|20| Yvette Reynolds


    Yvette spodziewała się, że Chester nie zatrzymał się w podrzędnym motelu. Jednak apartament do którego ją zaprowadził, przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Wykończony ponadczasowymi drewnianymi elementami, czarnymi dodatkami i licznymi źródłami światła, zdawał się cholernie drogi. Przestronne pomieszczenia z eleganckim wyposażeniem w kolorach beżu sprawiały, że można było poczuć domowy klimat.

    Reynolds stała na środku pomieszczenia, w miejscu gdzie kuchnia powoli zamieniała się w salon i rozglądając się dookoła, analizowała całe wnętrze. Dojrzała korytarz, prowadzący najpewniej do łazienki i innych, zapewne jeszcze piękniejszych pomieszczeń. Chester dostrzegł jej rozanielone spojrzenie, dlatego przystanął obok i pozwolił, by chłonęła całą sobą klimat tego miejsca.

    - Chyba ci się podoba, co? - Rzucił po chwili, wyciągając z kieszeni portfel, telefon i kluczyki. Odstawił je na szafkę.

   - Jest... pięknie - skomentowała.

    Zazwyczaj ekskluzywne miejsca, gdzie najdrobniejsze rzeczy były tak drogie, że nie mogłaby sobie na nie pozwolić, sprawiały że paraliżował ją dyskomfort. Yvette wiedziała, że mieszkanie znacznie przekracza jej możliwości finansowe, jednak tym razem poczuła się dobrze w takim wnętrzu. Tak po prostu.

    - Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się łagodnie, wycierając dłonie w spodnie. - Chcesz się odświeżyć? Są tu czyste ręczniki, mogę znaleźć ci jakieś ciuchy - zaproponował.

    Ta wizja była kusząca. Wraz z wodą w ściekach mogłaby wylądować cała historia dzisiejszego wieczoru. Reynolds zdecydowanie pragnęła, by te wspomnienia znalazły się w kanałach. Tylko tam było ich miejsce.

     - Masz tu jakieś damskie ciuszki? - Uniosła brew w pytającym geście, a na jej ustach zagościł figlarny uśmieszek.

    - Zdecydowanie nie - odpowiedział, ukazując garnitur białych zębów.

    - Na pewno? Jeśli tak, lepiej powiedz od razu. Zdążę wyjść przed jej powrotem i zapomnę, że umawiałam się z zajętym gościem.

    Chester zaśmiał się krótko, a ton jego głosu przyjemnie wibrował w jej uszach.

    - Dla twojej informacji, Yvette: nie mam dziewczyny - podszedł do niej, ustawiając się tak blisko, że mogła poczuć jego perfumy. Wyraźne i ostre. - Chociaż myślę, że jest tu ktoś, kto mógłby to zmienić.

    Reynolds poczuła jak się czerwieni. Z jednej strony było to tylko niewinne zdanie, zlepek głosek, uformowanych w słowa. Z drugiej strony coś w jej wnętrzu drgnęło. Nie wiedziała jak powinna zareagować, kiedy ciało wysyłało sprzeczne sygnały. Serce boleśnie ją zakuło, podpowiadając, że to mogłyby być ciekawe doświadczenie. Mózg oponował, a jej wewnętrzny radar bił na alarm tak głośno, że nie usłyszała dalszych słów Chestera.

    - C-co? - Wydukała, czując zimny pot na plechach.

    - Mówiłem, że łazienka jest na końcu korytarza, po prawej - odpowiedział łagodnie. - Poszukam ci jakichś luźniejszych ciuchów, będzie ci wygodniej.

    To mówiąc skierował się wzdłuż korytarza, znikając za jedynymi z drzwi po lewej stronie. Poruszał się lekko i z prawdziwą gracją, co w jakiś sposób było sprzeczne z tym, jak wyglądał. Czerń władała jego osobą - nie tylko powodu ciemnych włosów, ubioru czy tuszu pokrywającego jego ręce. Z jego oczu bił mrok, który jak na złość zaczął ją przyciągać. 

    Przełknęła głośno ślinę i zdecydowała się ruszyć w stronę łazienki. Pchnęła białe drzwi, wchodząc do wnętrza przepełnionego złotymi elementami i marmurową posadzką. Pomieszczenie było przestronne i jasne, a duże lustro jeszcze bardziej je powiększało. Yvette przekręciła zamek, wyłapując w zwierciadle swoje odbicie. Miała rozpaloną twarz i błyszczące oczy, o co nie podejrzewała by się w najśmielszych snach. Podeszła na drżących nogach do zlewu, opierając dłonie na porcelanowej misie. Przymknęła oczy, powoli licząc do trzech.

    Cokolwiek się z nią działo, powinna to opanować. Nie było to dobre, chociaż nęciło swoim słodkim zapachem. Pod powiekami widziała promienistą twarz Chestera, którą jeszcze chwilę temu wpatrywała się w nią z takim uwielbieniem. Czuła złość wlewającą się do każdej komórki jej ciała, na samą myśl o tym, co zrobił Michael. Przywłaszczył ją sobie, jednocześnie nie ofiarując jej siebie. Co gorsze, chciał to ciągnąć dalej, nawet po czasie.

    Wtedy przypomniała sobie coś, czego wcale nie chciała. Małą łazienkę w domu Michaela, w której paliło się jedynie słabe światło żarówki nad lustrem. Czuła ciepło jego ciała za sobą, gdy przypierał ją do umywalki. Jego obecność napawała ją dziwnym spokojem, chociaż tamtego wieczora serce chciało wylecieć jej z piersi. Gdy sunął ustami po jej skórze opatrzonej siniakami, zapewniając o tym jak bardzo jest piękna, drżała. Z obawy i pożądania, które zaczęło tlić się w jej zepsutym do cna wnętrzu. Pamiętała jego słowa, w których twierdził, że tylko ona jest w stanie wywołać w nim taką zmianę. Dreszcz na jej ciele wywołało wspomnienie, gdy obrócił ją w swoją stronę. Jego wargi musnęły jej, elektryzując całe ciało i duszę, która uwierzyła we wszystkie jego słowa. Tamtego wieczora uwierzyła, że nie zasłużyła na wszelkie zło. Uwierzyła, że w jego oczach była najpiękniejszą kobietą na świecie. Uwierzyła, że jest kimś więcej. Wreszcie uwierzyła w to, że ma nad nim jakąkolwiek władzę.

   Dziś już wiedziała, że to było kłamstwo. Obłuda, którą karmił ją po to, by mieć ją dla siebie. Musiała zrobić wszystko, by o nim zapomnieć, a mieszkaniec tego apartamentu z jakiegoś powodu wydawał się rozwiązaniem.

    Jej rozważania przerwało delikatnie pukanie do drzwi. Podskoczyła jak oparzona. 

    - Yvette? - Cichy głos Chestera przebił się przez drzwi. - Zostawiam ci pod drzwiami ubrania, okej?

   - J-jasne - zacięła się. - Dzięki.

    Wróciła do rzeczywistości. To było konieczne. Dzisiejszej nocy zapadło zbyt wiele ważnych decyzji, by żyć przeszłością. Musiała pozbyć się Michaela O'Connora z serca i życia. W dokładnie takiej kolejności.


***


    Obudził ją szmer. Niezbyt głośny, jednak Yvette nigdy nie spała zbyt dobrze w nowych miejscach. Nie od razu rozpoznała wnętrze, w końcu sypialnia w apartamencie Chestera była zupełnie inna niż jej pokój. Kiedy przypomniała sobie, jak polecił jej przespać się w tym pomieszczeniu, a sam zdecydował się spędzić noc w salonie, od razu jej ulżyło.

    Wizja potencjalnego zagrożenia szybko rozeszła się po jej umyśle, dlatego wyostrzyła wszystkie zmysły. Nie czuła też żadnego niepokojącego zapachu czy przeciągu, świadczącego o tym że nie jest tu sama. Okno było uchylone, ale doskonale pamiętała, że było takie gdy się kładła. Do jej uszu nie dolatywał żaden dźwięk, poza jej cichym oddechem,  a kiedy oczy przywykły do ciemności, nic nie wzbudziło jej podejrzeń. Mimo to uniosła się na posłaniu, a pościel zaszeleściła. 

   - Halo? - Wychrypiała, modląc się by nikt ani nic jej nie odpowiedziało.

   Ze zgrozą uznała, że gardło ma wyschnięte na wiór. Suche usta również zaczęły jej uwierać, przez co zapragnęła napić się wody. Po krótkiej chwili doszła do wniosku, że dopóki nie zaspokoi pragnienia, nie będzie w stanie ponownie zasnąć. Wtedy z głębi domu wydobył się kolejny dźwięk. Coś metalowego uderzyło o posadzkę. Odrzuciła kołdrę na bok, kładąc bose stopy na miękkim dywanie. Ostrożnie wstała i z dudniącym sercem po omacku dotarła do drzwi. Powoli je uchyliła drzwi, wyglądając na korytarz. Wstrzymała oddech, by żaden dźwięk jej nie rozpraszał. Uwagę Yvette przykuło subtelne światło, które sączyło się z salonu. Uznała, że Drayton musiał zapomnieć wyłączyć lampkę. Zaraz potem usłyszała jego ściszony głos.

    - Grozisz mi?

    Zacisnęła palce na drewnie. Głos Chestera był stanowczy. Do kogokolwiek kierował te słowa, ich odbiorca szybko udzielił mu odpowiedzi. Yvette nie zrozumiała tych słów, chociaż bardzo się starała. Było już jasne, że nie są tu sami i nagle na powrót ogarnął ją dziwny niepokój.

   Miała nadzieję, że nie stanie się najgorsze. Dziwna siła pchnęła ją w przód. Nie domknęła za sobą drzwi, by w razie co ułatwić sobie powrót. Obiecała sobie, że jeśli cokolwiek się stanie, zabarykaduje się w sypialni i wezwie policję. W końcu telefon, który i tak wyłączyła zaraz po wyjściu z klubu, pozostał na nocnej szafce.

     - Spieprzaj stąd - warknął Chester.

     - Bo co? - odpowiedział ktoś, kogo głosu nie potrafiła rozpoznać. Miał lekki akcent, który z jakiegoś powodu wydał się intrygujący.

     - Bo wszystko zepsujesz!

     Yvette przykleiła plecy do zimnej i chropowatej ściany. Wystarczyło, by lekko wychyliła głowę aby dostrzec scenę rozgrywającą się przed wejściem. To tam byli mężczyźni, a wzburzone tony głosu świadczyły o tym, że nie było to przyjacielskie spotkanie.

      - Jak tak dalej pójdzie - warknął tamten - to ty wszystko spierdolisz, compañero.

      Zmarszczyła brwi. Hiszpańskie geny, bez dwóch zdań.

     Dziewczyna wzięła oddech. Wiedziała, że to co robiła było złe, jednak z jakiegoś powodu czuła, że powinna to słyszeć. W korytarzu zaczęła się szamotanina, okraszona ciężkimi sapnięciami.

    - Wyjdź stąd, Alex - głos Chestera ociekał jadem. - Albo przysięgam, że nasza umowa posypie się jak domek z kart.

    - Spróbuj mnie oszukać, a pożegnasz się że swoimi cohones - warknął tamten.

    - Ty jakoś radzisz sobie bez swoich - odpyskował mu Drayton.

    Yvette delikatnie wychyliła się zza ściany. Na tyle, na ile wydało jej się to bezpieczne. Rozmówcą Chestera okazał się wysokim, młodym mężczyzną o złotych włosach i skórze typowej dla latynoskiej krwi. Widziała jak trzymają się za koszulki, a obcy facet zdecydowanie nie miał zadowolonej miny. 

    Dziewczyna zaczęła nad tym intensywnie myśleć, jednak gdy tylko blondyn podniósł wzrok, od razu zniknęła za ścianą. Nie wiedziała, czy powinna rzucić się biegiem do sypialni, czy lepiej by stała w miejscu. Na chwilę przestała oddychać, analizując kolejny ruch. Zanim podjęła decyzję, do jej uszu ponownie doleciał szmer i niewyraźnie rzucone ostrzeżenie. A potem głuchy odgłos zamykania drzwi, rozniósł się po domu.

    Marszcząc brwi powoli ruszyła w stronę salonu. Po trzech niepewnych krokach wpadł na nią sam Chester, a gdy ją ujrzał zdawał się zdziwiony. Zakołysała się omal nie upadając.

    - Yvette? - Zapytał, chwytając ją za ramiona, by zatrzymać ją w locie. - Przepraszam, nie wiedziałem że tu jesteś. Wszystko ok?

    - Kto to był? - Zapytała niemal automatycznie, skanując jego twarz. 

     Nie wyglądał na zdenerwowanego, a przed chwilą jego głos zdradzał tę emocję. Teraz jednak był spokojny, być może nawet lekko śmiały mu się oczy.

    - Obudziliśmy cię? - Zapytał z troską. - Wybacz, mój wspólnik nie jest zbyt taktownym człowiekiem.

    - Wspólnik? - Zapytała niezbyt przekonana. - Nie brzmiał, jak ktoś z kim warto pracować.

    Ciepło jego dłoni rozchodziło się po jej ciele. Wciąż ją trzymał, a kiedy sobie to uświadomiła, spojrzała na jego palce, delikatnie obejmujące jej ręce. Chester dojrzał jej spojrzenie, po którym powoli odsunął dłonie zahaczając o jej skórę. Przeszedł ją dreszcz, jednak o zgrozo, był przyjemny.

    - Nie mam wpływu na to, kogo zatrudnia Marcus - stwierdził lekko.

    - Po co przyszedł o tak później porze? - Zapytała, zakładając ręce na piersi. - I dlaczego?

    - Bo nie wie co to kultura - westchnął. - To dlatego ja zająłem się obrazem - puścił jej oczko, unosząc kącik ust ku górze. - Wymieniliśmy się drobniejszymi zleceniami, żeby ułatwić sobie życie, ale Marcus nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział. Alex twierdzi, że nie wywiązałem się należycie z roboty za niego, co oczywiście jest nie prawdą.

    - Ale on ci groził - zauważyła.

    Chester przekrzywił lekko głowę, rozchylając wargi. W jego dojrzała dziwny cień, jednak nie potrafiła go zidentyfikować. 

     - Nie ma się czym przejmować - zaręczył. - Alex ma taki charakter. To tyle.

    - Co to za... zlecenia?

    Nauczona doświadczeniem, wiedziała ile może kryć się za niedopowiedzeniami.

    - Jakieś głupoty - westchnął. - Rozmowy z klientami biznesowymi, poszukiwanie najlepszej szkockiej w okolicy albo orkiestry symfonicznej na kolejny bal. Bogaci ludzie mają dziwne zachcianki.

    Obserwując elitę, która brylowała w galerii Danielle, była tego samego dania. Nie miała podstaw by mu nie wierzyć, więc odpuściła.

    - To co, już koniec przesłuchania? - Zaśmiał się, układając dłonie na biodrach.

    - Chyba tak - zmieszała się.

    - Chcesz się czegoś napić?

    Czuła, że i tak nie zaśnie w najbliższym czasie. Jeśli chwilę posiedzi z Chesterem, zapewne nic się nie stanie. To wciąż było lepsze niż bezcelowe wiercenie się w łóżku i rozmyślanie.

    Podążyła więc za nim, obserwując po raz kolejny jego sylwetkę. Teraz miał na sobie szary dres. Wciąz prezentował się elegancko i nienagannie, chociaż rozwichrzona fryzura już nie przypominała tego co zwykle.

    Chester przygotował dzbanek soku i szklanki, instruując ją gdzie znajdzie paczkę niezdrowych przekąsek. Wkrótce wylądowali na sobie w części salonowej, a Yvette musiała przyznać, że nigdy nie siedziała na tak miękkiej kanapie. Zajadali się chipsami, rozmawiając swobodnie. Co jakiś czas wybuchali gromkim śmiechem, gdy któreś z nich postanowiło uraczyć to drugie żenującą historią ze swojego życia.

    - Myślałem, że spalę się ze wstydu - pokręcił głową.

    - Została ci po tym blizna? - Zapytała, dusząc się ze śmiechu.

    - No pewnie - potwierdził. - Jedyny człowiek na świecie, który posiada bliznę po zajęciach z matematyki.

     - Pokaż! - Zaśmiała się, przybliżając się do niego. Musiała odłożyć szklankę na stół, a wtedy dostrzegła że ich kolana praktycznie się o siebie obijają. 

    - Daj - chwycił jej dłoń w swoją, lekko ściskając nadgarstek.

    Z zaciekawieniem obserwowała jego ruchy. W pewnym momencie skierował jej dłoń w swoją stronę, przekrzywiając dłonie. Wkrótce jej palce  zanurkowały w jego ciemnych i aksamitnych włosach. Nagle przestało jej być do śmiechu. Wtłoczyła do płuc tyle powietrza, ile była w stanie i zamilkła. Opuszki palców zaczęły sunąć po jego skórze, a wkrótce wyczuła charakterystyczne zgrubienie.

    - Czujesz? - Zapytał nisko.

    Długie rzęsy rzuciły cień na jego policzki, a idealnie skrojone usta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy pokiwała głową.

    - To była na prawdę ostra ekierka - skomentowała cicho.

    Z każdą sekundą dochodziło do niej, jak blisko Draytona się znalazła. Z jednej strony pragnęła się odsunąć, a z drugiej błagała, by ta chwila nie kończyła się za wcześnie. Wyobraźnia podsuwała jej obrazy Michaela, który mógłby widzieć ich razem. Na pewno by się wściekł, ale ona wiedziała, że potrafiłaby dać mu prawdziwy powód do złości.

    Najbardziej na świecie pragnęła, by O'Connor stracił nad nią panowanie.

     - To racja - powiedział cicho.

    Yvette przyłożyła na płasko dłoń do skóry Chestera. Coś podpowiadało jej, żeby to zrobić a ona uparcie ignorowała alarm, który wył w jej głowie i sumieniu. Drayton przymknął oczy.

    - Nawet nie próbuj jej stamtąd zabrać - mruknął cicho, głaszcząc kciukiem skórę jej nadgarstka.

    Zaśmiała się cicho, a potem na moment zapanowała przyjemna cisza. Yvette uświadomiła sobie, że jakaś część jej tęskniła za tego typu dotykiem. Chłonęła więc tę chwilę, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, jakie sączyło się w miejsce, gdzie biło jej pokiereszowane serce.

    - Dlaczego faceci są kutasami? - Zapytała nagle.

    Chester otworzył oczy i w zdumieniu uniósł brew.

    - Biorąc pod uwagę, że rozmawiasz z jednym z nich, to trochę kiepskie pytanie - zauważył rozbawiony. - Ale jak sądzę, pytasz nie bez powodu. 

   - Jesteście tacy egoistyczni - zauważyła. - Dajecie nam kawałek troski, uwagi i ciepła, by deptać nasze uczucia na każdym kroku. Przychodzicie tylko wtedy, gdy sami tego potrzebujecie a potem każecie nam żyć tymi ochłapami... - urwała, czując że się zagalopowała. - Nie ważne.

    - Ktoś cię zranił - zauważył, poprawiając się. - Widzę to w twoich oczach.

    - Mniejsza z tym - pokręciła głową, powoli wysuwając palce z jego kosmyków. 

    Chciała zabrać dłoń, jednak ją powstrzymał. Objął palcami jej palce, opierając je na barku. 

   - Musiałaś wcześniej źle trafić, Yvette - powiedział cicho. - Nikt o zdrowych zmysłach, nie skrzywdziłby tak wspaniałej dziewczyny jaką jesteś.

    Yvette poczuła piekące łzy w kącikach oczu. Oh, jakże nie chciała się rozpłakać. Jednak co mogła zrobić, gdy te słowa wywołały w niej takie poruszenie? Widziała przed oczami nie tylko Michaela, ale także Tellera, który zniszczył jej życie a także wszystkie twarze z sąsiedztwa, które razem z ojcem wyrządziły jej tak wiele krzywd.

    - Hej, skarbie - mruknął, gdy zacisnęła powieki. - Nie chciałem, żebyś płakała.

    Ale było już za późno. Po jej policzkach popłynęły łzy, chociaż nie wydała z siebie ani jednego dźwięku. Była w tym profesjonalistką. Płakała bezgłośnie, nie wydając z siebie nawet krótkiego, głośniejszego westchnięcia.

    Jego dotyk palił jej skórę, ale nie była w stanie wykrzesać z siebie dostatecznej siły, by wykonać nawet najdrobniejszy ruch. Za to on pochylił się w przód, ujmując wolną ręką jej policzek. Delikatnie starł kciukiem łzę, płynącą przez jej lico. Miała wrażenie, że zostawia na jej skórze iskierki ognia.

    - Ktokolwiek to był, popełnił ogromny błąd - powiedział nisko. - Nie jest wart twoich łez.

    Yvette mocno naparła zębami na dolną wargę.

    - No już - mruknął, delikatnie obejmując jej drobne ciało. - Już dobrze. 

    Reynolds poczuła jak chłopak ociera jej twarz, zahaczając palcem o rzęsy. Dziewczyna próbowała się uspokoić, przemawiając sobie do rozsądku. Wiedziała, że płacz niczego nie rozwiąże.

    - Jest coś, co mogłoby ci pomóc? - Zapytał po chwili.

    Yvette otworzyła oczy. Widok, przez słone łzy, wciąż miała zamazany, jednak kilka szybkich mrugnięć pozwoliło jej się ich pozbyć. Chester był obok, dając jej przestrzeń a jednocześnie trzymając ją tak blisko, jak nigdy przedtem.

    - Chciałabym się zemścić - powiedziała ochrypłym głosem.

     To właśnie czuła. Rozdzierające pragnienie zemsty na Michaelu, tkwiło w niej od momentu, gdy uświadomiła sobie kilka rzeczy w samochodzie. Z jakiegoś powodu, ta myśl rozrosła się w jej głowie, przejmując kontrolę nad tym co robiła.

   - Zemścić? - Zapytał. - Coś takiego nie pasuje do ciebie.

   Prychnęła.

   - A co do mnie pasuje? Podkulenie ogona i milcząca zgoda?

   - Nie powiedziałem tego - zaoponował. - Wydaje mi się, że jesteś za dobra na coś tak paskudnego jak zemsta.

   - Mówisz tak, jakbym w jej ramach chciała kogoś zabić.

   - Więc o jakiej zemście myślałaś? - Zapytał przekornie, wyłapując jej błądzące po jego twarzy spojrzenie.

    Nie odpowiedziała od razu. Skupiła się na dokładnym skanowaniu jego twarzy, której panujący wokół półmrok nadawał swoistego charakteru. Yvette nie mogła powstrzymać myśli, które w galopującym tempie zmierzały ku jednemu. Nie poznawała się w tej wersji, jednak ciepło jego ciała, intensywny zapach żelu pod prysznic i aura, która roztaczał wokół siebie Chester Drayton była niczym magnes. Gdy młody mężczyzna poprawił się na fotelu, zauważyła że ich twarze dzielą tylko centymetry.

    - Słodkiej - wyszeptała, czując szybsze bicie serca.

    - Jak bardzo słodkiej? - Zapytał unosząc kącik ust ku górze. 

     Yvette wyślizgnęła dłoń, która do tej pory spoczywała na jego barku i ułożyła ją niżej. Pod palcami wyczuwała bicie jego serca. Spokojny i miarowy rytm, działał jak hipnoza.

     - Bardzo - powiedziała niemal bezdźwięcznie.

     - Jesteś pewna?

    Wydawało jej się to tak oczywiste, jak nigdy wcześniej.

    - Tak.

    Trzy głoski. Jedno słowo.

    To właśnie przesądziło całą sytuację. Chester nachylił się jeszcze bardziej, całkowicie niwelując przestrzeń między nimi. Jego usta musnęły jej. Ten ruch był tak delikatny, jak trzepot skrzydeł motyla. Ledwo go wyczuła, jednak wiedziała że sobie go nie wymyśliła.

    Poczuła uścisk w żołądku. Gdy chłopak powtórzył ruch, nieśmiało go odwzajemniła. W głowie pojawiła jej się myśl, że właśnie teraz, w tym momencie dzieje się coś, czego Michael nigdy by się nie spodziewał. Jak sądziła, pragnął jej na wyłączność, jednocześnie samemu będąc w tym zakresie rozpustnym.

    Drayton ujął jej policzki, całując ją nieśpiesznie, a ona pozwoliła by prowadził ich w tym swoistym tańcu. Jego usta delikatnie badały jej, pozwalając dokładnie zapoznać się z ich fakturą. Były miękkie i słodkie.

     Tak słodkie jak zemsta, która urodziła się w jej umyśle.

    Całując się z Chesterem, czuła satysfakcję. Wiedziała, że gdyby Mike to widział, wściekłby się jak nigdy. Jednak w tamtej chwili wystarczyła jej zwykła świadomość, że usta Chestera zmazały z jej warg obecność O'Connora.

    I chociaż wiedziała, że było to głupie, nie dbała o to. Zamierzała robić wszystko, co tylko pozwoli jej zapomnieć. Choćby miała przez to popełnić tysiąc błędów.

    A pierwszym z nich było pocałunek z Draytonem.


***


    Poranek wcale nie sprawił, że czuła się wyzwolona. Jej organizm zaczął kontrolować stres. Z całą mocą uświadomiła sobie, co zafundowała przyjaciołom i Aaronowi, wyłączając telefon na całą noc. Nie odważyła się go jednak włączyć. Strach był zbyt wielki, dlatego odciągała konfrontację na późniejszy czas.

    Po pocałunku z Chesterem rozmawiali jeszcze chwilę, a potem odprowadził ją do sypialni gdzie przespała do rana. W jej oczach Chester wiele tym zyskał, jednak rozumiała jak wiele niesie ze sobą ten gest. Byli więc na zawsze związani tą nocą, a jej konsekwencje wytarły w ich sercach pewien znak. Ten znak mógł upomnieć się o siebie w każdej, nawet niespodziewanej chwili.

    Gdy wjechali na ulicę, prowadzącą do jej domu Chester zatrzymał się.

    - Na pewno nie podjechać bliżej? - Zapytał. - Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna.

    - Nie ma potrzeby - uśmiechnęła się blado. - Nie chciałabym, żeby ciocia wiedziała z kim spędziłam noc.

    Zaśmiał się wesoło. 

    - Myślę, że się tego domyśli - mrugnął do niej.

    - Wolałabym utrzymać pozory tej grzecznej - pozwoliła sobie na żart, by jakoś się rozluźnić. Nie wiele to pomogło. 

    - Przecież byłaś bardzo grzeczna, Yvette.

    Właściwie miał rację. 

    - Uciekam - westchnęła. - Pora zmierzyć się z wczorajszym wieczorem.

    Skinął głową, kiedy ułożyła palce na klamce. Już prawie otworzyła drzwi, jednak Chester ją powstrzymał. Chwycił dziewczynę za wolną rękę i przysunął się bliżej, składając na jej ustach przelotnego buziaka. Musiał się mocno nachylić, przez co strącili portfel, leżący na wolnym miejscu między skrzynią biegów a hamulcem ręcznym. Przedmiot wylądował gdzieś pod jej nogami.

    - Myślałaś, że uciekniesz bez czegoś na odwagę? - Zapytał nisko, puszczając jej oczko. - Daj znać jak poszło.

   Uśmiechnęła się szczerze, chyba po raz pierwszy tego dnia.

   - Na pewno nie zaszkodzi.

    Miała taką nadzieję. 

    Sięgnęła ręka do wycieraczkę, macając dłonią przestrzeń na podłodze. Utrzymując z nim kontakt wzrokowy, starała się odnaleźć jego portfel. Kiedy to zrobiła, uznała że jest otwarty, więc chwyciła go w dwa palce, powoli się prostując.

    - Jesteś pewna, że jeden wystarczy? - Zapytał  z figlarnym uśmieszkiem.

    Pokręciła głową. Wiedziona jakimś dziwnym uczuciem, zanim odłożyła na miejsce ten przedmiot, zerknęła w jego środek. Właściwie powiodła wzrokiem jedynie w miejsce, gdzie za przezroczystym tworzywem można było znaleźć dokument tożsamości. Yvette była ciekawa jak bardzo młody mężczyzna zmienił się od momentu, gdy dostał prawo jazdy.

    Jej uwagę przykuło jednak coś, co sprawiło że na moment wstrzymała oddech.

    Chester Wood

    Aż przeszły ją ciarki, gdy dostrzegła niespójność. Nazwisko, które widziała było jej znajome, jednak nie mogła go z nikim zidentyfikować. Kojarzyła je. Na pewno je znała. 

    - Yvette, to... - zaczął Drayton spokojnie. W jego głosie słychać było jednak napiętą nutę.

    Uniosła dłoń, pokazując mu, że ma milczeć. Powiodła wzrokiem po szeregu informacji ze zgrozą dochodząc do wpisanego w blankiet miejsca wydania dokumentu.

     West Richmond Fall.

    Przełknęła wielka gulę goryczy, a podwaliny jej nowego świata zatrząsały się zupełnie tak, jakby nawiedziło ją trzęsienie ziemi. 

    - Co to ma być?! - Zapytała w końcu, nie kryjąc złości.

    Wychodziło na to, że Chester ją oszukał. A tego nie przewidziała w żadnym ze swoich scenariuszy.

    - To długa historia... 

    - On cię przysłał!? - Przerwała mu, rzucając oskarżycielskie spojrzenie na mężczyznę obok.

    - Kto? - Wydawał się zdezorientowany.

    Nim jednak zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli huk. Ktoś uderzył w dach samochodu ze znaczą siłą. Podskoczyła w miejscu, odwracając się w stronę okna. Za szybą dostrzegła wściekłego Aarona, który wbijał w nią mordercze spojrzenie.

   Szyba przy jej twarzy zaczęła powoli się obniżać, zapewne dzięki Chesterowi. Czuła się tak, jakby ktoś przyłapał ją na największym z możliwych przestępstw. Możliwe, że właśnie tak było, a przynajmniej świadczył o tym wzrok Aarona.

    - Blokujecie przejazd, do kurwy - syknął, a jego głos był ostry jak brzytwa. - Zjeżdżaj stąd chłoptasiu, a tobie Yvette radzę przygotować się na największy opierdol w historii twojego życia.



========


Rozdział powstawał w trakcie choroby, musiałam go tysiąc razy poprawiać bo jednak pisanie z gorączką nie było dobrym pomysłem XD

Następna perspektywa Michaela i cóż... zaczynamy jazdę bez trzymanki! 


Buzi ;*

    






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top