miałam znów go pocałować, ale kątem oka dostrzegłam coś jeszcze w torebce, którą od niego dostałam. Pisnęłam. Prędko wyplątałam się z objęć chłopaka i dopadłam do torby na kuckach, podczas gdy Regulus patrzył na mnie jak na dziecko.

— Ja nie mogę, czekolada! — pomachałam mu saszetkami przed oczami. — Orzechowa, karmelowa, malinowa, piernikowa, o Merlinie, jest o smaku piwa kremowego! Jeju, chciałabym mieć kubek.

W tej samej chwili na komodzie pojawiły się kubek oraz dzbanek parującego mleka. Podskoczyłam wysoko ze szczęścia.

— Kocham cię, Pokoiku!

— To ja może was zostawię, co?

Olałam tego zgreda i zajęłam się przyrządzaniem gorącej czekolady. Poprosiłam Pokój o jeszcze jeden kubek, aby Reggiemu nie było przykro, podczas gdy on rozłożył się na łóżku i zapychał już drugą babeczką.

— Chyba ci smakują, co? — zaśmiałam się, podając mu jeden z kubków. Sama ściągnęłam buty i usiadłam obok niego, chuchając na czekoladę, aby nieco ostygła.

Nie musiałam nawet się domyślać, że Walburga Black nie była tak doskonała w pieczeniu smakołyków jak ja i Reggie rzadko jadał takie pyszności. O ile cokolwiek kiedykolwiek upiekła, na pewno nie dodała do ciasta ani ziarenka cukru, żeby było gorzkie jak jej wnętrze, a na koniec sfajczyła to na węgiel.

Ślizgon oblizał językiem górną wargę. Zrobiło mi się ciepło i to nie ze względu na czekoladę, której zdążyłam upić kilka łyczków.

— Są pyszne — potwierdził. Dumnie wypięłam cycki do przodu. — Ale to pewnie zasługa skrzatów.

Moja pierś opadła jak przekłuty balon.

— Pomagały mi tylko trochę! Ja odwaliłam większą robotę. I tak na serio to tylko pałętały mi się pod nogami. Jednego prawie zdeptałam! Więc bardziej przeszkadzały niż pomagały, o tak.

Reggie posłał mi rozbawione spojrzenie pełne psotliwych iskierek. Tańczyły na zielonej łące wokół ogniska pod ciemnym niebem, na które wdrapały się gwiazdy. Specjalnie mnie prowokował.

— Myślę, że to raczej ty pałętałaś się pod nogami im. Do tego, moja piękna, sama wzrostem przypominasz skrzata, więc trudno byłoby ci któregoś zdeptać.

Przesadził. Nie pomógł mu nawet sposób w jaki się do mnie zwrócił, choć motyle w moim brzuchu z pewnością go usłyszały.

Zacisnęłam wąsko usta i zmrużyłam oczy, podczas gdy on widocznie z siebie zadowolony otrzepywał spodnie z okruszków. Bez głębszego zastanowienia kopnęłam go w udo. Nie użyłam do tego maksimum swojej siły, ale chciałam, żeby go zabolało. Zapomniałam jednak o kubku bardzo gorącej czekolady w jego dłoniach, który przy moim uderzeniu lekko się przechylił. Kilka wielkich kropel spadło na koszulę bruneta. Czarny materiał nie odczuł tego za bardzo, bo ledwo co było widać plamy, ale jego skóra pod spodem już na pewno tak.

— Kurwa mać!

Ból od mojego kopniaka musiał być niczym w porównaniu z tym od poparzenia. Reggie wyprostował się jak struna, odstawiwszy szybko kubek na szafkę. Wytrzeszczyłam szeroko oczy, w których od razu zaczęły zbierać się łzy winowajcy. Z ciężkim sumieniem zmieniłam pozycję i usiadłam dupą na piętach, wcześniej przysuwając się do niego bliżej i również pozbywając się niebezpiecznej cieczy.

— Cholera, przepraszam! — krzyknęłam roztrzęsiona. — Mocno boli? Jeju, poczekaj chwilę, j-ja pobiegnę po lód...

W tej samej chwili tuż obok nas na szafce pojawiły się kubełek z lodem oraz beżowa szmatka. Z tego wszystkiego całkiem zapomniałam o magicznych właściwościach Pokoju Życzeń. Odetchnęłam z ulgą, po raz kolejny wyznając mu miłość.

Drżącymi rękoma dorwałam się do guzików koszuli chłopaka i niezgrabnie odpięłam ją do połowy, zanim owinęłam kilka lodowatych kostek w szmatkę. Ostrożnie przyłożyłam mu ją do zaczerwienionej skóry w okolicy mostka. Nie wyglądała źle. Była podrażniona, ale nie na tyle, aby wyrosły bąble. Mimo tego czułam się okropnie. Przegrałam walkę z łzami i te rozpoczęły powolną wędrówkę po moich policzkach, okrążając smutne usta i spływając po brodzie, by wsiąknąć w jego spodnie.

Zadrżałam, gdy jego dłonie znalazły się na moich policzkach. Kciukami ścierał wszelkie ślady łez, a gdy nakierował nieco moją twarz na swoją, zaczął pomagać sobie delikatnymi muśnięciami ust o moją skórę. Po kilkunastu pocałunkach pozwolił mi spojrzeć sobie w oczy, w których nie czaiła się złość, a ujmująca czułość.

— Willie, nie płacz — szepnął. — Kocham twoje oczy i uwielbiam na nie patrzeć, ale nienawidzę, gdy są smutne. Twoje łzy bolą mnie bardziej niż oblanie się całym kubkiem czekolady — dorzucił z uśmiechem, chcąc mnie rozbawić.

Pociągnęłam nosem i uciekłam spojrzeniem w dół.

— Przepraszam, nie chciałam. Znaczy chciałam cię walnąć, ale nie chciałam, żebyś się poparzył... — zacisnęłam oczy, aby zablokować nową falę łez. — Ja... wszystko zepsułam, prawda? Cały klimat i w ogóle... przepraszam, ja naprawdę nie chciałam...

Ale byłam beksą.

Regulus pokręcił lekko głową.

— Willie, nic się nie stało. Już mnie nawet nie boli — zerknął krótko na swój tors, do którego dalej przyciskałam chłodną szmatkę. Drugą dłonią ściskałam jego ramię. — I przestań gadać głupstwa. Co miałabyś zepsuć? Mnie? Ja już jestem zepsuty, a ty robisz wszystko, aby mnie... naprawić. Wciąż jestem pod wrażeniem że do tej pory się nie poddałaś. Jesteś niesamowita, Willie.

Znów pociągnęłam nosem, pod którym tym razem zawitał nieśmiały uśmiech.

— Cóż, w takim razie oblanie cię czekoladą było tylko kolejnym krokiem w naprawianiu cię. Chciałam przegonić tego zgorzknialca w tobie i zastąpić go słodziakiem. Udało mi się.

Reggie parsknął cichym śmiechem. Mój najulubieńszy dźwięk na świecie.

— Nie przyzwyczajaj się. Zgorzknialec tylko poszedł na przerwę.

Mój uśmiech się powiększył. Upewniwszy się, że pozbył się wszelkich pozostałości po łzach z mojej twarzy, Reggie odsunął od niej dłonie. Ja natomiast wróciłam do chłodzenia poparzonej skóry.

Dopiero wtedy dotarło do mnie jak blisko siebie się znajdowaliśmy.

Płomień zaiskrzył we mnie już wtedy, gdy zobaczyłam go zamykającego drzwi, ale różnorakie emocje cały czas go tłamsiły i uciszały. Gdy już wszystko inne zniknęło, zapłonął ze wzmocnioną siłą. Siał spustoszenie w moim podbrzuszu. Starałam się go zignorować. Tak samo jak przypadkowe dotknięcia moich palców i jego skóry, które przechodziły prądem po moim ciele. W pewnym momencie drugą dłonią, tą będącą wcześniej na jego ramieniu, zjechałam czule w dół po wyrzeźbionym obojczyku i torsie, aby odchylić nieco czarną koszulę. To wywołało w Regulusie reakcję, którą było odchylenie głowy do tyłu i wypuszczenie ze świstem powietrza.

Nim się na to napatrzyłam, Regulus chwycił mnie dłońmi za pośladki i posadził sobie na kolanach. Ścisnęłam w pięściach materiał czarnej koszuli, patrząc w jego ciemniejące oczy.

— Będzie wygodniej.

— Już skończyłam.

— Cóż, ja dopiero zaczynam.

Potem wpił się w moje usta.

Odrzuciłam szmatkę na bok na rzecz wplątania palców w czarne oraz lśniące jak gwieździsta noc włosy. Przez pozycję, w której siedziałam okrakiem na jego kolanach, moja sukienka podwinęła się niebezpiecznie wysoko i odsłoniła uda, na których teraz znalazły się męskie dłonie. Czułam chłód sygnetów tak inny od gorąca mojej skóry. Podniecający. Reggie wbił we mnie palce, co wyrwało z moich ust jęk. Wykorzystał to na wsunięcie do środka języka.

Tamte pocałunki były inne niż wszystkie. Namiętne. Pożądliwe. Gorliwe. Całowaliśmy się do utraty tchu. A potem zaczynaliśmy od nowa. Co chwilę czułam jak podgryzał moją wargę, w czym nie byłam mu dłużna, podczas gdy nasze języki walczyły o dominację. Przegrywałam. Ale pierwszy raz nie było mi jakoś szkoda.

Nie tylko ust nie potrafiliśmy od siebie oderwać. Nawzajem badaliśmy swoje ciała. Ja wyplątałam palce z jego ciemnych kosmyków i zjeżdżając w dół, odpięłam resztę guzików koszuli. Tyle razy przejechałam palcami po jego torsie, że z zamkniętymi oczami byłabym w stanie narysować układ jego mięśni oraz każdą krzywiznę. Jego ciało było idealne. Oczywiście, Regulus też się nie ograniczał. Gdyby dłonie miał pokryte brokatem, błyszczałabym wszędzie od kolan po szyję. Najczęściej czułam je na biodrach, talii, udach, pośladkach oraz plecach. Doprowadzał mnie nimi do obłędu. Zdarzyło mi się wyjęczeć mu to w usta, co on zawsze wykorzystywał do zdominowania mnie.

Sapnęłam, gdy niespodziewanie nas obrócił. Zapadłam się plecami w mięciutkim materacu, ale nie myślałam wtedy o nim, tylko o równie miękkich ustach, które obsypywały pocałunkami moją szyję. Jak u większości kobiet to właśnie ona była moim czułym punktem, co chłopak szybko zauważył. Kilkakrotnie zassał moją skórę w różnych miejscach, co komentowałam głośnymi westchnieniami. Palce znów wplątałam w jego włosy, by przyciągnąć go jeszcze bliżej.

Z myśli miałam totalną sieczkę. Serce nawalało mi jak dzwon na Wieży Zegarowej. Czułam się jak w niebie. Dopadnięta na jednej z chmur, wiłam się z przyjemności pod jednym z demonów.

Pocałunki Regulusa schodziły coraz niżej. Mruczał przy mojej skórze za każdym razem, gdy pociągnęłam go mocniej za włosy. Zawsze wtedy wywracałam oczami do góry. Pulsowanie u zbiegu moich nóg rosło z każdą chwilą, tak samo jak płomień, który podpalił nas oboje.

Aż nagle przestał.

Chłód nieprzyjemnie liznął moją rozpaloną skórę, gdy jego usta przestały jej dotykać. Westchnęłam z rozczarowaniem.

Chciałam nieco się unieść i zerknąć na powód, dla którego przestał, ale Reggie mnie wyprzedził. Splótł nasze dłonie ze sobą i docisnął mocno do materaca, a jego twarz znalazła się tuż przed moją.

Rumiane policzki. Roztrzepane, czarne włosy. Opuchnięte od pocałunków usta. Pełen pożądania wzrok. Chyba nigdy nie wyglądał lepiej.

— Willow.

Zadrżałam przez zachrypniętą nutkę w jego głosie.

— Hm?

— Co ty, do cholery, masz na sobie?

Niewinnie zerknęłam na opuszczone ramiączko sukienki. Przez nadmiar doznań nawet nie poczułam, że je zsunął. Tym samym odkrył bordowy kolor pod spodem.

— Eeeem... nadal sukienkę jak widać. Ale myślałam, że to ty się nią zajmiesz, a nie będziesz pytał mnie.

Regulus nie zareagował na mój zaczepny ton. Uważnym spojrzeniem zjechał na mój dekolt, gdzie czerwona koronka musiała być chyba bardziej widoczna. Ciężko powiedzieć, bo nie pozwalał mi się podnieść.

— Tego szukałaś z Brooksem w tamtym sklepie?

— No... cholera, nienawidzę go... Archie mnie tam zaciągnął, przysięgam, sama bym tam nie poszła, słowo daję, ale ciągle gadał, że robi ci przysługę i bardzo ci się spodoba, ale jeśli nie to...

Uciszył mnie pocałunkiem. Bez zastanowienia się temu poddałam. Przez ilość słów, jaką z siebie wyrzuciłam, nieco brakowało mi powietrza, ale trudno. Mogłam się udusić. Dla jego ust było warto.

Niestety Regulus szybko się odsunął. Na jego ustach czaił się drapieżny uśmiech.

— Bardzo mi się podoba. Ale jeszcze lepiej niż na tobie będzie wyglądać na podłodze — znów schował twarz w mojej szyi, znacząc ją drobnymi pocałunkami. — I jeszcze jedno. Wolałbym, żebyś nie wypowiadała imienia innego chłopaka, kiedy leżysz w łóżku pode mną.

Słodki Merlinie.

Mój wewnętrzny poddymiacz krzyczał, abym dla beki rzuciła imieniem Syriusza, ale ta myśl wraz z wszystkimi innymi rozpłynęła się w powietrzu, gdy Regulus puścił moje dłonie, aby zająć się ściągnięciem ze mnie sukienki.

Specjalnie z niczym się nie spieszył, wykonując wszystkie ruchy tak wolno i zmysłowo, bo wiedział, że doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Tak upierdliwe radził sobie z tą sukienką, że miałam ochotę sama ją ściągnąć. Wywracałam oczy do góry i wzdychałam niecierpliwie, co Regulusa dziwnie bawiło. Ciągle się ze mnie śmiał, gdy akurat nie całował mojego ciała.

Wreszcie sukienka wylądowała na podłodze. Regulus wyprostował się i obejrzał mnie sobie z góry. Znajdowałam się pomiędzy jego nogami, więc nie miałam szans na ucieczkę. Ale nie chciałam uciekać. Jego pociemniałe oczy jasno mówiły, że podobał mu się widok, który miał przed sobą, więc zdecydowanie wolałam zostać na swoim miejscu.

— Piękna.

Powiedział to z takim uwielbieniem, że nie zamierzałam w to wątpić.

Ciężar spadł z mojego serca. Jednak nie zniknął całkiem, tylko przeniósł się na brzuch i niżej, gdy chłopak ponownie się pochylił i zaczął wodzić nosem po mojej żuchwie.

— Myślałam, że ci się nie będzie podobać.

— A to dlaczego?

— Bo ostatnio, gdy miałam na sobie coś czerwonego, stwierdziłeś, że wyglądam jak rzygi gryfa?

Regulus parsknął śmiechem w moją szyję, wywołując u mnie gęsią skórkę. Zrównał się ze mną twarzą. Równocześnie knykciami dłoni jeździł po moich nagich już talii oraz biodrach.

— Powiedziałem tak, żeby oszukać samego siebie, że wcale już wtedy mi się nie podobałaś. Tak naprawdę wyglądałaś cholernie dobrze w tej sukience.

To śmieszne, że zarumieniłam się z powodu jego słów w momencie, gdy leżałam pod nim w skąpej bieliźnie i miałam inne powody do wstydu.

— Do tego jest mała różnica pomiędzy tym dniem a tamtym.

— Niby jaka?

— W tej sukience widzieli cię wszyscy na tej żałosnej imprezie. Teraz mam cię całą dla siebie i nikt nie będzie cię oglądać oprócz mnie.

— Skąd ta pewność? — rzecz jasna nie miałam w planach rozbierać się przed kimkolwiek innym, ale chciałam zmyć z jego twarzy ten pewny siebie uśmieszek.

Regulus uśmiechnął się szerzej. Zniżył się do takiej odległości, że nasze usta ocierały się o siebie, ale to nie było to, czego pragnęłam. Nie dał mi się nawet podnieść, gdy próbowałam go pocałować.

— Bo nikomu na to nie pozwolę. Poza tym, zaraz i tak się tego pozbędziemy

— Więc może skończ gadać i zacznij działać?

Nie musiałam dwa razy powtarzać. Natychmiast zaatakował moje usta swoimi, od razu podporządkowując sobie mój język oraz całą mnie. Wraz z pocałunkami gorączkowe stały się nasze ruchy. W pokraczny sposób ściągnęłam z niego koszulę. Reggie nie był już taki chętny do zabawy paseczkami oraz ramiączkami mojego stanika i po prostu się go pozbył. Zanim uciekł uwagą do moich piersi, oplotłam go ciasno za kark i zarzuciłam mu nogę na plecy, aby być możliwie jak najbliżej niego, wciskając mu w usta ostatni głęboki pocałunek.

Odrzuciłam głowę do tyłu i wplątałam palce w czarne loki, gdy Regulus zasypywał pocałunkami mój dekolt. Każde muśnięcie jego ust wyrywało z moich jęk. Pulsowanie mojego ciała powoli zaczynało boleć. Potrzebowałam go. A gdy Reggie skupił usta na nabrzmiałym sutku, wygięłam się w łuk, stwierdzając, że już dłużej nie wytrzymam. Pożądanie rozrywało mnie od środka.

— Reggie... proszę...

— Musisz dać mi się nacieszyć, słodka. Zbyt często śniłem o tej chwili i wciąż nie wiem, czy to czasem znów nie sen.

Mruknęłam sfrustrowana i uniosłam się nieco, aby jakoś go zachęcić. Podziałało. Wybrzuszenie w miejscu jego krocza, o które obtarłam się swoim, świadczyło o tym, że był mnie równie spragniony co ja jego. Na mój ruch zassał głośno powietrze i ścisnął mocno moje udo. Pomimo tego nie ściągnął spodni. Zamiast tego zaczął schodzić pocałunkami coraz to niżej. Poprzez brzuch, biodra i aż po uda, gdzie się zatrzymał.

Ledwo nabierając oddech, zacisnęłam dłonie na pościeli, gdy odarł mnie z ostatniej części garderoby. Byłam już całkowicie naga. Do mojego mózgu ledwo co to dotarło. Nie zdążyłam nawet poudawać nieśmiałej i niedostępnej, gdy Regulus chuchnął na moje wrażliwe miejsce, a następnie pocałował.

— Na brodę Merlinie... — wyszeptałam, odpływając nieco. Moje serce tego nie wytrzymywało.

— Lepiej dla niego, aby na jakiś czas odwrócił wzrok.

Bez dłuższego przedłużania przywarł do mnie ustami, dając mi wreszcie to, czego pragnęłam od początku.

To było coś niezwykłego. Miałam już podobne doświadczenia za sobą, ale z nim czułam się, jakbym przeżywała swój pierwszy raz. Z początku Regulus był niezwykle ostrożny i delikatny. Badał, jak na to zareaguję i czy mi się podoba. A podobało mi się bardzo. Chyba było to po mnie widać, bo chwilę później ruchy jego języka stały się odważniejsze, przez co dostałam świra.

Wykręcałam się z rozkoszy i drżałam jak na mrozie, choć temperatura naszych ciał biła o głowę największe letnie upały. Regulus zaciskał dłonie na moich biodrach i przytrzymywał mnie w miejscu. Nie odsunął się ode mnie ani na sekundę. Choć totalnie utrudniałam mu robotę, dawał sobie radę. Ale gdy do języka dołączył palce, z głośnym jękiem szarpnęłam go za włosy i wtedy przerwał, aby odetchnąć.

Oddychałam ciężko, czując zbierające się we mnie spełnienie. Rosło i rosło, rozpychało mnie od środka, szukając dla siebie więcej miejsca. Opóźniałam jego wybuch jak tylko się dało. Chciałam przedłużyć tą chwilę do maksimum. Gryzłam wargę do krwi i zaciskałam mocno oczy. Ale przyjemność, którą dawał mi Reggie, była zbyt wielka. Szczególnie gdy przyspieszył ruchy swoich palców, lekko je we mnie zginając, gdy ja się na nich zacisnęłam. Wtedy wybuchłam.

Doszłam z jego imieniem na ustach. Powtarzałam je jak zaklęcie, bo nie dawałam już rady być cicho. Skurcze powykręcały mnie w każdą możliwą stronę. Wiszące nad łóżkiem lampki w moich oczach przeobraziły się w gwiazdy, których przy nim sięgnęłam. Czułam się jak w niebie.

Regulus jeszcze przez moment wbijał we mnie palce, dopóki zupełnie nie opadłam z sił. Ostatni raz zassał moją łechtaczkę, a potem wrócił na wysokość mojej twarzy i mnie pocałował. Krótko i żarliwie. Z moim orgazmem na języku.

— Willow... — mruknął w moje usta. Jego pociemniałe oczy migotały od pożądania.

— Biorę eliksir — zapewniłam go.

O to mu chodziło. W ekspresowym tempie pozbył się spodni oraz bokserek, czemu przyglądałam się z wypiekami na twarzy oraz oczekiwaniem. Byłam na niego gotowa. Tu i teraz. Jak najszybciej. Pragnęłam go jak gofrów kilka dni wcześniej. A wiadomo, że miałam na nie cholerną ochotę.

Jednak gdy Reggie ponownie nade mną zawisnął, wyczułam w nim dziwne zawahanie. Odgarnął moje wilgotne od potu włosy z twarzy, zanim popatrzył z uwagą w moje oczy.

— Chcesz tego?

Moje serce zabiło szybciej. Nie sądziłam, żebym mogła przepaść dla niego jeszcze bardziej.

— Myślisz, że na co dzień ubieram takie majtki?

— Nie odpowiadaj. Będę codziennie sprawdzał sam — błysnął zębami w uśmiechu. Dźgnęłam go w bark. — Ale jesteś tego pewna?

Z uśmiechem owinęłam ręce wokół jego szyi i przyciągnęłam go bliżej.

— Ciebie jestem pewna, Reggie. — uśmiechnął się po tym, jak cmoknęłam go krótko w usta. — Dlatego do roboty.

Prychnął kpiąco na ten tekst. Uśmiech satysfakcji nie zdążył pojawić się na mojej twarzy, gdy Regulus wszedł we mnie głęboko, nie dając mi szans się do niego przyzwyczaić. Od razu zaczął się poruszać. Dalej dokuczały mi skurcze po pierwszym orgazmie, a ja już czułam zalążek drugiego. Jęknęłam na to znane mi uczucie wypełnienia. Kolejne moje dźwięki ginęły w jego ustach, gdy brunet ponownie zaatakował nimi moje. Ruchy jego bioder z początku były płynne, ale z każdą sekundą stawały się szybsze oraz bardziej chaotyczne. Ściany słuchały dźwięku obijania się naszych spoconych ciał. Światło jeszcze bardziej przygasło, jakby zasłoniło oczy. W pewnym momencie zarzuciłam mu nogę na biodra, za którą chwycił jedną ręką, dzięki czemu czułam go jeszcze głębiej.

Swoje dłonie wplątałam w jego ciemne loki, za które desperacko pociągałam. Wiedziałam, że mu się to podobało. Regulus drugą dłonią ściskał za moją pierś, do której po chwili podążył ustami, pokonując drogę przez moją żuchwę, szyję oraz obojczyk. Podgryzał i zasysał moją skórę, równocześnie wypełniając mnie kolejnymi pchnięciami. Wzdychałam i jęczałam z rozkoszy. Paznokciami rysowałam skórę na jego plecach. Spełnienie tym razem rosło we mnie dwa razy szybciej niż za pierwszym razem, a ja znów je hamowałam, chcąc poczekać na Reggiego.

— Nie powstrzymuj się — szepnął drżącym głosem, czując mój opór.

W tym samym momencie wykonał najmocniejsze pchnięcie. Krzyknęłam, widząc przed oczami pokaz fajerwerek. Szybko zastąpiły go moje ukochane zielone oczy, gdy Regulus wpił się w moje usta. Uciszał moje jęki i pracował biodrami jeszcze szybciej, gdy ja prawie tam płakałam, szczytując. Osiągnął spełnienie niedługo po mnie, zalewając mnie ciepłem od środka.

Reggie pozostał w takiej pozycji jeszcze przez moment, po którym wyszedł ze mnie i opadł na poduszki obok. Natychmiast poczułam podmuch chłodu, który wręcz parzył moje rozgrzane ciało, ale Reggie szybko okrył nas oboje kołdrą. Przyciągnął mnie do siebie ramieniem, które zostało już na mojej nagiej talii.

Czułam, że mi się przyglądał, podczas gdy ja wgapiałam się w sufit, walcząc z urywanym oddechem i napieprzającym jak młot sercem.

— Willie, jak się czujesz?

Pozbierałam szybko mózg do kupy, bo był w rozsypce po tym, co się przed chwilą zadziało i odwróciłam się do chłopaka. Regulus patrzył na mnie z troską wymalowaną na twarzy.

— Ja pierdolę — rzuciłam zdyszana, oblizując obolałe usta. — To było... wow! Czemu... zaczęliśmy... robić to... tak późno? Możemy... jeszcze raz?

Na moje słowa Ślizgon głośno się zaśmiał. Uwielbiałam jego śmiech, uważałam go za piękną melodię, ale wtedy nieco mnie zirytował. Pytałam na poważnie, a on się śmiał.

— Zwolnij trochę, sportsmenko — znów odgarnął mi włosy z twarzy. — Najpierw złap oddech. Jak ty sobie radzisz na schodach?

— Nie radzę sobie — skrzywiłam się.

Regulus ponownie wybuchł śmiechem. Przytuliłam się do jego ciepłego i delikatnie lepkiego od potu ciała, tym samym coś zauważając. Z dziecięcą radochą przyjrzałam się swojej bransoletce, którą dostałam od niego, a potem podstawiłam mu ją pod sam nos.

— Popatrz! Zmienił kolor! — zawołałam z ekscytacją, patrząc zaczarowana na magiczny kamień. — Kamień zmienił kolor!

Wcześniej przypominał kolorem połyskującą metalicznie mgłę. W tamtym jednak momencie przybrał tak intensywną barwę czerwieni, że żaden kwiat na tym świecie nie miał podobnej. Nie był jednolity. W środku kolor zdecydowanie był najciemniejszy, by blednąć w kierunku brzegów. Ładnie wyglądał na tle mojej oliwkowej skóry.

— Na tym to polega, Willie.

— Jest taki ładny. Myślisz, że to bardziej karmazyn czy truskawka? A może mak?

— Ale co?

— No jaki to kolor, Reggie?

Zastanowił się dłuższą chwilę. Gdy nie doczekałam się odpowiedzi, zdecydowałam się na niego zerknąć. Problem był w tym, że wcale nie patrzył na bransoletkę z kamieniem, tylko na mnie.

— Ma kolor twoich rumieńców. I trochę tej bielizny, którą z ciebie zdjąłem. Przypomina też kolor twoich ust, które znów zamierzam pocałować.

Jak powiedział, tak zrobił. To i o wiele więcej. Chyba uznał, że dość już odpoczęłam i byłam gotowa na drugą rundę.

A potem następną.

I następną.

Nie ograniczaliśmy się. Byliśmy młodzi, pełni energii oraz kreatywni co do pozycji oraz miejsca, którym nie zawsze było łóżko.

Tak właściwie spodobało nam się tak bardzo, że następnego dnia wcale nie wychodziliśmy z łóżka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top