Rozdział czwarty
Leżałam na podłodze. Byłam cała mokra od potu, a przez zmęczenie, nie mogłam się podnieść. O mało co nie wyplułam płuc na parkiet, gdy zaczęłam przeraźliwie kaszleć. Mój organizm nie był przyzwyczajony do aż takiego wysiłku, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Byłam po trzech godzinach tańca, bez przerw na picie czy nawet siku. Marek nie dawał nam odpocząć. Był tytanem pracy, pewnie dlatego tak dobrze tańczył i zrobił na mnie wczoraj takie wrażenie.
Szara koszulka na ramiączkach chłopaka, miała mokrą plamę na plecach i klatce piersiowej. Włosy lepiły mu się do twarzy. Dyszał ciężko, oparty ręką o stolik z laptopem i wzmacniaczem. Widziałam w jego oczach ogromne pragnienie, a może mi się wydawało, bo sama potrzebowałam zimnego płynu, zaspokajające moje marzenia? Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym i przetoczyłam na plecy, żeby ponownie nie zakrztusić się śliną.
Patrzyłam w granatowy sufit. Był pokryty małymi białymi gwiazdkami, które pewnie świeciły w ciemności, dając wrażenie tańca pod gołym niebem. Wyobraziłam sobie, że leżę na jakiejś polanie i wypatruję różnych konstelacji. Próbowałam zapomnieć na chwilę o bólu, którym sprawiało mi oddychanie. Podłożyłam ręce pod głowę i zamknęłam oczy, na chwilę oddalając się w krainę marzeń. Rozluźniłam się, co spowodowało unormowanie oddechu i chwilę relaksu. Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc i wypuściłam je ustami.
Otworzyłam oczy. Miałam znowu poziom motywacji i samozaparcia naładowany w pełni. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Jeszcze raz? - zapytałam siadając po turecku.
Ola wydała z siebie dźwięk, który oznaczał, że ma dosyć i poleży tak jeszcze kilka godzin za nim będzie gotowa wstać. Marek, który wciąż stał w tym samym miejscu ze spuszczoną głową, uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową.
- Nigdy nie masz dosyć? - zaśmiał się.
- To w ogóle możliwe mieć dosyć tańca? - zapytałam urażona.
Spojrzał na mnie jednym okiem i się zaśmiał. Byłam gotowa na wszystko. Na kolejną godzinę ćwiczeń siłowych, chociaż czułam rozdzierający ból w mięśniach całego ciała. Na kolejne pół godziny pajacyków. A nawet na kolejne półtorej godziny wysłuchiwania krzyków chłopaka, że źle rozliczam ósemki i krytykowania za prostych kroków jak na moje możliwości. Chciałam tego, w inny sposób się niczego nie nauczę.
- Ciężka praca to klucz do sukcesu - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
Chłopak odepchnął się od stolika i pokiwał głową z aprobatą.
- Masz pół godziny.
- Co?
- Masz zadanie. Wymyśl choreografię, która mi się spodoba. I nie wkurzaj mnie nawet jakimiś banalnymi krokami. Najpierw mi ją pokażesz, później to ja zdecyduję czy chcę się jej nauczyć. Olka, ty masz wolne.
- Dzięki ziomuś ale jeszcze sobie poleżę - wysapała dziewczyna nie poruszając niczym innym oprócz ust.
Chłopak zaśmiał się i zamknął za sobą drewniane drzwi. W tamtym momencie cieszyłam się, że ściany były wyposażone w najlepszą izolację akustyczną. W ten sposób mogłam poczuć się odcięta od czegokolwiek, co mogłoby mi przeszkadzać. Podeszłam do Oli, która leżała bezwładnie na podłodze i ciężko oddychała. Wzięłam ją za ramiona i używając całych sił, przesunęłam pod okna. Nawet nie zareagowała.
Podeszłam do stołu z laptopem i podziękowałam Bogu, że w studiu było wifi. Szybko wystukałam piosenkę, którą miałam w głowie od wczorajszego wieczora. Była wolniejsza niż ją zapamiętałam. Zaczęłam tańczyć, świadomie ustalałam kroki, które łatwo zapamiętywałam. Tańczyłam tak jak wczoraj w klubie. Chciałam zaskoczyć Marka i pokazać mu, że jednak nie jestem całkiem do niczego i że jak się uprę, to potrafię. W krokach wciąż coś komplikowałam tak, żeby wydawały się trudniejsze do wykonania.
Po trzydziestu minutach, na salę wszedł chłopak z dwulitrową wodą w dłoni. Spojrzał na mnie i rzucił mi napój.
- Nie dzięki - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Uniósł brwi i spojrzał na mnie zmieszany. Wzruszył ramionami i podniósł plastikową butelkę z podłogi.
- Gotowa? - zapytał po chwili. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.
Podbiegłam do laptopa i puściłam muzykę. Chłopak był tak samo zdziwiony jak ja. Sama nie wiedziałam skąd wzięły się we mnie takie pokłady energii, biorąc pod uwagę prawie cztery godziny morderczego treningu. Pokazałam całą choreografię, pełną minutę tańca i walki z sobą samą, żeby w połowie nie odpuścić. Dopiero wtedy zmęczenie dało o sobie znać. Potarłam szybko oczy i podeszłam do laptopa, ale chłopak mnie wyprzedził.
- Jeszcze raz! - zadecydował.
Westchnęłam bezgłośnie i zrobiłam to jeszcze raz, starając się poprawić popełnione przez zmęczenie błędy. Miałam nadzieję, że tym razem wyjdzie mi to jeszcze lepiej niż chwilę temu. Chłopak, który stał przy laptopie i obserwował mnie bacznie, wyłączył muzykę sekundę po tym jak skończyłam. Westchnął przeciągle.
- Ładna choreografia, ale nie chcę się jej nauczyć. Możesz jechać do domu - powiedział.
Wkurzyłam się, chociaż to chyba nieodpowiednie słowa. Wpadłam w furię. Miałam ochotę wskoczyć chłopakowi na plecy i siłą zaciągnąć go na parkiet, żeby nauczyć go tej cholernej choreografii. Dałam z siebie wszystko, a on tego nie docenił.
- Teraz to ja jestem nauczycielem, a ty uczniem. Powinieneś nauczyć się szacunku do instruktora, a przychodząc na moją lekcję, coś z niej wynieść, biorąc pod uwagę także choreografię! A może się boisz, że mi nie dorównasz i stracisz w oczach wszystkich tutaj? - krzyknęłam, gdy chłopak chwytał za klamkę.
Odwrócił się do mnie z zadziornym uśmieszkiem i z lekkim zdziwieniem, że potrafiłam zdobyć się na coś takiego.
- Wiesz co? - Spojrzałam na niego lekceważąco. - Nie będę cię zmuszać do zatańczenia mojej choreografii, pomimo tego, że włożyłam w nią mnóstwo pracy. Twoja strata.
Rzucił wodę, którą wciąż trzymał w ręce na podłogę i podszedł do mnie kilka kroków. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- W takim razie naucz mnie, skoro uważasz, że tak dużo stracę . - Chciał to powiedzieć w ten przyciągający sposób, który jeszcze dzisiaj rano by na mnie zadziałał.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie mam zamiaru nauczyć cię ani jednego kroku.
- Powiedziałem, że jeśli będę chciał to mnie tego nauczysz. A teraz naszła mnie taka ochota.
- Nikt nie powiedział, że ja będę chciała cie nauczyć - szepnęłam mu do ucha w ten sam sposób, w który kilka sekund temu próbował mnie oczarować. - Także dziękuję. Na dzisiaj skończyłam.
Podniosłam wodę z podłogi i duszkiem wypiłam połowę. Chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Jesteś bezczelna! Dałem ci taką szansę, a ty nie umiesz tego docenić!
- Kto potrafi docenić czyjąś pracę, ten potrafi - przerwałam mu.
Odwróciłam się na pięcie i nacisnęłam klamkę. Chłopak w ciągu sekundy znalazł się przy mnie i pociągnął za nadgarstek do siebie. Wpadłam na jego klatkę i uniosłam głowę, by patrzeć mu w oczy.
- Żebyś tego nie pożałowała. Ostatnia szansa.
- Akurat tego nie pożałuję nigdy. Jedyną osobą, która będzie płacić za ten błąd, będziesz ty. Tylko nie dzwoń do mnie i nie proś bym kiedykolwiek tu wróciła - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Wyrwałam mu się z uścisku i skierowałam do wyjścia. Odwróciłam się przez ramię i prychnęłam pogardliwie. - Życzę powodzenia tym wszystkim, których traktujesz w ten sam sposób co mnie. To, że jestem tutaj nowa, nie znaczy, że masz mnie traktować jak śmiecia. Rozumiem, że jesteś tu szefem, bo wszystko tu jest twoje, ale nie zachowuj się jak nadęty burak, bo stracisz wszystko nad czym pracowałeś, szybciej nim się obejrzysz.
Posłałam mu całuska, wzięłam z szatni swoje rzeczy i zeszłam na dół. Dziewczyna z recepcji patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, pewnie zastanawiając się kim ja do cholery jestem. Stanęłam przed autem Oli, czekając aż dziewczyna zejdzie na dół. Zamiast niej w drzwiach pojawił się Marek i uśmiechnął szeroko.
- Zadanie zaliczone! - krzyknął i nim zdążyłam go odepchnąć, przytulił mnie tak mocno, że zabrakło mi powietrza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top