♥ 26

-Cały dzień pożera go wzrokiem i pożera i pożera...I zaraz zje mi kumpla!- Niall uderza mnie w bok i porusza zabawnie brwiami, kiedy przekręcam głowę w jego stronę- A tą obok niego chyba chce porazić piorunem, hę?- uśmiecha się łobuzersko z błyskiem w oku- Jak to z tobą jest, powiedz mi, Klementyna.

Wywracam oczami i opieram brodę na dłoni, patrząc cały czas w tym samym kierunku- to znaczy na siedzącego na kanapie Lucę, Zayn'a i jakąś blondynę, która od kiedy tu przyszła (czytaj jakieś przeklęte półtorej godziny temu) wypina cycki w jego stronę jak zawodowa latarnica z kilkuletnim doświadczeniem. Kropka. 

-Nic ze mną jest, co miałoby być?- odchrząkuję lekko.

-Nie widzisz swoich oczu, maleńka- Niall chichocze- Ale nie martw się na zapas, Malik cię uwielbia.

-Mhm- burczę pod nosem i siadam na blacie plecami do reszty towarzystwa.

-Oczywiście, że mhm, ale mogłabyś mruknąć to bardziej namiętnie, Rose. Co powiesz na mały eksperyment na Panie Malik'u?- Horan pochyla się w moją stronę- Jeśli zacznę do ciebie zarywać, zaraz się tu zjawi, o co zakład?- wyciąga rękę w moim kierunku.

-Głupiś, chłopcze- uśmiecham się lekko.

-Zakład o masowanie stóp, co ty na to?- spogląda na mnie wyzywająco. 

-Nie chcę żebyś masował mi stopy- krzywię się i zaczynam chichotać. Ta sytuacja jest niedorzeczna. Jak wszystko co związane z Niall'em w jakikolwiek sposób, poważnie- Co ty robisz?- unoszę brwi, kiedy blondyn zupełnie bez powodu puszcza do mnie oczko.

-Malik się gapi- uśmiecha się figlarnie- O widzisz!- ożywia się nagle- Nie widzisz! Nie odwracaj się czasem, bo chyba tu przyjdzie- Irlandczyk chichocze tak piskliwie jak nastolatka, a ja zaciskam usta, zwalczając chęć zerknięcia za siebie. Miło by było gdyby ten czubek posiedział chwilę ze mną, a nie tą...Tą czymś!- Idzie, idzie!- Niall klaszcze w dłonie- Jest jak mówię. On leci na ciebie, a ty na niego lecisz...

-Na kogo leci Rose?- słowa padają z ust Malik'a, kiedy wchodzi do kuchni.

Serce staje mi w piersi. Jeszcze wszystko się wyda przez tego farbowanego blondyna!

-Na pasztet- mówi chłopak, a ja mimowolnie prycham śmiechem- Pomidorowy, poprosiła, żeby jutro kupić dwa kilo.

Zayn patrzy dziwnie na naszą dwójkę, lecz po chwili się uśmiecha.

-Pewnie, możemy kupić nawet trzy- brunet staje pomiędzy mną, a Horan'em- Ale nie jestem pewny czy będę potem chciał spać z tobą w jednym łóżku, wiesz?- trąca mnie w biodro. 

Uśmiecham się bardziej do siebie, a mój wzrok pada na Irlandczyka, który porusza znacząco brwiami i układa z rąk serduszko, którym celuje we mnie i Zayn'a. Potem przechodzi do salonu, zostawiając nas samych. 

-Wszystko w porządku?- pyta brązowooki szeptem, nalewając wody do szklanki.

-Co?- marszczę czoło- Znaczy tak...Tak- kiwam głową i uśmiecham się bez przekonania. Tak też wygląda Zayn; na nieprzekonanego. 

-Jakoś nie satysfakcjonuje mnie twoja odpowiedź- wygina usta i staje naprzeciwko mnie z tajemniczym wyrazem twarzy. A to oznacza tylko jedno...Wytrzeszczam oczy, jednak zanim zdążę sobie uciec, palce mężczyzny łaskoczą skórę na moim brzuchu. Zadowolony z siebie brunet uśmiecha się jak szalony.

-Zabiję...c-cię, człowieku!- dukam, wykręcając się z objęć bruneta- Zen, proszę- chichoczę jak wariatka z lśniącymi łezkami w kącikach oczu!- W porząd-dku ze mną. Serio- biorę oddech i kładę ręce na dłoniach Malik'a, próbując odsunąć je od siebie. 

-Przekonaj mnie kreatywniej, Rosie- mówi chłopak- I poćwicz na siłowni, bo masz strasznie słabe łapki. 

Otwieram usta z oburzeniem i mrużę oczy na Malik'u. Kreatywniej, tak? Uśmiecham się i przesuwam trochę bardziej do przodu, bliżej niego i...całuję go, a co mi szkodzi? Nie trwa to specjalnie długo i nie jest również zbyt namiętne, ale blondyna siedząca w salonie bez wątpienia zdążyła sobie popatrzeć! Jeden zero dla mnie. Muskam wargi bruneta dosłownie trzy razy i się odrywam, żeby popatrzeć na jego twarz. Zaskoczony?

-No- odzywa się z przyjemną dla ucha chrypą w głosie- I to było kreatywne- puścił do mnie oczko, a ja uniosłam kąciki ust w górę, zadowolona z siebie- Skoro jest z tobą aż tak dobrze, chodźmy do tych wyrzutków, herbatka i tak już ci wystygła- mówi i ciągnie mnie za przedramię aż docieramy do kanapy. Siadam pomiędzy Niall'em i Zayn'em. 

-No, nareszcie przyszłaś, Rose- blondynka uśmiecha się do mnie z...pogardą. Ha, czyli udało mi się ją wkurzyć!- Allie- wyciąga dłoń w moją stronę i pod tym pretekstem kładzie łapsko na nodze Zayn'a! 

-A moje imię już znasz- uśmiecham się i ściskam jej rękę. Proszę bardzo, niech sobie maca. - Ty mieszkasz sobie w Mediolanie?- pytam, opierając się trochę o bruneta, a on zerka na mnie z uśmiechem i obejmuje ramieniem. Po minie blondynki Allie stwierdzam, że chyba mamy dwa zero dla mnie. 

-Nie koniecznie, ale nie rozmawiajmy o mnie- zaciska usta- Znacznie bardziej interesuje mnie jak głupim trzeba być żeby wsiąść do złego samolotu...

Już otwieram usta, żeby odpowiedzieć jej, że mnie interesuje za to jak można mieć siedemnaście lat i nałożyć tyle mąki na twarz iż wygląda się jak nieudany wypiek Frankensteina, ale uprzedza mnie Zayn.

-Nie stawiałbym inteligencji Rosie pod znakiem zapytania, gdybym miał siedemnaście lat i i nadal siedział w gimnazjum...- mówi brunet, a ja zaciskam usta, żeby się nie roześmiać- Tak się składa, że ona skończyła najlepsze liceum w swoim kraju i dostała się na najlepsze studia w stanach, nie wspominając o tym, że ogarnia rzeczy, których ty nie potrafiłabyś nawet wymówić- uśmiechnął się- Więc chyba jednak nie jest idiotką. 

Przygryzam wargę zaskoczona tym wywodem. Nie musiał od razu recytować moich osiągnięć, chociaż...Mina Allie w tym momencie jest bezcennym widokiem. Trzy zero dla mnie i Zayn'a. 

-Cieka...

-Dobra, młoda- Luca wtrąca się do rozmowy- Mam cię odstawić do domu za piętnaście minut, zbieraj się- palcem wskazuje przedpokój.

Allie z oburzoną miną wstaje z kanapy i idzie w kierunku wskazanym przez chłopaka. No, grzeczne dziecko. 

-Wybaczcie mi za nią- wzdycha rudy- To córka mojej cioci i muszę ją niańczyć cały tydzień- wywraca oczami- Też jej nie cierpię, Rose- uśmiecha się wrednie- Idę, bo wiedźma zaraz rzuci na mnie klątwę- mówi na pożegnanie i wychodzi. 

Przygryzam wargę, kiedy nastaje chwila ciszy. Niezręcznie się czuję przez to co powiedział Zayn! Ale to było słodkie. 

-Jesteś masakryczny, Zayn- chichoczę.

-Jestem najlepszy- mówi pewnym siebie głosem i odwraca się do mnie. Uśmiecham się niedowierzająco- Czekam na potwierdzenie, wiesz?- odzywa się po chwili.

-Oczywiście- mruczę cicho. 

-Oczywiście co?

-Jesteś najlepszy. 

Ha, cukry, cukry, cuukryy! 













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top