Jasne AU
Po przebudzeniu szkielety dalej leżały na kanapie. Był jednak pewien problem. Jak oczodołem sięgnąć nie dało się znaleźć Lusta. Wszyscy postanowili się za nim rozejrzeć. Anu poszedł na górę razem z Fellem na piętro wyżej by się tam rozejrzeć, Ink i Geno zaś sprawdzali parter, a Lun wyszedł na zewnątrz. Jednak to właśnie pierwsza dwójka znalazła go wychodzącego z jednej z sypialni. Nie byłoby w tym problemu, gdyby nie to, że był to pokój jednej ze służek.
-O cześć chłopaki. – zawołał po ujrzeniu dwójki szkieletów – Emmm... Co tam?
-Co ty robiłeś w tym pokoju? – spytał pełen uzasadnionych podejrzeń Anu.
I jak na życzenie z pokoju dało się usłyszeć głosy paru dziewczyn, które przyjaźnie witały ich pana. Zdenerwowanie Anu sięgnęło zenitu. Podszedł do szkieletu i wykopał go przez okno znajdujące się nie opodal. Fell zaśmiał się.
-Ej, a skąd wiesz, że robili to co myślisz, że robili?
Anu zastanowił się przez chwilę i razem z Fellem zajrzeli do pokoju. Szybko jednak go zamknęli i cali zaczerwienieni spojrzeli po sobie.
-Mam nadzieję, że widok paru jeszcze nagich służek ci wystarcza.
-W sumie tak. – stwierdził Fell, po czym dodał – A tak ogółem to chyba rozpięty rozporek u spodni Lusta też mówi sam za siebie.
Obydwaj zgodzili się ze sobą po czym zeszli na dół. Na parterze czekała na nich trójka szkieletów. Lun zapytał czemu Lust wyleciał oknem, na to obydwa szkielety spojrzały po sobie.
-Ruchał moje służące. – stwierdził szybko Anu.
Fell próbując powstrzymać śmiech zasłonił sobie usta. Nawet nie chciał mówić niższemu szkieletowi jak głupio to zabrzmiało. Geno i Ink spojrzeli na obydwa szkielety z zaskoczeniem. Anu odchrząknął i wezwał Ammata. Bestia spokojnym krokiem przyszła i spojrzała na swojego pana.
-Ammat mogłabyś przyprowadzić tamtego zboczeńca? – uśmiechnął się złośliwie i dodał szeptem – Nie musisz być delikatna.
~~~
Ban otworzył przed sobą portal. Z ciemnego domu przeniósł się do niezwykle jasnego AU. Przypominało raczej spokojny świat, pełne kryształów i bez żadnych zmartwień. Pozory jednak bywają mylące. Przymrużył oczodoły i wolnym krokiem podszedł do postaci stojącej w owej scenerii. Szkielet odwrócił się w kierunku Bana i zmierzył go wzrokiem. Jego tęczówki były mętne i nie posiadały źrenic.
-Nene, brachu! – zawołał podchodząc bliżej szkieletu – Jak tam u ciebie?
-Ban wiem, że nie przyszedłeś tu po nic. – powiedział to bez uczuciowo – Nic przede mną nie ukryjesz.
Szkielet speszył się i uśmiechnął od niechcenia. Nene tylko westchnął i syknął coś w niezrozumiałym dla Bana dialekcie.
-Wiem o tym. Chodzi o to, że-
-Anu znów cię wpienia i chcesz by oberwało mu się? – przerwał co nie spodobało się jego bratu, którego oczodoły przybrały czarny kolor.
-Słuchaj, skoro tak wszystko wiesz to byś zwyczajnie mi pomógł, a nie-
Nene podał Banowi chusteczkę. Ten ze zdziwieniem spojrzał na szkielet, który z widocznym nie zadowoleniem patrzył na ciecz cieknącą mu z oczodołów i innych miejsc na twarzy. Ban burknął coś niezadowolony i przytrzymał kawałkiem materiału miejsce, z którego najbardziej lała się czarna substancja.
-Cholerny pedant z ciebie. – stwierdził próbując zatamować ciecz.
-Może. – stwierdził zimno – Jednak jeśli mam być szczery nie chcę się wtrącać w wasze dziecinne zabawy.
-Co masz na myśli?
-To, że zarówno ty jak i Anu zachowujecie się jak dzieci. Nic tylko walczycie, a chyba nie na tym polega wasza rola, racja? – mówił to dalej oziębłym głosem, który dodatkowo wnerwiał Bana.
-Względem Anu sam jesteś dzieckiem! A tak poza tym co ci szkodzi mi pomóc?
Nene westchnął. Naprawdę nie w smak były mu kłótnie jego kolegów, nie zmieniało to jednak faktu iż nie przepadał za Anu, ale Bana zwyczajnie nie umiał znieść. Starał się jednak tego nadto nie okazywać.
-Nic mi nie szkodzi, ale nie chcę się wtrącać w wasze sprawy. – stwierdził – A tak poza tym może byś się wziął do pracy?
Ban miał już coś odpowiedzieć jednak się powstrzymał. Nene widząc zdenerwowanie brata odszedł od niego i usiadł na klifie, na którym wcześniej przebywał. Pan uczuć tylko spojrzał na swojego brata. Uśmiechnął się mimowolnie na myśl o tym, że może któregoś dnia wszyscy się spotkają i porozmawiają. Tak jakby naprawdę byli rodziną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top