♥ 28
-Podobało się?- pyta Zayn, wychodzimy przed kamienną bramę z wyrytymi na niej wyrazami Galleria d'Arte Moderna.
-Czy mi się podobało?- powtarzam z uniesioną brwią i obdarzam Malik'a głupim uśmiechem. Zabrał mnie do galeri pełnej pięknych obrazów znanych twórców, zobaczyłam dzieło PICASSA, do cholerki, a ten IDIOTA pyta czy mi się podobało?!- Myślę, że nie, Zen- odpowiadam beznamiętnie, imitując ziewanie- Cały dzień tylko przynudzasz i przynudzasz i...
-Niewdzięcznica- chłopak wytyka mi język i łapie pod ramię...Cały czas chodzimy tak pod rękę. SŁODKO!- Chcesz odpocząć? Trochę już pozwiedzaliśmy- zgadzam się całkowicie, więc kiwam głową.
Zayn oprowadził mnie po niezliczonej ilości katedr, galerii, mostów i pokazał z cztery ogromne fontanny. W tym mieście wszystko jest tak zachwycające! Tak przynajmniej ja to odczuwam. Nawet zwykłe ulice są tu idealne. Tak jak ta, którą teraz idziemy- jasny chodnik, po prawej stronie ograniczony przez rząd uroczych kamienic, po lewej jezdnia, a za nią zielone drzewa posadzone jedno obok drugiego pomiędzy ławkami. O moim wrażeniu przesądzają kolorowe kwiatki, które są wszędzie! Można się doszukać wszystkich kolorów tęczy na tym trawniku.
Nie wiem dokąd prowadzi mnie Malik, jak w ciągu ostatnich godzin. Swoją drogą zdążyło się już ściemnić...Nie lubię, kiedy jest ciemno, czuję niemiły niepokój, gdy jestem wtedy na zewnątrz sama. Ale teraz...mam Zayn'a, więc bez ceregieli przysuwam się do niego trochę bliżej i opieram głowę o jego ramię. Ledwo sięgam mu do barków, ale mi się to podoba. Ogólnie lubię to, że chłopak jest tak wysoki i umięśniony, bo to sprawia, że jest strasznie męski! A jaka kobieta nie lubi męskich mężczyzn? Czuję się też bezpieczniej, ale to już kwestia dotycząca mojego serca, nie oczu.
-Panno Rose- Zayn odchrząkuje- Czyżby strach panią obleciał, że się pani do mnie tak przykleiła?- obejmuje mnie ramieniem.
-Przeszkadza to panu, panie Malik?- unoszę głowę do góry i spoglądam w jego oczy, w których odbija się żółte światło latarni. Uh, pięknie- Wolałby pan, żebym była nieustraszoną superwoman z masą mięśni?
-Raczej nie- brunet się krzywi- Chociaż z drugiej strony...wizja pani w obcisłym kombinezonie jest kusząca- przygryza wargę, a ja...? Pokrywam się różową maską- Ale mimo wszystko wolę, kiedy jest pani tak niewinna i zawstydzona.
-Chce mi pan robić za anioła stróża, co?
-Diabła stróża, jeśli już zaczynamy ten temat- Zayn się uśmiecha- I tak, chętnie.
Zaczynam chichotać, a w kącikach moich oczu zbierają się kropeli łez. Już po chwili oboje wybuchamy głośnym śmiechem. Muszę złapać się za brzuch, bo zaczyna mnie boleć!
-Jesteś idiotą- słodkim idiotą.
-Nie większym niż ty, kochanie- mruży oczy i zbliża swoje czoło do mojego. W ułamku sekundy nasze usta stykają się w najsłodszym chyba pocałunku do tej pory. Malik muska moje wargi z taką delikatnością, że rozpływam się w jego ramionach. Kładzie dłoń na moim policzku i przysuwa ją jeszcze bliżej swojej. Kończy skłądając na moich ustach kilka krótkich buziaków, a ja odwdzięczam się tym samym. Odsuwamy się od siebie, łapiąc oddech. Wargi i oczy Zayn'a się świecą, zakładam, że tak samo jak moje. Brunet rozluźnia uścisk na moich biodrach, lecz ja oplatam go w pasie.
-Weź mnie nie puszczaj teraz- chichoczę nieśmiało- Bo się przewrócę.
-No i fajnie- brązowooki uśmiecha się wrednie i przemieszcza swoje ręce na moje splecione na jego krzyżu. Chwyta moje palce i chowa je w dłoniach. Patrzę na niego z półuśmiechem, gdy zabiera je ze swoich pleców- Stoi pani?- pyta i odsuwa się ode mnie- Pięknie- uśmiecha się szeroko.
-Nie chcę narzekać, Zen, ale chętnie bym sobie usiadła.
-To chodź, wypijesz prawdziwą włoską kawę, a potem jeszcze cię gdzieś zabiorę- puszcza tajemnicze oczko w moim kierunku i rusza przed siebie...
Nie pozostaje mi nic jak pójść za nim. Doganiam chłopaka i staję przy jego boku. Skręcamy w boczną uliczkę, która prowadzi nad rzekę, do której chłopak przyprowadził mnie na początku. Idziemy wzdłuż barierki oddzielającej nas od wody. Brązowooki zatrzymuje się przed oświetlonym budynkiem i wchodzi do środka, łapiąc mnie za rękę. W środku jak i na zewnątrz jest mnóstwo ludzi. Nie dziwi mnie to. Nocą Mediolan zamienia się w coś...ugh, uzależniającego.
-Zamówię i wyjdziemy na zewnątrz, co?- Zayn klepie mnie w ramię.
-Okej- kiwam głową, zaciskając usta.
Kawiarnia jest małym pomieszczeniem, utrzymanym w brązowych, ciepłych barwach z roznoszącym się przyjemnym zapachu świeżej kawy. Mmm.
Malik zostawia mnie na krótką chwilę, po której wraca z dwoma kubkami kawy w dłoni. Wychodzimy na zewnątrz i siadamy naprzeciw siebie przy jednym z plecionych stolików. Nad nami sterczy duża parasolka. Po mojej prawej za barierką powolnie płynie woda. Jest tak spokojnie...
-Zaraz ci to wypiję- chłopak przede mną kopie mnie w nogę pod stołem i podaje kawę.
-Zapatrzyłam się- mruczę pod nosem i zanóżam usta w ciepłym napoju. Dobra ta kawa jak żadna, którą piłam chyba.
-Na mnie?- mężczyzna uśmiecha się zaczepnie.
-Wybacz, mam tutaj piękniejsze widoki niż twój krzywy...
-Diablica- przerywa mi brunet.
-Aniołek- wytykam mu język i chichoczę wesoło. Dobrze się przy nim czuję, za dobrze.
-Nie jest ci czasem zimno, aniołku?- Zayn podkreśla ostatnie słowo, patrząc na mnie uważnie.
-Ni...no może- poprawiam się i zaciskam usta. Tak na poważnie to jest mi całkiem ciepło, ale przecież nie zrezygnuję z szansy na darmowe potulanie się z Malik'iem.
-To chodź do mnie- odchyla ramię, a ja natychmiast przechodzę na siedzienie obok niego i opieram się na jego klatce piersiowej. Miętowo, miętowo...
Brązowooki pociera moje ramię na całej długości i rozprowadza na skórze przyjemne iskierki. Zamykam oczy, mimo pięknego widoku księżyca przed sobą na czarnym niebie, chyba dopada mnie zmęczenie.
-Chyba mi tu zasypiasz, malutka- czuję palec chłopaka na policzku i ziewam przeciągle, zasłoniwszy usta dłonią- Chcesz już wrócić?- kosmyk moich włosów ląduje za uchem. Kiwam głową na tak, otwierając oczy z trudem. Naprawdę zaraz zasnę...
-Masz mnie nosić za karę- mruczę pod nosem i prostuję się na ławce.
-W porządku- mówi mężczyzna, po czym łapie mnie w talii, pod kolanem i wstaje.
-Nie mówiłam serio, czubku...- mówię cicho, wtulając policzek w tors Malik'a. Dobrze mi tak jest, ale nie będę go aż tak wykorzystywać- Nie będziesz mnie nosił przecież...
-A właśnie, że będę, Rosie- brązowooki całuje mnie w skroń- Możesz sobie zasnąć.
-Zay...- ziewam kolejny raz i pogrążam się w głębokim śnie.
Czy to normalne, że w połowie grudnia wychodzę na zewnątrz w krótkiej koszulce i nie jest mi zimno?
Do następnego, bejbiiis! <3 xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top