Prolog
Więc tak, oto moje nowe opko. Jest ono czymś, co wyszło praktycznie z żywiołu(Tak nawiązując do książki). Mam nadzieje że wam się spodoba i życzę miłego czytania
____________________________________________________________
Keith od dziecka był sam.
Tuż po jego narodzinach, jego rodzice zmarli, a on trafił do domu dziecka. Kiedy miał 5 lat uciekł, nie wiedząc jeszcze nic o świecie. Pobiegł w miejsce, gdzie nie spodziewał się, by ktokolwiek go szukał - do lasu. Błąkał się po nim bez celu. Ze sobą nie miał nic, kompletnie nic, poza tym w co był ubrany. Szedł między drzewami, aż się przewrócił. Spojrzał na swoje kolano, było ono ubrudzone i pokiereszowane. Dzieciak westchnął tylko idąc dalej przed siebie i starając się ignorować ból, co szło mu niezwykle dobrze jak na tak małe dziecko. W pewnym momencie zauważył, że coś się zaświeciło. Mały Keith, widząc to zaciekawił się i zaczął zmierzać w jego kierunku. Ostrożnie i powoli. Patrzył na światło z zaciekawieniem, a gdy zauważył, że się oddala, natychmiast za nim pobiegł. Ból kolana się nie liczył, chciał on odkryć czym to było. Kiedy dobiegł, jego oczom ukazał się piękny, czerwony, ognisty lew. Oczy chłopaka błyszczały od jego płomieni. Ten widok był niezwykły. Tajemniczy, piękny, majestatyczny, a także, co najbardziej urzekło w nim Keitha, wydawał się taki jak on
- Czym jesteś? - Spytał chłopczyk. Lew nic nie zrobił. Nie ruszył się, tylko przypatrywał mu się z góry. Po chwili Keith ponowił pytanie
- Czym jesteś? - Lew wydał z siebie głośny ryk, po czym spojrzał na chłopczyka. Czarnowłosy przewrócił się od tego. W tym momencie lew zaszarżował prosto na niego.
Nie wiele myśląc chłopiec zasłonił się rękami. Był gotowy na ból i oparzenia, ale nic takiego nie poczuł. Opuścił dłonie, a lew stał przed nim, lekko pochylając głowę. Chłopiec niepewnie wstał i spojrzał na niego, po czym dotknął jego głowy. Wtedy to się stało. Lew wbiegł w chłopaka, dosłownie wchodząc w jego małe ciałko. Był skołowany. Nie wiedział już czy to wyobraźnia płata mu takie figle, czy to rzeczywiście się stało. Z tych myśli wyrwał go jeden fakt - jego ręka, a mianowicie płomienie na ręce którą dotknął lwa. Czarnowłosa istotka zaczęła biegać, próbując ugasić ogień, lecz po chwili zdała sobie sprawę z jednego. Ten ogień nie parzył. Niedługo po tym usłyszał wołanie dorosłych. Byli to ludzie z domu dziecka, szukający go. Nie wiele myśląc chłopiec pobiegł prosto przed siebie, uciekając jak najdalej od tych głosów, zagłębiając się w las.
~
Lance był dobrym dzieckiem. Kochanym przez mamę i tatę. Miał dwóch starszych braci, Leona i Diego, oraz starszą siostrę, Jane. Kiedy miał 5 lat, stało się coś niezwykłego. Latem, razem z rodziną pojechał nad jezioro w lesie. Było to miejsce, w które jeździli co roku. Chłopiec był ucieszony, jak zwykle. Chodził wszędzie, chociaż znał to miejsce jak własną kieszeń. Wiedział gdzie jest które drzewo, za którym skrętem są jagody, oraz jak najszybciej dostać się do wody. Wieczorem, w dzień przyjazdu postanowił się wymknąć nocą, by pooglądać gwiazdy. Po cichu przebrał się z swojej piżamy w normalne ubranie, po czym zaczął powoli skradać się pomiędzy łóżkami rodzeństwa, oraz rodziców. W końcu, gdy mu się to udało, założył swoje buciki i małą kurteczkę po czym wyszedł po cichu na zewnątrz. Usiadł na schodkach drewnianej chatki, po czym spojrzał w niebo. Tam, na górze, lśniły pięknie miliony gwiazd, a razem z nimi księżyc. Lance uwielbiał ten widok, kochał patrzeć na rozgwieżdżone niebo.
Jednak jego uwagę przykuło teraz coś innego. Niebieski blask dochodził od strony jeziora. Mały, widocznie zainteresowany, szedł w jego stronę ścieżką, którą tylko on znał. Po paru minutach znalazł się przy jeziorze i zobaczył coś niezwykłego. Niebieski lew, cały z wody, iskrzący się w świetle pełni. Ten widok oczarował chłopca. Wydał mu się prześliczny, przyjazny, miły, wesoły... ale nie to przykuło uwagę Lance'a. Wydawał mu się być znajomy, a nawet taki jak on. Chłopiec powoli poszedł do wody i zapytał cichutko.
-Halo? Kim jesteś? - nie usłyszawszy odpowiedzi ponowił swoje pytanie.
-H-halo? Kim jesteś?- powiedział znacznie głośniej niż wcześniej. Lew na ten gest wydał z siebie ryk, na tyle głośny by wywalić chłopca, jednak na tyle cichy by nie mógł dotrzeć do domku.
Brązowowłosy wstał po chwili, otrzepując spodnie z piasku. Przyglądał się lwu, a lew przyglądał się jemu. Ten po chwili zaczął dumnie podchodzić do niego, stawiając kroki na tafli wody. Chłopczyk spojrzał na niego i wszedł do wody. Lew podszedł, po czym skłonił się przed malcem, a ten uśmiechnął się do niego szeroko. Położył jedną rękę na głowie lwa i stało się. Zaszarżował wprost na niego. Chłopiec nie ruszył się z miejsca, nawet nie zdążył niczego zauważyć, a lwa już nie było. Już wyobrażał sobie jak opowiada o tym starszemu rodzeństwu, gdy nagle zauważył jedną rzecz - woda wokół niego rozstąpiła się, spłynęła całkowicie z niego jak i jego ubrań. Chłopiec szedł dalej, a woda dalej ustępowała przed nim. W końcu znalazł się na samym dnie i spojrzał w górę. Widok był cudowny. Miliony gwiazd i księżyc, skrzące się w wodzie dodawały uroku nocnemu niebu. Z ust dziecka wyrwało się ciche westchnienie, po którym usiadł na miękkim piasku. Po paru minutach postanowił, że wyjdzie i wróci do domku. Gdy miał zamiar wstać i iść, stało się coś czego sobie nie wyobrażał. Woda podniosła go w górę, nie mocząc nawet jego butów. Stał na środku jeziora, nie wiedząc co się dzieje, a w głowie miał tylko jedno słowo. "Magia".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top