36.
Eskel przyglądał się jak jego współlokator pochłania ciasto, niczym czarna dziura gwiazdy. Może sam proces nie wyglądał jak ten zwany spaghetti, ale wyglądał równie dziwnie. Brunet od czasu do czasu zerkał na kolegę, by posłać mu uśmiech znad talerza i dalej wracał do pałaszowania.
- Smakuje? - szatyn przerwał tę niezręczną ciszę.
- Jak diabli. Pamiętałeś, że lubię marchewkowe - oblizał widelczyk i wziął kolejny kawałeczek miękkiego marchewkowego ciasta.
- Tak - Eskel udawał, że wcale tego nie widzi - Słuchaj, może olejemy dzisiaj wszystkich i zostaniemy dzisiaj tutaj, razem i coś porobimy? Nie będziemy się wtrącać w niczyje życie ani nic.... Tylko ja, Ty i coś co wymyślimy - szatyn podrapał się po karku, bał się reakcji kolegi.
- Mój malutki Eskelek dorasta! Oczywiście, jak sobie życzysz - pochylił głowę, a końcówki jego włosów wpadły w ciasto - Niech to szlag!
- Idiota.....
Zasiedli na kanapie, a Lambert jak zwykłe przytulał do siebie ogromną michę, pełną gorącego popcornu i wybierał film.
- Romantyczniej byłoby jakby za oknem zapadł już zmrok - mruknął, ale szatyn i tak to usłyszał.
- Dobra, dobra. Wybrałeś już? - sięgnął do miski, ale Lambert szybko zareagował i pacnął go w dłoń.
- Zostaw! Dostaniesz na filmie! - machnął pilotem - O, patrz! Co Ty na to? Dziennik Bridget Jones? Hę? - Eskel jęknął.
- Serio, romansidło? Nie rób mi tego, Lambert
- Nie marudź, bo nie będzie popcornu
Eskel dał w końcu za wygraną. Uradowany brunet włączył film i poczęstował swojego kolegę kukurydzianymi kulkami.
W połowie filmu jeden i drugi był już rozkojarzony. Eskel przysypiał na ramieniu Lamberta, a ten wewnętrznie wrzeszczał z radości.
Czarnowłosa stała przed lustrem i mierzyła sukienki, na dzisiejszy wieczór. Jej koleżanka z pokoju, była dziewczyna panicza de Lettenhove, przyglądała jej się z ciekawością chodząc wokół niej.
Yennefer starała się to ignorować, ale doskonale wiedziała, że blondynka zaraz zasypie ją mnóstwem pytań, tak jak Lambert zasypuje smsami Eskela.
- Czego? - warknęła.
- Gdzie idziesz Yen? - Priscilla usiadła na krześle niedaleko strojącej się koleżanki.
- Sekrecik - Yennefer, nie była chętna do rozmowy.
- No weź, z kim się umówiłaś? Lambert? Eskel? Geralt? Jaskier? Triss? Ja? A nie, wiedziałabym - zaśmiała się głupio.
- Priscilla, kurwa ogarnij się. Nic Ci nie powiem - wzięła stosik ciemnych sukienek i weszła do łazienki, a blondynka poszła za nią - A Ty tu czego, uciekaj
Geralt nie rozumiał o co chodzi. Treść smsa od nieznajomego nie dawała mu spokoju. Ale brzmiała tak jakoś znajomo. Jakby już gdzieś słyszał te słowa. Albo coś podobnego. Słyszał jak w pokoju obok Jaskier brzdęka na swojej gitarze i śpiewa piosenkę, której Geralt jeszcze nie słyszał. Spionizował się na łóżku i przysłuchiwał słowom utworu.
Och, szybko się rozpadło, moje serce
Widziałem jak chwytali się za ręce
Och, po co zapoznawałem go z nią?
To był błąd
Moje serce się łamie, o nim myślę tylko
Ach, powiedz, powiedz gdzie jesteś
teraz kochanie?
Tyle planów, tyle zgrzytów, tyle ran
Jeden poślizg, jedna kłótnia nasza
Koniec, jesteś, jesteś mój, nie oddam Cię...
O nie....
Mówiłeś wiele, lecz ja wiem
co na myśli masz
"Przepraszam, nie zostawię już więcej Cię"
Czy mam wierzyć Ci czy nie?
Już sam nie wiem.
Och, szybko się rozpadło, moje serce
Widziałem jak chwytali się za ręce
Och, po co zapoznawałem go z nią?
To był błąd
Moje serce się łamie, o nim myślę tylko
Ach, powiedz, powiedz gdzie jesteś
teraz kochanie?
- Tu jestem - Geralt wychylił się zza drzwi i spojrzał na Jaskra, który nagle przestał grać.
Podszedł do niego i mocno go objął, gładząc go po jego ciemnych włosach.
Yennefer poprawiła swoją czarnozieloną sukienkę i spojrzała na zegar wiszący na ścianie w holu. Przez rękę miała przewieszoną modną kurtkę, z której rękawa wystawała czapka i szalik, a z kieszeni para rękawiczek. Ewidentnie na kogoś czekała.....
____________________________________________________
Krótszy niż poprzednie, ale staram się teraz ogarnąć coś ciekawego w fabule, więc musiałam urwać w tym momencie. Tak, robię Polsat hehe
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top