Rozdział piąty

- Co do cholery?! - krzyknęłam i odepchnęłam od siebie spocone ciało chłopaka.

Wytarłam ręce o spodnie i spojrzałam na niego wyczekując odpowiedzi. Chłopak roześmiał się. Znowu był tym samym Markiem co w klubie zeszłej nocy. Pokręcił kilka razy głową z uśmiechem wypisanym na twarzy. Spojrzał na mnie spod byka.

- Nic nie rozumiesz, prawda?

- Nie szczególnie, może mi podpowiesz? - rzuciłam od niechcenia, bo wcale nie było mi do śmiechu. Nadal cała trzęsłam się ze zdenerwowania.

Zaśmiał się jeszcze głośniej niż przedtem.

- To była inicjacja. Chciałem zobaczyć jak zareagujesz w niekomfortowej sytuacji. Kazałem Olce cie nastraszyć, że będziesz miała tylko jedną szansę i że rzucę cie na głęboką wodę. Trochę prawdy w tym było, bo świetnie sobie z tym poradziłaś. Przez trzy godziny treningu, który szczerze mówiąc wykończył bardziej mnie niż ciebie, nie odpuszczałaś. Później zebrałaś się w sobie, żeby podkosić mi nogi tym bezczelnym pytaniem "Jeszcze raz?". - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Zbiło mnie to trochę z tropu. Postanowiłem postawić cie pod ścianą. Od samego początku wiedziałem, że dasz z siebie wszystko, a nawet tego oczekiwałem. - Podszedł bliżej. Poczułam, że dolną częścią pleców napieram na BMW współlokatorki. - Od samego początku wiedziałam, że zatańczysz tak dobrze, że będę chciał oglądać to w kółko, dlatego kazałem ci powtórzyć. Później zgodnie z planem, powiedziałem, że nie zatańczę tego i czekałem na reakcję. Dostać pracę mógł tylko ktoś kto albo będzie miał to w dupie i zostanie na sali, tańcząc w kółko to co ułożył i analizując każdy krok, albo ktoś kto mnie zmusi. Nie spodziewałem się, że to ty zaatakujesz mnie i powiesz tyle słów, które szczerze trafiają. Myślałem, że wymiękniesz, rozpłaczesz się i zaczniesz prosić o jeszcze jedną szansę. Oczywiście bym ci ją dał, bo cie lubię, Oliwka. Ale masz mnie! Witamy w ekipie!

- Inicjacja... - szepnęłam analizując każde pojedyncze słowo w głowie.

Nie docierało to do mnie, miałam ochotę wrócić i zamknąć się w moim pokoju, paść na łóżko głową do poduszki i przepłakać kilka godzin. Jak dałam się tak podpuścić? Jak mogłam tak stracić panowanie nad sobą? Było mi głupio, twarz mi płonęła od mocnego wiatru, który owiewał moje spocone ciało. Nie potrafiłam się zdobyć na to, by spojrzeć na chłopaka. Z jednym miał rację, nie odpuszczałam, nigdy. Mogłam zamknąć ten głupi pysk, mogłam się nie odzywać, kiwnąć głową i się poddać. Ale to nie było w moim stylu, odkąd pamiętam musiałam walczyć nie tylko z innymi, ale też sama ze sobą. Nigdy się jednak nie poddałam. Miałam ochotę wykrzyczeć chłopakowi w twarz czy jest nienormalny. Moje myśli toczyły ze sobą walkę, przez co całe ciało zaczęło mi drżeć. Nie będę przy niem płakać, nie będę...

Chłopak, który w ciągu kilku sekund, niezauważenie przybliżył się do mnie, jak to miał w zwyczaju, objął mnie delikatnie. Byłam oszołomiona i zawstydzona. Nie odwzajemniłam tego gestu, nie byłam w stanie się poruszyć. Chwycił mnie pod brodę, jednocześnie każąc na siebie spojrzeć. Drugą rękę trzymał na moich plecach, delikatnie, tak, żeby mnie nie spłoszyć. Uśmiechnął się do mnie nieśmiało i wyszeptał:

- Przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić.

Kolana się pode mną ugięły, a ja osunęłam się na zimny chodnik. Oparłam się głową o samochód i spojrzałam w niebo.

"Spróbuj się uspokoić. Masz pracę, wszystko czego chciałaś w zasięgu ręki. Więc dlaczego przejmujesz się tak bardzo głupią inicjacją?" - powiedziałam do siebie.

"Może dlatego, że to nie fair?!" - nakrzyczałam w głowie sama na siebie.

"Uspokój się kobieto! Oddychaj!" - zwróciłam sobie uwagę.

- Oliwka? Wszystko w porządku? Naprawdę przepraszam, przykro mi, teraz wiem, że nie każdemu służy taka inicjacja... Ale taką mamy zasadę...

- Chcę jechać do domu... - wyszeptałam, gdy tylko odzyskałam głos.

- Odwiozę cie.

- Nie... - przerwałam mu cicho.

Widziałam strach i zmartwienie w oczach chłopaka. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, chociaż zerkałam kątem oka. Nie odrywałam oczu od nieba. Uspokajało mnie, zawsze. Musiałam wyglądać i zachowywać się jak wariatka.

- Poczekasz tu? Zawołam Olkę... Tylko cholera, nigdzie nie odchodź.

Kiwnęłam nieznacznie głową, mając nadzieję, że zauważy ten mały gest. Wstał i co sekundę na mnie zerkając, wycofał się w stronę drzwi. Po chwili zniknął za nimi. Zamknęłam oczy i pozwoliłam łzą płynąć. Czułam się strasznie. Nie mogłam się otrząsnąć z szoku, który zafundował mi Marek. Jednocześnie było mi głupio, że wywołałam tak silne emocję w chłopaku, które cieszył się ze swojego sukcesu.

Roześmiałam się gorzko. Udało mu się, sprowokował mnie i doprowadził na krawędź, gdzie nigdy się nie znalazłam. Nie wiedziałam dlaczego tak silnie zareagowałam na całą sytuację, nigdy tak nie reagowałam. Coś we mnie pękło.

- Oliwia! - zawołała Ola i rzuciła się do mnie biegiem.

Podniosłam głowę i otarłam łzy z policzków. W drzwiach stał Marek, który przyglądał się całej scenie z przerażeniem wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że teraz jemu jest tak samo głupio jak mi. Widziałam wyrzuty sumienia w jego oczach.

- Zabiorę cie do domu - wyszeptała do mnie Ola i pomogła mi wstać. Posadziła mnie na siedzeniu pasażera i podeszła pożegnać się z chłopakiem.

- Zadzwoń mi od razu jak dojedziecie - powiedział poważnie. Dziewczyna skinęła głową. - Jedźcie ostrożnie - dodał i zniknął za drzwiami, posyłając mi przepraszające spojrzenie.

Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Było mi tak wstyd za dzisiejsze zachowanie, jak jeszcze nigdy w życiu.

- Myślisz, że jest zły? - zapytałam, gdy byliśmy już daleko od studia.

- On się martwi... Ja też... Nigdy go takiego nie widziałam...

- Przepraszam... - wyszeptałam.

Do oczu znowu napłynęły mi łzy. Patrzyłam w dal. Wstydziłam odezwać się nawet słowem.

Gdy dojechałyśmy do domu, poszłam prosto do mojego pokoju, zamknęłam za sobą i runęłam na łóżko. Zasnęłam momentalnie. Śniłam o zachodzącym słońcu, które przyniosło mi ukojenie. Obudziłam się około dziewiętnastej. Byłam tą dawną mną, która patrzyła na mnie w lustrze każdego dnia.

"Przepraszam" - napisałam szybko esemesa do Marka. Schowałam telefon pod poduszkę i ponownie zasnęłam.

Gdy się obudziłam, miałam jedną nieodebraną wiadomość. Była od Marka. Nie podejrzewałam, że chłopak po tym wszystkim będzie chciał utrzymywać ze mną kontakt, a co dopiero odpisać mi na moją wiadomość.

"To ja przepraszam, strasznie mi głupio... Jak się czujesz?"

"Czuję, że śmierdzę, bo nie wykąpałam się jeszcze po tym wycisku." - odpisałam, nie zważając na to, że jest po drugiej w nocy.

"Uff, Oliwka wróciła... Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś!" - odpisał od razu chłopak.

"Nie wiesz jak sama się wystraszyłam!"

"Idź spać i zbieraj dupkę, jutro jedziemy na warsztaty"

"Nie dasz mi odpocząć, prawda?" - zaśmiałam się.

"Dobrze mnie znasz, jak na dwa dni. Śpij dobrze Oliwka."

"Dobranoc" - odpisałam i wróciłam do mojego zachodu słońca.

Nie mogłam doczekać się jutra.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top