♥ 25
-Tak właściwie to mamy gościa dzisiaj- mówi, a nim zdążę unieść brew ktoś z tyłu zakrywa mi oczy rękoma.
-Eee...?- zaciskam usta. Nie mam, do cholery, ochoty na jakieś podchody, więc jeśli Horan sprowadził do nas jakąś rodzinkę czy znajomą, to chyba nie zrobię dobrego pierwszego wrażenia. Sorry. Nie jestem dzisiaj w humorze i wcale nie dlatego, że Rose poleciała z powrotem do tej Ameryki. Wcale. Mimo że w głowie mam jedynie swoje łóżko (no i poniekąd tą rudą wariatkę), nie mówię nic wrednego jak to czasem mi się zdarza. Głupio bym zrobił, gdybym odkleił od siebie te małe, kobiece dłonie i spieprzył bez słowa do pokoju...Niall pewnie wyżywałby się na mnie za sprowadzenie na niego hańby. Wypuszczam z płuc powietrze, dając upust swojej irytacji i wymyślam na szybko, co mogę palnąć.
-Święty Mikołaj?- strzelam, a w odpowiedzi słyszę jedynie prychnięcie Horana, no i ta osoba za mną wpycha mi palec w oko. Ręce pachną jej pieprzonymi pomarańczami i gdybym dzisiaj nie odwoził Rose na lotnisko, pomyślałbym, że to ona. Bo to nie ona przecież...Co ta laska ze mną zrobiła?- Sacha Grey?- pytam wysokim głosem. Ta, na pewno się nie ośmieszyłem.
-Musisz być takim idiotą?!- sztywnieję na dźwięk znajomego, wysokiego głosu. Unoszę wysoko brew, mam omamy, tak? Kurwa?
-Rose, kurwa, co ty tu robisz?- zdejmuję dłonie ze swoich oczu i odwracam się twarzą do dziewczyny z czymś bliżej nie określonym na twarzy- Miałaś. Być. W samolocie- mówię powoli, marszcząc czoło.
Rose cicho chichocze na widok mojego zaskoczenia, no kurwa...Powinna być teraz dziesięć kilometrów nad ziemią, a nie stać tutaj przede mną i się śmiać! Dziewczyna zaciska usta, zerkając to na mnie to na Niall'a- z tą różnicą, że kiedy ich spojrzenia się spotykają oboje wybuchają śmiechem. Teraz naprawdę nie wiem co się dzieje. Opieram się bokiem o framugę drzwi i z uniesioną brwią oglądam się na blondyna. I dopiero po chwili dociera do mnie co się stało!
-Uknułaś to- mruczę cicho i krzyżuję ręce na klatce piersiowej- Wcale nie miałaś zamiaru nigdzie jechać- zaciskam usta. Rose łapie się za brzuch i zbliża do mnie, próbując zapanować nad śmiechem.
-Przepraszam, musiałam- chichocze i całuje mnie w kącik ust- Okay?- uśmiecha się i naciąga moje policzki.
-Zapłacisz mi za to- mówię, mrużąc oczy- Wiedziałeś?- zwracam się do Niall'a, jednak jego mina mówi wszystko i nie musi się nawet odzywać.
Perspektywa Rose
-Zayn- ciągnę chłopaka za rękaw, by zwrócić na siebie uwagę.
-No?- brunet odwraca głowę w moją stronę, a ja podciągam kołdrę pod szyję.
Siedzę w rogu łóżka oparta o ścianę, a obok mnie leży Malik i próbujemy oglądać jakiś nudny film, żeby zabić czas. Jest już późny wieczór.
-No, bo słuchaj- zaczynam, siadając twarzą do niego- Zawracam wam dupę już prawie trzy tygodnie i...źle się czuję z tym, że jestem na waszym utrzymaniu- krzywię się i odgarniam włosy z czoła.
-Ale...nam to nie przeszkadza- mówi brunet, ziewając- Wystarczy, że zamawiasz pizze, robisz pranie i sprzątasz mój pokój. Inne kobiety powinny brać z ciebie przykład i siedzieć w domu, żeby służyć facetom- wygłasza Malik, a ja wywracam oczami- Grzeczna z ciebie dziewczynka, wiesz?- przyciąga mnie za ramię do swojego boku i głaszcze po głowie jak dziecko.
-Ale Zayn...
-Cicho dziewczyno, gdybym cię tu nie chciał to wyrzuciłbym cię za drzwi- chłopak wytyka mi język i lokuje moją głowę na swojej klatce piersiowej.
Momentalnie robi mi się trochę cieplej, bo ten idiota przygniata mnie do swojej odkrytej klaty! Nie potrafię opisać tego co się ze mną dzieje- serce mi szybciej zabiło! Zayn ma idealny tors, w życiu takiego nie widziałam, co mi się dziwicie? Tego jego przeklęte mięśnie i tatuaże nie pozwalają mi się skupić, a bardzo chciałabym już zasnąć! Opieram ręce na jego klatce piersiowej, a na rękach opieram twarz i...postanawiam pogapić się na twarz chłopaka, a co. Ją też ma hipnotyzującą- znaczy te czekoladowe oczy.
-Obczajasz mnie, Rosie- Malik trąca mnie w bok.
-No raczej, Zaynie- mówię, posyłając mu oczko. Brunet uśmiecha się, a ja to odwzajemniam po króciutkiej chwili. Zerkamy na siebie w tym samym momencie, a ja głupia po drodze spoglądam na te jego usta...i przygryzam wargę, bo mam ochotę go pocałować. Mężczyzna, jakby odgadując moje myśli, ciągnie mnie w dół za podbrudek i styka nasze wargi w delikatny sposób. Drżę wewnętrznie, kiedy muska moje usta boleśnie powoli, nie wiem co mi jest ani dlaczego motyle zaczynają napastować mój żołądek, kiedy to robi! Oddaję pocałunek prawie od razu, inaczej być nie mogło. Zayn kładzie ręce na moich plecach, a mi serce bije jeszcze mocnej niż na początku!
-Dlaczego to robisz?- mruczę, biorąc oddech.
-Bo mogę- brązowooki porusza brwiami, a ja uśmiecham się przez zaciśnięte usta.
Co mi jest?
Czemu cały czas się szczerzę?
Dlaczego moje serce pompuje tą krew jak oszalałe?
Nie zauroczyłam się nim.
NIE MA MOWY!
A może jednak.?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top