Kto umie władać panem?

Pięści piątki szkieletów zacisnęły się. Byli gotowi walczyć jeśli sytuacja będzie tego wymagać. Anu spojrzał na nich zaniepokojony. Przecież nie chciał im zrobić krzywdy. To miał być żart, ale najwidoczniej nikt nie rozumie tego w taki sposób jak on. Pierwszy jak z automatu zaatakował Fell. Anu szybko omijał jego ataki nie zmieniając wyrazu twarzy. Kiedy reszta szkieletów również zbierała się do ataku westchnął. Zagwizdał jakąś nutę po czym w jego ręce pojawił się miecz wbił go w podłogę i mocno się złapał.

-Cerber daj głos. – zawołał donośnie.

Jak nie rykło! Cały dom zaczął się trząść jak podczas trzęsienia ziemi. Pięcioro jego przeciwników upadło na plecy starając się przy tym zasłonić uszy. Kiedy wszystko zaczęło się uspokajać chłopak wstał i wyjął miecz z desek.

-Dobry pies. – powiedział i pogłaskał miejsce roztrzaskanych desek – Przepraszam za to.

Anu rozejrzał się do o koła. Szkielety powoli wstawały z podłogi otrzepując się przy tym z kurzu. Pan domu odetchnął z ulgą, że nikomu nic się nie stało i odesłał swój miecz, który znikną pod postacią cienia. Spojrzał na nich i już miał coś powiedzieć kiedy ktoś rzucił w niego doniczką. Pogładził się po bolącym miejscu i spojrzał w miejsce celującego tak samo jak reszta szkieletów. Stała tam kobieta, również służąca , której odzienie było oblane jakąś cieczą. Wściekła podeszła do Anu i spojrzała na niego z góry i to dosłownie.

-Panie Anu powinien pan być bardziej ostrożny. Teraz my będziemy musiały to sprzątać podczas gdy ty będziesz zajmował się swoimi gośćmi. Wie pan ile szkła, ceramiki i innych cennych przedmiotów, nie mówiąc już o samym budynku zostało zniszczonych? To nie są małe pieniądze, a to, że jesteś-

-Maria... - próbował jej przerwać zażenowany Anu, ale to nie działało.

-Jeszcze nie skończyłam! To że jesteś obrońcą bramy śmierci i naszym panem nie oznacza, że masz się tak zachowywać.

-Mario ja...

-Nie przerywaj mi! Jesteś dorosłym mężczyzną powinieneś wiedzieć jak powinno się zachowywać. Nie mogłeś ich wyzwać na pojedynek poza domem lub chodziarz wezwać Ammata. Straty były by mniejsze i...

-I nie musiałbym słuchać tego kazania... - wymamrotał.

-Słucham?!

-Mówię, że bardzo dobrze mówisz jak skończę z naszymi gośćmi to pomogę wam sprzątać.

-Nie jak skończysz. Teraz!

-Oczywiście, oczywiście już się za to zabieram.

Kobieta gestem ręki pokazała, że będzie go mieć na oku. Kiedy wyszła z pokoju Anu spojrzał po szkieletach przyglądających całej sytuacji to z zażenowaniem to z rozbawianiem. Anu westchnął przybity i spojrzał w kierunku okna. Szybko się ożywił i podbiegł do niego. Kiedy je otworzył gestem ręki nakazał iść za sobą. Dość nie pewnie patrzyli na kogoś kto zablokował im moce, jednak znów rozległ się głos Marii.

-Weź swoich gości do pomocy! Jakby nie patrzeć oni też są winni temu bajzlowi!

-Oczywiście! – zaczął nalegać gestem ręki by szybko wyskakiwali.

Tym razem posłuchali się bez większego namysłu. Wyskoczyli na cmentarz. Anu będąc blisko ściany zaczął biec na tyły domu. Nowo przybyłe szkielety nie rozumiały zbytnio dlaczego biegnie tak pewnie. Przecież do o koła był mrok i nawet mieszkanie to przez długi czas nie mogło by sprawić by czuć się tu tak swojo. Kiedy byli już na samych tyłach domu Anu przykucnął przy nagrobkach gdzie niedawno został ktoś pochowany. Zaczął mówić słowa w nieznanym dla reszty dialekcie, a jego oczy złote oczy wydawały się mocniej błyszczeć. Z trzech grobów wyszły duchy koni. Wsiadł na jednego z nich i nakazał to samo reszcie. Nie byli do końca przekonani, ale to zrobili. Ink dosiadł się na wierzchowca Anu, Geno i Fell wsiedli na drugiego, a Lust i Lun na ostatniego.

-Czekaj co ty kombinujesz? – zapytał Ink patrząc w ciemność.

-Spokojnie, zaufaj tym maluchom. One doskonale wiedzą gdzie jechać. Wio! – zawołał i spiął mocno konia.

Wszystkie konie ruszyły przed siebie. Po przebyciu bezkresnej ciemności zeszli z nich i zatrzymali się na małym skrawku gruntu. Anu wydawał się zachwycać widokiem, kiedy spojrzał na zdezorientowanych towarzyszy. Zaśmiał się nerwowo i pstryknął palcami. W tym momencie okazał im się teren bezkresnej pustki, w której lewitowały pojedyncze wyspy. Na każdej z nich dało się zauważyć nagrobki i martwe rośliny. Jednak spływające wodospady zapierały wdech w piersiach. Właśnie stali przy ogromnym jeziorze z którego zwierzęta zaczęły pić wodę. Anu usiadł na brzegu i wpatrywał się w przestrzeń.

-Tak ogółem... - zaczął lekko zarumieniony – Wiem, że to dość dziwna prośba, ale może chcielibyście zostać u mnie jakiś czas? Mam dużo wolnych pokoi i naprawdę by było wam tu dobrze. Nie będę was tu trzymał cały czas, wiem jak to jest gdy nagle cały świat ci się zawala z powodu zachcianki jakiegoś dupka. Po prostu, rzadko kiedy mam okazję porozmawiać z kimś kto nie ma wobec mnie żadnych zobowiązań.

-Jakich zobowiązań? – zapytał Lun siadając obok Anu.

-No bo widzicie. Te wszystkie kobiety są tutaj na mocy zawarcia ze mną cyrografu. Chciały ochronić swoich ukochanych przed objęciami śmierci. Podobnie strażnicy.

-To chyba musi być smutne? Widok śmierci i w ogóle? – zapytał niepewnie Ink dosiadając się razem z Geno.

-To znaczy śmierć jako czynność to coś pięknego jak i okrutnego. Jeśli mówimy o osobie to powiedz mi co myślisz patrząc na mnie. Jestem nie tylko strażnikiem bramy, ale również samą śmiercią.

-Oh. Przepraszam, nie pomyślałem o tym w tai sposób. – odpowiedział speszony.

-Nic nie szkodzi, ale chcielibyście tu zostać? Obiecuję, że jak tylko będziecie chcieli wrócić to załatwimy wszystkie formalności i was odstawię jako żywych, bądź pół żywych.

-Czekaj kurduplu, a co będziemy z tego mieli?– zawołał z tyłu Fell, prawie warcząc.

-Może trochę zabawy? Ten świat jest wielki jak cholera, zawsze znajdzie się coś do roboty, jak nie zabawa z umarłymi to można poobserwować inne AU.

-Czekaj, możesz do nas zaglądać? – zapytał Lust prawie opierając się o Anu.

-To oczywiste. W dowolnej chwili i miejscu. Dzięki temu wiem o was tak dużo.

Pięć szkieletów ostro się zmieszało. Anu zaśmiał się i zaczął patrzeć w wodę. Po chwili nie zręcznej ciszy Ink wezwał do siebie swoich towarzyszy i odeszli kawałek od Anu. Kiedy byli już pewni, że ich nie słyszy zaczęli dyskusję.

-Wiecie, może to nie jest taki zły pomysł by tu zostać na jakiś czas? – stwierdził Ink spoglądając na Anu, który bawił się jakąś kulą – Może naprawdę przyda mu się nasze towarzystwo?

-Powinieneś zwarzyć na to iż nie wiemy o nim zbyt wiele. Umie zablokować nasze moce i nie wiemy czy to jest kres jego możliwości. Jeśli faktycznie jest silniejszy to kto wie czy jak go nie rozdrażnimy to nas nie zabije.

-Geno słyszałeś go. On ma na nas wykonać wyrok to wszystko. Jeśli jego zdaniem zasługujemy na śmierć to umrzemy jeśli nie to da nam żyć. – stwierdził Lun patrząc się na nich z obojętnością.

-Może jak mu się podliżemy to będziemy mieli załatwione życie wieczne?

-Lust ty masz ch**a zamiast mózgu! – warknął Fell, waląc przy tym towarzysza w głowę.

-Chcesz się zabawić cwaniaczku?

-Możecie zaprzestać te swoje romanse? Najzwyczajniej w świecie pójdziemy za demokracją. – stwierdził Geno – Ten kto jest za by tu zostać niech powie „tak". Tak.

Wszyscy z wyjątkiem Fella zawołali „tak". Ostro zęby nie miał już i tak wpływu na wynik, ale westchną i zgodził się z całą resztą. Kiedy podeszli do Anu ten wstał odwołując przy tym swoją kulę. Cała piątka wpatrzona w niego zawiadomiła, że postanawiają zostać na jakiś czas. Zachwycony tymi słowami rzucił się na szkielety i ich przytulił. Tak szczęśliwy nie był od długiego czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top