Rozdział trzeci

  Następnego dnia rano, gdy tylko się ogarnęłam i powróciłam jako tako do żywych po wspaniałym wieczorze, wyszłam z pokoju. Ola jeszcze spała, więc zabrałam się do robienia naleśników. Miałam szczęście, że przed moim przyjazdem, zgodnie z obietnicą, dziewczyna zrobiła zakupy. W kuchni znalazłam drewnianą tackę, którą moja współlokatorka kupiła pewnie, by móc spokojnie jeść, leżąc na sofie przed telewizorem. Po skończeniu przyrządzania śniadania, ułożyłam wszystko ładnie na talerzu i nałożyłam na tackę. Weszłam do pokoju dziewczyny i krzyknęłam:

  - Pora wstać, krową paszę dać!

  Mina, którą zrobiła dziewczyna, była bezcenna! Jej zielone oczy zrobiły się wielkie jak u sowy, a otwarta buzia, otworzyła się jeszcze szerzej. Całe włosy, które niegdyś związane były w koka, spływały teraz kaskadą na lewą połowę twarzy dziewczyny. Gdyby tego było mało, zerwała się tak nagle jakby, ktoś jej wbił nóż w nogę.

  Wybuchnęłam śmiechem i o mało co nie wypuściłam tacy ze śniadaniem z rąk. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i zawtórowała mi.

  - Jesteś niemożliwa.

  Podałam jej tacę z jedzeniem i wychodząc, posłałam całusa, którego złapała i schowała do niewidzialnej kieszeni.

  Poszłam do pokoju i wyciągnęłam swój telefon, w tym samym momencie ktoś do mnie zadzwonił. Nie rozpoznawałam tego numeru, a mój nowy numer miał tylko tata i Ola. Niepewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.

  - Halo? - zapytałam niepewnie.

  - Cześć kwiatuszku! Jak się spało? - powiedział znajomy głos, prawie szepcząc mi do słuchawki. Był trochę zaspany, ale to nie przeszkadzało mu w zdobyciu się na miłe słowa z rana.

  - Marek! Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś, ty baranie!

  - A co? Śniło ci się, że dzwonił do ciebie ktoś podejrzany? - zadał najdziwniejsze pytanie świata, które spowodowało, że mimowolnie uderzyłam otwartą ręką w czoło.

  - Nie, nie mam takich porytych snów - zaśmiałam się.

  - Czy tylko ja na całym świecie muszę mieć takie pochrzanione sny? - głośno zawołał do słuchawki. Miałam ochotę odsunąć telefon od ucha na kilka sekund, lecz tego nie zrobiłam.

  - Raz śniło mi się, że gonił mnie york, który po chwili zamienił się w ziejącego ogniem byka, a ja całkiem przypadkiem miałam na sobie czerwoną koszulkę.

  - O widzę, że nie tylko ja jestem pokręcony!

  Roześmiał się, co spowodowało, że się do niego przyłączyłam. Uwielbiałam jego śmiech, był jak śpiew ptaków z rana, tylko nieco niższy i łagodniejszy. W Krakowie podobało mi się dosłownie wszystko, wszyscy ludzie byli niezwykle mili i ciekawi, a jedzenie? Nawet o czwartej nad ranem w knajpach całodobowych, było pyszne!

  - Dobra budź Olkę i wbijajcie do studia. Muszę cie nauczyć nauczać innych, jakkolwiek głupio to nie zabrzmiało.

  - Ola już wstała, zaniosłam jej przed chwilą śniadanie.

  - O, a nie chciałabyś mi też coś zrobić? - zapytał zmieniając ton głosu na bardziej przekonujący i seksowniejszy. Rozbawiło mnie to.

  - Możesz przyjechać i zapytać, czy Ola się z tobą podzieli.

  - Dobra! W cuda nie wierzę! Zaraz sobie zrobię jakąś kanapkę.

  Zaśmialiśmy się wspólnie, pożegnaliśmy i wróciliśmy do swoich spraw. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam szare dresy ze ściągaczami, top sportowy i luźną, niebieską bluzkę lekko odsłaniającą mój brzuch. Szybko się przebrałam i związałam włosy w wysoki kucyk. Malowanie nie miało najmniejszego sensu, ponieważ pamiętałam takie treningi, gdy wraz z potem, spływał także makijaż. Wtedy nie przejmowałam się tym, ale dziś miałam tańczyć przy ludziach. Byłam podekscytowana z mojej pierwszej lekcji w życiu.

  Wyszłam z pokoju i zobaczyłam Olę, która dolewała sobie zrobionej przeze mnie kawy. Spojrzała przez ramię i posłała pytające spojrzenie. Zawiązałam sobie mocniej sznurki od dresów i powiedziałam:

  - Zbieraj się. Wychodzimy.

  - Czyżbyś miała dzisiaj pierwszą lekcję i tak się stresujesz, że zapomniałaś zwrotów grzecznościowych i w towarzystwie Marka potrzebujesz przyzwoitki? - zaśmiała się.

  - Nie, nie mam samochodu i za cholerę nie wiem jak tam się dostać.

  - A czyli teraz robię za szofera? Super.

  - Byle szofer nie dostaje śniadania do łóżka, kochanie.

  Podeszła i pocałowała mnie w policzek. Wyszeptała krótkie "dziękuję" i zniknęła w pokoju. Zajęłam miejsce na kanapie przeglądając portale społecznościowe w telefonie. Jak zwykle, nic się na nich nie działo. Zadzwoniłam do taty. Odezwała się poczta głosowa.

 - Cześć tato, tu Oliwia. Dojechałam wczoraj z rana, ale byłam tak wykończona podróżą, że poszłam ją odespać. Przepraszam, że nie zadzwoniłam, gdy wstałam, ale Ola zabrała mnie, żebym poznała jej znajomych. Znalazłam już pracę, ale obawiam się, że bez praktyk się nie obejdzie, zaraz na nie jadę. Oddzwoń jak będziesz mógł. Kocham cię.

  Rozłączyłam się. Miałam nadzieję, że przekazałam wszystkie informację, których oczekiwał tata. Tęskniłam za jego jajecznicą z rana i herbatą malinową, które mi robił co jakiś czas na śniadanie. Miałam nadzieję, że wyrwie się i da radę jakimś sposobem tu przyjechać. Chciałabym, żeby zobaczył piękno tego miejsca.

  - Gotowa! - zawołała Ola wyrywając mnie z zamyślenia.

  Ubrała luźne dresy i wygodne buty, co oznaczało, że zamierzała się wkręcić na zajęcia i zapewne obserwować jak mi idzie. Po kilku minutach znalazłyśmy się w jej czarnym BMW. Słuchałyśmy głośno radia i śpiewałyśmy wszystkim dobrze znane piosenki. Nawet się nie obejrzałam a byłyśmy na miejscu. 

  Studio już z zewnątrz robiło wrażenie. Było pomalowane na beżowy kolor, miało ogromne okna na parterze, przez które dało się zobaczyć osoby znajdujące się w sali tanecznej. Ola pomachała Markowi, który uniósł jeden kącik ust ku górze i gestem reki, zawołał nas do środka. Weszłyśmy przez ogromne drzwi ze szkła do ogromnej recepcji. Siedziała na niej jakaś dziewczyna, z którą Ola wymieniła się pocałunkiem w policzek. Ja zostałam przywitana uściśnięciem ręki i ciepłym uśmiechem.

  Zwróciłam uwagę na blado beżowe ściany i znaki informujące o położeniu sali, szatni, a także toalet. Niepewnym krokiem weszłam na salę, która rozmiarami przypominała mój pokój i salon w jednym. Ogromne lustra zajmowały całą ścianę, która zapewne pomalowana była w kolorze ciemno-szarym, jak pozostałe ściany. Było tu niesamowicie klimatycznie.

  - Nie przywiązuj się! - powiedział Marek na powitanie.

  - Jesteś mistrzem w najmilszych powitaniach świata, Maruś! - zawołała rozbawiona Ola.

  Spojrzałam na nich ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Zobaczyłam, że chłopak bierze swoje rzeczy i udaje się do wyjścia. Byłam przerażona, czy zrobiłam coś nie tak? Razem z Olą ruszyłyśmy za nim, dziewczyna nie była tak wystraszona jak ja. Weszliśmy po szerokich schodach, znajdujących się po lewej stronie recepcji, tak jak toalety.

  - Zostaw swoje rzeczy tam. - Wskazał pustą szatnię naprzeciwko mnie. Zdziwiło mnie, że mieściło się tutaj aż takich sześć. 

  Przechodząc zauważyłam, że każda szatnia ma własne imię. Marek, Karolina, Zuzia, Daniel, Michał i Ola. Ja dostałam szatnię Michała. Może był to trener, który uległ kontuzji? 

  - Pracujesz tu? - zapytałam Olę.

  - Nie, ale jestem dobrą znajomą właściciela - powiedziała i wskazała kciukiem na szatnię, w której zniknął Marek. - Zastępuję czasem ludzi, którym akurat coś wypadnie. Mam być wpisana w grafik, gdy tylko się podszkolę i nabiorę doświadczenia. Ciebie to nie dotyczy, ciebie przeszkolą raz i rzucą na głęboką wodę, więc ucz się szybko i zapamiętaj wszystkie wskazówki, które będzie dawał ci Marek. Powodzenia!

  "Świetnie!" - pomyślałam wchodząc do szatni Michała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top