06 | Impreza u Ślizgonów
— Jeszcze raz. Gdzie?
— Do pokoju wspólnego Slytherinu.
— Aha. Czyli to nie ja jestem głucha, tylko ty pojebana!
Kolejny raz przewróciłam oczami. Choć Nancy narzekała tak już którąś godzinę, to i tak stała w łazience przed lustrem, zakładając swoje srebrne kolczyki. Nie podobał się jej pomysł zaproponowany mi kilka dni wcześniej przez Evana Rosiera. Wyczuwała w tym, jak to ona powiedziała, smród podstępu przygotowany przez nadziane padalce. Jednak jako przyszła reporterka nie zamierzała sobie odpuścić wejścia do paszczy węża. Jak to mawiała jej mama - aby znaleźć perełkę, trzeba czasem było zagłębić się po pachy w gównie trolla.
Ja okupowałam toaletkę w pokoju. Opalona dziewczyna z lustra, której hebanowe włosy lały się wodospadem od jej głowy po piersi spoglądała na mnie z niechęcią. W jej czekoladowych oczach wybijała się odraza do samej siebie. Bo najpierw wpakowała się w bagno, potem zgodziła się na imprezę w siedlisku żmij, a na koniec jeszcze się dla nich wypindrzyła! Niby to była tylko prosta, granatowa sukienka, która potrzebowała mojego półgodzinnego stania przed szafą.
Brzydziłam się dziewczyny z lustra, która była mną.
— Idiotka — szepnęłam.
— Wiesz, że twoje lustrzane ja cię obraża?
Pandora Nightingale siedziała na łóżku ze swoim bulgoczącym kociołkiem przed sobą oraz fretką Timonem na ramieniu. Doskonale widziałam ją w kącie lustra, więc nawet nie musiałam się odwracać. Jej będące zawiązane w niechlujnym koku słoneczne loki i tak z niego wyłaziły, przez co opadały na szerokie - jakby wiecznie przerażone - błękitne oczy.
Lubiłam ją. Była jedną z niewielu osób, dla której kolejny dzień był następną przygodą do przeżycia, a nie krokiem ku śmierci.
Nim zdążyłam się odezwać, wyręczyła mnie w tym Nancy wchodząca do pokoju.
— Ma powód — burknęła. — Ślizgoni! Rowena się musi w grobie przewracać.
— Podobno sama miała romans ze Slytherinem — przypomniałam jej.
— I jak skończyła? Zrobiła fikoła przez barierkę wieży Ravenclawu, gdy ten gad ją zostawił! A tylko przedstaw mi jakiegoś w zielonej szacie, to tak cię pasem po dupie zleje, że ci się odechce amorów!
Nancy naprawdę przesadzała. Ślizgoni mogli się cieszyć złą sławą, ale z pewnością nie wszyscy od razu byli praktykantami czarnej magii i sługami Voldemorta, tak jak to szeptały o nich ściany Hogwartu.
Choć niestety, my szłyśmy na spotkanie, gdzie większość to byli właśnie tacy Ślizgoni.
Wtem drzwi dormitorium otworzyły się, przez które do środka weszła czwarta i zarazem ostatnia jego domowniczka. Clara Morris zatrzymała się w pół kroku na środku pokoju, gdy dostrzegła mnie oraz Nancy. Od razu omiotła nas oceniającym spojrzeniem piwnych tęczówek.
— Wybieracie się gdzieś? — spytała piskliwie.
Na jej pytanie Nancy ponownie zgromiła mnie wzrokiem. Zignorowałam ją, zapinając na nadgarstku bransoletkę z przywieszką psiej łapy. Był to prezent od Syriusza na moje ostatnie urodziny. Miałam w planach dorobić sobie jeszcze księżyc, serek i złotego znicza, odpowiednio dla Remusa, Petera oraz Jamesa, ale ciągle mi to umykało z głowy.
— Na imprezę — odparłam krótko.
Lepiej, żeby szatynka nie wiedziała za dużo. Być może pachniała karmelem i miała słodki głosik, ale to ona pierwsza sięgała po różdżkę, gdy ktoś popchnął ją na korytarzu.
— Oh. Bawcie się dobrze.
Zaraz po tym podeszła do swojego łóżka i z wielkim uśmiechem walnęła się na poduszki. Dziwne zachowanie dziewczyny obudziło moją podejrzliwość. U Nancy widocznie też, bo wymieniła się ze mną zdziwionym spojrzeniem. Tylko Pandora miała to gdzieś. Nucąc coś pod nosem, skupiała się na warzeniu swojego eliksiru, w czym asystował jej Timon.
— Dobrze się czujesz?
— Nie chcesz znać szczegółów?
— Kto tam będzie?
— I czemu cię nie zabieramy?
Wraz z Nancy wypluwałyśmy z siebie pytania szybciej od Petera wsuwającego słodycze. Carla jednak nie śpieszyła się z odpowiedzią. W pewnym momencie tylko machnęła dłonią.
— To już nie ważne — westchnęła rozmarzona. — Zostaję wydana za mąż.
Nagle wszystko stało się jasne. Clara Morris pochodziła z arystokrackiej rodziny, dla której wizerunek oraz kontakty stały na pierwszym miejscu w hierarchii wartości. To dlatego Clara od małego wiedziała, że urodziła się, aby kiedyś zostać błyszczącą ozdóbką dla swojego męża.
Ja nie potrafiłam wyobrazić siebie w tym obrazku. Na pozór pięknym, a za kulisami sztucznym oraz brudnym od kłamstw. Pragnęłam ożenić się z miłości, a nie z decyzji kogoś innego. To moje serce powinno mieć wybór. Dlatego poszłam z rodzicami na układ, że gdybym do końca grudnia mojego siódmego roku nauki nie znalazłabym sobie kandydata na męża, to już w czerwcu miałam ożenić się z kimś, kogo podstawiliby mi rodzice. Tylko tyle udało mi się wywalczyć. Ale to zawsze coś.
Najlepiej miała Nancy. Jej matka była zdradzą żoną, dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby prędzej w sympatii swojej córki widziała kobietę niż faceta.
— Kto jest tym szczęściarzem? — spytała sarkastycznie Nancy.
— Jeszcze nie wiem — Clara przewróciła się z pleców na brzuch i podparła o materac łokciami. — Rodzice zaczęli dopiero rozmowy z jedną z rodzin. Ale mam swoje podejrzenia. Oh, a to naprawdę ciacho...
— Wygląd człowieka nie jest ważny — wtrąciła się Pandora. — Czasem najpiękniejszy owoc potrafi skrywać zgniłe wnętrze. Za to ten paskudny, którego nikt nie chce tknąć, może być najlepszym, czego spróbujemy w swoim życiu.
Na te słowa lekko się uśmiechnęłam. Clara natomiast przewróciła oczami, po czym rzuciła w blondynkę poduszką.
— Gadasz od czapy, Dora. Każdy wie, że bez wyglądu jesteś niczym. I wszyscy od razu widzą cię na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, gdzie żyją wszystkie śmiecie.
Bardzo chciałam się nie zgodzić. Słowa jednak nie mogły przejść mi przez usta, które już i tak zbyt często kłamały. Bo taki był nasz świat. Potrzebował zmian.
— Poza tym, Lovegood jest przystojny. Na swój sposób.
— Nie za wygląd go pokochałam - zaprzeczyła od razu Pandora. Niewinny uśmiech zagościł na jej twarzy. — Przez całe wakacje pisał do mnie wiersze. Oh, jakie piękne wiersze! Napisał ich tyle, że moje serce przestało je w końcu mieścić, więc zwyczajnie mu je oddałam.
— Oklepane.
Piękne. Właśnie w taką miłość pragnęłam wierzyć.
— Musimy się zbierać — powiedziałam zamiast tego w stronę Nancy. Blondynka kiwnęła głową jak nafochany przedszkolach. — Dora, tylko nie wysadź pokoju w powietrze. Siebie też.
Wtedy blondynka uśmiechnęła się zza oparów mikstury.
— Wszystko mam pod kontrolą.
···
Pokój wspólny Slytherinu znajdował się w lochach. Z każdym pokonywanym stopniem robiło się coraz chłodniej, a obawy mocniej i mocniej zaciskały się na moim sercu jak diabelskie sidła. Po drodze jeszcze zatrzymałyśmy się przed wejściem do pokoju Puchonów, czyli stosie beczek. Na jednej z nich siedział Archie, który zaczął nam wygrażać palcem.
— Będę obserwować. Jeśli równo o dziesiątej nie zobaczę was na korytarzu, to dzwonię po psy. Syriusz wystarczy. A teraz idę ochujać Amosa na galeony.
Dwie minuty później już stałyśmy przed kamienną płytą między dwoma płonącymi filarami, z której ze środka patrzyła na nas głowa węża. Problem polegał na tym, że nie wiedziałyśmy, jak mamy wejść. Podparłam się pięściami o boki.
— Jakie może być hasło?
— Nadęte kutasy!
Nic się nie zadziało. Spojrzałam z politowaniem na Nancy, która jedynie wzruszyła ramionami.
— To może...
Nigdy nie skończyłam swojej myśli, bo nagle ściana zaczęła się przesuwać. Grunt lekko zadrżał, podobnie jak ja, kiedy jeszcze nie widziałam twarzy gospodarza. Odetchnęłam jednak z ulgą na widok Evana. Był jedną z niewielu osób, której obecność nie gryzła mnie jak wełniany sweter.
— Wężousty — mówiąc to, spojrzał dobitnie na Nancy. — Słyszałem tamto. Nie wiem jak u reszty, ale mojego jeszcze tak nie nazywano. Ciekawe. Na pewno jest...
— Skończ, zanim cię kopne i grzdyl ci spuchnie.
Evan przepuścił nas i wpuścił do środka. Wspólną cechą Pokojów Ravenclawu oraz Slytherinu była dominacja srebra; u nas łączone z granatem, a u nich ze zgniłą zielenią. Lochy znajdowały się pod jeziorem. Z tego powodu od wilgotnych ścian bił grający na kościach chłód, który uderzał już od wejścia. Z sufitu na łańcuchach huśtały się zielonkawe lampy, kamienną posadzkę zakrywał butelkowy dywan ze srebrnymi wykończeniami; w podobnym stylu zostały zrobione także fotele i kanapy. Jednak największą uwagę przyciągał kominek. Wielki, bogato zdobiony, kuszący ciepłem. Wiedziałam, że jeśli miałam wytrzymać w tej pizgawicy kilka godzin, musiałam dopchać się do kominka.
Co mnie zdziwiło - nie było tam tylko Ślizgonów. Oprócz nich widziałam też mnóstwo Krukonów, parę razy w tłumie mignął mi żółty krawat Hufflepuffu, ale czerwony był wyłącznie płomień w kominku. Taka ilość gości strasznie kłóciła mi się z określeniem małej posiadówki.
— Mała imprezka, tak? — Nancy odczytała moje myśli.
— Nie moja wina, że niektórzy nie przyszli — westchnął smutno Evan. Następnie wepchnął się między mnie a Nancy i położył nam dłonie na plecach. — Ale to nie szkodzi. I tak będziemy się świetnie bawić, drogie panie.
— Weź tą łapę, Rosier.
— Teraz żałuje, że nie położyłem jej niżej.
Potem chłopak przeprowadził nas przez tłum tańczących uczniów prosto do kanap. Musiał dostrzec, że na widok miejsca przy kominku zaświeciły mi się oczy, bo w dwóch krokach doskoczył do Avery'ego i trzepnął go w łeb za to, że chciał tam usiąść. Blondyn za to wylądował na podłodze i po krótkim zastanowieniu już tam został.
Gdy wreszcie ja i Nancy zajęłyśmy miejsce, mogłam przyjrzeć się pozostałym. Kanapy okupowali sami Ślizgoni. Oprócz Evana i Avery'ego byli tam też Lucjusz oraz Narcyza, jak zwykle przyklejeni do siebie, Mulciber rozlewający ognistą do kieliszków oraz Bellatrix, siedząca na fotelu jak królowa na tronie. Dziewczyna od początku świdrowała mnie zamyślonym spojrzeniem, co nieco mnie rozpraszało. Nawet Snape tamtego dnia zamiast książki ściskał w ręku kieliszek.
Dla pewności rozejrzałam się jeszcze dwa razy, ale nie. Nigdzie wśród zebranych nie było Regulusa. A to chyba dla niego tam przyszłam, no nie?
— Reg niedługo dołączy — zapewnił Evan. — On tylko...
Jak na zawołanie najpierw zza pleców usłyszałam przekleństwo, a potem obok Rosiera stanął Regulus Black we własnej osobie. Byłam przygotowana na ponowne zachłyśnięcie się jego obojętnością. To dlatego nieco się zaskoczyłam, gdy spotkałam się z jego pociemniałymi od złości oczami. Przeszedł mnie dreszcz.
— I proszę, nasze słoneczko już jest. Zasłońcie oczy, bo was oślepi.
Brunet szybkim ruchem ściągnął swoją marynarkę i rzucił ją niedbale byle gdzie. Pech chciał, że spadła akurat na Avery'ego. Przez kilka następnym sekund Alvin szamotał się z ubraniem. W końcu jednak udało mu się ją ściągnąć, przy czym strasznie się poczochrał.
— Rany stary, dzięki! Teraz jak się porzygam, to będę miał czym wytrzeć! — rzucił kwaśno. Mimo tych słów, odrzucił ją daleko od siebie.
Pomięta trafiła pod moje nogi. W czasie gdy Regulus, już w samej koszuli oraz opinającej klatę kamizelce, zaczął łazić między kanapami i gderać coś pod nosem, ja podniosłam z ziemi marynarkę i złożyłam ją w kostkę. Zapach starych ksiąg oraz przyprawy korzennej przyjemnie połaskotał mnie w nos. Nie mając jej gdzie odłożyć, została na moich kolanach.
— Ej, uważaj! — Avery szybko zabrał butelkę ognistej whiskey, zanim Regulus ją podeptał. — Pajac! No już, kochanie, już. Jesteś bezpieczna.
— Przestań się wydurniać, kretynie — warknął Lucjusz.
— Wybacz panienko, ale nie zwrócisz na mnie swojej uwagi. Nie stać cię na mnie.
Obok mnie Nancy parsknęła, co ukryła kaszlem. Ja byłam jednak zbyt skupiona na Regulusie, więc nawet nie słuchałam. W pewnej chwili chłopak wyrwał Mulciberowi butelkę z ognistą i walnął się na fotelu, którego ustąpiła mu Bellatrix. Prawie natychmiast golgnął potężnego łyka. Kilka kropel pociekło mu ciurkiem po brodzie i kapnęło na koszulę, przez co dostrzegłam, że ta była nieco rozpięta pod szyją. Z palącymi policzkami uciekłam stamtąd wzrokiem jak najszybciej.
Sama Lestrenge usiadła na podłokietniku tegoż samego fotela. Nie wyglądała na zainteresowaną zachowaniem kuzyna. W przeciwieństwie do mnie.
— Co u ciotuni?
— Zamknij się — warknął Black i wziął kolejnego łyka.
— Co mu jest? — spytałam wreszcie, już trochę zirytowana. Każdy zdawał się być w temacie oprócz mnie i Nancy.
Evan podrapał się po brodzie, widocznie walcząc z uśmiechem.
— Matka chce go ochajtać.
Wtedy powietrze przecięła salwa śmiechu. Pijąca akurat z kieliszka Nancy aż się opluła, na co Lucjusz skrzywił się z obrzydzeniem i podwinął nogi do siebie. Co innego Narcyza, która zaczęła szukać chusteczek. Moja przyjaciółka jednak, zamiast pierw ogarnąć siebie, dźgała mnie łokciem w bok, posyłając mi dobitne spojrzenie. Najpierw myślałam, że jej przywalę. Nie rozumiałam jej intencji. Aż wreszcie mnie olśniło.
Przypomniało mi się, że tamtego dnia już raz słyszałam o jakimś ślubie.
Nie mogąc się powstrzymać, wybuchłam kpiącym śmiechem. Zaraz potem dołączyła do mnie Nancy.
— One czują mój klimat — skomentował zadowolony Avery.
— Chyba nawet znamy twoją wybrankę — wysapała Nancy pomiędzy napadami śmiechu. — Chłopie, współczuję.
— Regulusie, przecież wiedziałeś, że to prędzej czy później nastąpi — westchnęła Narcyza, spoglądając na kuzyna z troską. — Powinieneś zaakceptować to już dawno.
— Będzie weselisko! Pijemy! — krzyknął Avery i golnął łyka.
Czując swędzenie w gardle, sama opróżniłam jeden ze stojących na stoliku kieliszków. Ognista pierw poparzyła mnie od środka, by potem ustąpić miejsca uldze oraz ciepłu.
Regulus nie podzielał jednak radości przyjaciela. Na moment odsunął butelkę od ust, aby uśmiechnąć się złośliwie w stronę kuzynki. Widać było, że alkohol przejmował nad nim kontrolę. Oczy miał czerwone, a skórę lśniącą od potu.
— Twój facet gapi się na nogi naszej nowej koleżanki. Weź tą chusteczkę i wytrzyj mu ślinę z pyska, zamiast mnie pouczać.
— Będzie rozwód! Też pijemy!
Po tych słowach wszyscy - nie licząc Avery'ego - spojrzeli na Malfoya, który z opóźnieniem oderwał wzrok od odkrytych nóg Nancy. Blondynka obok mnie prychnęła. Za to Narcyza nieco przygasła. Może nie pokazała tego na zewnątrz, ale w jej oczach mignął smutek. W pieści moje serce aż zaskomlało na ten widok.
— Nudzicie mnie — westchnęła Bellatrix. Jednak wystarczyła chwila, aby złośliwy błysk poderwał jej usta do uśmiechu. — Bones, powiedz mi. Kiedy twoja matka przestanie oczerniać nasze rodziny w prasie? Lepiej! Może jesteś tu, aby dla niej szpiegować?
Wtem wzrok wszystkich padł w naszą stronę. Wyczułam, że Nancy wyraźnie się spięła. Odruchowo złapałam ją za rękę, którą zaciskała do zbielenia skóry. Jej kontakty z matką nie malowały się kolorowo, dlatego samo wspomnienie o niej irytowało dziewczynę. Bellatrix widocznie to bawiło. Jednak bałam się, że skoro Black bezmyślnie rzuciła takim oskarżeniem w kierunku Nancy, to ona odrzuci jej zaklęciem.
Również Evan wyczuł chyba smród bomby, która chowała się i tliła w Nancy. I to on pierwszy postanowił zareagować.
— Bella, nie strasz moich gości. Nie wystarczy ci, że biedny Rudolfa krzyczy za każdym razem, gdy się obok ciebie obudzi w nocy?
Policzki starszej z sióstr Black zaróżowiły się. I choć para uciekała jej nosem jak u smoka, ta nie odpowiedziała nic na słowa Rosiera. Ten zaś, przechodząc między kanapami i próbując nie zadeptać Avery'ego, wyciągnął do Nancy dłoń i uśmiechnął się szelmowsko.
— Chodź. Zrobię ci takiego drinka, po którym może nawet ze mną zatańczysz.
— Wątpię — mimo tego przyjęła jego pomoc i wstała. Evan wyszczerzył ząbki.
— Poczekaj. Kiedy zobaczysz moje ruchy, to nawet na wesele Rega ze mną pójdziesz.
— Spierdalaj! — krzyknął Regulus za nimi.
Gdy Nancy i jej długie nogi zniknęły nam z zasięgu wzroku, Lucjusz prychnął i walnął kielicha.
— Chce zaruchać.
W tamtym momencie poczułam się dość niekomfortowo. Do tej pory miałam przy sobie wsparcie Nancy, ale gdy ta zniknęła, poczułam się naga i bezbronna. Jak to pisklę, które z każdej strony zostało otoczone przez żmije.
Na moje szczęście, Narcyza musiała to wyczuć. Choć smutek dalej wisiał nad nią jak deszczowa chmura, ona uśmiechnęła się w moją stronę niczym słońce.
— Twoi rodzice na jakimś bankiecie wspomnieli kiedyś, że grasz na fortepianie — przed kolejnymi słowami zerknęła na upijającego się Blacka. — Regulus też próbował. Ale szybko się poddał. A tak lubiłam słuchać jego gry.
Zaskoczona uniosłam brwi. Choć ciężko mi było wyobrazić sobie postać Blacka przy fortepianie, tak potrafiłam to już zrobić z jego kościstymi palcami na klawiszach. Gra zwykle odzwierciedlała uczucia oraz myśli artysty, których nie potrafił lub nie mógł wyrazić poprzez słowa. Była głosem duszy. To dlatego często grałam spokojne nuty, bo może życie dotychczas było nudne i w miarę spełnione. Ciekawiło mnie więc, co mówiła dusza chłopaka.
Do Regulusa pasowały mi same smutne melodie.
W tej samej chwili Regulus uniósł pustą już butelkę pod światło. Samodzielnie wydoił pół litra, a po grymasie na jego ustach poznałam, że to była za mało. Rzucił ją więc w kąt jak wcześniej marynarkę i wstał z fotela, na który z powrotem opadła Bellatrix.
— Avery...
— Stolik przy schodach. Nie musisz dziękować, skarbie.
Z Averym było już chyba bardzo źle. Nikt się jednak tym nie przejął.
Przyglądałam się z zażenowaniem, jak Regulus chwiejnym krokiem znika w tłumie. Długo walczyłam z samą sobą. Rozum kazał mi siedzieć na dupie, gdzie ciepło i bezpiecznie, ale miałam za to zbyt wrażliwe serce. To dlatego zauważywszy, że jego przyjaciele mieli go w dupie, wstałam i poszłam za nim, zabierając przy tym marynarkę.
Znalazłam go dopiero kilka minut później. Przy stoliku obok schodów, tak jak mówił Avery. Po drodze zebrałam parę siniaków, a obcy Ślizgon próbował mnie zaciągnąć do tańca, który nie rozumiał słowa nie, ale brzdęka w nos już tak. Sam Black stał do mnie plecami. Chyba próbował nalać sobie wódki do kieliszka od szampana, więcej rozlewając, niżeli wlewając. Pomijając, że chwilę wcześniej pił z gwinta, kiedy to miał gdzieś kulturę osobistą.
Przewróciłam oczami, po czym popukałam go w ramię.
— Avery, bo ciebie puknę. Nie mam ochoty na twoje żarty puk-puk.
Avery znał takie żarty? W jednej chwili zapragnęłam wrócić do kanap i spędzić większość wieczoru z blondynem i butelką na słuchaniu żartów puk-puk.
— Puk-puk, nie będę rozmawiać z twoją dupą, więc się łaskawie odwróć.
Chyba się mnie tam faktycznie nie spodziewał, bo odwrócił się z taką siłą, że zawartość jego kieliszka wystrzeliła w górę, po czym nas ochlapała. Zniesmaczona wytarłam kropelkę z policzka jego marynarką. Regulus natomiast przeczesał palcami włosy, niszcząc tym samym ich ład i na moment odbierając mi mowę.
W końcu strzeliłam sobie mentalnie w pysk. Weź się w garść!
— Następnym razem wystarczy zwykłe cześć — parsknęłam, na co Regulus przewrócił oczami.
— Nie jestem w humorze.
— Też mi nowość... — mruknęłam pod nosem. W tym czasie chłopak odwrócił się i zaczął znów napełniać kieliszek. — Nie wystarczy ci już?
— Sprzedano mnie jak dziwkę na targu — zaśmiał się sucho. Później znów się odwrócił, a jego mętne od alkoholu oczy spojrzały na mnie bez emocji. — Mam prawo chociaż się upić. Może trafi mnie szlag i nie będę musiał znosić Morris do usranej śmierci.
— Kup sobie fretkę. Zobaczysz, że wtedy będzie się trzymać swojej części łóżka.
To był chyba jedyny plus Timona. Clara przeraźliwie się go bała, ale go tolerowała, dopóki ten trzymał się z dala od jej szafy oraz łóżka.
Być może mi się przewidziało, ale mogłam przysiąc, że na krótką chwilę Regulus się uśmiechnął. To było zaledwie drgnięcie jego ust. Ale pierwszy raz było to szczere. Nie kpiące ani sztuczne. Prawdziwe.
Ten uśmiech tak mi się spodobał, że zapragnęłam zobaczyć go jeszcze raz.
— Głowa do góry. Jeszcze nic nie jest pewne, nie? — mówiąc to, sama zaczęłam sobie nalewać ognistą do kieliszka. — Ty się dopiero dowiedziałeś. Clara nawet nie wie, do jakiej chorej rodzinki chce się wtranżolić. Może da się to jeszcze odkręcić.
— Nie sądzę. Moja matka ma już zastawę dla przyszłej synowej.
— Bo jeszcze jej nie poznała. Gdy to się stanie, prędzej odda ją skrzatom domowym niż Clarze.
I znowu to się stało. Usta Regulusa ponownie wygięły się w uśmiechu, tym razem dłużej niż ostatnio. Miał naprawdę ładny uśmiech. Taki nieśmiały i niewinny. Widząc go, sama nie mogłam się nie uśmiechnąć.
— Wiesz co, napijmy się — uniosłam wysoko kieliszek. — Za początek nowej znajomości.
Regulus chwilę mierzył mnie spojrzeniem, aż w końcu stuknął swoim kieliszkiem o mój. Pierwszy raz od początku imprezy widziałam go takiego rozluźnionego. I podobało mi się, że czuł się tak dopiero w moim towarzystwie.
Bo mnie też było przyjemnie lekko na sercu.
Zanim jednak upiłam łyk, uśmiechnęłam się zaczepnie do Ślizgona.
— Wypijmy też za twoją przyszłą żonkę.
— Zamknij się.
— Ale ja tylko...
— Nie. Jesteś bardziej znośna, kiedy nic nie mówisz.
···
a/n: a miałam się uczyć matmy i historii XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top