Historia Amona
Na twarzy Anu zagościł niewyraźny uśmiech. Doskonale wiedział co go zaraz czaka. Złapał się za lewy oczodół i próbował się nie denerwować, jednak czuł jak ogarnia go wściekłość. Wszedł do piwnicy. Była to zwykła piwnica, nic specjalnego. Jednak zarówno ściany jak i podłoga były pocięte mieczem oraz ozdobione pyłem i krwią.
Szybko przywołał swoje ostrze. Wszystkie żółte elementy jego odzienia jak i ciała przybrały fioletową barwę, a w oczach pojawiły się wąskie źrenice. Jego kły powiększyły się, a głowę ozdobiła para wilczych uszu. Na plecach zaś pojawiły się majestatycznie skrzydła. Zwrócił się do swojego towarzysza, by ten opiekował się gośćmi do póki nie wróci. Amon przytaknął bez większego namysłu. Jego pan uśmiechnął się resztkami siebie po czym przeciął mieczem powietrze otwierając tym samy portal. Przeszedł przez niego i zniknął z widoku młodzieńca.
~~~
W tym samym czasie piątka szkieletów rozmyślała w jadalni. Jak mogą poznać kim jest Anu? Nie wiadomo jak wiele ukrywa, ale nie wydaje się być zbyt niebezpieczny. Fakt potrafi przywalić, ale to jak każdy. Coś jednak było nie tak.
-Może porozmawiamy z jego służbą? – zaproponował Geno – Wiecie, są oni najbliżsi Anu. Na pewno coś wiedzą.
-Zapomniałeś chyba, że ma tu koło czterdziestu sług i to tylko gospoś. – warknął Fell i oparł się o stół.
-Sami z siebie znamy strażników, Marię, Beatrice i Amona. – stwierdził Lun – Proponuję od nich zacząć.
-Jakim cudem ty ich zapamiętałeś z taką łatwością? – zaskoczył się Ink, którego pamięć nie należała do najlepszych.
Lun tylko krótko się zaśmiał po czym wstał od stołu. Właśnie przyszedł do nich Amon z niepewnym wyrazem twarzy. Młodzieniec wytłumaczył, że w razie jakich kol wiek problemów mogą zgłaszać się do niego ze względu na pracę jego pana. I tu pojawia się pytanie czym zajmował się Anu? Wiadomo im było tyle, że to obrońca bramy śmierci, ale to wszystko. Stojący już na nogach Lun podszedł do chłopaka i zaproponował mu rozmowę sam na sam. Z początku Amon nie był pewny danej mu propozycji, jednak reszta szkieletów przytaknęła, że dadzą sobie radę i w razie potrzeby będą się kontaktować z kimś ze służby. Młodzieniec zgodził się i poszedł razem z Lunem. Wybrali się na tyły domu i siedli na krańcu wyspy. Przez chwilę tylko patrzyli w przestrzeń wypełnioną nielicznymi wyspami.
-Więc – przerwał ciszę chłopak w bandażach spoglądając na wyższego towarzysza – o czym chciałeś porozmawiać?
-Jak to jest? – zaczął mówić beznamiętnie patrząc w ten sam punkt – Wiesz, jesteście jego sługami, a jednak nie do końca się tak zachowujecie. Czemu?
-Widzisz. Jesteśmy tutaj z własnej woli. Doskonale wiedzieliśmy co nas czeka i jakie mogą być tego konsekwencje.
-Żałujesz tego? – zapytał szybko.
-Huh? N-nie. Nigdy bym nie żałował tego co zrobił dla mnie pan Anu.
-A więc nie dostałeś się tutaj jak reszta. – stwierdził. Zaskoczyło to niezwykle Amona, który odwrócił wzrok by nie musieć patrzeć Lunowi w oczodoły – Więc jak?
-Skąd to przypuszczenie? – zapytał, jednak odpowiedziała mu tylko cisza i przeszywający wzrok Luna – Dobrze, więc to wszystko zdarzyło się wiele lat temu. Urodziłem się w Egipcie.
-Egipcie? – zapytał delikatnie zdezorientowany.
-Tak, no wiesz faraoni, bogowie... - mina Luna nie dawała ukryć, że chłopak dalej nic nie rozumie. Amon westchnął – Piasek, piramidy, więcej piasku, mumie.
-Oh. To wyjaśnia bandaże. - powiedział ogarniając pochodzenie chłopaka - Ktoś jeszcze pochodzi z tego samego okresu?
-Obydwaj strażnicy oraz parę służek, w tym Maria. Jednak są ode mnie starsi i to dość sporo.
-Rozumiem. Wybacz, że przerwałem. Kontynuuj. – mówił to z powagą w głosie, ale dało się też wyczuć jego delikatne zmieszanie.
Amon uśmiechnął się i zaśmiał cicho. Lun usłyszawszy to odchrząknął i spojrzał zdenerwowany na niski szkielet. Ten speszył się delikatnie po czym zaczął opowiadać o swojej przeszłości.
~~~
Jak już mówiłem urodziłem się w Egipcie. Należałem do ubogiej rodziny, miałem dwóch braci i siostrę. Kochałem ich nad życie i nigdy bym ich nie opuścił. Mimo naszej biedy żyliśmy pełni szczęścia i spokoju, do czasu. Pewnego dnia nasze małe miasto zostało napadnięte. Budynki spalono, wiele potworów i ludzi zginęło, a inni zostali porwani. Tylko nie licznym udało się przetrwać, a to i tak nie było niczym przyjemnym. Z mojej rodziny tylko mi udało się ujść z życiem.
Wszyscy wyruszyliśmy do jednego z bliższych miast, a kiedy tam już byliśmy poznaliśmy ważną zasadę życia. Możesz polegać tylko na sobie. Z początku nieźle sobie radziłem, kradłem żeby dać sobie radę lecz z czasem im częściej moje ciało było ranione, zacząłem nie wyrabiać. Z każdym dniem podtrzymywałem się na resztkach swojej determinacji i nadziei. Jednak to nie wystarczyło.
W końcu się poddałem. Czułem, że niedługo zginę więc oparłem się o ścianę i czekałem. Nikt by mnie nie pamiętał i nie miałem już szans na życie po śmierci. I doczekałem się. Staną przede mną szkielet mniej więcej mojego wzrostu. Z początku przeraziłem się jednak nie miałem już chęci uciekać przed moim losem. Zamknąłem oczy i tak zmarłem w wieku dziesięciu lat.
Jednak zaskoczony obudziłem się w pokoju o zupełnie odmiennym stylu niż tym w Egipcie. Rozejrzałem się, a obok zobaczyłem zadowoloną twarz śmierci. Jak się potem dowiedziałem był to Anu. Opowiedział mi co nieco o świecie , w którym się znalazłem. Jednak....
~~~
Tutaj chłopak przerwał i uśmiechnął się mając łzy widoczne zarówno na bandażach jak i w oczodole. Zaśmiał się i spokojnym tonem dokończył:
-Jednak nigdy się niedowidziałem czemu mi pomógł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top