29.

Przeszli niecałe dziesięć metrów, a Jaskier już zaczął odczuwać zmęczenie. Nie miał pojęcia czy to przez swojego partnera, wpatrzonego bardziej w swoją gniadą klacz niż w jego cudne niebieskie oczęta, czy może przez te wiadomości od starego dobrego przyjaciela, który wysyłał mu niezliczoną ilość wiadomości dziennie.

Bał się, że Geralt niebawem dowie się o wiadomościach i spiął się lekko, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Białowłosy obdarzył go dość nieprzyjemnym spojrzeniem, które mogło znaczyć tylko i wyłącznie jedno - Co Ty znowu ukrywasz?. Jaskier doskonale rozpoznawał ten wzrok. Jego matka często rzucała go w jego kierunku gdy ten tylko wracał do domu. Jak w te święta. Westchnął ponownie. Resztę drogi przebyli w całkowitym milczeniu.

Kiedy tylko przekroczyli próg internatu, białowłosy ruszył w swoim kierunku zostawiając swojego towarzysza na środku korytarza bez słowa. Jaskier stał tak jeszcze przez kilka minut, ale kiedy jego telefon po raz kolejny zawirował w jego kieszeni tego dnia, zrezygnowany wyciągnął go i o mało nie zachłysnął się powietrzem.

Biegł przed siebie na złamanie karku. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami Pokoju Lamberta. Walił w drzwi jak wariat. Zaprzestał dopiero wtedy gdy ten otworzył mu je, a sam Jaskier o mało nie wpadł do środka.

- Lambert, cholera no spójrz co znalazłem! W sumie to ktoś mi to podesłał z podpisem A to przypadkiem nie Twój chłoptaś? No patrz, patrz! - gitarzysta podsuwał tak blisko swój telefon, że jego rozmówca ledwo co widział.

- Ugh, przystopuj. Co to za typiarstwo na zdjęciu? I od kogo to masz?

- No nie wiem od kogo! Ale spójrz! To przecież Geralt! I Yenna!

Między nimi zapadła cisza.

- Jesteś pewien?

- Jak wyszliśmy z kawiarni Twojego kochasia był taki jakiś... Nieobecny... - po tych słowach zobaczył, że Lambert zaczyna się rumienić - Coś nie tak?

- Nie, nie. Wszystko w porządku. Serio myślisz, że.. Yenna i Geralt, ten tego?

- Słów nie znasz? Tak myślę, że znowu że sobą kręcą! Że mnie zdradza! Rozumiesz to!

- Niezbyt. Dlaczego miałby to robić?

- Ja.. ja.. nie wiem... Ale teraz pozwól, że pójdę do siebie i pobędę trochę sam

Kiedy tylko odwrócił się od Lamberta zaczęły lecieć łzy po jego bladych policzkach. Nie miał pojęcia dlaczego przyszedł do niego i mu to powiedział. Biegł przed siebie ocierając łzy, które rozmazywały cały obraz przed jego oczyma.

Wpadł do mieszkanka i z łoskotem zamknął za sobą drzwi. Oparł się plecami o ścianę, i zjechał w dół na podłogę. Łzy ciągle zasłaniały mu obraz przed oczami, ale to nie przeszkadzało mu, by trzęsącą się ręką, wyciągnąć telefon z tylnej kieszeni spodni, gdzie schował go biegnąc korytarzem, i wystukał czyiś numer.

_______

Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale no byłam zawalona :<
Nie bądźcie źli na mnie. Proooooszę :'





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top