powrót do domu

Westchnęłam. Nagle zobaczyłam jak coś porusza się za skałą. 

- Aragornie! - szturchnęłam go - rusz się. - Wstał lekko rozkojarzony. 

- Cco? O co ci chodzi?

- Tam, coś jest.

- Pewnie zwierze.

- Nie, ja to już widziałam. Znam to skądś...

- Jesteś zmęczona, połóż się, teraz ja poczuwam.

- Mówię ci, tam coś było. Zaczekajmy. - po chwili znów coś się ruszyło, tym razem w krzakach. Nakazałam Aragornowi być cicho i sama od tyłu powoli skradałam się w stronę krzaków. Nagle włożyłam ręce do krzaków i wyciągnęłam z nich... Golluma!

- Gollum? Co ty tu robisz?

- To właśnie jego miałem złapać.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Skąd miałem wiedzieć, iż go znasz?

- Nawet jakbym go nie znała to bym ci pomogła.

- No dobrze. Skoro go mamy musimy znaleźć Gandalfa.

***

- I co z nim zrobimy?

- Przetransportujecie go do Mrocznej Puszczy.

- Musimy? - jęknęłam.

- A czemu nie? 

- Nie, nie nic, nieważne. - nie chcę żeby Mithrandir się o tym dowiedział. - A więc do zobaczenia w Imladris, przyjacielu.

- Do zobaczenia, trzymaj się, kochana. Wiem, że coś przede mną ukrywasz, Luthien, ale myślę, iż dowiem się tego w niedalekiej przyszłości.

***

- Dobra, słuchaj. Jestem jednym z Dunedainów, twoim wychowankiem - siostrzeńcem twojej kuzynki. Nie ściągam kaptura, zgodnie z tradycją mojego rodu zakazującej obcym oglądać moje oczy.

- Ciekawa historia, ale dlaczego?

- Powiedzmy, że... moja historia z Thranduilem nie jest najlepsza... - powinnam powiedzieć "była", lecz to szczegół.

- Jesteś córką Elronda. - zauważył.

- Och, właśnie o to chodzi! - podniosłam głos. - Legolas nie czytał moich listów, od tylu lat! Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz?! - załamał mi się głos.

- A więc nie chodzi o Thranduila, ale o jego syna.

- A weź przestań, daj mi spokój!

- Jestem twoim przyjacielem, możesz mi powiedzieć o wszystkim. - i tak jakoś wyszło od słowa do słowa, że opowiedziałam mu o wszystkim.

- No, a poza tym ja nie mogę spojrzeć im w oczy, wiedząc iż Endis żyje. Nie chcę żeby spadła na mnie taka odpowiedzialność.

***

- A to kto? - wskazał na mnie.

- To mój wychowanek, siostrzeniec mojej kuzynki.

- Czemu nie zdejmie kaptura?

- To tradycja. Nie możecie zobaczyć jego oczu.

- Niech będzie. Kiedyś już tu mieliśmy kogoś kto nie chciał ukazać nam twarzy, a potem... - książę się zaciął i odwrócił głowę. /o co chodzi?/ - wejdźcie.

***

Coś się stało w tym pałacu. Myślałam, iż elfów leśnych nie obchodzi to, co dzieje się na zewnątrz. Legolas też chodził jakiś osowiały. Nie rozumiem. Tauriel mu odmówiła? Nie, niemożliwe. Widziałam jak się na niego patrzyła. A może on jej nie ko... NIE, nie. Słyszałam. Chociaż w sumie nie słyszałam, żeby powiedział wyraźnie: kocham Tauriel. No, ale co innego. Nie mogę tak myśleć. To, że ja go kocham niczego nie zmienia. ale nie byłabym w stanie podejść do niego i zdjąć kaptur. Muszę to sobie przemyśleć na spokojnie, albo w mojej komnacie w Imladris, albo w Lorien. Jego widok nie pomaga mi w przemyśleniach. Całe szczęście, iż jutro wracamy do mojego domu, w Rivendell.

***

Westchnęłam i położyłam się na łóżku. Na razie nikt, prócz Elessara nic nie wie o moim pobycie w lochach orków. W tej chwili nie zamierzam tego zmieniać. 

***

Miałam trochę czasu na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że nie mogę stracić relacji ze swoim najlepszym przyjacielem. Pewnie już wie kim była czarnowłosa Nimrodel. W końcu minęło już 60 lat... Jak ten czas szybko leci. z trzydzieści lat temu przeleciały mi 1000 urodziny. Tata był trochę zły, że nie mógł z tej okazji wyprawić balu, ale się go udobruchało./ma się ten urok/

Przy najbliższej okazji porozmawiam z Legolasem tak, jak kiedyś, przed "śmiercią" Endis.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top