♥ 66

-Rosemarry Paige, zatrzymaj się natychmiast.   

Czuję się jakby cały mój świat rozpadł się w jednej chwili na drobne kawałeczki. Słysząc znajomy głos, zatrzymuję się w miejscu i wrastam w ziemię. Najpierw uderza we mnie fala gorąca, potem moje serce przyspiesza bicia, a ręce zaczynają drżeć. Boję się odwrócić, ponieważ nie chcę wiedzieć kto to, nie chcę się przekonywać, choć i tak mam już pewność. Zayn zerka na mnie nieco zdezorientowany, nie rozumiejąc co się dzieje, lecz wydaje mi się, że czegoś się domyśla. Na wacianych nogach wykonuję obrót o sto osiemdziesiąt stopni i staję tuż naprzeciwko własnych rodziców. Twarzą w twarz, pierwszy raz od półtora miesiąca.

Nie jestem w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa, dlatego tylko patrzę na nich zszokowana. Mój ojciec jest wściekły i nie muszę rozmawiać, bo widać to gołym okiem. Matka wygląda trochę inaczej niż on, ale i tak obdarowuje mnie surowym spojrzeniem. 

Moje oczy szklą się, ponieważ ich pojawienie się nie wróży nic dobrego. Malik ściska niezauważenie moją dłoń, a ja przełykam gulę w gardle. Mam wrażenie, że całą wieczność stoimy przed sobą bez żadnego słowa. 

-Podejdź tutaj, moja droga- ojciec odzywa się jako pierwszy wściekłym głosem. 

Nie reaguję, jestem zbyt poruszona. Nigdy się im nie sprzeciwiałam...Nigdy. 

Podchodzi do mnie, gdy ignoruję jego polecenie.

-Kto to jest?- kiwa głową na Zayna- Co to ma wszystko znaczyć?! Wysłałem cię do Stanów, więc co robisz we Włoszech?! Co sobie wyobrażałaś, Rose? Myślałaś, że się jak się zbuntujesz i znikniesz na dwa miesiące, to cokolwiek osiągniesz?!- teraz zaczyna już krzyczeć, a ja przygryzam mocno wargę. Nie będę płakać, obiecałam to sobie!- To niedopuszczalne i poniesiesz konsekwencje. Wracasz natychmiast do domu, ale najpierw osobiście przeprosisz państwa Smith, którzy spodziewali się twojego przyjazdu! Przez twoją nieodpowiedzialność i głupie wybryki straciłem szansę na kontrakt!

Przez te słowa nie wytrzymuję. Czuję się jakby pękło mi serce. Wiedziałam, że tak będzie, ale i tak boli! Spuszczam wzrok i zaczynam płakać jak idiotka, nadal nic nie mówiąc. Nie mam pojęcia co...

Brunet, widząc to prostuje się gwałtownie i robi krok do przodu.

-Mógłby pan przestać na nią krzyczeć?- sili się na uprzejmy ton.

-Nie wtrącaj się- prycha- Co to za chłopak?- zwraca się do mnie, zaciskając szczękę- To kolejny wyraz twojego buntu i niezadowolenia? Znalazłaś sobie nowego chłopaka, a zapomniałaś że czeka na ciebie Taylor? Nie będę tolerował takiego zachowania, on miał ci się oświadczyć na wyjeździe!

Wytrzeszczam oczy. Nie wierzę, że to powiedział! I kurwa mać, jakie oświadczyny?! Przecież ten dupek to jeden wielki ustawiony przez moich rodziców interes! Jak w pieprzonym średniowieczu!

-Jaki Taylor?

Przenoszę wzrok na Malika, który marszczy czoło w konsternacji.

-Ni...

-Taylor, chłopak Rosemarry i niedoszły narzeczony- wtrąca się mój ojciec, nie dając mi się wytłumaczyć. Tylko nie to! Przecież ja jestem w związku tylko i wyłącznie z Zaynem!

-Rose, o co tu chodzi?- pyta brązowooki z dystansem w głosie. Nie, nie, nie, tylko tego mi brakuje, by wziął mnie za jakąś zdradziecką sukę! 

-To nikt ważny, naprawdę- mówię płaczliwym tonem i wyciągam ręce w stronę mojego chłopaka- On...

-Dość tego- przerywa mi kolejny raz człowiek, którego miałabym za tatę, gdyby nie był skończonym egoistą bez uczuć!- Nie będę tolerował takiego zachowania. Wracamy. Rose, za mną i to natychmiast.

Patrzę na Malika, chcąc coś powiedzieć, wytłumaczyć, że nie jest tak jak mu się wydaje. Lecz widząc surowy wzrok ojca, nie jestem w stanie wykrztusić z siebie niczego. Ani raz w życiu nie sprzeciwiłam się rodzicom...i nie potrafię tego zrobić nawet teraz.

Czuję na plecach dłoń, zwracającą mnie tyłem do bruneta. Wygląda jakby chciał coś wykrztusić, ale kończy się tylko na zranionym spojrzeniu, które rozdziera mi serce. Walczę sama ze sobą, by wyrwać się i do niego podbiec, ale tak bardzo jak tego chcę- tak nie mogę. 

Stawiam kilka pierwszych kroków do przodu i wybucham płaczem, który moi rodzice ignorują.

To nie może się tak skończyć.

~perspektywa Zayna~ 

-Kurwa mać!

Wparowuję do mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że odbijają się z hukiem od ściany. Wchodzę do salonu i naprawdę nie wiem, kurwa, co mam ze sobą zrobić. Nie pamiętam bym kiedykolwiek był aż tak wkurwiony. Nawet pierdolony Nick tak mi ciśnienia nie podniósł jak dzisiaj ci popieprzeni rodzice Rose! 

-Ja pierdolę- syczę i uderzam pięścią w ścianę, chcąc wyładować emocje. Nie czuję bólu, cały czas mam przed oczami widok mojej dziewczyny odwracającej się do mnie plecami!

Co się tam odwaliło? Ona po prostu za nimi poszła! I kim, do cholery, jest ten jej chłopak Taylor?! To przecież nie możliwe, by Rose mnie okłamała...Nie zrobiłaby tego! Ale z drugiej strony nie wiedziała jak się wytłumaczyć! A kurwa z trzeciej mogła bać się sprzeciwić tym pseudo rodzicom! 

Nie wytrzymam, jeśli czegoś nie zniszczę. Kurwa.

Siadam na kanapie i opieram łokcie o kolana, przyciskając ręce do twarzy. Wiercę się jakbym doznawał jakiegoś ataku psychicznego!

-Malik? Dlaczego trzęsiesz się jak zbieg z wariatkowa?- słyszę Horana, który siada obok mnie i patrzy badawczym wzrokiem- Gdzie Rose?

-Poszła z nimi, do cholery- kręcę z niedowierzaniem głową- Zostawiła mnie.

-Co?- pyta piskliwie jak zawsze, gdy jest zdziwiony- Z kim poszła? Co ty gadasz?

-Jej rodzice tu są!- wyrzucam ręce w powietrze- Znaleźli nas i kurwa, po prostu ją zabrali! A ona poszła za nimi! Ledwo zdążyłem coś powiedzieć, a jej już nie było- jęczę jak ciota. Szczerze, mam ochotę poryczeć się jak frajer- I powiedzieli, że ma chłopaka, ale nie mówili o mnie! Rozumiesz, Horan? Powiedzieli, że ma jakiegoś pieprzonego fagasa, który chciał się jej oświadczyć!

-O kurwa- wytrzeszcza oczy- Wierzysz im?

-Nie wiem- wzdycham- To Rose. Nie potrafię sobie wyobrazić, by mi to zrobiła, ale nie wiem- ponownie zakrywam twarz- Oni ją stąd wywiozą, Niall. Nie chcę jej tak chujowo stracić. 

-Więc na co czekasz? Uspokój się i biegnij jej szukać!

~perspektywa Rose~ 

-Jared, myślę, że powinniśmy zatrzymać się na noc w hotelu- mówi moja matka- Jesteśmy zmęczeni po podróży. Idź wynająć pokój, a ja postaram się przemówić Rose do rozumu, dobrze?

Idę kawałek za nimi i prycham, nadal płacząc. Rozmawiają jeszcze chwilę, myśląc, że nie słyszę. Ojciec kiwa głową i odchodzi w jakimś kierunku. 

-Rose?- matka podchodzi do mnie i łapie mnie za ramiona. Nie podnoszę wzroku, nie chcę patrzeć jej w oczy. Po tym co mi przed chwilą zrobili nienawidzę ich jeszcze bardziej- Jak ty się tu znalazłaś, kochanie?- pyta, przytulając mnie do siebie.

Powiedzieć, że wytrzeszczam oczy to za mało. Oba prawie wychodzą mi na wierzch na jej słowa. Nigdy się tak do mnie nie zwraca!

-Tak się martwiłam- kontynuuje mimo mojego braku reakcji- Nie odzywałaś się tyle czasu, zmieniłaś numer. Bałam się, że stała ci się krzywda.

-Co?- odsuwam się gwałtownie, bo tego jest za dużo jak na mój umysł- Napisałaś, że mam nie wracać! Byłaś wściekła, a teraz mówisz, że się martwiłaś?! Nagle przestałaś mieć mnie w dupie? Słyszysz siebie?

-Ja...- kobieta otwiera usta, lecz szybko spuszcza wzrok- Przepraszam, dopiero teraz zrozumiałam jak cię skrzywdziłam swoim zachowaniem- mówi, a po jej oczach zaczynają spływać stróżki łez- Jestem okropną matką, teraz rozumiem- wypuszcza spięty oddech- Kocham cię, jesteś moją małą córeczką- znowu przyciąga mnie do siebie i dodatkowo nami kołysze- Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.

Nie wiem co powiedzieć, jestem kompletnie oniemiała. To niemożliwe, by tak się zmieniła..

-Kim był ten chłopiec?- pyta niespodziewanie i uśmiecha się niepewnie, wycierając policzki. 

-On...On mnie teraz nienawidzi, myśli, że go okłamałam- zaciskam usta- A mnie nic nie łączy z Taylorem, ja nie chciałam...wy mi kazaliście- zaciskam oczy, nie chcąc więcej płakać.

-Chcesz do niego pojechać i porozmawiać?

-A ojciec?- pociągam nosem.

-Myślisz, że dlaczego wysłałam go do hotelu? 

~♥~

Pięć minut później wbiegam już po schodach prosto do mieszkania. Z trudem powstrzymałam się, by nie rzucić się na matkę ze szczęścia, ale nie. Jeszcze nie była na to pora. 

Otwieram drzwi i zdyszana wparowuję do przedpokoju, a następnie do salonu. Moje oczy od razu trafiają na Malika i Nialla siedzących na kanapie. Biorę głęboki oddech i podchodzę do nich.

-Zayn- na dźwięk mojego głosu chłopak podrywa głowę w górę. Widzę jego zranione spojrzenie, którego widok będzie dręczył mnie przez długi czas- To nie tak jak myślisz- kucam przy nim i chwytam jego ręce- Posłuchaj mnie, proszę- przygryzam wargę, a brązowooki kiwa głową, jednak z dystansem- Nigdy nie miałam żadnego prawdziwego chłopaka poza tobą. Taylor to zarozumiały i zapatrzony w siebie egoista, a co najważniejsze syn bogatego biznesmena. Rodzice chcieli żebym się z nim spotykała, by nakłonić jego rodziców do podpisania jakiejś pieprzonej umowy- patrzę mu w oczy z desperacką nadzieją, że mnie zrozumie- Nic mnie z nim nie łączy. Nasza znajomość ograniczała się do chodzenia pod ramie przy naszych rodzicach, nic więcej. Nigdy go nie całowałam ani nie trzymałam za rękę- unoszę jego dłoń i przykładam ją do swojego serca- Kocham cię i w życiu nie zrobiłabym ci takiego świństwa.

Gdy kończę mówić, Malik wygląda na głęboko zamyślonego.

-Powiedz, że mi wierzysz- proszę błagalnie.

-Tak- brunet kiwa głową i przyciąga mnie do siebie. Uśmiecham się szeroko i znowu zaczynam płakać, tym razem z poczucia ulgi- Myślałem, że dostanę kurwicy, kiedy wyobraziłem sobie ciebie z innym- wzdycha, ściskając mnie z całej siły- Jesteś moja, nie jakiegoś Taylora. 

~♥~ 

przyznajcie, że ten rozdział to sztosior 😂 

*ogólnie to cztery do końca*











































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top