♥ 52

-Kochanie?

Słyszę jego głos i czuję na ramieniu niepewny dotyk dłoni. Nie wiedząc jak do końca zareagować, stoję w miejscu jak wmurowana. Powinnam być na niego zła o to jak mnie potraktował, ale nie potrafię. To nie czas na wyrzucanie mu błędów, nie teraz, kiedy jest w takim stanie.

Odwracam się twarzą do chłopaka i przenoszę wzrok na jego twarz. Jest jak skruszony chłopiec, który bojąc się przeprosić, patrzy na mamę nieśmiało. Przykładam dłonie do policzków bruneta i przesuwam kilka razy kciukami po skórze.

-Tak?- pytam łagodnym głosem.

-Ja...- Zayn otwiera usta, ale się waha- Przepraszam, Rosie...Naprawdę nie chciałem, nie wiem dlaczego na ciebie krzyknąłem- ostatnie słowo wypowiada ciszej niż pozostałe, jakby sprawiało mu fizyczny ból. Jednocześnie widzę w jego oczach, że żałuje.

-W porządku- mówię i oplatam szyję chłopaka ramionami.

-Ale...- czuję w jego głosie, że jest zmieszany i zdziwiony moją reakcją. Tkwi przy mnie nieruchomo, podczas gdy ja go do siebie przytulam.

-Ale?

-Myślałem, że...będziesz zła- odchrząkuję Malik. Jego głos nadal jest cichy i skruszony- Nie rozumiem- mruczy i ostrożnie kładzie ręce na mojej talii.

-Czego?- unoszę brew.

-Dlaczego nie jesteś wkurzona? Powinnaś się na mnie obrazić albo chociaż wygarnąć jakim dupkiem jestem- burczy brunet i opiera się czołem o mój bark.

-Nie chcę cię bardziej dołować- muskam ustami policzek Zayna- Nie jestem zła, tylko trochę mi smutno, ale to nieważne. Ty się liczysz bardziej- ściskam chłopaka mocniej i przesuwam ręką po jego włosach.

-Nie prawda- zaprzecza Malik, odsuwając się ode mnie i chwyta moją twarz w dłonie- Twoje uczucia są dla mnie najważniejsze, więc jeśli będzie ci lepiej, to mi wygarnij i nazwij idiotą. Nie chcę żebyś miała przeze mnie zły humor- trąca mój nos swoim- Nie masz pojęcia jak bardzo żałuję i jestem na siebie za to wkurwiony. I ja...nie chcę żeby on umarł, nie jestem na to gotowy- chłopak wypuszcza naprawdę bardzo spięty oddech i zaciska wargę, spuszczając wzrok. Widzę jak dużo go kosztowało, by powiedzieć te słowa i być ze mną szczerym. Muszę zrobić wszystko żeby czuł, że będę przy nim cały czas.

-Rozumiem, Zayn- łączę nas czołami, a palcami przejeżdżam po szyi bruneta- Wiem jak to boli i nie musisz przy mnie udawać, że nic się nie dzieje. Jak chcesz to możesz się przy mnie poryczeć, nie wezmę cię za żadną ciotę, idioto. Co ty sobie myślałeś? Płacz wcale nie jest oznaką słabości- ponownie przyciągam chłopaka do siebie i pocieram jego plecy, a on wreszcie mnie do siebie przysuwa. Malik wtula się w moje ciało niczym w misia i dociera do mnie jeszcze bardziej, że naprawdę cierpi. Czuję na skórze jego nierówny oddech, gdy chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi i zaciskam usta. Mam wrażenie jakbym podzielała jego ból.

Świadomość jak mocno mi na nim zależy uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Nigdy nie chciałam czegoś tak bardzo jak teraz tego, by poczuł się lepiej.

-Mogę coś zrobić?- pytam szeptem, gładząc bruneta po głowie.

-Nie wiem- odpowiada Zayn równie cicho- Możemy...po prostu razem poleżeć.

-Okay- odsuwam się i uśmiecham najcieplej jak potrafię. Składam na ustach brązowookiego krótki pocałunek, po czym łapię go za dłoń.

Malik podąża za mną niczym marionetka, kiedy ciągnę go w stronę sypialni. Wchodzimy do pokoju, a brunet staje w miejscu jak nieporadne dziecko. Wzdycham, zaciskając usta i dotykam policzka chłopaka.

-Połóż się już- mówię i cmokam go w policzek. 

Brązowooki skina głową i odsuwa się ode mnie, by zdjąć koszulkę i spodnie. W tym czasie podchodzę do szafy i przebieram się szybko. Wracam do Zayna, który leży już po lewej stronie łóżka z wzrokiem utkwionym w suficie. Wsuwam się na miejsce obok niego, kładę głowę na jego barku i plącze palce ze swoimi. Zamykam oczy, a brunet obejmuje mnie ramieniem. Spędzamy w tej pozycji kilka minut, a ja mam przeczucie, że chłopak chce się odezwać. Czekam cierpliwie, starając się nie zasnąć. Trochę głupio, by wyszło, gdyby chciał porozmawiać. Ściskam nieco mocniej jego dłoń i przytulam się bardziej do jego boku. 

-Jak sobie poradziłaś, kiedy umarł twój dziadek?- odzywa się wreszcie cichym głosem. 

-No, wiesz...- odchrząkuję- Na początku byłam załamana, bo byłam z nim bliżej niż z kimkolwiek innym i płakałam prawie bez przerwy przez kilka dni. To było ciężkie, bo nie potrafiłam przestać o nim myśleć, ale po jakimś czasie...chyba się przyzwyczaiłam do braku jego obecności. Teraz już tyle nie myślę, tylko czasami mi się przypomni. Trzeba się z tym pogodzić, chociaż to może zająć trochę czasu- kończę i nastaje długa chwila ciszy.

-A tobie ile to zajęło?- pyta po tej chwili Malik, opadając policzkiem na moją głowę.

-Kilka miesięcy. Ale cały czas mi go brakuje- przełykam ślinę i biorę oddech.

Skończy się tak, że się rozryczę i Zayn będzie musiał mnie pocieszać, nie ja jego. Nie ma mowy!

-W porządku?- brunet wciąga mnie na swoje ciało.

-Tak- unoszę głowę, by widzieć jego twarz i uśmiecham się.

-Naprawdę cię podziwiam, Rosie- chłopak odwzajemnia mój gest, jednak jego oczy pozostają smutne. Mrużę oczy na jego słowa. Podziwiać mnie? Za co?- Potrafisz sobie poradzić, kiedy coś się dzieje i mimo całego gówna, które cię spotkało jesteś szczęśliwa. Ja bym tak nie umiał- wydyma wargę i spuszcza wzrok. 

-To co innego, Zayn- podpieram się o jego tors i przykładam dłonie do policzków- Mój dziadek zmarł sześć lat temu i wcale nie byłam szczęśliwa dopóki was nie poznałam- całuję Malika w usta na potwierdzenie swoich słów- Ty też sobie poradzisz- mówię, patrząc mu w oczy, w których nadal nie widzę ani krzty pozytywnych emocji- Kocham cię- mówię i oplatam szyję brązowookiego ramionami. 

-Kocham cię- szepcze chłopak, również mnie obejmując- I Rosie, ja...chcę do niego pojechać, ale nie sam. Chciałbym żebyś ze mną była. 

-Będę. Pojadę z tobą- przejeżdżam ręką po policzku Zayna, a on uśmiecha się lekko.

-Dziękuję, Rosie- przytula mnie do siebie mocno i chowa twarz w moich włosach- Za wszystko.

~♥~ 

Smuuuutki straszne nastały 

Mam nadzieję, że u Was też jest tak ciepło jak u mnie :3

 Miłego dnia!!! ♥♥ xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top