♥ 21

-Malik, idziesz z nami?- Niall odwraca się w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy.

Nie mija nawet sekunda, a mina Rose rzednie, i tak! Zauważam, że Horan obrywa od niej w kostkę. Miło jest mieć świadomość, że pała do mnie niechęcią aż w takim stopniu. No, jestem głupi, ale przecież próbowałem przeprosić mojego rudaska...Cholera, jakim cudem można do kogoś tak przywyknąć w dwa tygodnie? 

-Nie, dzięki- mruczę, zgarniając z wysepki kuchennej szklankę wody.

Przenoszę się na kanapę- moje miejsce na tym świecie od dnia jednego. Pomyślałem, że Rose nie chce mojej obecności i się tutaj wyniosłem. Mam nadzieję, że to chwilowe. Nie musisz...- powiedziała dziewczyna, unosząc na mnie wzrok, kiedy złapałem kołdrę i podszedłem do drzwi. Spojrzała na mnie tymi dużymi, okrągłymi oczami z przygryzioną wargą i coś smutnego mignęło jej w źrenicach. I od tamtej pory jestem więcej niż przekonany, że skala tej niechęci do mojej osoby to nie tylko i wyłącznie moja wina. Pozwolę Horan'owi podeptać wszystkie moje obrazy, jeśli jest inaczej! Nie wiem, co tak przytłacza Rosie, ale wyciągnę to z niej jeszcze w tym tygodniu. Misja zaakceptowana. 

Perspektywa Rose 

-RÓŻOOO!- śpiewał uradowany Luca, podskakując do góry- MOJA HERBACIANA RÓŻOOO, POSADZĘ CIĘ W MEJ DONICZCE NA WIEKI, BYŚ ROSŁA!

Chichoczę, a w moich kącikach lśni kilka łez. Co drugi przechodzący człowiek patrzy na Lucę z litością, co drugi z rozbawieniem.

-Rose- blondwłosy Niall Horan staje u mojego boku i szturcha delikatnie w ramię- Jak tam z Malikiem?- pyta, poruszając "zmysłowo" brwiami, a ja nadymam usta- Zawsze szkoda, gdy w szeregach nie zgoda, moja Różo- mówi, siląc się na doniosły ton, a ja zaciskam usta.

-Tak samo, jak dziesięć minut temu- mruczę pod nosem- Nie wiem, coś mnie blokuje i nie potrafię się do niego normalnie odezwać...Pewnie ma mnie za wariatkę- wywracam oczami.

-Co ty, klementyna, Zayn jest o ciebie zazdrosny. Mam wrażenie, jakby zabijał mnie wzrokiem- mówi Irlandczyk- To nie jest zabawne, pogadaj z nim, bo mam w planach wynająć ochronę. I wiesz...- pochyla się w moją stronę- Jeśli Malik zachowuje się jak dupek, to nie dlatego, że nim jest, tylko po prostu jest idiotą, który ma pecha i tyle- dodaje szeptem- No i oczywiście LECI NA CIEBIE!- wydziera się chłopak wprost do mojego ucha, aż od niego odskakuję.

-Niall- jęczę, przykładając dłoń do ucha- Nikt na nikogo nie leci- burczę i krzyżuję ręce na piersi.

-Lecisz na tyłek Malika, Rosaline, mmm- Horan mruczy nad moją głową, a ja się krzywię.

-Czasam naprawdę mam wrażenie, że jesteś gejem- uśmiecham się i zerkam na reakcję blondyna- Jak to jest, hm? Chcesz wyrwać swojego współlokatora?

-POD ŻADNYM POZOREM, Rosaline. W stu procentach wolę cycki i ...hyhy- chłopak uśmiecha się w dwuznaczny sposób, wytykając mi język.

* * * 

Wyjmuję z szafy obszerną, szarą koszulkę w buldogi i ubieram ją na siebie. Uwielbiam Nialla za to, że mi ją kupił, ponieważ sięga mi do połowy uda, mimo że jest damska! I bez obaw mogę wyjść z pokoju, mając pod nią tylko bieliznę, do wołającego mnie Irlandczyka. No więc...Zamykam za sobą drzwi sypialni Zayn'a...Trochę źle mi z tym, że on leży na kanapie, ale przecież w jakiś sposób dałam mu do zrozumienia, że wcale nie musi się wynosić aż do salonu. Ignorując spojrzenie bruneta, podchodzę do wysepki kuchennej, przy której urzęduje blondyn. Wiem, że Malik się na mnie gapi, czuję to jego świdrujące spojrzenie tam, gdzie plecy pękają. Ale, niestety, nie jest mu dane nic zobaczyć. 

-Hm?- opieram się o blat, a Niall odwraca się twarzą do mnie.

-Ja jadę do mamy i ten...- ścisza głos- czubek również wychodzi, więc...będziesz sama- oznajmia chłopak- Nie baw się ogniem- patrzy mi poważnie w oczy- nie biegaj z nożyczkami w ręku, zamknij wszystkie okna i drzwi...

-Tak, zapamiętam- kiwam głową, uśmiechając się- Pozdrów rodziców- mówię, a Horan mi przytakuje.

Opieram się bokiem o wysepkę i patrzę jak Niall znika w przedpokoju. Zayn jest o krok za nim, widzę, że cały czas na mnie patrzy i... Cholera, ten idiota wlepia we mnie te gały i oblizuję wargę!

* * *

Noc i okoliczności, w których ją spędzałam nie były dla mnie dzisiaj przychylne. Położyłam się tuż przed dziesiątą, lecz było dane pospać mi zaledwie dwie godziny...We śnie widziałam drzewo. Ogromne, zielone drzewo o szerokim pniu i długich, mocnych gałęziach. Pod drzewem siedziałam ja i...mój brat, obejmujący mnie ramieniem. Byliśmy przemoczeni od deszczu, drżałam z zimna, a na niebie szalały błyskawice, grzmoty co chwila docierały do moich uszu. Wiatr rzucał koroną drzewa tuż nad naszymi głowami i w jednej chwili zwiał mi czapkę z głowy.

-Pójdę po nią, poczekaj na mnie- powiedział mój brat, wstając.

-Nie idź, Tommy...- moja warga zadrżała, miałam może dziewięć lat.

Jednak on i tak poszedł przed siebie, ledwo trzymając się przy ziemi. Podniósł moją czapkę, a kiedy odwrócił się w moją stronę, złapaliśmy kontakt wzrokowy po raz ostatni. To był ułamek sekundy. Piorun uderzył prosto w niego, a ja wrzasnęłam na cały głos.

Z głośnym krzykiem podrywam się z łóżka i zakrywam usta drżącą dłonią. Momentalnie z moich oczu wydobywa się potok łez, wypełnionych cholernym żalem! Za oknem grzmi jak za tamtego przeklętego wieczoru, przez co moje serce drży jeszcze mocniej. Opieram się o ścianę i podciągam kolana pod brodę, ściskając w rękach kołdrę. Jestem odcięta od rzeczywistości, zdominowana przez wspomnienie i jestem bliska zupełnej rozpaczy. Dawno nie płakałam tak bardzo, by kręciło mi się w głowie. Potrzebuje kogoś obok, bo wiem, że sama się nie uspokoję.

Kolejna błyskawica, grzmot i rozsypuję się na dobre. Chowam głowę pomiędzy kolanami i wbijam palce w pościel. Mogę siedzieć w tej pozycji zarówno kilka jak i kilkadziesiąt minut, aż słyszę jedno słowo.

-Rose?- głos Zayna przebija się przez mój płacz.

W jednej chwili podrywam się z miejsca i potykając się, podchodzę do chłopaka i obejmuję jego szyję ramionami z całej siły, pewnie odbierając mu powietrze.

-Zayn- dukam cienkim głosem, zaciskając ramiona jeszcze mocniej- C-co tu r-robisz?

-Pomyślałem, że...że pewnie nie chcesz siedzieć sama, podczas burzy i...I jakoś przyspieszyłem to spotkanie- mówi brunet niepewnie, a ja uśmiecham się lekko- Już dobrze- gładzi moje plecy i łapie twarz w dłonie, ścierając palcami mokre ślady- Co się stało, Rosie?- chłopak opiera swoje czoło o moje i patrzy mi intensywnie w oczy.

-Ja...- ledwo wyduszam i moja warga zaczyna drżeć, a oczy się szklą...

-Już, już, malutka- Zayn pociera moje policzki kciukami- Nie płacz, nie musisz mówić- całuje mnie delikatnie w czoło i się odsuwa- Chodź, wypijesz coś ciepłego- mężczyzna obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do kuchni.

-Dziękuję, Zayn- mówię szeptem.

-Do usług- Malik się uśmiecha.

W jego obecności burza nie wydaje się aż tak straszna. 

***

Co ich tak na cukry wzięło, he? ROZDZIAŁ MA TYSIĄC SŁÓW Z HACZYKIEM, mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi ;P Nie jestem pewna czy to czasami nie najdłuższy w tym opowiadaniu...

Dobranoc, człowieczki! ;* Lovvvkyyy ♥♥♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top