|16| Yvette Reynolds
Dziewczyna spędziła weekend u Hailey. Nie było to nic nowego, jednak tym razem było inaczej. Z kilku powodów.
Reynolds nie chciała spędzać tych dni u siebie, ponieważ obawiała się odwiedzin Chestera. Nie była gotowa na konfrontację, po wszystkim co się stało. Uparcie ignorowała jego telefony, a po jakimś czasie wyłączyła telefon, by nie widzieć powiadomień. Starała się nie myśleć o tym co uświadomił jej Michael, ale było to ciężkie.
W tej wizycie było jeszcze coś. Yvette miała poznać Huntera - tego przystojnego, młodego mężczyznę, dla którego jej przyjaciółka straciła głowę. Znała go z opowieści, lecz kiedy zobaczyła go na żywo, przeszedł ją dreszcz.
Był dobrze zbudowany, a jego ręce pokrywał czarny tusz. Krótko ostrzyżony, o lekko zmrużonych oczach i zawadiackim spojrzeniu, nie wzbudzał sympatii. Miał na sobie białą, luźną koszulkę i spodnie, ozdobione łańcuchem. Nie pasował do eleganckiej i wiecznie uśmiechniętej Arnett. Ona wyglądała jak elegancka gwiazda, on zaś jak szemrany chłopak z ciemnych zaułków ulic.
— Cześć — pierwsza odezwała się Yvette. Nie chciała być nie miła, a nie wydawało się, aby chłopak zamierzał to zrobić.
W odpowiedzi skinął głową.
— To moja przyjaciółka, Yvette — powiedziała Arnett, przyklejając się do boku mężczyzny.
Ten objął ją ramieniem, wszczepiając palce w jej bok. Spojrzał na nią, a różnica wzrostu między nimi sprawiła, że Hailey wydawała się nienaturalnie mała.
— Posiedzę w salonie — zaręczyła, przyklejając na usta cos w rodzaju uśmiechu. — Nie będę wam przeszkadzać.
— Nie przeszkadzasz! — Zaśmiała się dźwięcznie. — Posiedzimy razem, będzie fajnie!
Nie była przekonana. Chłopak nie wyglądał na kogoś, z kim chciałoby się spędzać czas. Właściwie w normalnych sytuacjach, ominęłaby go szerokim łukiem.
Hailey jednak należała do osób, które mają to, co sobie postanowiły, dlatego wkrótce rozsiedli się na wygodnych kanapach, wśród słonych przekąsek. Yvette udawała, że to co dzieje się na ekranie telewizora pochłania ją bez reszty. Jednak atmosfera i tak była napięta, a wprowadzał ją właśnie Hunter. A raczej rzucane przez niego spojrzenia.
— Idę do łazienki — zakomunikowała przyjaciółka, ściskając wytatuowaną dłoń chłopaka. — Zaraz wracam.
Odprowadziła ją wzrokiem, a potem mimowolnie spojrzała na Huntera. Tego właśnie się obawiała. Zatopiła zęby w dolnej wardze, po czym również się podniosła. Uraczył ją krótkim, badawczym spojrzeniem.
— Idę na fajkę — mruknęła, po czym chwyciła płaszcz i upewniwszy się, że w kieszeni znajduje się paczka Cameli, wyszła na balkon.
Świeże, deszczowe powietrze buchnęło jej w twarz, jednak nie przejęła się tym. Odpaliła papierosa, pozwalając sobie zatopić się we własnych myślach.
Po chwili usłyszała nad uchem nagły dźwięk.
— Buuu!
Podskoczyła, o mało nie wypuszczając spomiędzy palców papierosa. Odwróciła się z cich ym piskiem, natrafiając na klatkę piersiową, otoczoną białym podkoszulkiem.
— Co ty robisz!? — Warknęła oburzona.
Z ulgą przyjęła do wiadomości fakt, że chłopak nieznacznie się odsunął i zaczął przeszukiwać kieszenie.
— Nie ładnie zostawiać gościa samego, prawda Yvette?
Jego głos był niski i szorstki. Na myśl przyszedł jej papier ścierny. Tak, zdecydowanie. Hunter był jak papier ścierny.
— Nie ładnie straszyć innych! — Odpowiedziała przyciskając plecy do barierki.
— Mogłaś na mnie zaczekać — odpowiedział, odpalając fajkę. — Wtedy byś się nie wystraszyła.
Patrzyła na niego, dziwiąc się że zrobił coś takiego. Nie znali się, więc nie mogła nawet uznać tego za żart.
— Po co tu przyszedłeś?
Popatrzył na nią, lekko unosząc brew.
— Po to samo co ty — zaciągnął się.
Przełknęła ślinę, dostawiając do ust filtr.
— Hailey nie lubi zapachu papierosów — zauważyła kąśliwie.
Nie raz powtarzała Yvette, że powinna to rzucić, ale nie potrafiła. Wolała wysłuchiwać narzekań przyjaciółki i jej prób umoralniania, niż próbować pozbyć się czegoś, co chociaż na chwilę pozwalało jej się uspokoić.
— Jakoś nie narzeka.
Nie specjalnie wierzyła, żeby ot tak przyjaciółka zmieniła zdanie o tytoniu, ale przemilczała to. Czyżby typ, wyglądający jak typ spod ciemnej gwiazdy, aż tak zawrócił jej w głowie?
Miles twierdził, że Hailey od zawsze lubowała się w kłopotach. Odrzucała ułożonych facetów, na rzecz tych, którzy szaleli po ulicach miast i spędzali noce w klubach. Arnett potrzebowała w życiu adrenaliny, którą brała właśnie od mężczyzn.
Yvette nie mogła jej oceniać. Nie, kiedy nie potrafiła dostatecznie pewnie odwrócić się i już nigdy więcej nie spojrzeć za sobie. Nie, kiedy w jej sercu mieszkał Michael O'Connor. Nie, kiedy darzyła uczuciem gangstera.
— Zawsze jesteś taka milcząca, Yvette?
Przygryzła wargę.
— Nie wzbudzasz mojej sympatii.
— Poważnie? — W jego głosie słychać było kpinę.
Spojrzała na niego intensywnie, zupełnie tak jakby chciała go prześwietlić.
— Nie dałeś mi do niej powodu — poinformowała, krzywo się uśmiechając.
Przygasiła papierosa o poręcz i rzuciła go za barierkę. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale Hailey nie miała nawet popielniczki. Ruszyła w stronę wejścia, ignorując fakt, że przez Huntera, nawet nie dopaliła fajki do końca.
— A muszę? — Zapytał, gdy chciała go wyminąć.
— Co?
— Czy muszę wzbudzać twoją sympatię, żebyś nie była tak irytująco cicho?
Yvette zamrugała parokrotnie, zastanawiając się czy się nie przesłyszała. Hunter z każdą minutą stawał się nie do wytrzymania. I chociaż właściwie nie wiele jej zawinił, nie potrafiła go polubić ot tak, jak lubi się nowo poznane osoby.
— Czy muszę rozmawiać, jeśli nie mam na to ochoty? — Zapytała i szybko skierowała się do środka.
Nie udało jej się jednak przekroczyć progu, bowiem zatrzymała ją ręka. Hunter oparł ją o framugę, a Yvette poczuła dreszcz, gdy dostrzegła groźnego lwa z otwartą paszczą na jego przegubie. Lew prężył się z każdym jego ruchem, zupełnie tak jakby chciał ją pożreć.
— Nie lubię ludzi o podwójnych standardach, Yvette.
— Nie wiem co masz na myśli — uniosła głowę, starając się aby jej głos brzmiał pewnie.
— Myślę, że byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś jednak nabrała ochoty.
Yvette chciała o coś zapytać, ale wtedy okno balkonowe otworzyło się na oścież a po drugiej stronie stanęła Hailey.
— Tu jesteście! — Wykrzyknęła radośnie. — Reynolds, kiedy w końcu rzucisz ten nałóg?
Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę z ukosa.
— U niego ci nie przeszkadza?
Arnett zaśmiała się nerwowo, tak jak robiła to zawsze, gdy nie wiedziała co odpowiedzieć. Chwyciła chłopaka za przez ramię, a jej wypielęgnowane palce kontrastowały z czarnym tuszem, którym pokryta była jego ręka.
Wtedy Yvette poczuła, że coś było nie tak. Nie umiała jednak powiedzieć co.
***
Michael pożegnał się z nią niezbyt wylewnie. W poniedziałkowy poranek po prostu oświadczył, że wszystko wraca na stare tory, a Aaron będzie doglądał jej bezpieczeństwa. Gdy wysiadała pod galerią, odprowadził ją wzrokiem. Uniósł palce, gdy chwyciła ciężkie drzwi budynku, zupełnie tak jakby chciał jej pomachać.
To było wszystko, na co było go stać. Tak myślała.
Jedyną rzeczą, której się obawiała, był Chester. To on zajmował jej myśli. A raczej to, że w końcu znajdzie sposób by się z nią skonfrontować.
Faktycznie, nie myliła się, bowiem stanął w progu galerii już dwie godziny po otwarciu. Mimo, że mogła czuć się bezpiecznie, otoczona kamerami, z Danielle w gabinecie i Aaronem na ulicy, jej niepokój rósł z każdą sekundą, w której chłopak przybliżał się do jej biurka.
Przełknęła ślinę, widząc jak kroczy powoli i dostojnie, a poły płaszcza rozchodzą się na boki.
— Cześć.
Jego głos nie brzmiał jakby był zdenerwowany. Był spokojny i opanowany.
Skinęła głową. Starała się nie patrzeć mu w oczy. W głowie ułożyła sobie jasny plan. Podziękuje za wspólne chwile, a potem da mu jasno do zrozumienia, że było to ich ostatnie spotkanie. Jednak kiedy tylko na nią spojrzał, zapomniała cały monolog, który ułożyła.
Jego spojrzenie było przeszywające.
— H-hej — zacięła się, poprawiając na szybko kilka teczek na blacie. Usilnie potrzebowała zająć czymś ręce, by nie widział jak się denerwuje.
— Nie odbierałaś ode mnie telefonu — zauważył, stając naprzeciwko niej.
— Byłam zajęta, Chester...
— Nie było cię w domu, kiedy przyszedłem... — wyliczał.
— Ja...
— Uciekłaś mi, Yvette. Z randki, na którą cię zaprosiłem. Z kimś obcym.
— Nie jest obcy — wymknęło jej się.
Spojrzał na nią wymownie, aż przeszły ją ciarki po plecach.
— No tak, brat, prawda?
Nie odezwała się.
— Martwiłem się.
Przemknęła ślinę.
Martwił się? Po tym, jak urządził ją drinkiem? Po tym, co zamierzał jej zrobić?
Jej serce przyśpieszyło, gdy oparł dłonie na blacie.
— Chyba zasługuję na wyjaśnienia, Yvette.
Zacisnęła usta w cienką linijkę.
— Chester, to spotkanie było... — zaczęła niepewnym głosem.
— Też czułaś się tak dziwnie? — Zapytał nagle, a jego głos nieznacznie się zmienił. Zupełnie tak, jakby coś zaczęło go stresować.
Zmarszczyła brwi.
— Dziwnie?
Nie wiedziała, o co dokładnie mu chodzi, ale z jego spojrzenia wywnioskowała, że było to coś ważnego.
— No wiesz — zniżył lekko głowę. — Tak... inaczej.
Potrząsnęła głową.
— Chester, nie wiem o co chodzi, ale myślę że nie powinniśmy...
— Wypiłem tylko jeden kieliszek, a czułem się jakbym wypił morze wódki — mruknął, po czym się wyprostował. — To nie było normalne.
Zmarszczyła brwi, opierając się o oparcie. Słuchała go uważnie, jednak czuła, jakby w ogóle go nie rozumiała. Nie spodziewała się czegoś takiego.
— Nie pamiętam, jak wróciłem do domu i... — zaśmiał się, jednak jakby bez wesołości. — Ostatnie co pamiętam, to tego blondyna, który cię zabrał.
Przełknęła ślinę, a jej serce przyśpieszyło.
— Słucham?
— To porypane, wiem.
Wstrzymała oddech, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Przeszedł ją dziwny prąd, którego nie umiała racjonalnie wyjaśnić.
— Ja też — powiedziała nagle, nie poznając własnego głosu. — Też nie pamiętam wszystkiego...
Skinął głową.
— Tego się bałem — wyznał. — Rano obudziłem się bez portfela. Obawiam się, że ktoś nam czegoś dosypał.
— Niby dlaczego? I kto?
Wzruszył ramionami.
— Nie wiem, ale cholernie się bałem, że coś ci się stało. Nawet nie wiesz, jak podle się teraz czuję. Może ktoś wykorzystał tamtych starców? Nie patrzyliśmy wtedy na stół i...
Wstała. Ta informacja sprawiła, że zaczęła podważać teorię Michaela. Twarz Chestera była zmartwiona, a jego spojrzenie łagodne. Nagle nie miała podstaw, by mu nie wierzyć.
— To dobrze, że twój brat się pojawił. Gdybyśmy wracali razem w tym stanie, mogłoby się to źle skończyć. Przepraszam, powinienem był uważać.
— To nie mój brat — wyjaśniła, a kiedy ujrzała jego pytające spojrzenie, wyjaśniła — to znajomy.
— Znajomy?
— Stary znajomy — potwierdziła.
— Czy to znaczy, że już nigdy nie będę mógł zabrać cię na randkę?
Yvette spojrzała na niego. Jak się okazało, nie był taki zły, jak myślała. Martwił się i nie okazywał tego w tak bezczelny sposób, jak niektórzy.
To sprawiło, że znów popatrzyła na niego łaskawym okiem.
— Trochę dużo tych randek — zaśmiała się nerwowo.
Uśmiechnął się łagodnie, podchodząc bliżej. Obszedł stół, by stanąć naprzeciwko.
— Planuję zaprosić cię na tyle randek, na ile będzie trzeba, Yvette.
Jej policzki spłynęły rumieńcem. Nie tylko od jego słów, ale także przez intensywne spojrzenie błyszczących oczu.
— Żeby co? — Zapytała. — Żebym oddała w końcu obraz?
Nachylił się ku niej, a ona poczuła ostrą woń perfum. Jego szept wpełzł do jej ucha, owiewając płatek ciepłym i wilgotnym oddechem.
— Żebyś zobaczyła, że od dawna nie chodzi tylko o obraz, piękna.
Yvette zamarła. Te słowa wzbudziły w niej poruszenie, którego się nie spodziewała.
Chester Drayton z nią flirtował.
Czy to mogło skończyć się dobrze?
========================
Dziś krótko, ponieważ musimy szybko przejśc do Michaela ^^
Obiecuję, że teraz rozdziały będa pojawiać się częściej!
Buźka ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top