23.

Jaskier siedział wygodnie w pociągu, w pierwszej klasie, spokojny już i nie histeryzujący, że nie ma swojego czarnego notesu. Zastąpił go chwilowo zwykłą, białą kartką papieru A4, która zabrał z domu. Pisał na niej to co przyszło mu do głowy, a potem zrezygnowany, szybko kreślił świeżo nabazgrane słowa. Spojrzał za okno i zaczął pod nosem nucić jakąś melodię. Uśmiechnął się do siebie, tak że było to ledwo zauważalne, chwycił lutnię do ręki i zaczął grać owe dźwięki. Przy okazji do głowy zaczęły przychodzić mu jakieś słowa, z których składał, nawet sensowne zdania.

Och, szybko się rozpadło, moje serce,
Widziałem jak chwytali się za ręce
Oh, po co zapoznawałem go z nią?
To był błąd
Moje serce się łamie, o nim myślę tylko
Ach, powiedz, powiedz gdzie jesteś teraz kochanie?

Powtórzył to z trzy razy. Skrzywił się delikatnie i wziął ołówek do prawej dłoni. Starannie zaczął zapisywać słowa, które przed chwilą przyszły mu do głowy i które zaśpiewał.

Białowłosy siedział w swoim pociągu i oglądał Netflixa, do którego dostęp otrzymał po tym jak pomógł posprzątać po imprezie. Pamiętał jak Jaskier go tym zażantażował. W sumie podziałało. W dodatku dostał darmowego Netflixa, za którego płacić nie musiał.

Westchnął cicho i spojrzał na wyświetlacz telefonu by sprawdzić godzinę. Za niedługo powinien dotrzeć na stację, z której dojedzie autobusem do internatu. Oczywiście po drodze musiał zahaczyć o stajnię, w której powinien zostawić Płotkę, swoją gniadą klacz.

Pociąg bruneta gwałtownie zahamował, a ten o mało nie zleciał z siedzenia. Przeklnął pod nosem na konduktora i kiedy ujrzał swoją stację, chwycił walizkę, lutnię wziął do ręki i wysiadł z wagonu.

Kiedy tylko opuścił pociąg, poczuł nieprzyjemnie zimne powietrze muskające jego twarz. Zrobił minę jakby właśnie ktoś wlał w niego sok z cytryny i ruszył przed siebie. Teraz żałował, że zostawił szalik w domu.

Geralt właśnie przebywał w stajni, w której zostawiał swoją ukochaną klacz. Co śmieszne, żegnał się z nią jak z małym dzieckiem, które jest pierwszy dzień w przedszkolu. Mniej więcej tak to wyglądało. Serio. Wychodząc, rzucił w jej stronę przyjdę jak tylko będę mógł, i zniknął z pola widzenia swojego konia.
Wziął wszystko i skierował się ku miejscu, gdzie miał znowu spotkać się z brunetem. Chciał z nim wyjaśnić kilka spraw, ale najbardziej to chciał go znowu zobaczyć. I to jak rano paraduje w kuchni w swoim cholernym śliwkowym szlafroku.

_______________________________________

Miał być o 10 i know, ale jestem leniem i nie chciało mi się go dokończyć, więc jest teraz. W dodatku, przed chwilą go prawie usunęłam xD


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top