Tajemniczy przybysz
Nagle spoza pokoju dało się usłyszeć krzyki i dźwięk tłuczonego szkła. Obydwoje wyszli z pomieszczenia by się rozejrzeć. Przez korytarz przebiegł Lust wraz z Fellem, a za nimi biegł dziwy stwór o głowie krokodyla, tułowiu lwa i zadzie hipopotama. Beatrice cicho zawołała bestię, która posłusznie do niej podeszła. Pogładziła ją po głowie pokrytej łuskami po czym spojrzała na przychodzącą Marię.
-Gdzie są te dwa łotry?! – warknęła pełna negatywnej energii.
-A co się stało? – przerwała jej Beatrice – Zrobili coś złego?
-Czy zrobili?! Pozbyli się połowy zapasów wina! Ja się dziwię, że oni w ogóle mogą chodzić.
-Pan Anu nie będzie zadowolony jak się dowie.
-Jemu to nawet na zdrowie wyjdzie. I nie, nie obchodzi mnie, że wino mu nie szkodzi. Gdyby żył już od dawna miał by problem.
-Jest alkoholikiem? – zapytał z zaciekawieniem Ink spoglądając na obydwie dziewczyny.
-Trudno to tak nazwać, ale to prawda, że lubi sobie popić. Powinien się nauczyć, że jego świat się nie zawalił i nie topić wszystkiego w winie! A teraz przepraszam, ale mam coś do załatwienia. Ammat poszukaj tych łotrów.
Dziwna bestia mruknęła po czym zabrała się za węszenie. Kiedy złapała trop ruszyła przed siebie tak samo jak zdenerwowana Maria. Zarówno Beatrice jak i Ink zaśmiali się obserwując poczynania drapieżników i ich ofiar.
~~~
Geno opuścił zgiełk panujący w domu i pokierował się do dwójki strażników poza domem. Z początku nie byli zbyt skorzy do rozmów, ale po dłuższym czasie obydwaj Egipcjanie zaczęli kontaktować się ze sporo niższym szkieletem. Karim i Shada. Dwójka braci o szakalich łbach przekonała się, a wręcz polubiła Geno, który mimo młodego wieku względem nich zachowywał się jak przystało.
-Tak z ciekawości. – zagadał w pewnym momencie Geno – Czy naprawdę nikt nie odwiedza Anu?
-Bardzo rzadko spotyka się z innymi ogniwami. – powiedział Karim – Nie tolerują się zbytnio jako bracia.
-Anu ma braci? – zawołał zaskoczony Geno wgapiając się w Karima.
-To nie są jego bracia. – przerwał drugi rodzeństwa – Jeden z nich często tak o nich mówi, tak naprawdę są jedną i tą samą osobą z różnych AU.
-Czyli każdy z nich jest Sansem? A co z Papyrusem, Undyne, czy Toriel?
Obydwaj spuścili łby. Geno od razu zrozumiał tę wymowną ciszę. Również zamilczał i zaczął wpatrywać się w ziemię. Z ciszy wyrwał ich głos wydobywający się z ciemności przed pałacem. Obydwaj strażnicy stanęli gotowi do waliki. Szybko jednak się uspokoili. Ich oczom ukazał się szkielet w kapturze z trzema znamionami na twarzy. Na swoim ramieniu trzymał Anu pod postacią demona. Rzucił nim jak workiem kartofli po czym splunął i spojrzał nienawistnie na ledwo ruszający się szkielet. Geno chciał podejść jednak strażnicy go zatrzymali.
-Doskonale wiedziałeś, że ten cyrograf mogłeś załatwić w inny sposób. – zaśmiał się – Doskonale wiedziałeś, że to był kiepski pomysł by z nim rozmawiać w cztery oczodoły. Jego nienawiść... Mógłbym się nią karmić godzinami. Masz szczęście, że mnie spotkałeś tępy kundlu.
-Zamknij. Się. Ty. Nienawistna. Żmijo. – wydukał Anu dalej nie mogąc wstać z ziemi.
Chłopak tylko się zaśmiał po czym rozpłynął się w ciemności. Kiedy obydwaj strażnicy upewnili się, że tajemniczy przybysz odszedł przepuścili Geno, a sami zawołali służbę. Anu próbował się ruszyć jednak był strasznie pokiereszowany. Ostatecznie poddał się i zamknął oczodoły.
~~~
Obudził się leżąc w swoim łóżku. Był w swojej normalnej formie, jednak doskwierający ból uświadomił mu, że to nie był sen. Ucieszyło go to zważając na to, że naprawdę poznał swoich gości. Jednak martwiło go to, że będą mogli mieć wiele pytań, na które nie koniecznie chce odpowiadać. Wstał z łóżka i pokierował się na dół ignorując ból. Na dole siedzieli jego towarzysze. Przywitał się jak gdyby nigdy nic. Ku jego zaskoczeniu Lust podbiegł do niego i go przytulił.
-Emmm... Coś się stało?
-Nie ruszałeś się, myślałem, że już nie wstaniesz! – wszyscy przyglądali się tej scenie z zaskoczeniem, jednak szybko dotarło do nich o co chodzi – Myślałem, że już nigdy nie uda mi się ciebie zaliczyć!
-Puszczaj. Mnie. Zboczeńcu. – powiedział patrząc się zdenerwowany na przytulający go szkielet.
Lust szybko się odsunął i wymamrotał coś, nikt jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Byli bardziej zainteresowani Anu, w którego wpatrywali się wyczekująco. Szkielet westchnął i zrezygnowany posłał im szybką piłkę.
-Jak macie pytania to pytajcie, no chyba – zerknął na swoją służbę i uśmiechnął się do nich – że już wiecie o mnie co nie co.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top