Rozdział siódmy

Minęło kilka tygodni odkąd nie widziałam tamtego chłopaka. Pracowałam w studiu, dostawałam wysoką pensję, aż za wysoką biorąc pod uwagę, że było poza sezonem, a studio było zamknięte. Mimo tego spędzałam tam mnóstwo czasu, zamykałam się na sali i oddawałam pasji, doskonaląc się w tym co kocham. Dzisiaj były kolejne warsztaty w tamtym miejscu, byłam już na kilkunastu, jeździliśmy tylko tam, nikt inny nie wiedział dlaczego. Ja wiedziałam. Chciałam go tylko zobaczyć. Ale jego nie było.

Czułam pustkę rozdzierającą moje wnętrze, gdy znowu próby odszukania chłopaka, spełzały na niczym. Jeździłam tam w kółko, byłam na każdych warsztatach, pod pretekstem, że przed rozpoczęciem sezonu, czeka mnie jeszcze dużo pracy. Często jeździłam sama, Ola pożyczała mi swój samochód, bo ona nie była w stanie już wytrzymać tej harówki, albo nie miała jak wyrwać się z knajpy, w której dostała pracę. W studiu jej szkolenie trwało, co także często uniemożliwiało jej i Markowi wyjazd ze mną. Od nowego sezonu, miała zacząć, tak jak i ja. Marek powiedział, że mnie już nie będzie trenował, bo przerosłam jego oczekiwania. Cieszyło mnie to, bo nie chciałam znaleźć się z nim sam na sam.

Byłam w drodze na kolejne warsztaty, jechałam już dobre dwie godziny, gdy go zobaczyłam. Stał obok popsutego auta i czekał aż któreś auto zatrzyma się, żeby mu pomóc albo go podwieźć. Skręciłam gwałtownie w jego stronę. Przywitał mnie uśmiechem i tajemniczym błyskiem w hipnotyzujących oczach. Jego spojrzenie śniło mi się co noc, zachęcając do wspólnego tańca zmysłów.

- Potrzebujesz podwózki? - zawołałam po otworzeniu okna od strony pasażera.

- Najbardziej potrzebuję teraz osoby, która naprawiłaby mi tego grata. Kompletnie nie znam się na samochodach.

Uniosłam jeden kącik ust w górę.

- Dobrze trafiłeś.

Chłopak zrobił zmieszaną minę. Włączyłam światła awaryjne i wyszłam z pojazdu. Skierowałam się do maski samochodu i w duchu podziękowałam tacie, ze prowadził warsztat z samochodami i nauczył mnie tego i owego. Pogmerałam trochę przy kablach w samochodzie.

- Spróbuj odpalić.

Chłopak posłusznie wykonał polecenie. Samochód odpalił od razu. Wyszedł i podał mi jakąś ścierkę, która okazała się być jego bluzką. Uśmiechnął się niepewnie. Wróciłam do swojego samochodu i odjechała, co chwilę zerkając czy chłopak pojedzie za mną. Tak zrobił. Jechaliśmy razem, blisko siebie, w to samo, dobrze nam znane miejsce.

Gdy dotarliśmy tam, skierowaliśmy się do dwóch oddzielnych szatni. Trener, z którym się zapoznałam podczas ostatnich pobytów tutaj, podszedł do mnie i przytulił na przywitanie. Z szerokim uśmiechem odwzajemniłam gest. Wiedziałam, że się zaprzyjaźniliśmy, często zostawałam po zajęciach i w kółko tańczyłam jego choreografie. W pewnym momencie podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać, tak nawiązała się między nami niesamowita więź, nie taka jaka powinna być między trenerem a uczniem. Byliśmy kumplami. Często obgadywaliśmy naprawdę świetnych tancerzy, którzy tu przyjeżdżali. Pomógł mi w poprawieniu błędów, które popełniłam, wszystko jeszcze raz na spokojnie tłumacząc. Mimo tego, że nie mieszkał w Polsce, postanowiliśmy utrzymywać kontakt, gdy wyjedzie. Byłam nim zafascynowana, umiał doskonale nasz język, jakby się tutaj urodził, pomógł mi w szlifowaniu angielskiego i powiedział, że z takim zaparciem mam dużą szansę na zostanie sławną tancerką. A do tego świetnie tańczył. To mało powiedziane! Był geniuszem tańca! Zabierało mi dech w piersiach, gdy pokazywał nam swoje choreografie, biłam brawo i krzyczałam najgłośniej. Cieszyłam się, że go poznałam. Wielu ludzi zazdrościło mi takich kontaktów z nim, ale nikt nie zostawał ze mną po zajęciach, więc nie dziwiłam się, że Patrick zwrócił uwagę akurat na mnie. Byłam jego uczniem, za równo jak i przyjaciółką.

Po lekcji, jak zawsze zostałam, żeby z nim porozmawiać. Śmialiśmy się, że dzisiaj dobrze mi poszło i jego usługi pozalekcyjne dobrze mi służą. Nie minęło nawet piętnaście minut, gdy ktoś poklepał mnie po plecach. Patrick uśmiechnął się, puszczając mi oczko i odszedł zostawiając mnie sam na sam z tajemniczym nieznajomym. Odwróciłam się i ujrzałam hipnotyzujący błękit nieba zamkniętym szczelnie w oczach, uśmiechnęłam się do siebie. Instruktor jako jedyny wiedział dlaczego jeździłam na warsztaty, chociaż później ten powód stał się mniej ważny. Po prostu polubiłam Patricka i nie wyobrażałam sobie, że nie będzie mnie na jego lekcji.

- Zniknęłaś tak szybko, że nie zdążyłem ci nawet podziękować. Znasz osobiście Patricka?

- Tak, zaprzyjaźniliśmy się, gdy jeździłam tutaj co każde warsztaty.

- Jej, zazdroszczę. Gdyby nie moja ekipa i zawody, treningi czy pokazy, też byłbym na każdych jego warsztatach. Patrick to świetny gość, nie znam go osobiście, chociaż chciałbym, ale wiem, ze super traktuję swoich uczniów i ma niezwykłe podejście do tańca.

- Tak, to prawda. Taniec jest miłością Patricka, oczywiście nie jedyną. W Stanach czeka na niego Tatiana, jego narzeczona.

- A już się wystraszyłem, że ty coś z Patrickiem. Teraz mogę być spokojny i zaprosić cie na kawę w ramach wdzięczności. Jestem Daniel.

- Oliwia - powiedziałam i przyjęłam wyciągniętą w moją stronę dłoń chłopaka.

"Daniel" - pomyślałam. Szczerze mówiąc to myślałam, że ma na imię Tomek albo jakoś tak. Bardziej to kojarzyło mi się z tancerzem.

- Przebiorę się i dołączę do ciebie za piętnaście minut, muszę się jeszcze pożegnać z Patrickiem.

"I odwołać nasz trening." - dodałam w myślach trochę smutna.

Chłopak kiwnął głową i zniknął w szatni. Zapiszczałam, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości. Widząc to, Patrick parsknął szczerym śmiechem, wiedziałam, że cieszy się, ze odniosłam w końcu sukces. Moje poszukiwania zostały zakończone sukcesem.

- Mam rozumieć, że nasz trening jest odwołany? - udał oburzonego.

Wybuchnęliśmy śmiechem. Mimo tego, że chłopak był ode mnie dobre cztery lata starszy, mieliśmy nasz wspólny świat. Przytuliliśmy się i pożegnaliśmy.

- Mówiłem ci! - zawołał, gdy wychodziłam. - Ten kto walczy do samego końca, jest zwycięzcą. Nie zapominaj o tym, Liw.

Posłałam mu całusa i weszłam do szatni. Przebrałam się w letnia spódniczkę, w której tu przyjechałam i czarny top. Rozpuściłam spocone włosy i wyciągnęłam suszarkę z torby. Już się nauczyłam, co to znaczy przewianie po męczącym treningu i bardzo tego żałowałam. Popsikałam się dezodorantem i pomalowałam tuszem do rzęs oczy. Wyszłam i stanęłam oko w oko z Danielem. Uśmiechnął się z aprobatą.

- Gotowa?

"Od kilku dobrych tygodniu, debilu!" - krzyczałam w środku. Pokiwałam głową i udałam się do samochodu. Jechałam za nim. Dojechaliśmy do pięknej kawiarni z pachnącymi kwiatami bzu w każdym oknie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i spędziliśmy resztę wieczoru w swoim towarzystwie. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonu.

Od tamtego momentu czekałam tylko na to, aż Daniel napisze. Miałam cały czas telefon przy sobie, nie chodziłam bez niego nawet do łazienki. Czekałam w nieskończoność, tracąc jakąkolwiek nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top