♥ 18

Przede mną, na ścianach, wisi mnóstwo ogromnych rozmiarów obrazów przedstawiających między innymi...Mediolan? Cholerny Malik, w lepsze miejsce nie mógł mnie przyprowadzić! Podeszłam do jednego z malowideł, które przedstawiało zachód słońca na tle zachmurzonego nieba nad jeziorem. Przygryzłam wargę, śledząc wzrokiem idealnie namalowane kontury. Autor obrazu musi mieć wielki talent, to wygląda jak prawdziwe!

-Podoba ci się?- spytał Malik, wyrywając mnie z zamyślenia.

Odwracam się w jego stronę i z powrotem skupiam uwagę na obrazie.

-Jest piękny- kiwam głową z uznaniem- Gość, który to namalował, musi być cholernie zdolny. Wiesz kto jest autorem?- przechylam głowę w lewo, poszukując jakiegoś niedociągnięcia, ale go nie znajduje. No...wow.

-Ja- chłopak odzywa się, a ja marszczę czoło i powoli się do niego odwracam- Ranisz mnie tym spojrzeniem- Malik uśmiecha się powściągliwie, a ja jednie mrużę oczy.

-Ale...poważnie? Ty...to...- sylabuję i obracam się do obrazu, potem zerkam na Zayna i znowu na obraz. I tak kilka razy.

-Przyznałaś, że jestem...Jak to było? Cholernie zdolny?- brunet śmieje się zwycięsko i porusza zabawnie brwami.

-Czekaj, czekaj- odpowiadam mu złośliwym uśmiechem, odwracając się do malowidła- To wcale nie jest takie idealne. Spójrz- mówię- Tutaj wyjecha...

-Tak, tak. Oszukuj się, aniołku- chłopak mi przerywa i klepie po obu policzkach- Nie powiesz tego jeszcze raz, co?- pyta i przechyla głowę w bok, wpatrując się w moje oczy. Jego są takie duże i brązowe i cały czas się pięknie świecą...

CO?!

-Wróbelki, to nie jest bank wymiany śliny, tylko sklep z dziełami sztuki- odzywa się ktoś znajomym mi głosem.

-Cześc, Luca- Zayn odsuwa się ode mnie i wita z rudowłosym przyjacielem. No, wiedziałam, że kojarzę ten głos- Wybacz spóźnienie- przeprasza chłopak i jego wzrok wędruje na mnie.

-Cześć- uśmiecham się i witam z Lucą krótkim uściskiem.

-Cześć, mała- rudy puszcza do mnie oczko- Chcesz zobaczyć nasze magiczne zaplecze?- pyta, obejmując mnie w pół ramieniem. Krzywię się na dźwięk słowa zaplecze. Gdy byłam młodsza, razem z rodzicami odwiedzałam czasem ich znajomego księdza, a w jego plebanii, którą nazywał zapleczem, tak bardzo śmierdziało brudnym psem, że przed wizytą ćwiczyłam wstrzymywanie oddechu.

-No, chętnie spojrzę- mówię i idę za chłopakiem do pokoju obok.

Okazuje się on sporym pomieszczeniem, pełbym stolików, na których leżały niezliczone ilości farb, pędzli i ołówków. Na ceglanych ścianach wisi kilka obrazów, na podłodze stoją dwie sztalugi z czystym płótnem.

-Będziesz miała okazję podziwiać mistrza w akcji- mówi dumnie Luca, a ja wybucham śmiechem- I oczywiście mówię o sobie- w tym momencie zerka wymownie na Zayna.

-Popisuje się przed tobą- szepcze mi Malik na ucho, oplatając mnie od tyłu ramionami. Wywracam oczami, przygryzając wargę- Muszę brać się do roboty, jak chcesz to sobie popatrz na prawdziwego mistrza- brunet ostatnie dwa słowa wypowiada głośniej i odsuwa się ode mnie, zbiera paletę z farbami, mnóstwo pędzli i siada przy drugim ze stojaków.

-A właściwie...- zaczynam, opierając się o barki chłopaka- Jak to się stało, że malujesz, panie Picasso?- pytam, uśmiechając się.

-Lubię to- wzrusza ramionami i zaznacza pierwsze pociągnięcie pędzlem zamoczonym w czerwonej farbie.

-Przeszkadzam?- mówię, prostując się, jednak brunet łapie mnie za nadgarstek.

-Nie- uśmiecha się, kontynuując pracę, a ja wracam do poprzedniej pozycji.

* * * 

-Powiem ci, że na tą chwilę przypomina mi to łóżko kobiety, która zapomniała, że ma okres i postanowiła zjeść żółtą pomarańczę...lub pomarańczową cytrynę- mówię, uważnie obserwując czerwono-pomarańczowo-żółte plamy na białym płótnie. 

-Piękna interpretacja, dokładnie to miałem na myśli- Zayn kiwa głową z uznaniem dla mojej teorii- Pożegnaj się ładnie z tym drugoplanowym pseudo artystą i spadamy- Malik patrzy na Lucę pogrążonego w pracy. 

-Boję się wyrywać go z tego transu- mówię udawanym szeptem- Do zobaczenia, Luca!- krzyczę, a w odpowiedzi dostaję jedynie kciuk uniesiony w górę. 

Wychodzimy z budynku, jest już popołudnie. Słońce grzeje jeszcze mocniej niż kilka godzin temu. Przechodzimy na drugą stronę ulicy i skręcamy w prawo- w drogę powrotną do domu.

-Umiliłem ci dzień?- pyta brunet i popycha mnie lekko w bok.

-Bardzo, najbardziej- uśmiecham się sztucznie do mężczyzny, jednak jego wzrok jest skupiony na czymś za mną- Zayn...?- szturcham go niepewnie w ramię i odwracam się za siebie, jednak chłopak obraca mnie tak, że przyciska mnie do barierki. 

-Pocałuj mnie szybko, ok?- mówi pośpiesznie, zerkając co chwila w swoją prawą stronę.

-Co?- wytrzeszczam oczy- Zayn...? Co ty robisz, idioto?- unoszę brew, kiedy brązowooki zbliża się do moich ust- Dobra, czyli...Moje. Zdanie. Masz. W. Dupie?- mówię z przerwami, odsuwając głowę, ale on i tak przywiera swoimi wargami do moich i kładzie ręce na barierkach po obu moich stronach. 

Nie reaguję i jedynie stoję nieruchomo, kiedy Malik pogłębia pocałunek, zastanawia mnie co mu strzeliło do głowy, kiedy słyszę piskliwy kobiecy krzyk:

-Zayn?! 

*ba dum tss* 

Zakładam się o kilo ciasta truskawkowego, że nikt się tego nie spodziewał, misieee :* 

Jestem głupia, najwyżej za cztery godzinki muszę wstać do szkoły :) 

Dobranoc, do następnego! ♥♥♥ xx 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top