Rozdział ósmy
Minęły trzy dni odkąd widziałam się z Danielem. Tęskniłam za zapachem jego perfum, za dojrzałym tonem głosu, a najbardziej za jego nieskazitelnie białym uśmiechem i niebiańskimi oczami. Leżałam smutna na podłodze w pokoju. Skończyłam właśnie mój codzienny trening. Nagle mój telefon zapikał, co oznaczało tylko jedno. Dostałam wiadomość!
"Przepraszam, że się nie odzywałem, ale próby ciągnęły się w nieskończoność. Co słychać?" - napisał Daniel.
Pisnęłam, co usłyszała Ola, która wbiegła przerażona do mojego pokoju.
- Co się stało? - wysapała na jednym wydechu. Była tak zasapana, jakby przebiegła właśnie maraton.
- Napisał do mnie! - krzyknęłam ze śmiechem i przytuliłam mocno przyjaciółkę.
- Kto? - zapytała zdziwiona.
- Daniel! - zaśpiewałam.
- Kto?! - zapytała jeszcze bardziej zdziwiona.
- Siadaj - nakazałam, wykonała posłusznie polecenie.
Opowiedziałam jej wszystko, bo przez ostatnie tygodnie widziałyśmy się tylko przelotnie, pomimo tego, że razem mieszkałyśmy. Znajdywałyśmy mało czasu na rozmowę i wspólnie spędzanie czasu, nawet przy śniadaniu. Zwykle po Olę przyjeżdżał Marek około godziny dziesiątej, podczas gdy ja dopiero wstałam i codziennie rano zabierał ją na salę. Współlokatorka zostawiała mi swój samochód, gdybym potrzebowała gdzieś jechać, ale takich okazji nie było. Później mijałyśmy się w studiu, gdy oni wychodzili, a ja wchodziłam na salę. Obiad często jadłam na mieście z Zuzą, dziewczyną, która ze mną pracowała, często kończyła dyżur na recepcji wtedy kiedy ja swój trening. Ponieważ dziewczyna nie miała prawa jazdy ani własnego samochodu, żeby nie musiała się tłuc autobusem - zabierałam ją ze sobą. Gdy wracałam do domu, Ola była już w pracy i wracała późno, najczęściej kiedy ja już spałam. Najczęściej przed telewizorem, budziła mnie wtedy, chwilę rozmawiałyśmy, a później udawałyśmy się do swoich sypialni i wykończone padałyśmy na łóżko. Nie miałam kiedy z nią porozmawiać o Marku, Danielu, czy nawet Patricku. Rzadko razem jeździłyśmy na warsztaty, ja zostawałam na sali, ona wracała do domu. Po zajęciach najczęściej odwoził mnie Patrick, który to uwielbiał.
Opowiedziałam jej wszystko, od tamtego dnia, gdy to wylądowałam z Markiem na podłodze. Od tamtego czasu, chłopak mnie unika, a mnie taki obrót spraw nie przeszkadza ani trochę. Później o tajemniczym chłopaku, który tak mi się spodobał. Długo dyskutowałyśmy na temat Patricka, bo Ola była zawiedziona, że ma narzeczoną. Śmiałyśmy się, ale wkroczyłyśmy ponownie na temat Daniela, naprawy jego samochodu i kawy w ramach "dziękuję". Dziewczyna słuchała w skupieniu i mi nie przerywała, gdy dowiedziała się, że chłopak po trzech dniach do mnie napisał, zaczęła skakać z radości i cieszyć się moim szczęściem.
- Jaki on jest? Jak się z nim rozmawia? Jak pachnie? Jak się do ciebie zwraca? - wypytywała podekscytowana.
Zaśmiałam się.
- Jest wspaniały, taki jak sobie go wyobrażałam. Jest prawdziwym dżentelmenem, dobrze wychowanym i ma klasę. Tańczy w jakiejś grupie tanecznej, ale to tyle co wiem. Rozmowa nigdy nie schodzi na nudne tematy, ciągnie się w nieskończoność i jest przyjemna, nie chce się jej kończyć. Pachnie... Po prostu bosko, nie będę się rozdrabniać. A jak się do mnie zwraca? Chyba Oliwia, może Liw, tak jak Patrick... Kurcze, tym pytaniem mnie zagięłaś.
Dziewczyna roześmiała się. Jej przesłuchanie trwało godzinę. Po tym czasie wstała i zapytała poważnie:
- Co mu odpisałaś?
- Cholera! Zapomniałam! - Uderzyłam się w czoło z otwartej ręki.
- Jestem chora! Jak mogłaś nie odpisać takiemu przystojniakowi?! Pamiętam go z pierwszych wspólnych warsztatów, spodobał mi się, ale nie tak bardzo jak Patrick! Możesz mu to powiedzieć, może załapię jakiegoś plusa! - zaśmiała się. - Nie, albo nie mów, bo zacznie uważać mnie za jakąś wariatkę!
Roześmiałyśmy się. Chwyciłam za telefon i szybko wystukałam:
"Wszystko dobrze. Rozmawiałam właśnie ze współlokatorka na temat Patricka, bo ma na jego punkcie świra! Nie usłyszałem, że napisałeś, przepraszam." - skłamałam trochę, bo było mi głupio wyjawić mu prawdę.
Po około dwóch sekundach przyszedł mi esemes od chłopaka. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy dziewczyna wyrwała mi telefon z ręki i przeczytała:
- O cholera! - Spojrzałam na nią wyczekująco, ale dziewczyna patrzyła na mnie tylko szeroko otwartymi oczami i buzią.
- Ola! - krzyknęłam.
- On cie zaprasza dzisiaj na randkę! - krzyknęła.
Podała mi telefon. Przeczytałam szybko wiadomość. Brzmiała:
"Chcesz może wybrać się ze mną jeszcze raz gdzieś? W bardziej oficjalnym tego słowa znaczeniu?"
O cholera! Wszystkie moje marzenia się spełniły. Nie wiem co ty ze mną robisz, Danielu, ale cholera tak, tak, tak i jeszcze raz tak!
"Pewnie, z miłą chęcią" - odpisałam od razu.
"Podasz mi adres, czy to jeszcze za wcześnie? Przyjechałbym po ciebie."
Nie zastanawiałam się, wystukałam adres i wysłałam esemesem.
"Będę o osiemnastej, do zobaczenia"
"Do zobaczenia" - odpisałam i pisnęłam.
Spojrzałam na zegarek, cholera siedemnasta... Spojrzałam na wrzeszczącą Olę, która już wyciągała mi rzeczy z szafy i przeglądała. Nie wiedziałam jaka to mogła być okazja, dlatego też nie miałam żadnego pomysłu na ubiór. Spojrzałam na dziewczynę, która trzymała w rękach czarną sukienkę. Patrzyła na nią z zachwytem. To była mój najlepszy strój wyjściowy. Spojrzała na mnie i kiwnęła kilkadziesiąt razy głową.
Przebrałam się w sukienkę i wyszłam z łazienki, stąpając jak po wybiegu. Może i miałam sukienkę, ale odpowiedniego obuwia - nie. Wyszłam w trampkach, zwykłych i trochę zniszczonych. Za piętnaście minut miał przyjechać Daniel, więc nie miałam czasu na coś lepszego. Dziewczyna spojrzała na mnie spod byka.
- Chyba żartujesz! - Wskazała palcem na buty.
- Nie mam innych butów, może mam z trzy pary - przyznałam zawstydzona i spuściłam głowę czekając na szyderczy śmiech.
- Trzeba było mówić od razu!
Wybiegła z pokoju, po chwilę wracając z czarnymi szpilkami w dłoni.
- Chodziłaś kiedyś?
Zaśmiałam się.
- Tygodniami uczyłam się chodzić na szpilkach przed studniówką. Takie szpilki to nie problem dla mnie.
Wzięłam dziękując buty od dziewczyny i założyłam. Ola pomalowała mi oczy i przejechała czerwoną szminką po ustach. Moje zbuntowane blond loki, spięła w pięknego koka. Fryzurę psiknęła mocno lakierem do włosów. Pięć minut przed przyjazdem byłam gotowa do wyjścia i piękna jak nigdy w życiu.
O równej osiemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Ola zerknęła przez judasza, czy mój wygląd będzie komponował się z wyglądem chłopaka. Otworzyła szeroko oczy i zaklęła pod nosem, nie uszło to mojej uwadze.
- Co jest?
- On ma garnitur! - wyszeptała.
Zrobiłam wielkie oczy i poszłam otworzyć drzwi. Gdy były już otwarte, zrobiłam wielkie oczy i mam nadzieję, że nie otworzyłam szeroko buzi. Szatyn stał naprzeciw mnie z bukietem czerwonych róż w ręce. Był ubrany w czarny garnitur, białą koszulą i czarnym krawatem. Jego ciemne włosy były idealnie zaczesane do tyłu, miałam wrażenie, że nie używa niczego, żeby się trzymały. Zerknął na mnie podziwiając i obdarzył uśmiechem. Podał mi kwiaty i pocałował na przywitanie w policzek. Nogi się pode mną ugięły.
- Gotowa? - zapytał zdecydowanie.
- Poczekaj, wstawię kwiaty do wody.
Już miałam się odwrócić, gdy wyprzedziła mnie Ola, wzięła ode mnie z uśmiechem bukiet i powiedziała:
- Ja się nimi zaopiekuję. Bawcie się dobrze i nie wróć za późno!
- Dobrze, mamo! - zawołałam ze śmiechem.
Gdy zjeżdżaliśmy windą, Daniel złączył nasze dłonie w delikatnym uścisku. Przeszły mnie przyjemne ciarki po plecach i już wiedziałam, że ten wieczór będzie udany. Udaliśmy się do jego czerwonego kabrioletu. Po drodze zderzyliśmy się z Markiem, który właśnie przyjechał po Olę na trening. Wymierzył we mnie mordercze spojrzenie i wyminął chłopaka. Ich barki się zderzyły, a ja mocniej uścisnęłam chłopakowi dłoń. Daniel zaśmiał się i pokręcił głową z dezaprobatą. Cieszyłam się, że jadę gdzieś z Danielem, a nie Markiem. Marek był nieobliczalny, a w porównaniu do niego, Daniel był ideałem.
Tylko dokąd mnie zabierał?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top