♥ 16
-Dobra, znajdź coś- Zayn rzuca mi pilota.
Ale to nie on zwraca moją uwagę.
Ponieważ mój telefon zaczął wibrować, a na wyświetlaczu pojawił się napis mama.
Wpatruję się w urządzenie, wiedząc, że jestem obserwowana przez Zayna. Nie wiem co zrobić, jestem jak sparaliżowana. Moja ręka zamarła w połowie odległości od pilota. Ta dziwna atmosfera, która wytworzyła się wraz z telefonem prysła niczym bańka mydlana, kiedy moja matka prawdopodobnie wcisnęła czerwoną słuchawkę.
-Pewnie zadzwoniła przez przypadek- mruczę pod nosem, zerkając na Malika. Mam nadzieję, że mój głos nie drży tak bardzo, jak mi się wydaje. Zaciskam usta i biorę głęboki oddech. Nie chcę płakać, naprawdę nie chcę dłużej przejmować się rodzicami. Dlaczego nie mogę o tym zapomnieć chociaż na chwilę?
Chłopak spogląda na mnie, przechylając lekko głowę, jednak się nie odzywa. Wyciszam telefon i chowam go pod poduszkę, by mieć pewność, że nic nie przeszkodzi mi w spokojnym spędzeniu tego wieczoru. W mojej głowie szumi od myśli o mamie, dlatego opieram się o ścianę, przykrywam kołdrą i odpalam telewizor.
Zayn bez słowa siada obok mnie, a ja przełączam kanały telewizyjne jeden po drugim, popijając ciepłe kakao.
-Rose?- Malik odzywa się w pewnym momencie i kątem oka dostrzegam, że zerka w moim kierunku.
-Hm?- mruczę, zasłaniając usta ręką, by ukryć fakt, że ziewam. No tak, dochodzi trzecia w nocy- Przepraszam, jestem zmęczona- mówię, przecierając oczy.
-Właśnie to miałem powiedzieć- brunet uśmiecha się chłopięco- Lepiej idź spać- radzi, zabierając mi pusty już kubek po kakao.
Kiwam lekko głową i układam się na poduszce. Leżę plecami do Zayna, więc chłopak nie widzi, że moje oczy się zaszkliły. Dlaczego zawsze płaczę z powodu tej kobiety?
-A gdzie buziak na dobranoc?- brązowooki trąca mnie w ramię i chichocze.
-Mogę cię zdzielić, co najwyżej, jeśli chcesz- mruczę pod nosem, okrywając się po szyję kołdrą- To jak?- pytam, patrząc na niego przez ramię.
-Dawaj- Malik przysuwa się bliżej mnie i pochyla głowę.
-Nie uderzę cię, idioto- uśmiecham się i odsuwam głowę chłopaka, kładąc dłoń na jego czole.
-W takim razie dobranoc- brązoowoki całuje mnie szybko w policzek, a ja wywracam oczami.
Odwracam się plecami do mężczyzny i ziewam przeciągle, powoli zasypiając.
* * *
Budzę się wraz ze wschodem słońca, czyli bardzo wcześnie jak na moje przyzwyczajenia. Noc nie minęła mi dobrze, ponieważ budziłam się kilka razy i przypominałam o telefonie matki.
Podnoszę się ostrożnie, uważając żeby nie zbudzić śpiącego Zayna i siadam na brzegu łóżka. Pocieram zaspaną twarz dłońmi i odwracam wzrok od telefonu, by nie przypominać sobie o rodzicach...
Wstaję i kieruję się na górę do łazienki, gdzie myję twarz i rozczesuję włosy. Zamykam za sobą drzwi i schodzę po stopniach do salonu. Siadam na kanapie i łapie w dłonie różową podszukę. Mój wzrok błądzi po półkach przy telewizorze, aż trafia na zdjęcie młodego chłopaka u boku dwójki dorosłych. Domyślam się, że to Zayn z rodzicami. Wszyscy się obejmują i mają na twarzach szerokie uśmiechy. Wzdycham, wiedząc, że nie mam z rodzicami ani jednego zdjęcia, na którym byłaby prawdziwa rodzina, a nie dwóch biznesmenów z dziewczyną, która ma odziedziczyć to, co osiągneli.
Zaciskam usta, kiedy czuję pojedynczą łzę spływającą po policzku. Zamykam oczy i chowam twarz w dłoniach. Potok łez zaczyna wydostawać się z moich oczu jedna po drugiej, a ja nie potrafię się uspokoić, ponieważ wypełnia mnie żal.
-Rose?- podnoszę się z miejsca, kiedy słyszę głos Zayna i krzyżuję ręce na piersi, ocierając policzki- Wszystko w porządku?- pyta niepewnie chłopak, a ja czuję jego dłoń na ramieniu- Dlaczego płaczesz?- odwraca mnie twarzą do siebie, a ja spuszczam wzrok- Ej, aniołku- brunet przyciąga mnie do siebie i gładzi po plecach.
-Moi rodzice...- dukam- Widzą we mnie jedynie cholernego spadkobierce. Zawsze musiałam robić to, co oni chcieli, sami wybierali mi szkołe i znajomych, a teraz studia, na które wcale nie chcę iść...- wzdycham- Nie interesuje ich czego ja bym chciała, chyba w ogóle zapomnieli, że jestem ich córką. Nigdy nie przychodzili do szkoły, kiedy rodziny były zapraszane, a ja siedziałam sama albo z opiekunką, bo ich nigdy nie było. Nie kochają mnie, a matka jasno powiedziała, że nie mam po co wracać. O-oni nie przejmują się tym, że coś mogło mi się stać, tylko zastanawiają się komu przepisać swóją cholerną firmę- kończę, zalewając się łzami.
-Nie pleć głupot, kochanie- Zayn przytula mnie mocniej- Kochają cię, ale po prostu są idiotami i jeszcze nie przejrzeli na oczy.
-Nigdy nie przejrzą.
-Nie prawda. Na pewno się o ciebie martwią, Rose. Przekonasz się- chłopak odsuwa swoją twarz od mojej i ciągnie za kąciki ust- Proszę uśmiech- mówi i sam wyszczerza się tak bardzo, że prycham mu prosto w twarz- Oplułaś mnie.
-I zmoczyłaś podłogę- słyszymy za sobą Nialla i odwracamy się w jego stronę- Chodź, rudzielcu i już nie rycz- blondyn wyciąga ręce, a ja chichoczę- Możemy cię adoptować, jeśli chcesz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top