Rozdział dziesiąty

Obudziły mnie jakieś krzyki dobiegające z salonu. Nagle ktoś wszedł wściekły do mojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi z takim hukiem, że gdyby nie mocny fundament, ściany runęłyby po kilku sekundach.

- Nie możesz się spotykać z Danielem! - wykrzyczał, ściągając ze mnie kołdrę.

- Może najpierw jakieś "dzień dobry"? - powiedziałam kpiąco.

- Przestań mnie wkurzać, dziewczyno, nie wiesz nawet do czego Daniel jest zdolny, gdy nie dostanie tego czego chce!

- Może powinniśmy zwrócić uwagę na ciebie i na twoje zachowanie, gdy odtrąciłam cie kilka tygodni temu, gdy próbowałeś... W sumie nawet nie wiem, co konkretnie usiłowałeś zrobić! - zaśmiałam się. - Teraz ograniczasz się do krótkiego "cześć" i mnie unikasz. Nie jest tak?

- Nie będę cie do niczego zmuszać, Oliwka. Chcę twojego szczęścia, a on ci go nie da, tyle. Gdy cie wykorzysta i zostawi, wrócisz do mnie na kolanach, a ja przyjmę cie wtedy z otwartymi ramionami, bo cholera, zależy mi na tobie.

Otworzyłam szeroko usta, a moje oczy przyjęły zapewne kształt złotówek. Chłopak wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z bijącymi się myślami, których za cholerę nie potrafiłam opanować. Weszłam do łazienki i starannie obmyłam twarz zimną wodą. Do pokoju ktoś zapukał niepewnie. Otworzyłam obawiając się, że to Marek.

- Wszystko w porządku? - zapytała Ola. Wyglądała na zmartwioną.

- Nie wiem - odpowiedziałam cicho.

- O co mu chodziło? Jest zazdrosny czy jak? Na mnie Daniel wywarł bardzo pozytywne wrażenie, ale mam mętlik w głowie. Wpadł tutaj, żeby powiedzieć mi, że mam przyjechać sama do studia i zabrać ci samochód, żebyś nie mogła jechać do Daniela. Cholera wie, skąd wiedział jak chłopak ma na imię. Był tak zły jak jeszcze nigdy. Gdy mu powiedziałam, że nie zamierzam ci przeszkadzać i utrudniać kontaktów, skoro dużo słyszałam o waszym wspólnym wieczorze i nie zauważyłam nic podejrzanego, wpadł w furię. Wszedł do twojego pokoju, każąc nie wchodzić dopóki on nie wyjdzie. Bałam się wchodzić, postanowiłam ten jeden raz go posłuchać. Gdy nie słyszałam niczego podejrzanego, żadnych krzyków czy wielkiej kłótni, postanowiłam w to nie ingerować. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że tym razem byłam do niczego? - wyrzuciła wszystko z siebie dość szybko i spuściła wzrok na swoje bose stopy.

Podeszłam do niej i ją objęłam. Wiem jaka była przestraszona, bo ja też się bałam. Tak strasznie bałam się Marka. Jeszcze bardziej niż wtedy na sali, ale tym razem nie dam sobą zmanipulować. Nie ufałam mu za grosz. Nie wierzyłam w jego słowa. Postanowiłam zapytać Daniela o co chodzi z Markiem. Mógł zabierać mi samochód Oli, przecież Daniel sam po mnie przyjedzie i zabierze w świetne miejsce. Marek mógł być tylko zazdrosny, że znalazłam kogoś kto tańczył lepiej od niego, lepiej się ubierał, stać go było na coś więcej niż taniec w klubie czy narzucanie mi się we własnym pokoju. Miałam to gdzieś.

Przed dwunastą wysłałam Danielowi wiadomość czy po mnie podjedzie. Czekałam, jedząc na spokojnie śniadanie i czekałam na odpowiedź. Byłam już ubrana i umyta, nie zdążyłam tylko spiąć włosów, ale potrzebowałam na to tylko kilku sekund. Gdy dopijałam kawę do końca z zamiarem zrobienia sobie jeszcze jednej, odpisał.

"Tak, będę za pięć minut."

"To dobrze, bo musimy porozmawiać."

"Nawet mnie tak nie strasz, Oliwio, bo mam ochotę zawrócić do domu..."

"Spokojnie, to nie chodzi o Ciebie."

Po tym esemesie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyłam widząc zaniepokojoną minę Daniela. Przywitał mnie delikatniejszym pocałunkiem w policzek, niż wczoraj. Zaprosiłam go do środka i włożyłam miskę, w której chwilę temu były jeszcze płatki zalane mlekiem, do zmywarki. Chłopak usiadł na sofie i dokładnie rozejrzał się po salonie. Zajęłam miejsce obok niego i zapytałam prosto z mostu:

- Znasz Marka? Tego chłopaka, którego pociągnął cie wczoraj z bara jak szliśmy w stronę samochodu?

Wypuścił powietrze z płuc.

- Tak. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, razem założyliśmy ekipę, z którą jeżdżę teraz na te wszystkie zawody i występy. Gdy rozwinęliśmy się w dość krótkim odstępie czasu, Markowi odbiło. Byliśmy rodziną, a on nagle wymyślił sobie, że potrzebujemy przywódcy, który poprowadzi nas jeszcze wyżej, niż zaszliśmy teraz. Chłopaki się zbuntowali, nie chcieli, żeby ktoś nimi rządził, a już na pewno nie Marek, który już przedtem chciał podejmować decyzję i wszczynał wszystkie kłótnie. Kilka razy doszło nawet do rękoczynów. Dużo z nim o tym rozmawiałem, mówiłem, że chłopaki nie chcą nic zmieniać, chcą, żeby to była rodzina, wszystkie decyzję podejmowane wspólnie przy jednym stole i być po prostu razem. Markowi się to nie spodobało, dał mi ultimatum, albo oni albo on. Znałem go od dziecka, kochałem jak brata, ale nie mogłem zrezygnować z marzeń i z chłopaków. W krótkim odstępie czasu, stali się dla mnie jak rodzina. Jeszcze po tym jak rodzice się na mnie wypięli... - Pociągnął nosem. - W końcu Marek odszedł z ekipy, założył studio taneczne z pomocą swoich dzianych starych i przestał się z nami kontaktować. Pojechałem do niego, był z moją byłą dziewczyną, która jak się okazało - zdradziła mnie właśnie z nim. Wybaczyłem mu to i powiedziałem, że chcemy go z powrotem. Wrócił. Był może z dwa miesiące i znowu zaczął się rządzić. Uważał się za lepszego, bo miał bogatych rodziców i był jedynakiem, którego starzy kochali nad życie. Tego było za wiele, sam go wyrzuciłem. Długo się po tym zbierałem, ale w końcu zacząłem żyć jako tako normalnie. Unikałem ludzi, stąd znam te wszystkie miejsca, po których cie wczoraj prowadziłem. Chowałem się przed światem, tylko dzięki chłopakom jeszcze jestem w Krakowie. Gdyby nie oni oddaliłbym się stąd jak najdalej i przestał tańczyć. Byli zawsze, gdy ich potrzebowałem. Kilku zrezygnowało po wydarzeniach z Markiem. Ten idiota rozgadał wszystkim, że to ja jestem ten zły, że to ja go wykorzystałem, i przyjąłem tylko i wyłącznie dlatego z powrotem, żeby mieć satysfakcję, gdy go wyrzucę. Niektórzy uwierzyli. Teraz mamy okrojony skład, jest nas zaledwie sześciu. Kiedyś było nas dwudziestu siedmiu... Trzymamy się razem i już nikomu nie pozwolę wejść pomiędzy nas. A do Marka straciłem cały szacunek, sprzedał się różnym firmom, tańczył w milionach programach, które zarabiają na naiwności ludzi. Często nie mogę patrzeć na siebie w lustrze, bo głupio mi, że dopuściłem do tego, żeby się tak zmienił...

Przytuliłam mocno chłopaka, odwzajemnił uścisk. Cały się trząsł od płaczu. Wiedziałam, że ta przyjaźń dla niego musiała wiele znaczyć i jak bardzo musiał się zawieźć na przyjacielu. Wierzyłam mu, bo sama pamiętałam jak potraktował mnie Marek podczas tej całej inicjacji. Widziałam jaki był na treningach i poza nimi, sprawiał doskonałe pierwsze wrażenie jak na pierwszy rzut oka, ale gdy czegoś chciał, miał to dostać. Doskonałym tego przykładem jest jego nieodpowiednie zachowanie kilka tygodni temu albo dzisiejsze wtargnięcie do mojego pokoju. Nie mówię już, że kultura wymaga, żeby chociaż zapukać.

Odsunęłam się od Daniela i otarłam mu łzę, która spływała po jego policzku. Uśmiechnął się do mnie smutno. Pocałowałam go w czoło i ponownie mocno przytuliłam do piersi. Pozwoliłam mu płakać i się tego nie wstydzić.

Nie zamierzałam go zostawić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top