♥ 68
Moja mama postanawia, że zostanie u nas jeszcze na jakiś czas. Ojciec siłą rzeczy musi się z nią zgodzić i również przesiadywać w moim towarzystwie. Mam wrażenie, że chciałby jak najszybciej się stąd ulotnić. W sumie mógłby, bo siedząc z nosem na kwintę, tylko psuje mi humor. Do niego nigdy nie dotrze.
Robię obojgu kawę, po czym siadamy przy stoliku w salonie i próbujemy rozmawiać. Ojciec oczywiście nie odzywa się słowem. Widzę, że jest wściekły, ale najwyraźniej mama tak go ustawiła, że się nie wtrąca. Zacznie, kiedy tylko wrócimy do domu.
Spędzamy na pseudo rozmowie może dwadzieścia minut, a Zayn w tym czasie nie wychodzi z pokoju ani raz. Trochę mnie to martwi, bo miał odebrać tylko telefon i do nas dołączyć, a nie ma go tyle czasu. Przepraszam rodziców na moment i kieruję się do sypialni.
-Zayn- mówię, zamykając za sobą drzwi i krzyżuję ramiona- Czemu nadal tu siedzisz?- pytam.
Jednak chłopak nie reaguje. Siedzi tyłem do mnie na łóżku, jego komórka leży obok, więc już nie rozmawia. W zasadzie nawet nie drży na moje słowa. Jakby nie usłyszał.
-Zayn?- unoszę brew, zbliżając się do niego i kłądę mu dłoń na ramieniu- Wszystko okej?- pochylam się do jego poziomu i marszczę czoło.
Brunet patrzy się pusto w podłogę, ignorując mnie.
-Hej...- kucam naprzeciwko niego i dotykam policzka ręką- Co jest?
Przykładam całą dłoń do twarzy Zayna, a on po chwili unosi na mnie oczy. Przygryza wargę, która zaczyna lekko drżeć, a ja rozchylam usta. Tylko jeden raz widziałam go takiego przybitego...
Malik, nadal milcząc, zamyka oczy i bierze głęboki, bardzo spięty oddech.
-Dziadek umarł- mówi i wzdycha ciężko.
Otwiera oczy i patrzy na mnie zagubionym spojrzeniem, a ja nie wiem jak zareagować. Pocieszanie to okropna sprawa. I chyba nie ma nic gorszego od sławnego "przykro mi". Widząc ból pojawiający się w tęczówkach chłopaka, mi samej robi nie niemożliwie smutno. Polubiłam pana Walthera...a co dopiero musi czuć Zayn, znając go całe życie.
-Zayn...- zerkam na niego nieporadnie i po pokręceniu głową po prostu przyciągam go do siebie. Przytulam bruneta z całej siły, jedną ręką głaszczę go po głowie i całuję delikatnie w skroń. Brązowooki wszczepia się w moje ciało, oddychając naprawdę niespokojnie.
Kołyszemy się w tej pozycji niezliczoną ilość czasu. Tracę rachubę.
W końcu Malik odsuwa się nieznacznie od mojej mokrej szyi i odchrząkuje. Przesuwam palcami po jego zaczerwienionych policzkach, powstrzymując się od płaczu.
Mój biedny.
-Myślisz, że jest teraz w jakimś innym miejscu?- pyta chłopak, pociągając nosem. Jego spojrzenie utkwione jest w nieokreślonym punkcie na podłodze. Nie patrzy mi w oczy jakby nie chciał pokazywać, że go boli.
-Pewnie, że tak- uśmiecham się smutno- W lepszym miejscu, gdzie już nie cierpi. Wiedz, że jeśli będziesz o nim cały czas pamiętać, to tak naprawdę nigdy od ciebie nie odejdzie. Będzie ciągle obecny w twoim życiu- mówię i ponownie przyciągam bruneta do swojej klatki piersiowej.
Zayn milczy krótką chwilę, trawiąc moje słowa. Ku mojej wielkiej uciesze nieco się rozluźnia i oddycha spokojniej.
-Pogrzeb jest pojutrze- odzywa się wreszcie, a ja przygryzam wargę.
Pojutrze mam samolot do domu.
-O której?- dopytuję ze zmarszczonym czołem w akcie zmartwienia. Chcę być przy Maliku podczas pogrzebu jego dziadka. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym w tym czasie siedzieć na pokładzie i na przykład spać, podczas gdy on będzie przeżywał pochówek bliskiej osoby.
-Jakoś rano- wzdycha- A co?
Opieram się czołem o jego czoło i zamykam oczy.
-Mam wtedy samolot- oznajmiam- Nie będę mogła z tobą pojechać, no chyba, że rodzice zgodzą się przełożyć lot- kręcę z powątpiewaniem głową- Ale sam wiesz, że to mało prawdopodobne.
-Już pojutrze?- Zayn unosi na mnie wzrok. Kiwam jedynie głową, nie wiedząc co mogę odpowiedzieć. Jeszcze kilka godzin temu byłam całkowicie szczęśliwa, a teraz mam świadomość, że niedługo skończy się ta przygoda.
Będę musiała wrócić do swojej rzeczywistości.
Dwa dni później
Wchodzę do sypialni z kubkiem herbaty w ręce i zastaję tam Zayna. Zamykam za sobą drzwi, odstawiam napój na szafkę nocną i podchodzę do bruneta.
Stoi przy szafie ubrany w czarne spodnie i zapina koszulę tego samego koloru. Dwa dni minęły tak błyskawicznie, że nim się zorientowałam, musiałam zaczynać się pakować. Trzeba przyznać, że jest to smutny obrazek. Malik przygotowujący się na pogrzeb dziadka, moja walizka stojąca w rogu pokoju i nieustanna cisza.
Przez te czterdzieści osiem godzin oboje udawaliśmy, że wszystko jest jak dawniej. Jesteśmy szczęśliwi i mamy przed sobą jeszcze wiele wspólnych chwil. Ale na dłuższą metę to nie wypala. Cały czas oboje mamy z tyłu głowy, że zostało nam może...kilkanaście minut? Boli mnie myśl o rozłące z Zaynem. Ostatnie dwa miesiące spędzałam praktycznie bez przerwy w jego obecności. Jego i Nialla. Nie chcę sobie wyobrażać jak będzie mi się żyło bez nich.
-Za kwadrans wyjeżdżamy- mówi sucho chłopak i odwraca się przodem do mnie.
Lecz ja nie patrzę. Nie mogę spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że za chwilę ich zabraknie. Bawię się, plącząc na zamianę swoje palce i ignoruję spoczywający na mnie wzrok chłopaka. Po dłuższym momencie Malik bez słowa przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i zamyka w szczelnym uścisku.
-Chciałbym żebyś wszystko sobie poukładała- zaczyna, opierając podbródek na czubku mojej głowy- Ale nie zapomniała przy tym o mnie, bo ja będę tutaj czekał- wyczuwam jego delikatny uśmiech i pękam. Dłużej nie potrafię udawać, że dobrze się trzymam. Moja warga zaczyna drżeć, a z oczu lecą pierwsze kropelki łez.
-Dziękuję, Zayn- mówię, patrząc mu w oczy- Wrócę najszybciej jak będę mogła. Też o mnie nie zapominaj- unoszę się na palcach i składam na jego ustach przeciągniętego całusa. Brunet odwzajemnia pocałunek, przy okazji pocierając palcem skórę na moim policzku.
-Nigdy, mój rudzielcu.
~♥~
Mogłabym się kajać za to, że ponad miesiąc się nie odzywałam, ALE TO NAPRAWĘ NIE MOJA WINA
Zaczęłam liceum i ostatnie dwa tygodnie jestem tak zajęta uczeniem się, że nawet nie miałam czasu, by myśleć o pisaniu, po prostu zapomniałam o istnieniu wattpada.
Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę spoko xx
Trzymajcie za mnie kciuki, bo serio jest ciężko 😭🔫
TRUSKAWKA WAS KOCHA! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top